Krzysztof Sychowicz
Rojek charakteryzuje Józefa Mickiewicza: „pracownik KW ZMS, następnie świetny organizator i animator kultury SKK „Pojezierze”, dziennikarz „Warmii i Mazur”, autor noweli Miary i Wagi (1965)” itd. (s. 82) Istotne uzupełnienie to informacja, że Mickiewicz to również esbecki donosiciel – KO ps. „Iskra”, który działał na szkodę własnego środowiska i denuncjował swoich kolegów po piórze[2]. Jest też nota o Juliuszu Grodzińskim (s. 95). Wiadomo tu, że dziennikarz ten jako TW ps. „Korespondent” był informatorem SB[3]. Na kartach „przewodnika” Rojka jest jeszcze wielu tajnych współpracowników bezpieki.
Osobiście zainteresowała mnie postać pisarza Sokrata Janowicza, piewcy „Białostocczyzny jaka przeminęła i przemija nadal” (s. 106). Rojek napisał: „Przez dekadę lat siedemdziesiątych XX wieku członek olsztyńskiego Oddziału ZLP oraz publikował w „Pojezierzu”, stąd jego sylwetka” (s. 105). A ja, cóż, może napiszę tak: Sokrat Janowicz był tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie „Kastuś” i tak jak ja, jest z Białostocczyzny – stąd jego sylwetka.
* * *
Sokrat Janowicz urodził się 4 września 1936 r. w Krynkach na Białostocczyźnie. Latem 1953 r., jako uczeń trzeciej klasy Technikum Elektrycznego zainicjował wśród swoich kolegów w rodzinnej miejscowości powołanie siedmioosobowej organizacji pod nazwą „Związek Białoruskich Patriotów”. Organizacja miała stanowić zalążek kierownictwa „siatki bojowych grup 3-4 osobowych, działających wg zasad partyzanckiej konspiracji”. Związek ten przetrwał do końca ferii zimowych 1954 r. Po przeprowadzeniu rozmowy z Janowiczem przez SB i zastosowaniu innych środków profilaktycznych ten na pewien okres czasu nie podejmował podobnej działalności[4].
O agenturalnej działalności Janowicza świadczy szereg dokumentów. Zachowała się jego esbecka teczka personalna z własnoręcznie napisanym 18 sierpnia 1958 r. zobowiązaniem do współpracy z SB. Tzw. „teczka pracy”, a więc materiały z doniesieniami i raportami agenturalnymi, informujące szczegółowo o działalności agenta, nie zachowała się. Mamy jednak sprawozdania miesięczne i kwartalne z lat 1958-1962 sporządzane przez białostocką bezpiekę dla Departamentu III MSW w Warszawie oraz oświadczenie o zerwaniu współpracy z SB, napisane we wrześniu 1970 r. przez Janowicza używającego pseudonimu „Kastuś”.
Wpływ na działalność Janowicza miało powołanie jesienią 1955 r. decyzją KC PZPR białoruskiej organizacji społecznej i tygodnika wydawanego w języku białoruskim „Niwa”. 15 października Egzekutywa KW PZPR w Białymstoku przesłała do KC wniosek Jerzego Wołkowyckiego[5] o powołanie Towarzystwa Kultury Białoruskiej przy Zarządzie Wojewódzkim Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Zadaniem Towarzystwa miało być szerzenie ideologii partii, stosowanie w życiu codziennym Białorusinów zasad marksizmu-leninizmu itd. oraz w końcu rozwijanie białoruskiej twórczości artystycznej, naukowej i literackiej. Kilka miesięcy przed zjazdem założycielskim organizacji sekretarzem Zarządu Głównego został „namaszczony z góry” Aleksy Kozioł, kierownik Wydziału ds. Wyznań WRN. Przewodniczącym został natomiast Aleksander Dawidziuk, pracownik Urzędu Cenzury[6]. 1 marca 1957 r. Egzekutywa KW PZPR w Białymstoku powołała Komisję ds. Narodowościowych, która miała formalnie za zadanie udzielać politycznej pomocy w realizacji ustalonych partyjnych konwencji towarzystw społeczno - kulturalnych dla mniejszości białoruskiej, litewskiej, ukraińskiej i żydowskiej. W rzeczywistości jednak stała się instytucją umożliwiającą ścisłą kontrolę i oddziaływanie KW PZPR, w szczególności na środowisko mniejszości białoruskiej. Nadzór nad obiema placówkami od początku sprawowało Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Opieka ta, jak się szybko okazało, nie była jedynie formalna, a spośród najaktywniejszych wówczas działaczy BTSK zwerbowano tajnego współpracownika SB. W 1958 r. Janowicz, jako redaktor tygodnika „Niwa”, założył wspólnie z przyjaciółmi Białoruskie Stowarzyszenie Literackie „Białowieża” i rozpoczął „karierę” w białostockiej bezpiece.
