Bogdan Miller – dziennikarz działu partyjnego „Gazety Olsztyńskiej”, organu Komitetu Wojewódzkiego PZPR – jako TW ps. „Janusz” w esbeckiej ewidencji rejestrowany był w latach 1983-1989. W Olsztynie redaktor ten wykorzystywany był jako agent sygnalny, czyli taki, który dostarczał SB tzw. informacje wyprzedzające, pozwalające zapobiegać zjawiskom niepożądanym z punktu widzenia władz. Po przeszkoleniu, MSW w Warszawie w porozumieniu z olsztyńską SB, latem 1986 r. skierowała Millera do Niemiec Zachodnich z przeznaczeniem podjęcia ofensywnych działań operacyjnych wobec „wroga zachodniego”. Donosy TW „Janusza” z okresu jego aktywności nad Łyną dotyczyły środowiska dziennikarskiego i sytuacji społeczno-politycznej na terenie województwa olsztyńskiego.
Aparatczyk z Warszawy w Olsztynie
Bogdan Miller urodził się w Białogardzie w 1953 r. Jego ojciec był wojskowym w stopniu pułkownika. Miller początkowo studiował na UMCS w Lublinie. Potem przeniósł się do Warszawy i skończył ekonomię na SGPiS. W czasie studiów w stolicy był aktywnym członkiem Socjalistycznego Związku Studentów Polskich (SZSP). Sprawował funkcję członka Komisji Propagandy i Informacji Rady Uczelnianej SZSP. Potem działał w Zarządzie Stołecznym SZSP. Pełniąc funkcję wiceprzewodniczącego warszawskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Studenckich, Miller był redaktorem naczelnym pisma studenckiego „Linia”, a po jego likwidacji redaktorem „Kalejdoskopu”. Pierwszą pracę zarobkową podjął w 1979 r. – od razu w „Trybunie Ludu”, początkowo jako „redaktor depeszowy”, a od 1981 r. jako redaktor działu partyjnego.
Bogdan Miller czasami odwiedzał województwo olsztyńskie w celach służbowych. 12 października 1982 r. podczas jednej z takich wizyt w Olsztynie był uczestnikiem skromnej, acz wesołej biesiady w Hotelu „Novotel”, po której z poznanymi tam przygodnymi kolegami odwiedził jeszcze dwa rozrywkowe miejsca w mieście. Po rozejściu się towarzystwa – jak później podawał – został pobity i obrabowany przez nieznanych sprawców. Najpierw go skopano, a potem skradziono portfel, w którym miał mieć 1500 zł, dowód osobisty i legitymację dziennikarską. Zdenerwowany tą sytuacją, o 2.30 w nocy, poszukując wsparcia, postanowił dostać się do budynku KW PZPR w Olsztynie. Drzwi do Komitetu były jednak o tej porze zamknięte, więc narobił hałasu, uważając, iż ktoś może jednak go wpuści. Traf chciał, że akurat nadjechał policyjny radiowóz. Milicja choć chciała, nie mogła red. Millera wylegitymować. Jak ten oznajmił, że jest redaktorem „Trybuny Ludu”, milicjanci odwieźli go pod wskazany adres, nakazując stawić się rano o godz. 10.00 w olsztyńskiej Komendzie MO.
Przyjęta propozycja współpracy z SB
12 października 1982 r. Bogdan Miller udał się z rana na milicję, gdzie złożył wyjaśnienia. Opowiedział co pamiętał, a zatem niewiele, a następnie formalnie wnioskował o zaniechanie dochodzenia w sprawie nocnego napadu. Mimo tego, pod pretekstem zidentyfikowania sprawców pobicia Miller na Komendę poproszony został także 13 października. Cel wezwania był jednak inny – SB chciała zwerbować redaktora „Trybuny” na tajnego współpracownika. Milicja miała już jego portfel, ale bez pieniędzy. Z redaktorem rozmowę odbył Stanisław Szczepkowski, funkcjonariusz Wydziału II SB. Esbek starał się zorientować, jak dziennikarz ustosunkowany jest do podjęcia ewentualnej współpracy. Na początek poprosił redaktora, by o sobie opowiedział. Miller – jak napisał Szczepkowski – miał wówczas poinformować, że „często wyjeżdża w teren, gdzie robi reportaże, uczestniczy w zebraniach partyjnych (w Olsztynie był na zebraniu partyjnym w kombinacie ogrodniczym w Łęgajnach). Czasami z takich zebrań sporządza notatki służbowe kierowane do KC PZPR dot.[yczące] jego spostrzeżeń w terenie”.
