Debata lipiec2022 okl

logo flaga polukr

 

 

 

Prosimy Czytelników i Przyjaciół o wpłaty na wydawanie miesięcznika „Debata” i portalu debata.olsztyn.pl. Od Państwa ofiarności zależy dalsze istnienie wolnego słowa na Warmii. Nr konta bankowego Fundacji „Debata”: 26249000050000450013547512. KRS: 0000 337 806. Adres: 10-686 Olsztyn, ul. Boenigka 10/26.

piątek, sierpień 19, 2022
  • Debata
  • Wiadomości
    • Olsztyn
    • Region
    • Polska
    • Świat
    • Urbi et Orbi
    • Kultura
  • Blogi
    • Łukasz Adamski
    • Bogdan Bachmura
    • Mariusz Korejwo
    • Adam Kowalczyk
    • Ks. Jan Rosłan
    • Adam Jerzy Socha
    • Izabela Stackiewicz
    • Bożena Ulewicz
    • Zbigniew Lis
  • miesięcznik Debata
  • Baza Autorów
  • Kontakt
  • Jesteś tutaj:  
  • Start
  • Wiadomości
  • Świat

Świat

Demokracja. Prognozy i przepowiednie

Szczegóły
Opublikowano: piątek, 29 listopad 2019 09:41
Mariusz T. Korejwo

Pojęcie „demokracja” ma charakter terminu obrotowego. Służąc jako etykieta zbiorów bardzo różnych zawartości, stanowi tyleż narzędzie manipulacji co przedmiot mitologizacji. Z jednej strony legalizuje więc uzurpacje ideologiczne, z drugiej podlega kanonizacji. Celem obu typów zabiegów jest zapewnienie immunitetu społecznego, etycznego i politycznego manipulantom sfery publicznej, współczesnym demagogom aspirującym już nie tylko do roli liderów, lecz przewodników duchowych. Sama tendencja jest sprzeczna z duchem demokratyzmu, w istocie – antydemokratyczna. Tradycyjne „przywództwo” było bowiem umiejętnością werbalizowania racji i emocji już istniejących, spersonalizowanym kierownictwem działań mających na celu realizację dążeń grup społecznych, zawodowych, narodowych, (itp.). Przewodnik duchowy natomiast (guru) organizuje ludzi wokół idei przez siebie wymyślonych; ważny jest on sam, bez niego bowiem grupa nie istnieje. Guru jest zarówno ideą, jak i drogą wdrożenia jej realizacji.

Przejawem głębokiego kryzysu – de facto zapaści – systemów demokratycznych jest powszechne odchodzenie od jednoznacznych dookreśleń ideowych, nawet w nazwach ugrupowań politycznych. Szyld partyjny ma być chwytliwy i jednocześnie możliwie mgławicowy (Wiosna, Nowoczesna, Platforma Obywatelska, Prawo i Sprawiedliwość). Taki stan rzeczy wynika z dobrze udokumentowanej osiągnięciami socjologii i psychologii prawdy, że ludzie idą za symbolem, a nie racjami merytorycznymi. Ten sam mechanizm, walnie wzmacniany kształtem współczesnej debaty publicznej (infotainment), sprawia, że partie polityczne tożsame są dzisiaj ze stojącymi na ich czele osobowościami (model ruchu wodzowskiego to nie tylko polska specjalność). Na paradoks zakrawa fakt, że taka struktura organizacji społeczeństw cofa nas do jakichś głęboko przedindustrialnych czasów.

Istotne jest, że powszechny automatyzm stosowania demokratycznego zaklęcia przysłania proces kształtowania się zupełnie nowej formacji ustrojowej, nie mającej wiele wspólnego z wcześniej znanymi ich typami. Maskowanie rzeczywistości za pomocą anachronicznej, nieadekwatnej terminologii nie będzie miało większego wpływu na nią samą (tak jak pastowanie prosiaka nie uczyni z niego dzika), wybitnie utrudnia jednak poprawne jej rozpoznanie oraz, co nie mniej niepokojące, sprzyja samouspokojeniu (demokracja, cokolwiek by nią nie nazwać, należy do terminów konotowanych jednoznacznie pozytywnie).

Po kilku próbach wykazania, że problem istnieje 1 nadszedł czas na prognozę, to jest uchwycenie konsekwencji zachodzących właśnie zmian. Te ostatnie wykazują bowiem tendencje, które - jak sądzę - opisać można chociażby w generaliach, wątkach wiodących. Istotne wydaje się tu zastrzeżenie rozsądne i aktualne dla każdej przepowiedni, czyli założenie, że nie ziści się żadna z możliwych katastrof diametralnie przecinając tym samym dostrzegalne trendy. Nie można jednak tracić z oczu opcji realizacji jednej z kiełkujących apokalips: od zapaści ekologicznej przez triumfalny pochód wojującego islamu aż po wybuch kolejnego maniakalnego spazmu firmowanego przez Святая Русь.

*

Podstawą proroctwa są dostrzegalne przejawy wykształcania się hiperpaństwa, struktury omnipotentnej, wszystkoidalnej i wszechobecnej na sposób zastrzeżony dotąd wyłącznie istocie Boga.

Obawa to nienowa. Futurystyczne wizje społeczeństw funkcjonujących na wzór przemyślnie skonstruowanych maszyn są stare jak ludzka myśl. Nie nowe są również ambicje aparatów państwowych, marzących o objęciu kontrolą i kompetencjami zarządczymi sfery interakcji społecznych, a w konsekwencji – również zawiadowania mózgiem każdego pojedynczego obywatela, do kształtowania człowieczej mentalności włącznie. Tym, co jest nowe, to zbieżność oczekiwań tzw. mas (wyborców, obywateli) wobec państwa, z tegoż państwa ambicjami. Jeszcze nigdy tak wielu nie oczekiwało od państwa tak wiele. I jeszcze nigdy żadne państwo nie posiadało takiej mnogości instrumentów dla spełnienia rozbudzonych oczekiwań. Linie trendów nieustannie się ku sobie zbliżają, a moment styku wydaje się być nieuchronny.

Nowoczesne instrumentarium technologiczne ewidentnie sprzyja budowaniu hiperpaństwa. Gwałtownie rozwijające się środki błyskawicznej wymiany i przetwarzania informacji zarówno umożliwiają, jak i wymuszają wznoszenie tej budowli. Postępująca centralizacja decyzyjności (pionowe systemy zarządzania) jest warunkiem skuteczności, kompatybilności oraz jednolitości działań prowadzonych przez aparat państwowy. Jednocześnie jej efektem jest nieustanny wzrost kompetencji centralnego ośrodka władzy kosztem ośrodków pośrednich, lokalnych. Już dzisiaj komputerowe systemy dziedzinowe scentralizowały w nadzwyczajnym stopniu szereg tradycyjnych sfer działania administracji państwowej (vide: rejestracja aut i kierowców, sprawy meldunkowe i obywatelskie, podatkowe i celne, ewidencji podmiotów gospodarczych, dowodów osobistych i cała gama innych). Oczywiście: typizacja, normalizacja, formalizacja działań charakteryzowały aparaty państwowe co najmniej od czasów nastania epoki nowożytnej, rzecz w tym, że obecny etap centralizacji jest de facto równoznaczny z automatyzacją, „urobotowieniem” owych tradycyjnych funkcji administracyjnych. Jeżeli dziś szereg stanowisk urzędniczych na szczeblu lokalnym sprowadza się do roli zaledwie „wklepywacza” treści poddawanych automatycznej weryfikacji w czasie rzeczywistym przez odległe, nigdy nie widziane centrum, to jutro urzeczywistni się projektowana ustawowo w RP już 15 lat temu (!) koncepcja e-administracji, odmiejscowienia urzędu. Na końcu tej drogi znajduje się szary, betonowy sześcian wypełniony pomrugującymi serwerami: oto cały „zarząd” państwa ulokowany w niewielkim pudełku, izolowany od świata i strzeżony niczym maszynownia na oceanicznym okręcie.