18 sierpnia 1958 r. Janowicz napisał własnoręcznie zobowiązanie do współpracy z białostocką SB: „Ja, Janowicz Sokrat, syn Konstantego, zamieszkały w Białymstoku, zobowiązuję się dobrowolnie współpracować ze Służbą Bezpieczeństwa KW MO w Białymstoku. Współpraca moja będzie polegała na przekazywaniu pisemnych informacji Służbie Bezpieczeństwa o przejawach wrogiej działalności skierowanej przeciwko PRL i ZSRR. Dla zachowania w tajemnicy faktu mojej współpracy przekazywane informację będę podpisywał obranym sobie pseudonimem „Kastuś”. Zobowiązuję się również zachować w tajemnicy fakt mojej współpracy nie ujawniając nawet przed najbliższą rodziną. O skutkach ujawnienia tego zostałem poinformowany przez pracownika Służby Bezpieczeństwa”[7].
W świetle sprawozdania kwartalnego z działalności Wydziału III KW MO SB w Białymstoku do Dyrektora Departamentu III MSW w Warszawie, w okresie od początku sierpnia do 1 października 1958 r., III Wydział zrealizował trzy werbunki do sieci agenturalnej, w tym tajnego współpracownika o ps. „Kastuś”, członka PZPR. Szef białostockiej SB ppłk. Stanisław Wałach, informował m.in.: „Do nowo zwerbowanej sieci należy informator „Kastuś”, narodowości białoruskiej, wykształcenie średnie, zawód wyuczony technik - elektryk, dziennikarz, wywodzi się ze środowiska osób o poglądach nacjonalistycznych, skupiających się wokół białoruskich Towarzystw Społeczno-Kulturalnych. Werbunek został dokonany na zasadzie lojalności. Nowo zwerbowany do współpracy jest chętny oraz posiada dobre możliwości rozpracowania osób będących w naszym zainteresowaniu. W wyniku dotychczasowej współpracy przekazuje dość cenne materiały mówiące o nacjonalistycznej działalności niektórych osób i zainteresowaniach niektórych działaczy nacjonalistycznych przebywających na emigracji, sytuację w kraju”[8].
W okresie tym Służba Bezpieczeństwa uzyskiwała szczegółowe dane mówiące o „aktywizacji elementów nacjonalistycznych” w środowisku białoruskim. W świetle pierwszego znanego donosu „Kastusia”, 19 sierpnia 1958 r., na posiedzeniu Zarządu Oddziału BTSK w Bielsku Podlaskim, na którym była omawiana sprawa szkolnictwa białoruskiego, w dyskusji na ten temat zabrał głos Arseniusz Artysiewicz, członek Zarządu Oddziału BTSK w Bielsku Podlaskim, „który powiedział, że rejony zamieszkałe przez ludność białoruską powinny należeć do Białorusi, gdyż w przeciwnym razie nic nie wyjdzie ze szkolnictwem w Polsce. Proponował wystąpić z odpowiednim memorandum do rządu BSRR o przyłączenie tych ziem do Białorusi”. Jesienią 1958 r. w rozmowie z informatorem ps. „Kastuś”, Franciszek Pietkiewicz, kierownik Ośrodka Zdrowia w Krynkach, twierdził, „że już niedaleki ten czas, kiedy upadnie ZSRR. Wypowiadał się, że niezwłocznie wówczas przystąpi do odbudowania Białorusi od Pskowa do Prypeci i od Kłuszyna pod Moskwę i Wilno”. Mówił również, że „Niwa” jest „podłą, komunistyczną gazetą” i że chce nawiązać kontakt z prawdziwą gazetą na Zachodzie – szczególnie z „Baćkowszczyzną”, o której dużo słyszał. „Baćkowszczyzna” - czyli z języka białoruskiego „ojcowizna” - była białoruskim tygodnikiem społeczno-politycznym drukowanym w Monachium (w latach 1947-1966). Poza tym Pietkiewicz mówił, że napisze do „Niwy” wybitnie antyradziecki artykuł i jak jego nie zamieszczą, to wszelkie więzy z tygodnikiem zerwie”. Latem 1957 r. jeździł na Białoruś (BSRR) i po powrocie wobec wszystkich wyrażać miał pogląd, iż białoruski naród „zdycha z głodu w kołchozach”.