W pewnym momencie Szczepkowski zaproponował dziennikarzowi współpracę z SB. Miller nieco się zdziwił. Szybko jednak mu uświadomiono, że jeśli się nie zgodzi, to jego macierzysta redakcja zostanie poinformowana o nocnej awanturze pod siedzibą partii, a wtedy to nie wiadomo, jak „cała sprawa” się skończy. W sumie był to szantaż, lecz w rzeczywistości redaktor „Trybuny Ludu” żadnej wielkiej przewiny się nie dopuścił, po której mógłby się spodziewać jakichś poważnych konsekwencji służbowych w Warszawie. To esbecy wmówili mu, że komu jak komu, ale jemu awanturować się pod siedzibą PZPR nie wypadało. Miller się przestraszył. Początkowo dawał Szczepkowskiemu do zrozumienia, że nie wie, czy nada się na konfidenta. Esbek na to wyraził wielkie zdumienie, że on – dziennikarz najważniejszej gazety w Polsce – do faktu współpracy z SB podchodzi w sposób tak stereotypowy. Wytłumaczono redaktorowi, że zadania, jakie będzie otrzymywał od SB, nie będą kolidowały z jego pracą zawodową, jak też sprawami rodzinnymi.
Ostatecznie Miller zgodził się zostać TW. Pobrano od niego zobowiązanie do współpracy, w którym przyjął pseudonim „Janusz”. Napisał tak: „Ja, Bogdan Miller zobowiązuję się do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa MSW w zakresie ujawniania i wykrywania faktów godzących w podstawowe interesy polityczne, gospodarcze i militarne PRL. Przekazywane informacje w w/w zakresie będę podpisywał jako »Janusz«. Zobowiązanie składam dobrowolnie. Fakt współpracy zobowiązuję się zachować w bezwzględnej tajemnicy przed otoczeniem i osobami najbliższymi. /-/ Janusz”. Później Szczepkowski omówił z Millerem tzw. zasady konspiracji, których przestrzeganie miało mu zagwarantować – jak to ujął esbek – „pełne bezpieczeństwo w środowisku”. Miller po tych wszystkich formalnościach miał się wyraźnie „rozluźnić”.
„Ogólnie należy ocenić, że nowo pozyskany TW – pisał w raporcie Szczepkowski – jest człowiekiem inteligentnym, spostrzegawczym, umiejącym w sposób komunikatywny argumentować swoje racje, oceniać w sposób obiektywny istniejącą rzeczywistość”. Podczas werbunku, jakby na zachętę, ale i jako rekompensatę utraconych pieniędzy, esbek wręczył Millerowi utracone 1500 zł. Redaktor teraz mógł już jechać z powrotem do Warszawy. Nakazano mu oczekiwać na telefon – miał do niego na numer w redakcji „Trybuny” zadzwonić ktoś „od Janusza”. Co interesujące, red. Miller nie został wtedy zarejestrowany w esbeckiej ewidencji jako TW. Żaden też funkcjonariusz SB przez długi czas z dziennikarzem tym się nie kontaktował.
W służbie warszawskiej bezpieki
Minęło kilka miesięcy. Redaktor Miller być może już zapomniał o nieciekawej przygodzie w Olsztynie. Bezpieka o nim jednak nie zapomniała. Jego akta zostały przesłane z Olsztyna do Warszawy. Na początku marca 1983 r. Miller otrzymał telefon „od Janusza” – to ppor. Antoni Siejka, młodszy inspektor Wydziału XIV Departamentu II MSW zaproponował mu spotkanie w jednej z warszawskich kawiarni. Nieco wcześniej, 7 marca, Siejka w piśmie do swojego przełożonego, ppłk. A. Tomczyka, informował, że zamierza wywołać spotkanie z pozyskanym w Olsztynie TW „Januszem”, gdyż ochraniana przez resort redakcja „Trybuny Ludu” wymaga wzmocnienia w zabezpieczeniu. Miller miał być w tym niezwykle pomocny. Ppłk Tomczyk zgodził się z wnioskiem Siejki, lecz napisał mu, że redaktor „musi być najpierw przez nas ukształtowany jako TW. Z tego względu po dokonaniu jego faktycznej przydatności operacyjnej, należy dokonać jego gruntowanego przeszkolenia”.