Pojęcie automatyzacji do niedawna kojarzone było nade wszystko z sferą produkcji przemysłowej. To tu uzyskano najbardziej spektakularne efekty zastępowania pracy ludzkiej pracą maszyn. Niemniej automatyzacja obecna jest jak najbardziej na wielu innych polach aktywności ludzkiej: np. sektor bankowy zostawił tu administrację państwową daleko w tyle, ale i dużo mniej zasobne branże wdrażają niewyobrażalne jeszcze wczoraj technologie: boty symulujące rozmowę z prawdziwym człowiekiem są tu tylko jednym z wielu możliwych przykładów.

Automatyzacja funkcji administracyjnych niesie za sobą szereg zalet. Mityczne odmiejscowienie urzędów to równy, szybki dostęp do niezbędnych procedur dla każdego obywatela, gdziekolwiek by on się nie znajdował. To także uwolnienie nas wszystkich od zmiennych nastrojów biurokratów i apriorystycznie ustalanych godzin urzędowania. Oto jest też wreszcie nadzieja na spełnienie odwiecznych marzeń o realnej redukcji stanu urzędniczego (byłby to pierwszy taki przypadek w dziejach powszechnych administracji). Optymiści twierdzą nadto, że uwolnione kadry – całe rzesze obeznanych z komputerem, świetnie zaprawionych w formalno- prawnych bojach pracowników – zasilą sektor prywatny, dodając mu szwungu i poloru kompetencji. Być może tak właśnie się stanie. Bardziej jednak prawdopodobne, że pojawi się nowy problem. Problem narastania mas ludzi zbędnych nie znajdujących swojego miejsca na rynku pracy.

Rzecz jasna, problem wcale nie jest nowy. Kłopoty z „nadmiarem” ludzi, ludzi bez zajęcia, mieli i starożytni Rzymianie, i XIX-wieczne demokracje. Zniknęły dzisiaj za to tradycyjne mechanizmy pomagające niwelować efekty demograficznej superaty: krwawe wojny, intensywne epidemie, śmiercionośne skutki niedożywienia i ogólnych niedoborów w zakresie medycyny oraz higieny. Sedno sprawy tkwi zresztą nie w samej ilości „ludzi zbędnych”, lecz raczej w obłędno-paternalistycznej formule zdejmującej z dorosłych ludzi brzemię odpowiedzialności za siebie samych. W wyniku procesów socjo-politycznych, uruchomionych jeszcze w XIX wieku, twórczo rozwiniętych w wieku XX, niewyobrażalne stało się, aby aparat państwowy pozostawiał po prostu samych sobie owych „ludzi zbędnych” (oraz ludzi w ogóle).

Wspomaganie tych, którzy z różnych powodów nie potrafią, bądź nie chcą potrafić pomóc sami sobie, najpierw było ambicją państwa, potem jego obowiązkiem, na końcu zaś stało się działaniem rutynowym, czyli uważanym za normalne. Świadczenie kosztownych usług leczniczych nawet tym, którzy nie mają grosza przy duszy; wypłacanie quasi – pensji, nawet tym, którzy nigdy nie pracowali; opłacanie edukacji milionowym rzeszom, nawet kiedy jasne jest, że nigdy nie zwrócą choćby ułamka kosztów; utrzymywanie pokoleń rencistów i emerytów, nawet wtedy, kiedy nigdy nie dołożyli się do ubezpieczeniowej sakwy, to jedynie kilka pozycji na znacznie dłuższej liście. Welferstate jest pojęciem mylącym, w istocie bowiem zawsze chodziło o Safetystate.

W sensie politycznym fundamentem procederu był strach przed rewolucją. Jednak taktyka niwelowania „różnic klasowych” poprzez transfery socjalne wydaje się dożywać swoich dni. Szykuje się tu generalna zmiana jakościowa: jesteśmy świadkami już nie narodzin nowych koncepcji, lecz pierwszych prób wprowadzania ich w życie.

Owe jaskółki nowego – emerytura obywatelska (społeczna), pensja obywatelska (społeczna) – nie są kolejną od- mianą tradycyjnych usług socjalnych. Są testem wstępnym, wersją demo państwa, w którym każdy obywatel będzie miał zapewniony byt, odpowiedni poziom życia - od poczęcia aż do śmierci – niezależnie od poczynionych przez niego samego starań, włożonej pracy, życiowej zapobiegliwości, przydanego łutu szczęścia, codziennej zapobiegliwości. To już nie „socjal”, uprawnienia opisane prawnie, o które trzeba się postarać, udowodnić urzędowi swoje racje. Mowa o stałej, równej, regularnej państwowej donacji pobieranej z samego gołego faktu bycia obywatelem, tak jak teraz zapewnioną mamy ochronę życia, prawa do głosowania i cały katalog różnorodnych innych uprawnień. Państwo zobaczy się tu w roli nadojca, a jego obywatele w roli przychówku – krnąbrnego czy grzecznego, ładnego czy brzydkiego, pracowitego czy leniwego – pozostającego stałym kosztem rodziców, czy jedni (lub drudzy) tego chcą, czy nie.

Mechanizm nowej ekonomii państwowej urealnić ma właśnie automatyzacja (robotyzacja) pracy (zarówno wytwórczości, jak i usług). Urealnić oraz wymusić - przecież zysk (dochód) będzie dziełem maszyn, które go nijak nie potrzebują. Z drugiej strony pozostaną rzesze obywateli pozbawionych przez owe maszyny pracy, a tym samym dochodu. Pogodzić obydwa elementy może wyłącznie państwo i to wyłącznie państwo – moloch. To ono odpowiedzialne będzie za kumulowanie dochodu wytworzonego przez cyberrobotników, cyberinżynierów i cyberurzędników, a następnie transferowanie owego cyberdochodu do swoich, nieposiadających zajęcia obywateli – podopiecznych.