Od początku agenturalnej współpracy informatora ps. „Kastuś” Wydział III SB wnikliwie na bieżąco obserwował i analizował nadsyłaną na Podlasie nacjonalistyczną białoruską prasę i literaturę z zachodnich ośrodków emigracyjnych. Na adresy BTSK w Białymstoku, Bielsku Podlaskim i Hajnówce był przesyłany z Niemieckiej Republiki Federalnej wspomniany tygodnik „Baćkowszczyzna”. W świetle donosów TW „Kastuś”: „Baćkowszczyzna” miała być systematycznie przesyłana do Franciszka Pietkiewicza i Michała Anisimowicza, zamieszkałych w Krynkach. Wielokrotnie notowano fakt nadsyłania nacjonalistycznej literatury do białostockiego Oddziału BTSK przez białoruskiego emigranta Bazylego Łukaszyka przebywającego w Szwecji. O fakcie tym, dzięki donosom Janowicza powiadomiono Wojewódzki Komitet PZPR, który miał spowodować wycofanie z obiegu wrogiej literatury. We wrześniu 1958 r. nadeszła z Kanady kolejna przesyłka do redakcji „Niwy”, wewnątrz której znajdowała się koperta wraz z listem adresowanym do Konstantego Sidorowicza, aktywnego działacza białoruskiej „Hromady” z okresu międzywojennego, następnie członka BTSK. Autorem tego listu był Sieniak-Chmare, legendarny działacz międzywojennego narodowo-politycznego ruchu białoruskiego, który miał dopytywać się Sidorowicza, „czy żyje jeszcze ktoś w Polsce ze znanych działaczy białoruskiego ruchu międzywojennego”. Na adres Katedry Filologii Białoruskiej Uniwersytetu Warszawskiego w maju 1959 r. nadeszła ze Szwecji duża przesyłka z zawartością literatury nacjonalistycznej. Był to drugi zanotowany przez białostocką bezpiekę tego rodzaju incydent. Stwierdzono, że przysyłaniem literatury nacjonalistycznej na różne adresy w kraju zajmują się: B. Łukaszyk, który na początku 1959 r. przysłał paczkę z reakcyjną twórczością literacką na adres Oddziału BTSK w Białymstoku. Z Łukaszykiem utrzymywali kontakt figuranci prowadzonych spraw: Konstanty Sidorowicz i Antoni Kowalczuk, a także informator „Kastuś”. W liście do TW w kwietniu 1959 r. Łukaszyk pisał, „że w niedługim czasie wraz z Sidorowiczem i Kowalczukiem będą obchodzić 35-tą rocznicę pracy w ruchu białoruskim. Na wspomnianą uroczystość zamierza przyjechać do Białegostoku, ponieważ chce być w gronie swoich przyjaciół”. Na zakończenie listu Łukaszyk prosił TW ps. „Kastuś”, ażeby pozdrowił w jego imieniu Kowalczuka i Sidorowicza. Korzystając z tego Janowicz przeprowadził dłuższe rozmowy z Sidorowiczem i Kowalczukiem, podczas których pierwszy miał wychwalać siebie, że był działaczem i że całe swoje życie poświęcił, jak się wyraził - „sprawie białoruskiej”. Skarżył się na bezpiekę, że go prześladuje i nie pozwala prowadzić działalności wśród Białorusinów. Mówił: „wiem, że w UB jest na mnie kupa materiałów i że moja osoba do końca życia nie będzie dawała im spokoju”. Natomiast Kowalczuk, który utrzymywał kontakty z białoruskim nacjonalistą Łukaszykiem, wypowiadał się, że zamierza wyjechać z kraju na pobyt stały do ZSRR, gdyż – jak się wyraził – ma już dość tej „nędznej” Polski. Kowalczuk miał zwracać się ponadto do TW „Kastuś” o znalezienie osoby mającej możliwość doręczenia paczki leków dla dr. Marcinkiewicza zamieszkałego w Grodnie. Leki te przysłał Kowalczukowi z Szwecji B. Łukaszyk. O powyższym fakcie, dzięki donosom TW, poinformowany został Wydział III Departamentu III MSW celem uzgodnienia dalszych przedsięwzięć.
Takich interesujących informacji w późniejszym okresie było więcej. Do ciekawszych informacji uzyskanych na początku 1961 r. przez Wydział III SB należy zaliczyć rozmowę TW „Kastuś” z figurantem sprawy Konstantym Mojsienią, podejrzanym o działalność nacjonalistyczną. W czasie jednego ze spotkań z TW zaproponował on zorganizowanie białoruskiej nielegalnej organizacji systemem dwójkowym. Twierdził, „że w niedalekiej przyszłości wybuchnie wojna i białoruski aktyw powinien liczyć się z koniecznością prowadzenia podziemnej działalności. Aktywność tę jego zdaniem należałoby rozpocząć od wyrżnięcia księży i polskich szowinistów oraz wydawania ulotek narodowo-białoruskich”. Proponowana przez Mojsienia nielegalna organizacja miała składać się z kilkudziesięciu osób – Białorusinów całkowicie oddanych „narodowej sprawie białoruskiej”. Organizacja ta miałaby za zadanie rozrzucanie ulotek, które zmuszałyby władzę polską do ustępstw na rzecz Białorusinów, a w wypadku wojny prowadziłaby terror na ziemiach polskich w stosunku do osób, które zajmują kierownicze stanowiska w administracji państwowej. Jednocześnie w rozrzucanych ulotkach Mojsienia proponował krytykowanie osób narodowości białoruskiej, które według jego oceny polonizują ludność białoruską. TW „Kastuś” propozycję Mojsieni uznał za nierealną i wręcz szkodliwą oraz oświadczył mu, że „tego rodzaju działalność nie przyniosłaby żadnej korzyści ludności białoruskiej”[9].