Pierwsze spotkanie red. Bogdana Millera z ppor. Antonim Siejką odbyło się 21 marca 1983 r. „W trakcie rozmowy – zapisał o redaktorze esbek – zaprezentował gotowość do współpracy w zakresie udzielania informacji”. „Akceptując współpracę podkreślił swoje zrozumienia dla potrzeby udzielania pomocy naszym organom”. Podczas spotkania partyjny dziennikarz nadmienił też, że dostał propozycję przeniesienia z Warszawy do Olsztyna w celu podjęcia pracy w redakcji „Gazety Olsztyńskiej”. Dał do zrozumienia, że najprawdopodobniej na przeprowadzkę się zdecyduje, a to w celu – jak zanotował esbek – „poprawienia statusu zawodowego (awans)”.
Antoni Siejka ocenił spotkanie z redaktorem „Trybuny” pozytywnie. 22 marca 1983 r. wnioskował o zarejestrowanie Millera jako TW. Siejka doprecyzował, że redaktor zajmować się będzie zdobywaniem i dostarczaniem „informacji wyprzedzających dotyczących środowiska dziennikarskiego red.[akcji] »Trybuny Ludu«”, jak też będzie zbierał opinie dziennikarzy na temat „ważniejszych wydarzeń politycznych i społecznych”. Jako że Miller zajmował się problematyką partyjną w dużych zakładach pracy w terenie, w ocenie SB mógł też zbierać informacje i opinie ze środowisk pracowniczych. Siejka ubolewał tylko, że Miller nie miał dojścia do środowiska dziennikarzy związanych z opozycją.
Bogdan Miller będąc pracownikiem „Trybuny Ludu” tylko trzy razy spotkał się w Warszawie ze swoim oficerem prowadzącym. Za każdym razem przekazywał SB oczekiwane informacje. Pierwsza z nich dotyczyła rozwoju PRON. I tu dla przykładu jeden wyjątek: „W ramach negowania ruchu – informował TW 30 marca 1983 r. – atakowani są przede wszystkim jego bezpartyjni działacze. W nich opozycja upatruje największe zagrożenie, jako że ich postawa może oddziaływać na kształtowanie się opinii społecznej. Słowem, bezpartyjny w PRONie równa się kolaborant”. Potem Miller przekazał esbekowi informacje o Krajowej Naradzie Aktywu Robotniczego, wypowiedziach w redakcji „Trybuny Ludu” w związku z Plenum KC PZPR z maja 1983 r. czy zasłyszanych opiniach odnośnie majątku po zdelegalizowanej „Solidarności”, który według niektórych pomysłów powinno się przekazać Kościołowi.
Pierwsze kontakty z olsztyńską SB
Latem 1983 r. Bogdan Miller przeniósł się na stałe do Olsztyna, gdzie podjął pracę jako publicysta „Gazety Olsztyńskiej”. Redaktorem naczelnym gazety był wówczas Czesław Pazera. Z Millerem dość szybko skontaktował się por. Zenon Łukaszewicz, zastępca naczelnika Wydziału II SB, zapraszając na rozmowę do kawiarni „Andromeda”. Do spotkania doszło 11 sierpnia 1983 r. Trzeci miłośnik picia kawy – por. Zbigniew Szulejewski, potem zanotował inspektorowi z Wydziałowi II: „Podchodząc do stolika TW »Janusz« wydawał się być zaskoczonym zastanymi tam osobami. Szybko rozpoznał por. Łukaszewicza i zajął miejsce obok niego. Następnie zostałem mu przedstawiony jako pracownik [SB], który będzie z nim utrzymywał kontakt. Zgodził się na tę zmianę z nutą wyraźnej dezaprobaty”. „W czasie rozmowy – zapisał nieco dalej Szulejewski – ustaliliśmy techniczne szczegóły współpracy, system łączności, miejsca spotkań, alarmowe wywołanie spotkania itp.” Esbek zauważył, że Miller mimo wszystko sceptycznie nastawiony był do kontaktów z bezpieką. Zanotował: „Wyraźnie ciąży mu świadomość, że współpracuje z SB. Liczy jednakże na profity w postaci stanowiska”. Mimo rozterek, na pierwszym spotkaniu z SB Miller opowiedział o redakcji „Gazety Olsztyńskiej”. Wspomniał również o przeciągającym się przydzieleniu obiecanego mu mieszkania w Olsztynie. Pierwszym zadaniem jakie otrzymał było przygotowanie artykułu na temat realizacji ustawy o amnestii.