Automatyzacja obejmuje jednak nie tylko sferę produkcyjno-usługową (źródło dochodu) ale również dziedzinę zarządzania (bez tego zresztą niemożliwe byłoby państwo funkcjonujące w opisanej roli). Dostarcza ona – automatyzacja, już dziś aparatowi administracyjnemu nadzwyczajnych wprost instrumentów kontroli i kształtowania społeczeństw. Tylko bladym zarysem kryjących się tu możliwości jest wspomnienie o poważnych przymiarkach do rezygnacji z tradycyjnego pieniądza (Skandynawia), co nie bez kozery zbiega się w czasie z testowaniem i wdrożeniami systemów rejestracji zachowań obywatelskich. Jeżeli w Polsce drażnić nas może wszechwiedzący CEPiK, to cóż powiedzieć mają mieszkańcy Szwecji, gdzie każdy zakup alkoholu jest rejestrowany i archiwizowany wraz z danymi osobowymi nabywcy. Jeszcze dalej posunęli się Chińczycy testujący system punktowania zachowań obywateli, tym skuteczniejszy, że pożeniony z wszechobecną aplikacją identyfikacji twarzy.

Nie sposób objąć wszystkich możliwości jakie otwiera przed scentralizowanym aparatem państwowym epoka skondensowanego przetwarzania danych. Może np. już czas skończyć ocenianie polityków przez klasyczny paradygmat podnoszenia/obniżania podatków, skoro przyszłością jest absolutna kumulacja środków w jednorodnym centrum zarządczym. Byłaby to logiczna puenta linii podatkowej, wiodącej od dziesięciny i 2 groszy z chłopskiego łana po zabór 3/4 zarobku, czyli czasów obecnych. Już niedługo ten etap dziejów, kiedy jakiekolwiek pieniądze zostawiano nam do wolnej dyspozycji, uznamy za epokę niebywałej wolności. Lub - jeśli tylko stadko przestanie się wreszcie rozpraszać - to co jest aktualne dziś, nazwiemy wówczas niechlubnymi dziejami indywidualistycznego rozpasania.

Mariusz T. Korejwo
Dr historii, pracownik Archiwum Państwowego w Olsztynie
1. Patrz m. in.: O skuteczności władzy, czyli demokracja na zakręcie, „Debata”, marzec 2017 r.; Oligarchia, gawiedziowładztwo. Konfuzje demokracji stosowanej, „Debata”, czerwiec 2017 r.;
Duopol władzy i jego konsekwencje. Orwell o III RP, „Debata”, sierpień 2018;
Bezradnik demokraty. Res publica jako utopia, „Debata”, styczeń 2019.

Czytaj więcej: Demokracja. Prognozy i przepowiednie

Komentarz (23)

Hiszpania: Śniło mi się, że byłem Polakiem

Szczegóły
Opublikowano: sobota, 02 listopad 2019 21:01
Grażyna Opińska

Wczoraj śniło mi się, że byłem Polakiem – napisał znany hiszpański publicysta dziennika „ABC”; Luis Ventoso. – Obudziłem się wypoczęty, z poczuciem, że w naszym kraju (Hiszpanii) istnieje pewna etyka w życiu publicznym, i politycy, którzy ja łamią, przepraszają obywateli i podają się do dymisji.

Hiszpański dziennikarz opisał przypadek byłego przewodniczącego polskiego parlamentu, Marka Kuchcińskiego. To konserwatywny 63 - letni polityk, o budzącym szacunek wyglądzie, ojciec trójki dzieci. Od 2015 był przewodniczącym polskiego parlamentu. Miał jednak pewna wadę – nie odróżniał publicznego od prywatnego i latał samolotami opłacanymi przez państwo w swoich celach prywatnych i rodzinnych.

Podał się do dymisji. Jego partia, konserwatywna Prawo i Sprawiedliwość (rządząca od 2015 większością absolutna), nie toleruje takich zachowań, tym bardziej, że prowadzi kampanie walki z korupcją i powinna dać przykład.

Luis Ventso porównał sytuacje w Polsce z Hiszpanią. Przypomniał, że obecnie pełniący funkcje premiera, socjalista Pedro Sanchez obalił poprzez votum nieufności poprzedni rząd Mariano Rajoya powołując się na potrzebę „odnowy w życiu publicznym”i obiecując postępować „przykładnie”, czyli zupełnie inaczej niż poprzedni premier, Mariano Rajoy, którego nazwał „nieuczciwym”.

Trzeba przypomnieć, że poprzedni hiszpański rzad centroprawicowej Partii Ludowej (PP) upadł przez wielki skandal korupcyjny. Co najmniej od 1989 r. w partii tej istniała tajna kasa (nazywana kasą B) czyli równoległa księgowość. W trakcie dochodzenia sądowego ustalono, że skarbnik PP, Luis Barcenas, przelewał część nielegalnych pieniędzy na konto partii, a część na swój prywatny rachunek w Szwajcarii. Zgromadził dziesiątki milionów euro.

Środki pozyskiwano od firm w zamian za korzystne decyzje w przetargach publicznych, które wydawali urzędnicy powiązani z partią rządzącą na terenie całego kraju. Była to siatka korupcyjna o strukturze mafijnej.

W lipcu 2017 r., po raz pierwszy w historii kraju, zeznawał jako świadek w wielkim procesie korupcyjnym szef rządu, Mariano Rajoy. Polityk twierdził, że nic nie wiedział o zarządzaniu finansami partii.

Jeszcze przed procesem zniszczono dowody – twarde dyski komputerów byłego skarbnika PP. Jednak Sąd uwolnił podejrzanych o zniszczenie dowodów, po sześciu latach od tego wydarzenia (miało ono miejsce w 2013 r.), powołując się na zasadę domniemania niewinności. Zniszczone dyski komputerowe miały zawierać istotne informacje na temat podwójnej księgowości partii rządzącej.

Innym przykładem skorumpowania struktur instytucyjnych jest komisarz hiszpańskiej policji Jose Manuel Villarejo. Wykorzystywał on swoje wpływy do prowadzenia nielegalnej działalności, szpiegując, nagrywając i zbierając materiały (haki) na polityków, sędziów, przedsiębiorców i dziennikarzy, w zamian za pieniądze. Posuwał się do prowokacji i do szantażu. Znaleziona, dobrze zakodowana, dokumentacja informatyczna Villarejo, gdyby była na papierze, zajęłaby całą siedzibę hiszpańskiego ministerstwa spraw wewnętrznych, od podłogi do sufitu.

W lutym br. znaleziono dowody wskazujące na związek Villarejo z pożarem wieży Windsor w centrum finansowym Madrytu (2005). Prawdopodobnie pożar miał na celu zniszczenie dokumentów obciążających bankierów. Komisarz zakumulował co najmniej 20 mln euro tylko w Hiszpanii.

I tak od góry do dołu, przykładów korupcji i niekompetencji urzędników jest mnóstwo. Tutejsza prasa prawie codziennie donosi o jakiejś aferze z udziałem polityków, a konsekwencje tych afer często ponoszą zwykli obywatele, nękani podatkami, jawnymi i ukrytymi, brakiem szans na rozwój w kraju i ogólna pauperyzacja społeczna. Korupcja niszczy kraj jak toczący się rak niszczy zdrowy organizm.

