Czy w Gietrzwałdzie zapanuje w końcu zgoda i pokój? Czy skończą się konflikty, które przecież nikomu i niczemu nie służą? Po spotkaniu 13 lutego pracowników Gminnego Ośrodka Kultury z radnymi można nieśmiało powiedzieć, że tak, jest taka nadzieja i pojawiło się światełko w tunelu na to, aby w gminie zaczęło iść ku lepszemu.
Otóż pracownicy GOKu w Gietrzwałdzie poprosili radnych gminy Gietrzwałd o spotkanie, którego celem było omówienie dalszego funkcjonowania GOK oraz przedstawienie problemów, z którymi muszą borykać się zarówno pracownicy jak i dyrektor. W spotkaniu uczestniczył też wójt gminy Jan Kasprowicz oraz skarbnik Andrzej Wasilewski.
Na początek o głos poprosił wójt, który przedstawił dane liczbowe, czyli jaka kwota "na kulturę" w przeliczeniu na mieszkańca przeznaczona jest w formie dotacji na MOK Olsztyn, GOK Dywity, GOK Stawiguda oraz GOK Jonkowo. O ile porównanie do wiejskich ośrodków kultury ma jakiś sens, o tyle porównywanie olsztyńskiego MOK i gietrzwałdzkiego GOK jest średnio trafione. Powód? Mieszkańcy Olsztyna mogą wybierać spośród wielu ofert kulturalnych - teatrów, kin, koncertów czy muzeów, tymczasem w małych ośrodkach taką rolę spełniają jedynie ośrodki kultury, gdzie dzieje się praktycznie wszystko.
Wójt Kasprowicz przedstawił też swoje uwagi, jeśli chodzi o prowadzenie GOK w Gietrzwałdzie. Do tych uwag odniósł się następnie w sposób bardzo wyczerpujący dyrektor placówki, Jacek Adamas, który wyjaśnił, że nie może być tak, że "obcina" się mu dotację, a ta przyznana nie wystarcza na koszty stałe - pensje, media czy niezbędne doraźne remonty. Powiedział też, że nie wyobraża sobie zwolnienia któregokolwiek z pracowników, bo wszyscy wzorowo wywiązują się ze swoich obowiązków i robią więcej niż do nich należy, często kosztem swojego wolnego czasu. Niemożliwe też wydaje się sugerowane obniżenie wynagrodzeń czy zamiana całego etatu na na przykład 3/4.
- Dlatego nie przedstawiłem jeszcze dokładnego planu działania na ten rok. Bo jak mogę taki plan zrobić, skoro nie wiem, kto będzie pracował, ile będę miał pieniędzy czy też które świetlice mogą zostać zlikwidowane - mówił Jacek Adamas.
Dyrektor GOK otworzył też radnym oczy na nieprawidłowości, jakie miały miejsce w GOK przez ostatnich kilka lat, zanim on sam został dyrektorem. Okazało się, że księgowość była prowadzona "kreatywnie", a właściwie nie była prowadzona w ogóle, co dobitnie wykazała kontrola ZUS. Deklaracje były składane błędnie, jest mnóstwo rzeczy do korekty i… do zapłaty, bo pracownicy nie mieli nawet prawidłowo regulowanych składek, co częstokroć okazywało się dopiero u lekarza, kiedy pacjentki świeciły "na czerwono". Jacek Adamas zwolnił główną księgową, co spotkało się wówczas z oburzeniem. Teraz zaś okazało się, że przez kilka lat nie pofatygowała się ona nawet do tego, aby zamykać okresy rozliczeniowe. Wszystko to musi "prostować" obecny główny księgowy.
Dyrektor GOK odniósł się też do rzekomego braku promocji gminy czy też o niewłączenie się ośrodka w obchody 140. rocznicy objawień gietrzwałdzkich. Mowa była też o groźbie stwierdzenia nieprawidłowości przez Sanepid czy nadzór budowlany. Chodzi m. in. o brak wentylacji w sali widowiskowej GOK, zagrzybione ściany czy popsuty, cieknący piec CO.
Co ważne - podczas spotkania nikt nikomu nie wchodził w słowo, nie było czynienia sobie wzajemnie wyrzutów, za to była dyskusja, pytania i odpowiedzi.
Jaki stąd morał? Trzeba rozmawiać. Niekoniecznie przerzucając się pismami, ale twarzą w twarz, wyjaśniając po kolei wszelkie nieporozumienia i starając się na bieżąco rozwiązywać problemy. I tego życzymy zarówno samorządowcom, jak i mieszkańcom gminy oraz pracownikom GOK. Tym bardziej, że każda strona pokazała wczoraj, że potrafi ustąpić o krok, a dyskusję - nawet bardzo ostrą - można prowadzić w sposób kulturalny, przedstawiając swoje racje i słuchając argumentów "przeciwnika".
Wszyscy obecni wyrazili więc nadzieję, że to pierwsze tego typu spotkanie, ale na pewno nie ostatnie.
Aneta Markowska/ express.olsztyn
Skomentuj
Komentuj jako gość