12 sierpnia Zbigniew Szulejewski opracował plan wykorzystania TW „Janusza”. Miller miał zatem „stale rozpoznawać nastroje środowiska dziennikarskiego”, „obserwować i informować o ujemnych zjawiskach w środowisku”, ale też „rozpoznawać działania byłych dziennikarzy pisma Z[arządu] R[egionu] Warm[Ińsko]-Mazur[skiego] »Rezonans«”. Tego samego dnia esbek przedstawił do akceptacji przełożonego „Plan szkolenia TW ps. »Janusz«”, który przewidywał m.in. zapoznanie agenta z „podstawowymi zasadami infiltracji środowiska dziennikarskiego” czy choćby możliwe do realizacji w pracy dziennikarskiej sposoby „kształtowania przychylnego stosunku do SB”.
Ocena „Gazety Olsztyńskiej”
Miller w swoich licznych donosach relacjonował SB przede wszystkim przebieg rozmaitych zebrań partyjnych, zarówno tych odbywających się w Komitecie Wojewódzkim PZPR, jak i tych z zakładów pracy. Takich informacji było najwięcej. Przekazywał także swoje oceny sytuacji w łonie redakcji „Gazety Olsztyńskiej”, gdzie generalnie utrzymywał, że ma do czynienia z „dziennikarzami prowincjonalnymi”. Oprócz sprawy „Archipelagu” – o czym niżej – twierdził, że w redakcji panowała jedna wielka nuda i marazm. Dla przykładu, fragment doniesienia z 31 sierpień 1984 r.: „Dzisiejsza 4 rocznica podpisania Porozumień Społecznych nie wywołała większego zainteresowania wśród dziennikarzy. Nie pojawiają się, jak wzorem lat poprzednich, spekulacyjne komentarze, co do przebiegu ewentualnych demonstracji. Jedynie zgromadzenie przy kasie dało asumpt do zastanowienia się w gronie kolegów nad datą kolejnego zakrętu”. Z kolei 4 lutego 1985 r., zaraz po spotkaniu z Millerem, Szulejewski pisał: „Nastroje w redakcji TW określa jako apatyczne. Przejawiają się one w nonszalanckim podejściu do wykonywania obowiązków zawodowych i wypisywaniem niezbędnego minimum. Wraz z upływem czasu maleje zainteresowanie działalnością opozycji, programem poprawy sytuacji społeczno-gospodarczej, przebiegiem procesu toruńskiego i innymi tego typu wydarzeniami”. TW „Janusz” relacjonował bezpiece również roszady kadrowe w „Gazecie Olsztyńskiej”.
Najlepsze jest to, że SB sprawdzając lojalność swojego TW, również o nim samym nie otrzymywała najlepszych informacji. Na przykład prowadzony również przez Szulejewskiego TW ps. „Bratek”, w charakterystyce Millera podawał: „Po przejściu z »Trybuny Ludu« do »Gazety Olsztyńskiej« zaczął werbalnie ujawniać swą wyższość w olsztyńskim środowisku dziennikarskim. Chwaląc się deprecjonował osiągnięcia kolegów. W megalomańskich zapędach posunął się bardzo daleko, twierdząc że do Olsztyna został przysłany przez Wydział Prasy Radia i TV KC PZPR, by zacząć kierować działem partyjnym w »Gazecie Olsztyńskiej«. Podkreśla też, że gdy tylko coś mu się w Olsztynie nie spodoba zawsze może wrócić do »Trybuny Ludu«. Tymczasem, jak ocenia to wiele osób, jego umiejętności dziennikarskie są średnie”.