Na przykład, miasto Saragossa po 16 latach rządów socjalistów, znajduje się w technicznym bankructwie, z długami na ponad 1 miliard euro. Już zapowiada się odpowiednia do sytuacji „politykę fiskalna”, czyli municypalna presja podatkowa wobec obywateli. Ta informacja dziwnie zbiega się z takimi akcjami, jak „kampania lokalnej policji kontroli prędkości na ulicach Saragossy”, chociaż w ciągu ostatnich lat zmniejszyły się tego rodzaju wykroczenie drogowe. Lokalne władze tłumaczą, że kontrole maja także na celu „ochronę środowiska” i „racjonalne użytkowanie paliwa”. Nakładane kary pieniężne zasilają budżet miejski, który z góry ma przewidziany odpowiedni wkład pochodzący z mandatów. Policjanci nakładający kary otrzymują premie. Zwiększyły się także kontrole bhp i inne w małych i średnich firmach, a kary za każde formalne przewinienie idą w tysiące euro.

Inny przykład z ostatnich dni. Andaluzja. Przyjęcia i codzienne luksusowe wyżywienie przewodniczącego lokalnego rządu i jego urzędników (śniadania; obiady i kolacje), w ciągu 2 miesięcy wyczerpały budżet roczny (dane z sierpnia br). Rządy „all inclusive”! Ciekawe, że obecna koalicja PP – Ciudadanos doszła do władzy w tym regionie obiecując „wstrzemięźliwość” i ciecia kosztów administracyjnych.

Obecnie pełniący funkcje premiera, socjalista Pedro Sanchez, także obiecywał zmianę i odnowę. Tymczasem już zapowiedział, że – jeżeli utworzy nowy rząd - nie tylko podniesie podatki, ale także zwiększy wydatki państwowe o co najmniej 20 mld euro! Oznacza to rekordowy poziom presji fiskalnej w tym kraju.

W tym kontekście oskarżenie premiera o plagiat pracy doktorskiej, w dziedzinie ekonomii, nie wydaje się sprawą o szczególnym znaczeniu, choć w innych krajach (Niemcy) takie oskarżenia doprowadzają do dymisji. W Hiszpanii politycy nie poddają się do dymisji. W sprawie wykształcenia wielu czołowych polityków tego kraju toczą się dochodzenia.

Prezes PiS, Jarosław Kaczyński wielokrotnie wyjaśniał, na czym polega dobra władza. Żeby dobrze rządzić, nie trzeba być geniuszem, chociaż na pewno ludzie wybitnie zdolni bardzo się przydają, i mamy na to liczne przykłady w naszym rządzie – powiedział. - Jednak przede wszystkim trzeba być kompetentnym i uczciwym.

Kompetencja i uczciwość, zwalczanie korupcji, dobre administrowanie przekładają się na rezultaty gospodarcze, socjalne i społeczne. Jest czym się pochwalić. Polska ma rekordowo niskie bezrobocie, najniższe od 30 lat. Według danych z lipca br. stopa bezrobocia w naszym kraju wynosiła tylko 5, 2 proc. W urzędach pracy zarejestrowanych było mniej niż 870 tys. obywateli. Sytuacja na rynku pracy jest bardzo dobra. PiS udowodnił, że prowadzi wzorowa politykę gospodarczą i finansową. Wobec zarzutów opozycji o rozdawnictwo, które miało doprowadzić kraj do bankructwa, ogłosił budżet państwa 2020 r. bez deficytu, bez „życia na kredyt”. Dochody dobrze zarządzanego państwa mają wystarczyć na pokrycie wszystkich wydatków, i to pomimo rozszerzenia programu 500 plus na wszystkie dzieci i obniżenia podatku PIT.

Tymczasem w Hiszpanii, według ostatnich danych, bezrobocie wynosi ponad 14 proc, co oznacza ponad 3 mln 300 tys osób bez pracy. Brakuje zachęt dla mobilności pracowników, pomocy dla rodzin i dla firm. Wciąż ogromne jest zatrudnienie czasowe, sezonowe – 27 proc. zatrudnionych. Ale w szczególnie dramatycznej sytuacji znajduje się młodzież – 73 proc. znajduje tylko czasowe, w większości słabo płatne zatrudnienie, rekord Europy.

Hiszpania znajduje się w stanie poważnego kryzysu politycznego i instytucjonalnego. Nieudolność jej klasy politycznej doprowadziła do konieczności rozpisania czwartych już wyborów parlamentarnych w ciągu ostatnich czterech latach. Żadna z partii nie dysponuje odpowiednim poparciem, aby uzyskać większość miejsc w parlamencie, a ich liderzy więcej czasu poświęcają na publiczne oskarżanie się, niż na negocjacje. Nie wiadomo, czy kolejne wybory 10 listopada przełamią ten impas.

Innym problemem jest rosnąca presja fiskalna. Podczas gdy Polska uszczelnia swój system podatkowy, m. in aby unikać wyprowadzania zarobionego w kraju kapitału za granice, w Hiszpanii bardzo dobrze mają się wielkie fortuny zorganizowane w spółki o nazwie SICAV, które cieszą się ogromnymi przywilejami fiskalnymi. Płacą jedynie 1 proc podatku od uzyskanych dochodów, a nie 30 proc, jak w przypadku innego rodzaju spółek.

Podczas gdy rząd PiS ogłosił obniżenie podatku dochodowego dla wszystkich podatników oraz dodatkowe zmniejszenie PIT dla osób pracujących, w Hiszpanii socjaliści zapowiedzieli zwiększenie presji fiskalnej w kraju o niskich pensjach i małych firmach, które z trudnością konkurują na rynku międzynarodowym. Podczas gdy w Polsce młodzi pracownicy zostali zwolnieni z podatku, aby zachęcić pracodawców do zatrudniania młodych osób, w Hiszpanii bezrobocie wśród młodzieży należy do najwyższych w Europie – prawie 30 proc! Młodzi ludzie zatrudniani są na umowy śmieciowe, niskie płace nie pozwalają na utrzymanie się, czy założenie rodziny, a przy takiej panoramie politycznej nie widzą perspektyw.

W Hiszpanii istnieje potrójne opodatkowanie bezpośrednie: w skali ogólnokrajowej, w skali tzw. wspólnoty autonomicznej oraz municypalnej, a także pośrednie: podatek VAT i inne opłaty (cotizaciones). Podatkowe koszty pracy należą tutaj do najwyższych w Europie; drugie miejsce po Szwecji. Ogólnie system podatkowy jest bardzo skomplikowany i zależy od regionu. Na przykład rejon Madrytu jest wolny od wielu obciążeń podatkowych, które istnieją w innych regionach kraju. Mówi się nawet o madryckim raju podatkowym. Czyżby były to ulgi dla koncentrujących się tutaj polityków i deputowanych?

Minister Skarbu socjalistycznego rządu, Maria Jesus Montero, powiedziała niedawno, że nigdzie nie zostało udowodnione, iż obniżenie podatków przekłada się na wzrost gospodarczy czy lepszą ich ściągalność – to ostrzeżenie i deklaracja intencji zarazem, przed zbliżającymi się następnymi wyborami. I nieważne, że teza jest nieprawdziwa, co udowadnia chociażby przykład Polski.