W drugiej połowie lat 60., Sokrat Janowicz, jako redaktor tygodnika „Niwa”, członek PZPR i Związku Literatów Polskich, coraz śmielej i przy różnych okazjach zaczął prezentować kontrowersyjne, a niejednokrotnie wręcz wrogie poglądy na temat rozwiązania kwestii narodowej w Polsce i ZSRR, dorobku kulturalnego w obu tych państwach, roli partii i władz państwowych w procesie wychowania społeczeństwa. Podczas odbywającego się w 1966 r. w Mińsku V Zjazdu Związku Pisarzy BSRR białoruski literat Aleksy Karpiuk[10] wygłosił „rewizjonistyczne przemówienie”, którego stenogram na początku 1967 r. nieoficjalnie przywiozła „Kastusiowi” z Białorusi Łarysa Geniusz. Tekst wystąpienia Karpiuka wywarł na TW niezwykłe wrażenie. Uważał on, że cała Białoruś wychwala postawę Karpiuka i spotyka się on z powszechnym uznaniem za prowadzenie konsekwentnej walki z dogmatykami i stalinistami. Jak stwierdził dosadnie: „Karpiuk definitywnie zerwał z dotychczasową praktyką, że trzeba pisać na zamówienie partii. Przestał on być „poputczykom” i dlatego też nam należy brać przykład z niego”. Nawiązał przy tym do niektórych białoruskich dziennikarzy i poetów w Polsce, zarzucając im, że są „poputczykami” i piszą na zamówienie wbrew swoim poglądom”[11]. Dlatego w marcu 1967 r. Janowicz napisał ponad dwudziestostronicowy list do Karpiuka, w którym krytycznie ocenił sytuację Białorusinów na Białostocczyźnie. Pisał w nim min.: „Województwa białostockiego Polska nie lubi. Ono bardzo nadgorliwe, służalcze. Gdyż 70% aparatu partyjnego w Białymstoku to Białorusini. Gdyż 99% aparatu naszego KBP (SB, MSW), to Białorusini. Służą jak ci słynni - „nie twoja mnie postawiła, nie twoja zdejmie”. Nadgorliwcy! Wiadomo, że w przyszłości procenty te obniżą się, jednak na razie polskiej kadry na Białostocczyźnie nie ma. Podrasta. Białorusini wszędzie. W tym właśnie nasze nieszczęście. Oni nam nie pomagają w obawie przed oskarżeniem o białoruski nacjonalizm. Białoruską sprawę w Białymstoku można załatwić po ludzku tylko z rodowitymi Polakami, a nie z Białorusinami naszego Komitetu Wojewódzkiego, Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej czy też Związków Zawodowych”.
Niebawem Janowiczem zaczęła interesować się SB, której niepokój wzbudził fakt ostrożnego okazywania i komentowania przez niego wśród znajomych dziennikarzy anonsowanych stenogramów przemówień Aleksego Karpiuka. W październiku 1968 r. kontakt operacyjny białostockiej bezpieki Aleksander Omiljanowicz, zbrodniarz komunistyczny, były szef UB w Nidzicy i były dziennikarz „Panoramy Północy”, donosił, iż na wiosnę spotkał się z informatorem, który upewniwszy się, że dochowa tajemnicy, dał do przeczytania mu wspomniane stenogramy ze zjazdu pisarzy w Mińsku. „Kastuś” prosił, aby fakt zapoznania się z nimi zachować w jak najgłębszej tajemnicy, gdyż jak się wyraził, o ile „dowie się UB, to będzie miał wiele nieprzyjemności”[12]. Sam Janowicz będąc w sierpniu 1969 r. w Grodnie podczas wielu spotkań z przedstawicielami tamtejszego środowiska inteligencji miał dokonać wymiany poglądów na temat sytuacji politycznej w środowisku literackim i mniejszości białoruskiej w PRL. Omawiając sytuacje środowisk pisarskich w PRL stwierdził, że „organa Służby Bezpieczeństwa prowadzą inwigilację osób, które reprezentują odmienne od oficjalnej polityki partii poglądy i wyrażają je w swej twórczości. Do tej kategorii osób - stojących w opozycji – zaliczył również siebie. Ponadto TW podczas pobytu w Grodnie zaopatrzył się w kilka egzemplarzy wystąpień literatów grodzieńskiego Oddziału Związku Literatów, które zawierały treści antyradzieckie i rewizjonistyczne akcenty[13].