„Archipelag” i Dom Środowisk Twórczych
Niezależnie od ogólnej niskiej oceny pracy dziennikarskiej w „Gazecie Olsztyńskiej”, Miller w swoich pierwszych donosach poruszył temat pewnego ożywienia w redakcji. Dotyczyło ono dodatku sobotnio-niedzielnego „Archipelag”. 5 października 1983 r. podawał: „W redakcji »G[azety] O[lsztyńskiej]« uformowała się przed dwoma laty nieformalna grupa »młodych«, oficjalnie przygotowuje się do wydawania opracowanej przez siebie wersji sobotnio-niedzielnej dziennika. W skład grupy wchodzą: T.[omasz] Śrutkowski, T.[adeusz] Prusiński, M.[aria] Bułatek, E.[ugeniusz] Rudzki. Wydanie zmodyfikowanej rubryki »Archipelagu« odbędzie się przy aprobacie red.[aktora] naczelnego, którego postawiono przed alternatywą: albo zgoda na wydawanie, albo odejdą z pracy. Aprobatę uzyskano po burzliwej dyskusji”. TW „Janusz” wątek „Archipelagu” relacjonował jeszcze w kilkunastu doniesieniach, wyraźnie trzymając stronę nie lubianego w redakcji red. Janusza Segieta, którego on – co znamienne – opisywał jako najlepszego dziennikarza. Segiet zasłynął wcześniej całą serią artykułów wyraźnie wymierzonych w ruch solidarnościowy. „W redakcji »GO« rozpoczęła się »ogólna nagonka« na Segieta – pisał innym razem Miller. – Niechęć większości zespołu spowodowana jest ciągle nie wyjaśnioną sprawą »Archipelagu«. W pomieszczeniach redakcyjnych pojawiają się »ogłoszenia« sygnowane inicjałami Segieta, np. »uprasza się, by zużyty papier toaletowy wrzucać do kosza - SEG« itp.” TW charakteryzował też działania red. Tomasza Śrutkowskiego – największego oponenta Segieta. „Z jednej strony z kolegami zajmuje postawę twardego, nieugiętego reformatora-bojownika – pisał 17 listopada 1983 r. TW – natomiast podczas spotkań z redaktorem Pazerą nie stać go na konsekwentną jednoznaczną postawę”. Miller rozpisywał się przy tym o asekuracyjnej postawie Pazery, który według jego opinii we wszystkim co robił dążył do zachowania status quo w redakcji. Generalnie doniesienia TW „Janusza” w sprawie „Archipelagu” pozwoliły „na realizację działań neutralizujących i wyprzedzających. W konsekwencji przy istotnym udziale TW – jak zapisano w dokumencie SB 20 lutego 1985 r. – udało się spacyfikować nastroje w redakcji”.
TW „Janusz” był co jakiś czas sprawdzany co do rzetelności przekazywanych informacji. 2 marca 1984 r. Szulejewski napisał: „Sprawdzając lojalność TW ps. »Janusz« poleciłem mu informować mnie o spotkaniach w D[omu] Ś[rodowisk] T[wórczych] grupy dziennikarzy z nieformalnej grupy skupionej wokół Tomasza Śrutkowskiego. Na spotkaniu w dniu 2. 03. [19]84 r. TW przekazał informację o zebraniu tej grupy oraz o zamierzonych działaniach. Informacja TW »Janusz« została potwierdzono przez obecnego w tym dniu w klubie TW ps. »Bratek«”. DŚT jeszcze kilkakrotnie pojawiał się w doniesieniach Millera. W październiku 1984 r. TW podawał: „Zrażeni do »przecieków« informacji poza środowisko, dziennikarze rezygnują z udziału w powszechnych, organizowanych w DŚT imprezach. Przypadkowo lub nieregularnie bywający goście spędzają czas w górnych pomieszczeniach DŚT unikając kontrowersyjnych rozmów. W części restauracyjnej królują jedynie przyjaciele red. Sawickiego, systematycznie nadużywający alkoholu”.
Przeciw opozycji i Kościołowi
Bogdan Miller kiedy tylko mógł coś powiedzieć o olsztyńskiej opozycji, informacje takie przekazywał bezpiece. „Działania tzw. podziemia. – pisał 1 czerwiec 1984 r. – Studenci W[yższej] S[zkoły] P[edagogicznej] rozprowadzają w akademikach samoprzylepne plakietki. Napis czarny – Precz z wyborami – podpis: Solidarność, czerwony. Wymiary mniej więcej 3,5 x 6,5 cm”. W jednym ze swych donosów TW trochę miejsca poświęcił opozycjoniście Antoniemu Jutrzenka-Trzebiatowskiemu, relacjonując jego aktywność w środowisku uczelnianym. 31 października 1985 r. Szulejewski uzyskał informację na temat tragicznie zmarłego studenta Marcina Antonowicza. Jego „źródło” poinformowało, iż matka jednego z wylegitymowanych chłopaków w dniu 19 października 1985 r. w rozmowie ze znajomą przekazała relację swego syna o przebiegu zdarzenia u zbiegu ulic Kaliningradzkiej i Zwycięstwa. Innym razem – 27 listopada 1985 r. – Szulejewski relacjonując informacje uzyskane od „Janusza”, podawał: „W środowisku zawodowym TW ucichły komentarze związane z ostatnimi wydarzeniami w Olsztynie, chociaż ironicznie oceniono pozycję władz wykazujących całkowitą bezsilność w trakcie uroczystości pogrzebowych M. Antonowicza”.
