Anonim z forum pod moim tekstem „Dziekan Obarek kontraatakuje” pyta: „Dlaczego na podstawie donosu, który Pan cytuje, uważa Pan, że Obarek popełnił jakiś plagiat - donos chyba jest formą mało wiarygodną???” Pewności nie mam. Od sprawdzenia tego jest Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie, która nadała panu Obarkowi tytuł doktora. Powinni to zrobić jak najszybciej. Metoda na ustalenie tego, czy praca jest samodzielna jest prosta.
Uczelnie mają specjalne programy komputerowe do tego celu. Ja, mając do dyspozycji tylko wyszukiwarkę internetową, zrobiłem tak:
1. Wpisałem jedną z książek, którą podaje w bibliografii Piotr Obarek: Szymon Bojko, Polska sztuka plakatu, W-wa 1971r. Następnie wszedłem tutaj (kliknij):
2. Wybrałem fragment z tekstu doktoratu Piotra Obarka:
„Wraz z odzyskaniem niepodległości powstają nowe możliwości dla sztuk plastycznych, mających zaspokajać aspiracje młodego państwa w dziedzinie informacji i propagandy. Jednym z pierwszych zadań grafików było opracowanie wizerunku obiegowych symboli, znaków dla nowej administracji, inaczej mówiąc banknotów, znaczków pocztowych, papierów wartościowych itp. Reklam handlowa jest jeszcze bardzo słabo rozwinięta, lecz około 1923 r. stan ten ulega zmianie i odtąd wysuwać się będzie na jedno z pierwszych miejsc w edycji plakatów”.
3. Wrzuciłem ten fragment do okienka wyszukiwarki na stronie pod podanym wyżej linkiem.
4. Wyskoczyło mi, że to zdanie z pracy Piotra Obarka jest żywcem skopiowane ze strony 53 książki.Szymona Bojko, Polska sztuka plakatu, W-wa 1971r.
Nie mam czasu na kontynuowanie tej pracy. Zróbcie to sami. Załączam tekst wykładu kwalifikacyjnego na I stopień naukowy Piotra Obarka. Pod tekstem podany jest wykaz prac, z których Piotr Obarek czerpał. Dotrzyjcie do tych prac i sprawdżcie sami. Anonim sprawdził tylko 3 pozycje z listy 20 podanych w bibliografii, a więc do pracy!
Pod tym linkiem tekst wykładu kwalifikacyjnego Piotra Obarka.
Co do zarzutu, że cytuję donos. Niech za mnie odpowie Marek Wroński z „FORUM AKADEMICKIEGO”, który ściga plagiatorów. Poniżej fragment Jego tekstu.
Adam Socha
BOMBA ZEGAROWA
Otóż, najważniejszą rzeczą jest zrozumienie, że wykryty plagiat na wydziale jest „tykającą bombą zegarową”, która w porę nierozbrojona wybuchnie, niszcząc zarówno dotychczasową dobrą opinię plagiatora, jak i opinię dziekana.
Najczęściej pierwsza informacja o podejrzeniu plagiatu wpływa do władz dziekańskich. Nie ma to znaczenia, czy ktoś poinformował o tym anonimowo, czy pod własnym nazwiskiem. Każdą informację dziekan ma obowiązek dokładnie sprawdzić, zapewniając informatorowi pełną dyskrecję. Jeśli po porównaniu wskazanej pracy ze źródłem widać jednoznacznie, że większość tekstu jest przejęta i artykuł to jawny plagiat, dziekan w ciągu najdalej kilku dni jest obowiązany podjąć konkretne kroki. Brak akcji i parotygodniowe zwlekanie z podjęciem oficjalnych decyzji w zasadzie dyskwalifikuje dziekana z pełnionej funkcji, niszcząc opinię o jego rzetelności i pokazując, że brak mu charakteru i niezłomności działania.
Pierwszym krokiem jest powołanie komisji dziekańskiej, złożonej z kilku rzetelnych i dyskretnych profesorów, którzy w okresie 14 dni powinni złożyć protokół określający wielkość i procentową skalę zapożyczeń. Załącznikiem do protokołu są obie prace: plagiat i źródło. Ważne jest, aby teksty w przebadanych pracach były podkreślone w taki sposób, który nawet laikowi pozwoli się zorientować, co i skąd zostało przejęte.
Mając formalny protokół, dziekan powiadamia na piśmie rektora uczelni, który od tej chwili odpowiedzialny jest za postępowanie dyscyplinarne. Nie zwalnia to wcale dziekana od kolejnych posunięć. Drugim krokiem dziekana jest powiadomienie rady wydziału o ustaleniach komisji dziekańskiej. Jest to wymóg bezwzględny, bowiem nierzetelny nauczyciel akademicki musi być poddany ostracyzmowi środowiska. Gdy dowody popełnienia nierzetelności naukowej są niepodważalne, to proces osądu środowiskowego biegnie niezależnie od postępowania dyscyplinarnego.
Naukowcy są osobami publicznymi, więc przy ewidentnej nierzetelności winny nie ma szans na wygranie procesu sądowego pod pozorem ochrony dobrego imienia.
Marek Wroński
Skomentuj
Komentuj jako gość