2 czerwca 1970 r. Aleksander Omiljanowicz, „zgodnie z poczuciem obywatelskiego obowiązku i własnym sumieniem” złożył do Komisji Kontroli KW PZPR w Białymstoku oświadczenie, które miało zainteresować władze partyjne. Przedstawił w nim „Kastusia”, jako nacjonalistę o poglądach zbliżonych do byłych członków faszystowskiej partii: „Od wielu lat znam Sokrata Janowicza, dziennikarza tygodnika „Niwa”. Jest to obywatel Polski Ludowej, narodowości białoruskiej, członek PZPR. Tak długo, jak jego znam, tak długo mam wyrobione o nim zdanie - i nie tylko ja – że jest to skrajny nacjonalista, ściślej szowinista, o poglądach zbliżonych do byłych członków hitlerowskiej NSDAP. Początkowo jego wywody nacjonalistyczno-szowinistyczne i argumentacje, kładłem na karb młodego wieku i niedoświadczenie życiowo-polityczne. Lata jednak obserwacji i rozmów wyprowadziły mnie z błędu, a ostatnie jego poczynania, stały się – moim skromnym zdaniem – zbyt szkodliwe, wrogie, mające odpowiednie reperkusje i poza granicami PRL”. Omiljanowicz następnie zaprezentował wizję poglądów Janowicza na sytuację Białorusinów w Polsce i ZSRR. Oprócz tego pisarz miał wyrażać pogląd, „że każdy Białorusin pracujący w PRL na stanowisku w administracji, partii, itd., jest „kolaborantem”, lizusem, sługusem wysługującym się Polakom. Jego zdaniem wszyscy Białorusini w PRL winni jednoczyć się – naturalnie pod sztandarem nacjonalizmu – i walczyć o wyzwolenie Białorusi i stworzenie z niej wielkiej, samodzielnej, mocarstwowej i naturalnie burżuazyjnej Białorusi”. Na zakończenie swego oświadczenia, Omiljanowicz zawarł opinie, które Janowicz miał o nim wyrażać wśród białoruskich literatów: „Jestem człowiekiem „bezpieki”, „moczarowcem”, prowokatorem wśród dziennikarzy i pisarzy. Jestem na żołdzie partii i „bezpieki”, na każdego donoszę do władz, „wykańczam”, itd. Jestem kryminalistą, bo zastrzeliłem własną żonę i za to siedziałem w więzieniu. Na nadzwyczajnym zebraniu Związku Literatów w Warszawie, pisarze jednogłośnie krzyczeli na sali „wyprowadzić z obrad tego prowokatora, szpiega, „moczarowca” Omiljanowicza, bo inaczej nie będziemy prowadzili obrad”[14]”.
Następstwem tego, 9 czerwca 1970 r., płk Kazimierz Modelewski, szef białostockiej SB wydał postanowienie o zastrzeżeniu na okres dwóch lat wyjazdu Sokrata Janowicza za granicę ze względu na prowadzenie rewizjonistycznej i nacjonalistycznej działalności w środowisku dziennikarsko-literackim oraz szkalowanie Związku Radzieckiego i kierownictwa PZPR[15]. W wyniku denuncjacji Omiljanowicza, Janowicz był 4 września 1970 r. przez cztery godziny przesłuchiwany przez Mikołaja Kiryluka, szefa Wojewódzkiej Komisji Kontroli Partyjnej przy białostockim KW PZPR. Trzy tygodnie później, 28 września, zespół orzekający WKKP postanowił jego usunąć z szeregów partii. 4 września 1970 r. w godzinach wieczornych TW „Kastuś” zgłosił się do funkcjonariusza białostockiej bezpieki i oświadczył, iż przyszedł wycofać zobowiązanie o współpracy, jakie napisał dwanaście lat temu. Na pytanie jakimi motywami się kieruje, odpowiedział, iż uważa, że współpracą z SB poważnie zaszkodził swemu środowisku oraz w dużym stopniu zaważyła ona na jego karierze. Przy tym oświadczył, że w ostatnim czasie zmienił się stosunek władz powiatowych do białoruskiej mniejszości. Na każdym kroku widzi się ograniczenie działalności społeczno-kulturalnej Białorusinów. W dalszej rozmowie TW powiedział, że w związku ze złożoną skargą przez Omiljanowicza, był przesłuchiwany przez przewodniczącego Wojewódzkiej Komisji Kontroli Partyjnej, który mu zarzucił, że reprezentuje poglądy nacjonalistyczne i nie realizuje polityki partii. W końcowej części rozmowy „Kastuś’ ponownie nawiązał do sprawy wycofania zobowiązania o współpracy, dodając, że na skutek współpracy z SB został nacjonalistą, ponieważ wykonując zlecone mu zadania musiał niejednokrotnie udawać, że reprezentuje podobne poglądy jak te osoby, co interesujące SB. Janowicz chciał wycofać zobowiązanie o współpracy, by tym samym – jak się wyraził – „zamknąć jeden rozdział swego życia i zacząć nowy”. Na zakończenie dodał, że wie, iż nie zrzuci z siebie odpowiedzialności współpracy z SB, bo napisał własnoręcznie dość dużo informacji[16].