Hiszpania jest w strefie euro już 20 lat, ale nie zdołała zmniejszyć swojej różnicy dochodowej (rzędu 24 proc) na głowę mieszkańca w porównaniu z innymi krajami tej strefy, a przecież celem jednolitej monety jest konwergencja gospodarcza.

Nie dziwię się, że PiS ma w Polsce miażdżącą przewagę nad pozbawioną programu i idei opozycją. PiS działa na rzecz rozwoju kraju i sprawiedliwości. Potrafił naprawić finanse publiczne i doprowadził do wzrostu gospodarczego, który przełożył na wzrost dobrobytu Polaków. W ich interesie jest, aby rządził nadal. Mam skalę porównawczą.

Grażyna Opińska
Pracowała 12 lat dla PAP z Hiszpanii. Free lancer

Czytaj więcej: Hiszpania: Śniło mi się, że byłem Polakiem

Komentarz (33)

Wygrany przegrany

Szczegóły
Opublikowano: czwartek, 19 wrzesień 2019 21:45
Magdalena Piórek

Osiemdziesiąt lat po wydarzeniach II wojny światowej prezydent Niemiec, Frank-Walter Steinmeier przyjeżdża do Polski upamiętnić śmierć milionów ofiar wielkiego konfliktu i przeprasza. Przemawia po polsku i po niemiecku. „Staje boso” przed Polakami „i prosi o przebaczenie”. Bierze pełną odpowiedzialność za historię i działania narodu niemieckiego. To wielkie i podniosłe słowa, a skruszony gość może sobie na nie bez trudu pozwolić. Bo przecież stać go na taki gest, mimo że o reparacjach nadal nie słychać. Niemiecki przywódca może przepraszać do woli, bo wie, że i tak nikt Niemiec ze zbrodni nie rozliczy. Nie zrobi tego Polska, bo nie ma narzędzi, którymi mogłaby do tego doprowadzić. I nie zrobi tego Europa, której zależy, by jej biznes rozwijał się bez przeszkód pod niemieckim parasolem. Bo to Niemcy wygrały wojnę.

Frank Steinmeier kaja się w Polsce do polskiej opinii publicznej. Polski prezydent, Andrzej Duda, również mówi tylko do przekonanych. Świat usłyszy przez chwilę żałobne bicie dzwonu, a potem wzruszy ramionami i znów zanurzy się w kakofonii oskarżeń o „polskie obozy śmierci” i „naród współsprawców”. Obowiązującej obecnie na świecie wersji o II wojnie światowej nie napisali Polacy. Zrobili to za nas, inni zgodnie z własnym interesem – wojnę wywołali tajemniczy naziści, a Żydów mordowali Polacy. Niemcy poświęcili dużo sił i środków na to, żeby świat zapomniał o ich winie. Przypominają o niej zwykle tylko na chwilę, w sytuacjach, kiedy oskarżenia wobec Polski przybierają falami na sile na taką skalę, że Polska musi wręcz krzyczeć, że to nie jej odpowiedzialność. Niemcom wygodnie jest także milczeć wobec upominania się środowisk żydowskich o pozostawione w Polsce majątki żydowskich obywateli. Berlin po cichu trzyma kciuki za to, żeby udało się zmusić Polskę do wypłacenia żydowskich roszczeń. Bo jeżeli Polacy zapłacą – automatycznie świat przyjmie za pewnik, że jesteśmy winni Holocaustu. A skoro to my jesteśmy winni, to czemu czepiamy się Niemiec i jakie mamy moralne prawo do nawoływania do wypłaty odszkodowań. Wtedy, w razie ewentualnego konfliktu, oskarżonej o kolaborację z nazistami Polski nikt nie będzie ani bronił, ani żałował.

Pomysł zneutralizowania Polski i oparcia jej na niemieckim „pomocnym” ramieniu ma swoich zwolenników wśród niemieckiej elity politycznej od stu lat z okładem. Niemcy wiedzą, że silna, rozgrywająca twardo własne interesy Polska marginalizuje ich pozycję regionalną i za wszelką cenę próbują temu przeciwdziałać. Pierwszą próbą były starania urzeczywistnienia koncepcji Mitteleuropy z początków XX w., w myśl której Niemcy miały objąć dominującą pozycję nad Europą Środkową i wydrenować ją z zasobów kadrowych i ekonomicznych oraz pozbawić politycznej samodzielności. Nasza część kontynentu miała stać się podporządkowanym Berlinowi tworem polityczno-gospodarczym. Coś w rodzaju federacji państw, znajdującej się w niemieckiej strefie wpływów i której by narzucano szereg korzystnych dla Niemiec umów ekonomicznych. Pomysł upadł wraz z upadkiem Niemiec w I wojnie światowej, ale nie został całkowicie zapomniany. Częściowo czerpał z niego także Hitler, któremu pasowało, żeby zneutralizować Europę Środkowo-Wschodnią i zyskać przestrzeń dla przesiedlenia czystych rasowo niemieckich obywateli. Hitlerowi pasowało również uzyskanie gospodarczej przewagi nad Francją i Wielką Brytanią, a także mieć pole manewru wobec Rosji, którą planował zepchnąć aż za Ural. Polskie „nie” oznaczało kres budowy tego wielkiego przedsięwzięcia i wywołało wściekłość niemieckich elit politycznych. II wojna światowa była próbą realizacji tych zamierzeń za pomocą siły militarnej. Zwycięstwo aliantów z 1945 r. sprawiło, że jakiekolwiek koncepcje stworzenia Mitteleuropy pod przywództwem Niemiec przez długi czas straciły na znaczeniu.

Czy niemieckie pomysły „urządzenia” Europy Środkowo-Wschodniej czegoś nam nie przypominają? Przecież Unia Europejska tak naprawdę jest przedłużeniem starych niemieckich koncepcji. Co z tego, że Berlin przegrał wojnę, skoro i tak osiągnął to co chciał – nie tym sposobem, to innym. To, czego nie przyniosła wojna, dał Niemcom dopiero pokój. I zorganizowanie kontynentu europejskiego praktycznie w jeden, wspólny organizm. Chowając się za plecami administracji w Brukseli, Niemcy twardo rozgrywają swoje interesy. I to raczej nie Unia decyduje dziś o kształcie Europy, ale raczej Niemcy kształtują UE na własną modłą, by tym sposobem wpływać na przebieg procesów europejskich. Świetnie też na tym zarabiają, bo europejska gospodarka oparła się całkowicie na sile niemieckiego biznesu. Widać to zwłaszcza po wprowadzeniu wspólnej waluty euro, które znacznie graniczyło ekonomiczną samodzielność poszczególnych państw. Wprowadzenia euro domagali się Francuzi, którzy mieli nadzieję, że w ten sposób uda się okiełznać niemiecką gospodarkę, a nawet poddać ją francuskiej kontroli. Okazało się, że euro przełożyło się na świetny wynik niemieckich interesów, zostawiając w tyle Francuzów. Wspólna waluta europejska sprawiła też, że francuskie wpływy zostały wypchnięte z obszarów Europy Środkowo – Wschodniej, jak również straciły wiele ze swoich przyczółków w zachodniej części kontynentu.