TW „Janusz” realizował także zadania operacyjne zlecane przez Wydział IV SB, zajmujący się walką z Kościołem katolickim. 17 stycznia 1986 r. wywołany przez Szulejewskiego w tzw. trybie alarmowym, otrzymał pilne zadanie uczestnictwa w mszy świętej odprawianej w kościele św. Józefa w Olsztynie oraz w organizowanym bezpośrednio po niej spotkaniu z biskupem Diecezji Warmińskiej Edmundem Piszczem. TW zadanie wykonał. Po spotkaniu sporządził obszerny donos, podobnie jak kilka innych, zachowany w jego aktach. Na jego podstawie funkcjonariusz SB zapisał: „TW udał się w dniu 19.01.[19]86 do Domu Katechetycznego parafii św. Józefa w Olsztynie w celu uczestnictwa w mającym się tam odbyć spotkaniu. Zebranie z udziałem biskupa diecezji warmińskiej oraz ks. dziekana parafii św. Józefa rozpoczęło się ok. godz. 16.00 i trwało do godz. 17.50. W jego trakcie miały miejsca tylko dwa adresowane do ogółu uczestników wystąpienia wymienionych wyżej duchownych. Ks. biskup mówił o odwiecznej walce dobra ze złem, akcentując końcowe stwierdzenie, że mimo wielu przeciwności dobro zawsze zwycięża. W jego trwającym blisko kwadrans wystąpieniu TW dopatrywał się wielu aluzji do obecnej rzeczywistości, Mówiący po biskupie dziekan parafii św. Józefa, przedstawił skład socjalny osób, które zgłosiły gotowość udziału w pracach powstającego w parafii Zespołu Pomocy osobom więzionym za przestępstwa polityczne, zwolnionym z pracy oraz prześladowanym za przekonania. Unikał wszakże personalnego przedstawiania osób, ograniczając się do wymienienia ich zawodów. Akces współpracy z powstającym Zespołem zgłaszano dobrowolnie w następstwie pisemnego apelu rozplakatowanego w kościołach diecezji”. Zbigniew Szulejewski podsumowując tę akcję, odnotował, że TW „Janusz” podczas wykonywania zadania był spokojny i opanowany, a przekazane przez niego informacje były rzetelne, bo potwierdziły je inne źródła SB. Później w charakterystyce pracy agenturalnej red. Millera uwypuklono profesjonalną realizację powierzonego mu „zadania specjalnego”, związanego – jak to określono – z kontaktem z „osobami skupionymi wokół klubów inteligencji katolickiej”.
Pantak, „Trybuna” i Niemcy Zachodnie
Dla por. Zbigniewa Szulejewskiego stały kontakt z Bogdanem Millerem pomocny był również do opracowywania, a potem werbowania kolejnych dziennikarzy na tajnych współpracowników SB. Tak było w przypadku red. Jerzego Pantaka, którego bezpieka wytypowała jako źródło informacji pomocne w prowadzeniu sprawy krypt. „Docent”. „J[erzy] P[antak] zdaniem TW – pisał Szulejewski – jest osobą skrytą, chociaż w ostatnim okresie zaczął być widoczny w miejscach towarzyskich po pracy. Jego poglądy polityczne, przynajmniej te wypowiedziane, nie budzą żadnych zastrzeżeń”. Następnie TW „Janusz”, po przekazaniu kilku innych szczegółów z życia dziennikarza, podał, że ten mimo wszystko „poprawnie” wykonuje swoje obowiązki zawodowe. Jak już pisał w „Debacie” dr Krzysztof Sychowicz, red. Jerzy Pantak jako TW „Automobilista” wykorzystywany był przez SB do inwigilacji olsztyńskiego architekta Friedhelma Skoka.
Bogdan Miller po przejęciu przez olsztyńską bezpiekę sporadycznie był dalej pomocny w zbieraniu informacji o redakcji „Trybuny Ludu”. Wiadomości na temat swoich dawnych kolegów zdobywał podczas okazyjnych wizyt w Warszawie. Odwiedzał wówczas redakcję „Trybuny” czy zachodził do warszawskiego Klubu Dziennikarza, a potem to, co usłyszał lojalnie przekazywał SB.