Kilka dni później, 10 września 1970 r., Janowicz zgłosił się do Wydziału III SB po odbiór zobowiązania do współpracy. Stosownie do polecenia płk. Modelewskiego, szefa białostockiej bezpieki, zobowiązanie zostało przez funkcjonariusza spalone (po uprzednim wykonaniu fotokopii) w jego obecności. Informator z kolei przekazał na spotkaniu napisane własnoręcznie „oświadczenie”, które nie zostało przyjęte, a miało uzasadnić żądanie zwrotu tegoż zobowiązania[17]. Janowicz w oświadczeniu stwierdził m.in.: „Wyrażając zgodę na współpracę odczuwam głębokie przekonanie, iż jest ona warunkiem niezbędnym do sprawy białoruskiego odrodzenia narodowego na Białostocczyźnie. Uwierzyłem, że odrodzenie to leży w interesie PRL i współpraca moja będzie tym skromnym, acz istotnym wkładem przyczyniającym się do uniknięcia możliwych komplikacji. Byłem przekonany, że odegram chlubną w tym wypadku rolę uprzątacza zwalisk na drodze do tego odrodzenia się mojej narodowości. Teraz z perspektywy widzę, że przemarnowałem wiele energii na działania, które nie miały nic wspólnego zgoła z ideą narodowego równouprawnienia białoruskich terytoriów etnicznych. Białoruskie życie narodowe odbywa się na zasadach analogicznych do życia religijnego: zamiast równouprawnienia – dobrowolność, uwarunkowana nie tyle państwowo-polskimi, co polsko-narodowościowymi racjami. (...) Współpraca moja okazała się typową robótką szpicla: co, kiedy i kto z wybitnych jednostek białoruskich powiedział lub głośno pomyślał. Brzydzę się tej swojej minionej działalności. Dostatecznie wcześnie zorientowałem się, że gra odbywa się nie o serca, z pewnością nie o serca. Zauważyłem pierwsze wyniki tej mojej „działalności”: same szkody, same podcięcia korzeni drzewa białoruskiego (...) Szokiem dla mnie były wynurzenia, zasłyszane przypadkowo, byłych pracowników SB na temat tego, co oni naprawdę myślą o tych, którym „przystawili wielkie ucho”. (...). Niedoszli samobójcy własnego pisma obecnie wybrali sobie narodowość polską i język: nikt nie mówi po białorusku. BTSK jest omijana z daleka, jako zakamuflowana ekspozytura SB. Umożliwienie działania białoruskiego w BTSK okazało się prowokacją – ułatwieniem zadania SB”[18].
W taki oto sposób gorliwy współpracownik SB rozpoczynał nową dla siebie drogę opozycjonisty, represjonowanego przez władze komunistyczne. W dwa dni po wyrzuceniu Janowicza z PZPR, został on także usunięty z BTSK, Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, otrzymał też trzymiesięczne wypowiedzenie z pracy w „Niwie”. Po utracie pracy znalazł się on w trudnej sytuacji, poszukując bezskutecznie przez pół roku jakiegoś zajęcia. Ostatecznie wiosną 1971 r. zatrudnił się w Zarządzie Aptek w Białymstoku na etacie zbijacza skrzyń. Nadal jednak nawet tam obawiał się zwolnienia z powodu zbliżającej się sesji egzaminacyjnej na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie studiował polonistykę. W związku z tym w połowie kwietnia 1971 r. napisał pojednawcze listy do Aleksandra Omiljanowicza i Komitetu Wojewódzkiego PZPR. I tak w liście adresowanym do W. Mikulskiego, sekretarza KW PZPR w Białymstoku, stwierdził: „Niewybaczalnie zawiniłem wobec partii, wobec wielu ludzi oddanych sprawie socjalizmu, dotkniętych moimi wypowiedziami, wyrażeniami. Czuję się komunistą pomimo, że straciłem prawo do tego. Boli mnie ogromnie! Tak boli tylko hańba, która jest dożywotnią, wieczną. Marzę, nadrealnie, o cudownej sposobności zmazania się chociażby z drobnego ułamka ciążącej nieznośnie winy, której niestety nie umniejszają uczucia serca mojego. Jednocześnie cierpię na obsesję lęku przed popełnieniem w przyszłości tego samego (…) To, że jestem chwalcą faszystów niemieckich, imperialistą białoruskim, antysemitą, rasistą, agentem białoruskiej emigracji pookupacyjnej, sympatykiem UPA, etc. – zdaje się mi widziadłem koszmarnym, przesłyszeniem się makabrycznym, przejęzyczeniem się. Piszę do Was nie dla usprawiedliwienia się: nic nie usprawiedliwi mnie! Piszę – jak pamiętne dla mnie listy do kierownictwa KW PZPR z lat 1955-56 – z wewnętrznej potrzeby: przeżywam przełom. Zależy mi bardzo na poinformowaniu Was, na prośbie o zrozumienie. Obawiam się też, że to, na co zdecydowałem się ostatnio, może być zrozumiane w kontekście moich zachowań, jako prosty ciąg dalszy (…) Pragnę rozpocząć życie jeszcze raz – na tyle, na ile to możliwe. Proszę o pomoc!”[19].
