To było tak. Zadzwonił Jerzy Szmit i zapytał, czy chciałbym przeprowadzić wywiad z Jarosławem Kaczyńskim. Zadzwoniłem do Łukasza Adamskiego, który ogłosił swoją tezę, że tak naprawdę prezes PiS woli te wybory przegrać i zaproponowałem, iż zrobimy ten wywiad wspólnie. Łukasz bardzo się zapalił. Oddzwoniłem, że wchodzimy w to. Prosimy tylko o podanie miejsca, godziny i jakim czasem będziemy dysponowali.
Miejsce i czas szef PiS na Olsztyn nam wskazał od razu: siedziba partii przy ul. Marii Curie-Skłodowskiej, między 16.00 a 17.00. Natomiast ile czasu dostaniemy na rozmowę, powiadomi nas ktoś ze sztabu w Warszawie. Zabraliśmy się z Łukaszem za układanie pytań. Łukasz założył, że więcej niż pół godziny nie dostaniemy i przesłał mi w związku z tym tylko 4 swoje pytania, a ja jemu wysłałem też 4, i z tego Łukasz skomponował przebieg rozmowy. Łukasz miał zrobić rozmowę dla portalu „Frondy”, ja „Debaty”.
We wtorek zadzwonił do mnie Łukasz, z pytaniem, czy dzwonili do mnie z Warszawy? Nie. Zadzwoniłem więc sam do Jerzego Szmita. Potwierdził, że prezes Kaczyński będzie do dyspozycji o 16.30. Dobra.
O 14.30 wyłączyłem komórkę, bo prowadziłem rozmowę z informatorem. Włączyłem ponownie o 15.30, a komórka aż zaczęła podskakiwać od ilości nie odebranych połączeń i SMS-ów od Łukasza. Dostał wiadomość z Warszawy, ze sztabu PiS, że wpuszczeni zostaną tylko i wyłącznie dziennikarze mediów lokalnych, ja jestem na liście, jego nie ma, więc muszę sam zrobić ten wywiad. Dobra. Pojechałem do siedziby PiS-u, przed którym już zgromadził się tłumek dziennikarzy. W siedzibie przemiła Bożena Ulewicz odstąpiła mi swoją kawę, bo zasypiałem na stojąco. W głównym pomieszczeniu stał pięknie ubrany stół. Hm, pomyślałem mile zaskoczony, to rzeczywiście zupełnie nowy styl kampanii; wspólny posiłek z dziennikarzami pana prezesa i w trakcie rozmowa (dodam, że byłem wściekle głodny).
Wreszcie pojawił się prezes, który wcześniej był na otwarciu centrum informatycznego na UWM (środki na budowę centrum uniwersytet zawdzięczał śp. minister Grażynie Gęsickiej). Co prawda lekko byłem zdziwiony, dlaczego prezes nie spotkał się z wyborcami, ale tak wymyślili sztabowcy, a jak widać, ta metoda przynosi efekty.
Prezes Jarosław Kaczyński podał wszystkim obecnym w sztabie dłoń, po czym zamknęły się za nim drzwi głównego pomieszczenia, a przed drzwiami stanął cerber. Najpierw wpuszczono ekipę Radia Olsztyn, która zadała trzy pytania i wyszła, następnie weszła ekipa z „Gazety Olsztyńskiej” i po 5 minutach wyszła. Przyszła moja kolej, przed wejściem sztabowiec z Warszawy wręczył mi wizytówkę i polecił wywiad przysłać mailem do autoryzacji. I już byłem w ogródku i już witałem się z gąską, przepraszam, z prezesem Jarosławem Kaczyńskim, gdy nagle blond-działaczka zaczęła prosić prezesa, by usiadł do stołu i spróbował przygotowanych smakołyków. Prezes się bronił. „Widzicie mój brzuch? - pytał uśmiechnięty (patrz zdjęcie). - Wszędzie mnie częstują, ile ja mogę zjeść, no i na którą dotrę do Warszawy?” Jednak siła perswazji blond-działaczki był tak silna, że prezes zgodził się spróbować. Wobec tego wyproszono mnie za drzwi. Pocieszałem się, że za tym drzwiami tkwię w dobrym towarzystwie Bożeny Ulewicz i prof. Selima Chazbijewicza. Za to, co chwila za drzwiami znikał jakiś kolejny lokalny działacz. Po pewnym czasie uchyliłem drzwi i zobaczyłem, że działacze obsiedli stół i atmosfera jest familiarna, więc tylko się upewniłem u blond-działaczki, że nic tu po mnie. Już żadnych wywiadów prezes nie będzie udzielał.
Dobrze, że chociaż mam wizytówkę sztabowca z Warszawy, więc wyślę mu nasze pytania, do prezesa. Może pan prezes odpowie? Kto wie?
Adam Socha, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
PS. Właśnie skończyłem ten tekst, gdy zadzwonił pan Jerzy Szmit i przeprosił za wywiad, którego nie było. Przeprosiny zostały przyjęte.
Skomentuj
Komentuj jako gość