Otwarcie się Unii Europejskiej na wschód pozwoliło mocno rozwinąć skrzydła firmom zza Odry. Europa Środkowo-Wschodnia stanowi pewnego rodzaju zaplecze dla niemieckiej gospodarki. Obszar ten stanowi niewyczerpany rezerwuar taniej siły roboczej i łatwy rynek zbytu. Po 1989 r. polski przemysł niejako ustąpił miejsca niemieckiemu, a głos polskich mediów, w przeważającej większości skupiony wokół dwóch wielkich wydawnictw – Bauer i Axel Ringer Springer – nie jest polskim głosem. Polityka zagraniczna Berlina idzie śladem swoich przedsiębiorców. Jeśli firmy nawołują swoją kanclerz, żeby dogadała się z Polską, bo narowistość Warszawy psuje im szyki, to Angela Merkel kładzie potulnie uszy po sobie i jedzie nad Wisłę, usilnie łagodzić nadszarpnięte stosunki. Czarowanie Warszawy opłaca jej się nawet bardziej, niż dogadywanie się z samą Francją, czy Włochami. Obszar Europy Środkowej ma w sobie ogromny potencjał. To te kraje, które mogłyby kiedyś zbudować Trójmorze, przeżywają obecnie swój gospodarczy boom i mają zdecydowanie lepsze wskaźniki gospodarcze. W chwili, gdy Zachód dostał zadyszki, to Trójmorze daje nadzieję niemieckim firmom na zysk. Berlin spodziewa się, że może nie udać mu się storpedowanie projektu spinającego obszar między Bałtykiem a Morzem Czarnym i Śródziemnym. Dlatego stara się włączyć w finansowanie projektu, a tym samym stać się również głównym beneficjentem projektu.

Otwarcie się UE na wschód wzmocniło gospodarczo Niemcy. Dało im możliwości finansowe i polityczne. W naturalny sposób Europa przyjęła ich dominującą rolę, co pozwoliło Berlinowi częściowo uniezależnić się od wpływów USA. Po II wojnie światowej Waszyngton postawił się w roli sierżanta, który pilnuje, żeby Berlin nie urósł znowu w siłę. Tyle że Berlin – nie wiedzieć kiedy – jednak urósł, co dało mu możliwości manewru i rywalizowania o wpływy w Europie Środkowo – Wschodniej. Paradoksalnie, to Niemcy są dla Waszyngtonu groźniejszym rywalem o serce Polski i jej sąsiadów niż Rosja Putina. Głównie dlatego, że dysponują całym szeregiem instrumentów politycznych i ekonomicznych, które realnie wpływają na rozwój krajów postsowieckich. Rosja nie jest tak atrakcyjna i poza ropą i gazem nie ma nic do zaoferowania. Francja powoli traci rolę równorzędnego partnera Niemiec w europejskim projekcie. Może jeszcze tego nie widać, ale na dłuższą metę Paryż nie da rady dotrzymać kroku sąsiadowi. Tym samym nie będzie mógł przeciwstawić się ich dominacji w Europie.

Nie będzie mogła zrobić tego również Wielka Brytania, która ściągnęła sobie Brexit na głowę. Wyjście z Unii Europejskiej pozbawia Londyn prawa głosu wobec procesów politycznych i gospodarczych na kontynencie. Brytyjskim elitom trudniej będzie przebić się ze swoją narracją. Nie mówiąc o tym, że Berlin zrobi dosłownie wszystko, żeby wypchnąć firmy wyspiarzy z europejskiego rynku i zrobić miejsce dla niemieckich przedsiębiorców. Przez najbliższe lata Wielka Brytania będzie walczyła o przetrwanie w nowych, geopolitycznych warunkach. Słabszy Londyn oznacza też automatycznie słabsze wpływy Waszyngtonu. Nie mogąc w pełni liczyć na siły dotychczasowego sojusznika, USA znalazły swój przyczółek w Europie Środkowo – Wschodniej, mając nadzieję, że ograniczą w ten sposób niemieckie dążenia.

Ale i na to Berlin znalazł sposób. Niemiecko – rosyjski sojusz oplata gazociągowymi mackami całą Europę. Merkel i Putin liczą na to, że uda im się wpisać na stałe w politykę gospodarczą kontynentu, podporządkowując go sobie całkowicie i eliminując wpływy amerykańskie. Ten sojusz nie musi być trwały, tak jak nie przetrwał próby czasu pakt Ribbentrop – Mołotow, ale porozumienie na pewno będzie istniało tak długo, jak długo USA będą próbowały rozgrywać Europę Środkowo – Wschodnią. Rozpychanie się Niemiec częściowo jest dla Rosji wygodne o tyle, że eliminuje polski potencjał. Wpięta w europejski projekt Polska będzie zajęta rozwijaniem relacji z Zachodem i walką o jak największe prawo głosu w unijnych strukturach. Zdominowanie jej przemysłu ograniczy jej gospodarczy potencjał. Dzięki Berlinowi, walcząca o wpływy w Azji i na Bliskim Wschodzie Rosja może przestać oglądać się co chwila za siebie. Osiemdziesiąt lat temu Europa nie miała odwagi powiedzieć Niemcom „nie”. Dziś, bezpieczna w swym poczuciu sytości na niemiecki kredyt, już nawet o tym nie myśli.

Magdalena Piórek
Absolwentka Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego

Czytaj więcej: Wygrany przegrany

Komentarz (2)

Zamach na Hitlera 20 lipca 1944 r.

Szczegóły
Opublikowano: niedziela, 08 wrzesień 2019 19:43
Marek Skolimowski

Przypadająca 75. rocznica nieudanego zamachu na Adolfa Hitlera 20 lipca 1944 r. w Wilczym Szańcu skłania, jak zawsze do refleksji. Dla współczesnego społeczeństwa niemieckiego stanowi powód do dumy i ma zaświadczać, że nie wszyscy obywatele III Rzeszy dali się uwieść dyktatorowi i nie wszyscy godzili się na jego zbrodniczą politykę. Warto jednak wiedzieć, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu większość Niemców uważała spiskowców z płk. hr. Clausem von Stauffenbergiem na czele za zdrajców, którzy zaplanowali zabójstwo Adolfa Hitlera, naczelnego dowódcę Wehrmachtu i wodza narodu niemieckiego w sytuacji wyraźnych klęsk wojsk niemieckich na wszystkich frontach. Przecież śmierć wodza spowodowałaby chaos i przyspieszyłaby bez wątpienia klęskę Niemiec.

W tym kontekście warto się zastanowić dlaczego grupa wyższych rangą oficerów i urzędników oraz części kół arystokratycznych postanowiła wyeliminować Hitlera na 10 miesięcy przed całkowitą klęską „tysiącletniej” III Rzeszy i czy w Niemczech istniał antynazistowski ruch oporu?

