Na łamach wychodzącego w Duesseldorfie dziennika "Rheinische Post" pojawiła się informacja, że rząd koalicyjny w Berlinie chce zaostrzyć prawo sankcjonujące serwisy społecznościowe za brak reakcji na.... mowę nienawiści i fałszywe informacje.
Takie serwisy jak Facebook czy Twitter mają reagować w ciągu 24 godzin na opublikowaną przez użytkowników mowę nienawiści. W przypadku braku reakcji zostanie na właścicieli serwisów nałożona kara grzywny w wysokości do 50 tys. euro. Jest oczywiste, że to element kampanii wyborczej przed zbliżającymi się wyborami do Bundestagu. Warto zadać jednak pytanie: wg. jakiego klucza będzie się odbywała weryfikacja wpisu zgłoszonego jako "mowa nienawiści"?
Niedawno, w naszym kraju mieliśmy do czynienia z zablokowaniem strony Marszu Niepodległości i kont działaczy Ruchu Narodowego. Wiceszef Facebooka ds. polityki publicznej w regionie EMEA, Richard Allan, tłumaczył wówczas w liście otwartym: "Strona Marszu Niepodległości została usunięta z platformy po publikacji szeregu postów naruszających Standardy Społeczności w zakresie mowy nienawiści". Richard Allan nie odniósł się jednak do tego, co mieści się w standardzie "mowy nienawiści", a co nie.
Czy zatem Facebook dopuścił się zamachu na wolność słowa?
Zgodnie ze standardami europejskimi, każdy naród, społeczność i grupa powinny mieć możliwość wyrażenia swojej odrębności, a nawet dumy z tego faktu. Oczywiście taka manifestacja powinna się odbywać przy jednoczesnym poszanowaniu wartości innych grup społecznych (w tym religijnych, etnicznych). Natomiast inne podejście powinno obowiązywać wobec fałszywej informacji. Każdy zapewne powie – zero tolerancji dla kłamstwa –kłamstwo, to kłamstwo. A, co w przypadku gdy mamy do czynienia z ironią? Taki przykład też możemy odnaleźć w naszym kraju. Konto facebookowe jednego ze znanych komentatorów życia politycznego w Polsce zostało zablokowane na 30 dni. Stało się tak za sprawą zamieszczonego przez niego zdjęcia ze stanu wojennego, na którym przedstawiona była pacyfikacja prowadzona przez ZOMO, z dopiskiem: "Droga Pani oto darmowe próbki perfum Sephora... Proszę bardzo. - Bardzo dziękuje, nie trzeba". Dla jednych będzie to ironia, a dla innych, być może, szyderstwo. Tak, czy inaczej zdjęcie przedstawia coś innego niż opis, czyli można to zakwalifikować jako „fałszywa informacja”. Równie dobrze problem mógł dotyczyć, jedynie, nazwy firmy produkującej kosmetyki. Gdyby nazwa Sephora nie pojawiła się w opisie, to być może korzyści byłoby więcej: ironia pozostałaby ironią, negatywne skojarzenia ze stanem wojennym ominęłyby firmę, a konto nie zostałoby zablokowane. Może. Jak widać, w przypadku „fałszywej informacji” też pojawiają się problemy z zakresem.
Sytuacja w Niemczech jest bardziej skomplikowana. Tematyka wyborcza zawiera spory ładunek emocjonalny, przede wszystkim związany z bezpieczeństwem. W tle rozgrywa się dramat z inwazją imigrantów i związanym z tym terroryzmem. Niemcy zaczynają dostrzegać niekonsekwencje w działaniach koalicji rządzącej i tym samym rośnie popularność antyestablishmentowej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD). Regulacje w prawie, jak mówi sam Volker Kauder z CDU, mają zagwarantować żeby "sytuacja, jakiej byliśmy ostatnio świadkami podczas kampanii prezydenckiej w USA nie powtórzyła się w Niemczech". Czy to nie jest jawna deklaracja cenzury, której mogą sprzyjać dość szerokie interpretacje?
Imigranci, niestety nie są traktowani tak samo jak reszta społeczeństwa. Imigranci mogą liczyć na poprawność polityczną, która w polemicznych sytuacjach staje po ich stronie. Napięcie pomiędzy, nierzadko stającymi ponad prawem, imigrantami (choćby przekraczanie granicy bez dokumentów tożsamości i co się z tym wiąże - brak możliwości zweryfikowania jaka była przeszłość danej osoby), a resztą społeczeństwa będzie rosło.
Dodatkowo, jeśli do wyborów będą miały miejsce zamachy terrorystyczne, to szanse AfD na zwycięstwo radykalnie wzrosną. Co stanie się po wyborach? W najbardziej pesymistycznym wariancie, nieodpowiedzialna polityka aktualnej koalicji i chęć realnej zmiany w stosunku do imigrantów AfD może doprowadzić do takiej eskalacji konfliktu, że sytuacja wymknie się spod kontroli. Raz dane przywileje trudno zabrać.
Takie niepozorne sytuacje, jak zaostrzenie prawa sankcjonującego serwisy społecznościowe za brak reakcji na mowę nienawiści i fałszywe informacje, przy jednoczesnym relatywizmie, wyzwalają w ludziach wiele emocji. W połączeniu z innymi ograniczeniami mogą stać się świadomym narzędziem do sterowania nastrojami społecznymi, albo nieświadomym krokiem w stronę ideologicznej przepaści.
Izabela Stackiewicz
Świat
Facebook na niemieckim dywaniku
- Szczegóły
- Izabela Stackiewicz
Komentarze (1)
-
Gość - Ra
Odnośnik bezpośredniW punkt. Po za tym, co do przykładu firmy sprzedającej kosmetyki to niektórzy twierdzą, że nie ważne jak ważne żeby mówili, bo po jakimś czasie nawet negatywny kontekst zatrze się a marka w głowie zostanie. Więc to reklama
0 Lubię
Skomentuj
Komentuj jako gość