W lipcu 1973 r. Sokrat Janowicz został zatrudniony na pół etatu w Miejskiej Poradni Kulturalno-Oświatowej w Białymstoku jako instruktor ds. organizacji pracy kulturalnej w placówkach terenowych. Był wówczas pilnie obserwowany przez współpracowników SB, szukających akcentów antysocjalistycznych w jego wypowiedziach. Pierwszy po wspomnianych wydarzeniach artykuł Janowicza, zatytułowany „Na terenach Krynek”, ukazał się na łamach „Niwy” 27 sierpnia 1972 r. W 1973 r., dzięki pomocy Wiktora Woroszylskiego, wydawnictwo „Iskry” wydało też zbiorek jego opowiadań, kolejne utwory ukazały się dopiero po 1978 r. W czasie stanu wojennego był inwigilowany przez SB w związku z działalnością na forum BTSK i próbą utworzenia wraz z innymi osobami Białoruskiego Komitetu Obrony. Podobno rozważał nawet przez chwilę podjęcie współpracy z podziemną „Solidarnością”, ale szybko z tego pomysłu zrezygnował. Ze względu na swoją działalność utrudniano mu wyjazdy zagraniczne oraz dokonano bez nakazu prokuratorskiego przeszukania jego mieszkania.
W jednym z wywiadów, opublikowanym we wrześniu 2005 r., Sokrat Janowicz wracając do wydarzeń z 1970 r., negatywnie ocenił głównie znajomość z Omiljanowiczem. Kwestia współpracy z SB została przez niego poruszona dopiero dwa lata później, m.in. w wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej”[20]. Jako przyczynę podjęcia kontaktu z bezpieką były TW wskazał pozytywne działania władz wobec mniejszości białoruskiej, przyznał też iż otrzymywał „parę złotych na wódkę i zagrychę”. Co więcej - określając środowisko, w którym wówczas pracował, stwierdził, że wśród nich „wszyscy byli albo z SB, albo współpracowali”. Z wypowiedzi Sokrata Janowicza wynika też, iż nie poczuwał się on do żadnej winy, ponieważ „środowisko białoruskie dobrze mnie zrozumie, bo – jak się wyraził – ono ciągle głosuje na SLD”, a jemu zależało jedynie na pozostawieniu go w spokoju, gdyż „najpierw SB nie dawało mi żyć, a teraz nowi komsomolcy”.
Dr Krzysztof Sychowicz
[1] J. J. Rojek, Literacki & literatura Warmii i Mazur. Przewodnik eseistyczny, Olsztyn 2008, ss. 374.
[2] P. Kardela, „Iskra” w olsztyńskim środowisku twórczym, „Debata” nr 9 (12) 2008
[3] P. Kardela, Numer służbowy, „Debata” nr 8 (11) 2008
[4] AIPN Bi, 012/23/1, Notatka służbowa naczelnika Wydziału III KWMO ds. SB w Białymstoku ppłk Edwarda Rodziewicza, dotycząca Sokrata Janowicza z 19 I 1972 r., k. 57.
[5] Jerzy Wołkowycki, ur. w 1923 r. w Białowieży, był pierwszym i wieloletnim redaktorem naczelnym tygodnika „Niwa” i pierwszym prezesem Białoruskiego Stowarzyszenia Literackiego (BSL) „Białowieża”.
[6] Cyt. za: E. Mironowicz, Polityka narodowościowa PRL, Białystok 2000, s. 161-162.