Odpowiedź na to pytanie jest w zasadzie prosta. Otóż kiedy III Rzesza zwyciężała, kiedy podporządkowała sobie wiele państw europejskich (które bezlitośnie grabiła) o żadnym zorganizowanym ruchu oporu nie było mowy. Po klęsce „odwiecznego wroga” – Francji zapanowała wprost euforia. Co prawda nie wszystkim Niemcom odpowiadał reżim hitlerowski, ale woleli bezpiecznie przeczekać.

Chlubnym wyjątkiem była grupa młodzieży studenckiej z Monachium na czele z 21-letnią Sofie Scholl, znana dziś pod nazwą „Biała Róża”, która w 1942 r. kolportowała ulotki, nawołujące społeczeństwo niemieckie do opamiętania. Ulotki informowały także o zbrodniach hitlerowskich w okupowanych krajach, w tym i w Polsce. Bohaterscy konspiratorzy zostali jednak wkrótce ujęci przez Gestapo i straceni.

Zorganizowany spisek w kręgach wyższych wojskowych i konserwatywnych kołach arystokratycznych zaczął się powoli zawiązywać po niespodziewanym wypowiedzeniu wojny Stanom Zjednoczonym, a zwłaszcza po klęskach Wehrmachtu na froncie wschodnim. Zdano sobie sprawę, że tej wojny nie da się już wygrać. Należy więc jak najszybciej zawrzeć rozejm z aliantami zachodnimi, przerzucić wszystkie siły na front wschodni i ratować co się jeszcze da, łącznie za zdobyczami terytorialnymi, w tym i w Polsce. Jedyną przeszkodą w realizacji tych zamiarów był Hitler, który nie chciał nawet słyszeć o jakimkolwiek zawieszeniu broni z Zachodem. Dlatego należało go wyeliminować. Dylematem był fakt złamania przysięgi wojskowej na wierność Führerowi, ale wykalkulowano, że po śmierci Hitlera, przysięga przestanie obowiązywać niemieckich żołnierzy.

Centrum wojskowe spisku tworzyli wojskowi skupieni wokół gen. Ludwika Becka, byłego szefa sztabu generalnego wojsk lądowych, który jeszcze przed wojną wystąpił z wojska, przestraszony awanturniczymi planami wojennymi Hitlera. Duszami spisku byli także generałowie: Friedrich Olbricht, Hans Oster z Abwehry i Henning von Tresckow. Co ciekawe, ten ostatni, podobnie jak wielu innych byli wcześniej entuzjastami nazizmu i Hitlera. Później do centrum dołączył płk Claus von Stauffenberg. Płk Stauffenberg, arystokrata, dzielnie walczył za Fuhrera i III Rzeszę. Brał udział w kampanii przeciwko Polsce w 1939 r. W listach do żony niepochlebnie wyrażał się o Polakach i naszym kraju. Podkreślał, że w Polsce panuje brud i bałagan i wszędzie roi się od Żydów. Sugerował, że ludność polska mogłaby być parobkami w majątkach niemieckich. Później walczył w Afryce Północnej. Szybko awansował. W Afryce został ciężko ranny, stracił oko i rękę. Po wyleczeniu, będąc inwalidą nadal pozostał w Wehrmachcie. W czerwcu 1944 r. w stopniu pułkownika objął stanowisko szefa sztabu Armii Rezerwowej dowodzonej przez gen Fromma w Berlinie. Stał się cennym nabytkiem dla spiskowców, bo sprawując taką funkcje miał bezpośrednie dojście do Hitlera, co było nieosiągalne nawet dla generałów. Żeby od-dać sprawiedliwość, to ważnym motywem działania spiskowców była także wiedza o ogromie zbrodni wojennych popełnianych przez SS, a także niekiedy i przez wojska niemieckie w krajach podbitych, zwłaszcza na ludności żydowskiej, ale nie tylko.

Oprócz przywództwa wojskowego istniał też drugi krąg spiskowców stanowiący centrum cywilnej opozycji. Na jego czele stali hr. Helmut Moltke i hr. Peter York. Carl Gordeler były burmistrz w Lipsku (gdzie nie dopuścił do usunięcia pomnika Mendelssohna, kompozytora pochodzenia żydowskiego) miał po Hitlerze objąć stanowisko kanclerza Niemiec. Spiskowcy spotykali się w Krzyżowej (Kreisau). Marion hrabina Donhoff, też zamieszana w spisek, po wojnie orędowniczka polsko – niemieckiego pojednania, w książce W imię honoru napisała że ‘ruch oporu w Trzeciej Rzeszy’ był raczej kwestią jakości niż ilości Wynika z niego, że mimo znakomitych, nazwisk (hr Moltke był potomkiem słynnego feldmarszałka, zwycięzcy w wojnie prusko francuskiej z 1870 r.) spiskowców nie było zbyt wielu. Warto też wiedzieć, że przyszły kanclerz Gordeler zakładał jako jeden z warunków zawieszenia broni z aliantami po zabójstwie Hitlera, uznanie granic Rzeszy według stanu z 1914 r., a ponadto przyłączenia Austrii do Niemiec oraz Sudetów zabranych Czechosłowacji. Nie trzeba chyba dodawać, że według koncepcji spiskowców zarówno cywilnych jak i wojskowych Polska byłaby bez Poznańskiego, Śląska, Pomorza z Gdańskiem, Warmii i Mazur.

Zgodnie z planem spiskowców, pod kryptonimem „Walkiria”, zabicie Hitlera miało być tylko „zapalnikiem”. W pierwszej fazie zamachu, zdominowanej przez niepewność, miały być błyskawicznie zajęte dzielnice rządowe, radio, ważne punkty dowodzenia oraz centrale łączności. Oddziały SS miały być zneutralizowane. Później przewidziano, że wszystkie kluczowe stanowiska rządowe i wojskowe oraz administracyjne uda się obsadzić odpowiedzialnymi osobami. Naczelnym dowódcą Wehrmachtu miał zostać feldmarszałek Erwin von Witzleben.

Jak powszechnie wiadomo, operacja „Walkiria” nie powiodła się. Mimo eksplozji ładunku wybuchowego podłożonego przez Stauffenberga w sali, gdzie odbywała się narada w Wilczym Szańcu pod Kętrzynem, Hitler ocalał, odniósł tylko niegroźne obrażenia. Gdy po kilku godzinach przemówił przez radio, pucz został stłumiony. Gen. Fromm kazał natychmiast rozstrzelać gen. Olbrichta, płk. Stauffenberga, płk. Quirnheima i por. von Haeftena na dziedzińcu naczelnego dowództwa Wehrmachtu. From bał się, że spiskowcy w śledztwie mogą wymienić jego nazwisko, że coś tam wiedział. Niewiele mu to pomogło, bo też został skazany na śmierć. Rozwścieczony Himmler nakazał rozstrzelanych spiskowców odgrzebać, pozdejmować im odznaczenia a ciała skremować. W sumie po 20 lipca stracono ponad 200 osób, w tym feldmarszałka von Witzlebena, 19 generałów i wielu oficerów, ambasadorów, dyplomatów, szefa policji kryminalnej i innych. Łącznie represje dotknęły ok. 5 tys. osób.

