Atmosfery zastraszenia panującej w oddziale IPN w Białymstoku doświadczyłem osobiście, gdy przybyłem tam 2 lutego rano wraz z wiceprezesem Fundacji „Debata” Wojciechem Koziołem. Nie przypadkowo wybrałem ten dzień. Wcześniej zrobiłem dokładny wywiad i wiedziałem, że dyrektor Cezary Kuklo nie ma tego dnia zapisanych żadnych gości, nie ma urlopu, nie jest chory, nie ma też zajęć na Uniwersytecie w Białymstoku (przerwa semestralna). Jednym słowem powinien być w pracy. Ale go nie było.
PRZYJDZIE, NIE PRZYJDZIE?
Strażnik spisał nasze dane i wezwał na naszą prośbę na dół sekretarkę. Sekretarka powtórzyła to, co powiedział strażnik, że dyrektora dzisiaj nie będzie w pracy i wezwała na pomoc rzecznika prasowego. Tomasz Danilecki wziął nas do swojego pokoju i powtórzył to samo: - dyrektora dzisiaj nie będzie w pracy, ma czas pracy nielimitowany. Poprosiłem, żeby zadzwonił do dyrektora na komórkę, poinformował, że przyjechał dziennikarz i zapytał, kiedy mnie przyjmie?
- Jak pan to sobie wyobraża!- Wybuchł zdenerwowany rzecznik, rozkładając ręce. - Pan wie, czego ode mnie żąda?!
-
Nie żądam, tylko proszę o najzwyklejszą rzecz, żeby pan powiadomił szefa, że przyjechał dziennikarz - odparłem coraz bardziej zdziwiony nerwową reakcją rzecznika.
Po długich przepychankach słownych rzecznik zadzwonił do sekretarki i jej zlecił, by nawiązała kontakt z dyrektorem. Po godzinie rzecznik przeprowadził mnie do sekretariatu. Sekretarka nie była w stanie ukryć zdenerwowania. Gdy podawała mi kawę drżała jej ręka. Po kolejnej godzinie oczekiwania rzecznik wpadł do sekretariatu z informacją, że otrzymał SMS-a od pryncypała, że dzisiaj go nie będzie.
Poprosiłem ponownie, by zapytał, kiedy będzie i czy mnie przyjmie? Jesteśmy gotowi czekać nawet do wieczora. Na odpowiedź czekałem kolejną godzinę. W tym czasie udało mi się wymknąć na korytarz, bez asysty i wejść do jednego z pokoi. (Nie wolno było nam poruszać się po oddziale samodzielnie, za każdym razem ktoś nam towarzyszył, wrażenie zrobiły też na nas kamery na wszystkich korytarzach i strażnik pod bronią).
Zaskoczony pracownik, do którego pokoju wszedłem, by zapytać o atmosferę w pracy, nastawił głośno radio i przez chwilę rozmawiał przyciszonym głosem, lękliwie spoglądając na drzwi. Szybko wyszedłem, nie chcąc narażać go na stres.
Wreszcie nadeszła odpowiedź od dyrektora, że przyjmie mnie jutro o 9.00 rano. Nie bardzo nam się uśmiechało zostawać na noc w Białymstoku, gdyż miała to być najmroźniejsza noc i zamarzało nam paliwo. Zdobyłem więc numer komórki do dyrektorka i sam zadzwoniłem.
„Panowie się nie zapowiedzieli, w Białymstoku są hotele z garażami” - odparł nieugięty dyrektor. Jeszcze zadzwoniłem do rzecznika prasowego centrali IPN w Warszawie, wicedyrektora Andrzeja Arseniuka, który mimo że był chory, odebrał telefon i obiecał poprosić dyrektora, by nas przyjął jeszcze tego samego dnia. Niestety, też nic nie wskórał.
TAJEMNICA GABINETU DYREKTORA
Następnego dnia pierwsze zaskoczenie. Dyrektor nie przyjął mnie w swoim gabinecie, a w sali konferencyjnej przylegającej do gabinetu w asyście zastępcy Waldemara Wilczewskiego i rzecznika Tomasza Danileckiego. Bardzo chciałem zobaczyć gabinet dyrektora i go sfotografować, tyle się bowiem o nim nasłuchałem opowieści: głównie do tego gabinetu i gabinetu asystentki dyrektora miały trafić najdroższe meble, skórzane fotele itp. Gabinet ponoć ma mieć 80 mkw powierzchni i być podzielony na 3 części: gabinet, sypialnię i łazienkę. Równie bogato wyposażony gabinet ma mieć osobista asystentka dyrektora, Dorota L., która wczoraj też była nieobecna, również nie było jej w pracy 3 lutego. (Nie tylko dyrektor Kuklo w Oddziale IPN w Białymstoku ma oprócz przestronnego gabinetu pokój wypoczynkowy z rozkładaną kanapą i łazienkę do wyłącznej dyspozycji . Także Główna Księgowa Irena Świderska-Ostapowicz, która – jak zeznali świadkowie w Sądzie Pracy - brała aktywny udział w mobbingowaniu pracowników wskazanych przez dyrektora).
To z powodu luksusowego gabinetu (a także innych apanaży dyrektora) pracownicy nazwali go „Bizancjum”. Gdy to powtórzyłem dyrektorowi, zagroził mi procesem, jeśli tego sformułowania użyję. Zaproponowałem wobec tego, żeby pokazał mi swój gabinet i w ten sposób zdementował plotki na jego temat. Nie zgodził się.
Czytaj cały tekst Adama Sochy w miesięczniku Debata
Adam Socha
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Skomentuj
Komentuj jako gość