[7] AIPN Bi, 012/23/1, Zobowiązanie podpisania tajnej współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa Sokrata Janowicza o ps. „Kastuś” z 18 sierpnia 1958 r., k. 14.
[8] AIPN Bi, 045/877, Sprawozdanie kwartalne z 1 X 1958 r. mjr Czesława Lewkowicza, naczelnika Wydziału III KWMO SB w Białymstoku do Departamentu III MSW w Warszawie, k. 175.
[9] K. Mojsienia, jako członek PZPR, od dłuższego czasu uprawiał działalność nacjonalistyczną oraz popełnił różnego rodzaju wykroczenia polegające na nieprzestrzeganiu statutowych obowiązków BTSK. Sprawę jego w 1960 r. rozpatrywała egzekutywa KP PZPR w Bielsku Podlaskim, a za nieprzestrzeganie statutowych obowiązków, został usunięty z partii i Zarządu Głównego BTSK (AIPN Bi, 045/873, Sprawozdania kwartalne Wydziału III KWMO SB w Białymstoku do Dyrektora Departamentu III MSW w Warszawie za 1961 r., k. 16-17).
[10] Aleksy Karpiuk, ur. 1920 r. w Straszewie k. Gródka (pow. białostocki), były dowódca dywersyjnego oddziału partyzantki komunistycznej, stworzonego w maju 1944 r. na polecenie sztabu operującej na terenie Puszczy Białowieskiej sowieckiej brygady im. Konstantego Kalinowskiego, która wchodziła w skład Białostockiego Zgrupowania Partyzanckiego; następnie oficer Armii Czerwonej; na początku lat 70. inwigilowany przez NKGB jako pisarz prowadzący nacjonalistyczną działalność.
[11] AIPN Bi, 012/23/2, Notatka służbowa sporządzona z donosu kontaktu operacyjnego ps. „Biebrza” z 6 grudnia 1968 r., 8-9.
[12] W tym okresie Janowicz był już wnikliwie inwigilowany przez agenturę III Wydziału białostockiej SB złożoną z TW ps. „Narew”, pozostającego pod kontrolą kpt. Zimnickiego, z-cy naczelnika Wydziału; TW ps. „Dąb”, pod opieką por. W. Perwenisa, a także kontaktu operacyjnego „Kuźniecow” pod zwierzchnictwem por. Z. Wasilewskiego (AIPN Bi, 012/23/2, Plan operacyjnych przedsięwzięć do kwestionariusza ewidencyjnego nr 8667/70, zatwierdzony przez por. Władysława Żukowskiego, z-cy naczelnika Wydziału III KWMO ds. SB w Białymstoku, z 30 maja 1974 r., k. 77-80).
[13] AIPN Bi, 012/23/2, Notatka operacyjna sporządzona do naczelnika Wydziału III KWMO ds. SB w Białymstoku, z 19 sierpnia 1969 r. Ibidem, k. 21-22.
[14] Tamże, 012/23/1, Odpis oświadczenia Aleksandra Omiljanowicza z 2 czerwca 1970 r., k. 47-53.
[15] AIPN Bi, 012/23/2, Postanowienie o zastrzeżeniu wyjazdu za granicę Sokrata Janowicza zatwierdzone przez płk. Karola Modelewskiego, szefa białostockiej SB, z 9 czerwca 1970 r., k. 1.
[16] AIPN Bi, 012/23/1, Notatka służbowa funkcjonariusza Wydziału III KWMO ds. SB w Białymstoku z 5 września 1970 r., k. 6.
[17] Ibidem, Oświadczenie napisane własnoręcznie przez Sokrata Janowicza z 10 września 1970 r., k. 7-8.
[18] Ibidem, k. 9-10.
[19] AIPN Bi, 012/23/2, Odpis listu S. Janowicza do W. Mikulskiego, sekretarza KW PZPR w Białymstoku, 12 VI 1971 r. Białystok, k. 41-42.
[20] Bezpieka zniszczyła mi życie. Rozmowa Jana Kwasowskiego z Sokratem Janowiczem, znanym białoruskim pisarzem, który przyznał się do współpracy z SB, „Gazeta Wyborcza” nr 109, 11 V 2007 r. Na te same aspekty wskazywał on w wywiadzie udzielonym dla „Kuriera Porannego” w Białymstoku. Tutaj określa spotkania z oficerem prowadzącym jako „pogwarki informacyjne” i zerwanie współpracy przedstawia jako w pełni świadoma własną decyzję. Od tego momentu jak sam twierdzi rozpoczął „prywatna wojnę ze Służbą Bezpieczeństwa”. (I dadzą mi święty spokój ... . Z Sokratem Janowiczem rozmawia Urszula Dąbrowska, „Kurier Poranny” 11 V 2007 r.
Skomentuj
Komentuj jako gość