A co by się stało gdyby zamach się udał? Myślę, że spiskowcy mogliby się srogo rozczarować. Celem aliantów była walka do końca, zakończona bezwarunkową kapitulacją Niemiec. Już na konferencji w Casablance, w styczniu 1943 r., ustalił to prezydent Roosevelt z premierem Churchillem. Zaakceptował to także Stalin. Szczególnie forsował to Churchill. Znamiennym w tym względzie może być fakt zakazanie brytyjskim służbom specjalnym prowadzenia jakiejkolwiek operacji mającej na celu zabójstwa Hitlera.

Myślę, że takie zakończenie całej tej sprawy było także korzystne dla Polski. Wyobraźmy sobie, że zamach się udał i Hitler zginął a alianci zachodni nie czekając na Stalina zgodzili się na zawieszenie broni z Niemcami i zakończyli wojnę na Zachodzie. I co by się stało z naszą granicą zachodnią? Tak zwane „Ziemie Odzyskane” liczą 103 tys. km kw., czyli ok. 30% terytorium dzisiejszej Polski. Należy przy tym pamiętać, że ZSRR zabrał połowę Polski przedwojennej. Aż strach pomyśleć. W tych swoich dywagacjach mogę się oczywiście mylić, bo wobec ogromu zbrodni niemieckich i rozpętania straszliwej pożogi wojennej alianci nie mogli zrezygnować z doprowadzenia do bezwarunkowej kapitulacji Niemiec. Zresztą te moje rozważania są i tak niesprawdzalne.

Reasumując należy podkreślić, że mimo tych wszystkich zastrzeżeń, głównie z powodu dużo spóźnionej refleksji społeczeństwa niemieckiego, to samym spiskowcom wojskowym i cywilnym, z których większość oddała swoje życie należy okazać szacunek i zachować w pamięci.

Marek Skolimowski
Pułkownik, absolwent Oficerskiej Szkoły Uzbrojenia w Olsztynie, Wydziału Historycznego Wojskowej Akademii Politycznej w Warszawie. Uczestniczył w pokojowej misji ONZ na Wzgórzach Golan. Jako rezerwista od 2000 r. pracował 14 lat w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków w Olsztynie

Czytaj więcej: Zamach na Hitlera 20 lipca 1944 r.

Komentarz (1)

Więcej artykułów…

  1. Co Turcja NA TO?
  2. Co poczniesz, hegemonie?

Strona 9 z 30

  • start
  • Poprzedni artykuł
  • 4
  • 5
  • 6
  • 7
  • 8
  • 9
  • 10
  • 11
  • 12
  • 13
  • Następny artykuł
  • koniec

Komentarze

https://nczas.com/2022/07/18/magdalena-ogorek-porownana-do-ameby-lukasz-warzecha-wspomina-wspolprace/
Święto Wojska Polskiego. 102. ...
1 godzinę temu
Albo prawnie zakazać eksmisji lokatorów z powodu czynszu. Przecież to gorsze niż aborcja... Niesmaczny gwałt na osobach starszych na utrzymaniu ZUS-u....
Święto Wojska Polskiego. 102. ...
2 godzin(y) temu
https://demotywatory.pl/5151084/teraz-potrzebne-sa-filtry
Święto Wojska Polskiego. 102. ...
6 godzin(y) temu
Otóż, wcale nie. Poza tym jakoś go nie widzę. Nie przeszkadzało mi to, że on z tych Kraśków, tak jak i to, że był nieco zarozumiały. Podobał mi się je...
Święto Wojska Polskiego. 102. ...
6 godzin(y) temu
"Zgodnie z prawem - tzw. zasadą pisemności - na organ organ administracji publicznej nałożony jest obowiązek załatwienia sprawy w formie pisemnej co o...
Święto Wojska Polskiego. 102. ...
6 godzin(y) temu
W Polsce nawet algi wariują a na ich tle politycy. A może odwrotnie... Dla nas jest to o wiele poważniejszy problem, bo wraz ze śmiercią Odry zginęła ...
Święto Wojska Polskiego. 102. ...
6 godzin(y) temu

Ostatnie blogi

  • Polsko-ukraińskie państwo federalne? Adam Kowalczyk Bardzo ceniony przeze mnie Marek Budzisz na portalu wPolityce.pl opublikował artykuł „Pora na postawienie kwestii polsko – ukraińskiego państwa federacyjnego.… Zobacz
  • Znak Bożego skąpstwa Bogdan Bachmura Malejącej od kilku lat liczbie powołań kapłańskich w naszej archidiecezji towarzyszyła zapewne nadzieja na zmianę. Pewnie dlatego dopiero teraz, gdy… Zobacz
  • O Ukraińcach raz jeszcze Adam Kowalczyk Wracam do tematu uchodźców z Ukrainy pełen niepokoju o przyszłość naszych wzajemnych relacji. Niepokój mój nie wynika z przekonania o… Zobacz
  • Tysiąc (ankietowanych) w Imieniu Wszystkich Bogdan Bachmura Jeden z forumowiczów Debaty napisał o panach Grzymowiczu i Szmicie, że „Jeden bez drugiego żyć nie może”. To bardzo trafne… Zobacz
  • 1

Najczęściej czytane

  • Szmit twierdzi, że ani PO nie wygrała wyborów w Olsztynku, ani PiS ich nie przegrało
  • Donald Tusk pogratulował burmistrzowi Olsztynka Robertowi Waraksie zwycięstwa
  • Donald Tusk pogratulował burmistrzowi Olsztynka Robertowi Waraksie zwycięstwa
  • Giertych "pogratulował" PiS-owi wyniku wyborczego w Olsztynku. Działacze PiS załamani
  • Czystki w PO na Warmii i Mazurach. Czy Jacek Protas wycina konkurentów??
  • Nikt nie zgłosił się na I przetarg na Termy Warmińskie w Lidzbarku Warmińskim
  • Dlaczego nagle prezydent zwołał nadzwyczajną sesję Rady Miasta Olsztyna?
  • W sprawie lokalizacji "szubienic" to pisanie na Berdyczów. Piszcie do prezydenta Olsztyna
  • Robert Waraksa z PO będzie burmistrzem Olsztynka. Kandydat PiS zmiażdżony
  • Poseł B. Kownacki interweniuje w sprawie planu budowy hotelu w Rybakach
  • Operatora Term Warmińskich licytuje komornik
  • Działkowcy z „Oazy” walczą z „Manorem” o likwidację nielegalnego boiska

Wiadomości Olsztyn

  • Olsztyn

Wiadomości region

  • Region

Wiadomości Polska

  • Polska

O debacie

  • O Nas
  • Autorzy
  • Święta Warmia

Archiwum

  • Archiwum miesięcznika
  • Archiwum IPN

Polecamy

  • Nasz Lidzbark
  • Wolne Jeziorany

Informacje o plikach cookie

Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.