Miller już w lutym 1985 r. zaproponował bezpiece, by ta rozważyła wykorzystanie jego osoby do działań operacyjnych za granicą. „Będzie się starał o kontakt z działaczami »Solidarności« w Essen lub w innych pobliskich miejscowościach” – pisał Szulejewski do przełożonych najwyraźniej wychodząc naprzeciw tej propozycji. Z kolei 29 stycznia 1986 r. esbek napisał: „Mając na uwadze dotychczasowy pozytywny przebieg współpracy z TW ps. »Janusz«, cechy jego osobowości, a także atrakcyjną przeszłość i uplasowanie w Polsce, proponuję wykorzystać w/w do działań ofensywnych pod służby specjalne pracujące w obozach dla uchodźców oraz wrogich ośrodków propagandy w RFN”. Szulejewski podsunął przełożonym dwa warianty wykorzystania red. Millera: „1. TW wyjedzie do RFN na podstawie sfałszowanego przez siebie zaproszenia, udając się do jednego z obozów dla uchodźców. W czasie rozmów z pracownikami służb specjalnych TW da do zrozumienia, że nie jest zainteresowany powrotem do kraju, ujawni swoją przeszłość, podkreślając trudności realizacji własnych ambicji. Pobyt w obozie wykorzystany by był do rozpoznania działalności przeciwnika oraz osób czasowo tam przebywających. 2. W przypadku braku zainteresowania przez służby specjalne w obozie, TW uda się do Radia Wolna Europa lub innego ośrodka propagandy zachodniej oferując gotowość współpracy jako dziennikarz podkreślając jednocześnie znajomość środowiska zawodowego dziennikarzy z Warmii i Mazur oraz przeszłości z »Trybuny Ludu«. W wariancie tym TW rozpracowałby środki, metody pracy wrogich nam instytucji propagandowych, ich cele i zamierzenia”.
Koncepcja wykorzystania Millera w Niemczech znalazła zrozumienie resortowej góry. Przegotowując przerzut „Janusza” do RFN, w maju 1986 r. poproszono go o wypisanie znanych mu obiektów militarne i paramilitarne z terenu Polski, jak również znanych i zaprzyjaźnionych co ważniejszych osób. Na liście TW znaleźli się z KC PZPR: Kazimierz Barcikowski, Albin Siwak, Włodzimierz Mokrzyszczak, z KW PZPR w Olsztynie – sekretarze: Jelski, Laskowski, Nowicki, Malinowski, potem wojewoda olsztyński Sergiusz Rubczewski, wicewojewodowie, płk Kazimierz Dudek – szef WUSW w Olsztynie, kilku redaktorów »Trybuny Ludu«, a wśród osób zaprzyjaźnionych m.in. prof. Andrzej Hoppfer – były już rektor ART – TW ps. „Prezes”.
W czerwcu 1986 r. cała dokumentacja Bogdana Millera została wysłana do MSW w Warszawie, skąd jeszcze w tym samym miesiącu przyszła ostateczna zgoda na wykorzystanie „Janusza” do działań ofensywnych na terenie RFN. Proszono już tylko o poinformowanie o terminie wyjazdu Millera do Niemiec, tak by centrala mogła jeszcze oddelegować pracownika Wydziału XII Departamentu II MSW do Olsztyna w celu przeszkolenia udającego się do Niemiec agenta. 23 czerwca 1986 r. Szulejewski odbył ostatnie spotkanie z „Januszem”, który poinformował esbeka, że wykupił już bilet na wycieczkę promową do RFN w terminie 13-17 lipca 1986 r. na trasie Szczecin – Świnoujście – Hamburg. Omówiono ostatnie szczegóły. Ustalono m.in. jakie Miller będzie realizował zadania operacyjne. Zaraz po spotkaniu Szulejewski napisał: „W lipcu br. TW »Janusz« wyjedzie na wycieczkę promową do RFN. W pierwszym porcie w RFN, po zejściu na ląd, zgłosi się do placówki niemieckiego Czerwonego Krzyża z prośbą o pomoc w pozostaniu na stałe w RFN. Decyzję swą motywować będzie beznadziejną sytuacją osobistą w kraju, brakiem perspektyw i szykanowaniem przez kierownictwo redakcji dziennika, w którym pracuje. Zaznaczy, że przez złośliwość redaktora naczelnego został skierowany do pracy w dziale partyjnym, gdzie jest zmuszony do pisania artykułów nie pozwalających na przedstawienie rzetelnego obrazu rzeczywistości społeczno-politycznej na terenie woj. olsztyńskiego. Próby przedstawienia, chociażby w minimalnym stopniu prawdy w pisanych przez niego artykułach spotykają się z ostrą reakcją ze strony przełożonych, którzy nie dopuszczają ich do druku zlecając daną tematykę komu innemu”. Miller miał kłamać Niemcom, że „czując się rozgoryczony, postanowił wyjechać z Polski”. Według instrukcji SB, TW „Janusz” miał w określony sposób poinformować wywiad PRL o próbach zwerbowania go przez niemieckie służby specjalne. „W przypadku propozycji współpracy TW, kierując się wskazówkami zawartymi w odrębnej instrukcji, wyrazi na nią zgodę. Po okresie 2-3 lat planowanej przez nas działalności na terenie RFN otrzyma od ojca telegram o ciężkiej chorobie matki, co będzie podstawą przyjazdu do Polski”. Dokument ten kierowany do dyrektora Departamentu II MSW podpisali: płk Kazimierz Dudek, kpt. Zenon Łukaszewicz i por. Zbigniew Szulejewski.
Tuż przed wyjazdem, 8 lipca 1986 r., TW „Janusz” przyjął do wykonania na terenie RFN zawarte w specjalnej instrukcji kilkanaście zadań ukierunkowanych głównie na pracę operacyjną w obozie uchodźców politycznych, byłych działaczy opozycji solidarnościowej i „wrogie PRL” ośrodki propagandy ideologicznej. SB początkowo kontrolowała miejsca pobytu TW na terenie RFN. Utrzymywała w swoich dokumentach, że Miller postępuje zgodnie z przyjętymi instrukcjami. Przechwytywano korespondencję z wcześniej uzgodnionymi słowami-kluczami, informującymi o takich czy innych faktach. Czy jednak wszystko ułożyło się tak, jak planowano – nie wiadomo, bo źródła o tym milczą.
Bogdan Miller bynajmniej nie powrócił do Polski. 16 stycznia 1989 r. kpt. Zbigniew Szulejewski wnioskował o złożenie jego dokumentów do resortowego archiwum, co lakonicznie uzasadniał „stałym pobytem tajnego współpracownika za granicą, gdzie zamieszkuje od 1986 roku”. Wiadomo, że po 1989 r. red. Miller zbliżył się do osób związanych z Kongresem Polonii Niemieckiej i pisywał w gazetach niemieckiej Polonii. Na jakie tematy? – o kolejnych rocznicach śmierci Jana Pawła II, o polskich tradycjach spędzania świąt Bożego Narodzenia, o spotkaniach rocznicowych z okazji odzyskania przez Polskę w 1918 r. niepodległości ...
Pieniądze i kwiaty dla konfidenta
TW „Janusz” za współpracę z SB był wynagradzany pieniężnie. Pierwszy raz, 10 października 1983 r. Szulejewski przekazał mu 2000 zł. Nie były to małe pieniądze. Taką samą sumę konfident zainkasował 8 maja 1984 r. Potem płacono mu różnie, ale kwoty nigdy nie były mniejsze niż 1000 zł. Największe wynagrodzenie TW „Janusz” otrzymał 24 stycznia 1986 r. – 5000 zł. Zdarzało się, że z okazji imienin Miller otrzymywał od esbeka kwiaty.
W charakterystyce red. Millera z 4 czerwca 1986 r. por. Zbigniew Szulejewski napisał: „TW ps. »Janusz« wykorzystywany był po zagadnieniu środków masowego przekazu. Przekazał wiele informacji środowiskowych w formie pisemnej i ustnej”. I była to prawda. W latach 1983-1986 „Janusz” spotkał się z oficerem prowadzącym przeszło trzydzieści razy. Esbecy kontrolujący jego aktywność utrzymywali, że był „wartościową jednostką agenturalną” i chyba jako człowieka związanego z olsztyńskimi mediami tak należy go zapamiętać.
* * *
Obok TW ps. „Janusz” latem 1986 r. w redakcji „Gazety Olsztyńskiej” było jeszcze pięciu tajnych współpracowników SB, w tym TW ps. „Bratek” i TW ps. „Wiktor”, ukierunkowani tylko i wyłącznie na zdobywanie informacji o samej redakcji. Jeden z funkcjonariuszy SB w odniesieniu do tego czasu napisał: „Na 38 dziennikarzy zatrudnionych obecnie w »Gazecie Olsztyńskiej« posiadamy trzech tajnych współpracowników, którzy zapewniają dopływ informacji z tej redakcji. Ponadto, w niedalekiej przyszłości jeszcze jeden TW ma przyjść do pracy w tej redakcji. Nadmienić należy, że tutejszy Wydział II [SB] posiada również na kontakcie 3 [innych] tajnych współpracowników w tej redakcji, którzy w sytuacjach koniecznych mogą być wykorzystani do rozpoznawania środowiska dziennikarskiego”.
Skomentuj
Komentuj jako gość