W Zespole Szkolno-Przedszkolnym w Klebarku Wielkim (gm. Purda) na jednym z zebrań wychowawczyni poinformowała rodziców, a wcześniej Pani Dyrektor Radę Rodziców naszej szkoły, że od nowego roku planuje się w szkole naukę drugiego języka obcego. Otrzymaliśmy więc wydrukowane już wcześniej podania, w których prosimy o wprowadzenie w szkole języka niemieckiego.
Ponieważ mieszkamy na terenach, gdzie występuje mniejszość niemiecka, możemy uzyskać na to pieniądze. I, jak większość rodziców, ucieszyłam się, bo czyż to nie jest doskonały pomysł? Język obcy i to za darmo? Zaczęłam jednak trochę czytać i poszukiwać informacji. Szkoda, że Pani Dyrektor i Nauczyciele nie poinformowali mnie i innych rodziców, że składając to podanie zadeklarowałam swoją przynależność do narodu niemieckiego. Moi dziadkowie walczyli o Polskę, uczestniczyli w II wojnie światowej, byli w AK, a ja stałam się Niemcem. Dlaczego nikt nie powiedział mi i innym rodzicom, że moje dziecko będzie uczyło się nie tylko języka niemieckiego, ale również historii i kultury swojego narodu.
Przeglądając różne strony o nauce języka mniejszości znalazłam takie wyjaśnienia: Głównymi celami nauczania języka niemieckiego, jako języka mniejszości na etapie wczesnoszkolnym jest wspieranie wszechstronnego rozwoju dziecka, podtrzymanie i rozwój jego tożsamości narodowej poprzez naukę języka, kultury, elementów historii i tradycji kraju ojczystego oraz Zgodnie z rozporządzeniem na realizację zajęć własnej historii i kultury przeznacza się w szkolnym planie nauczania minimum 30 godzin. Zajęcia takie zostają zaliczone do dodatkowych zajęć edukacyjnych. Szkoła może prowadzić także nauczanie geografii państwa, z którego obszarem kulturowym utożsamia się dana mniejszość narodowa, w wymiarze po 15 godzin.
Moim i mojego dziecka krajem ojczystym jest Polska. Czuję się oszukana. Nie miałabym pretensji i żalu, gdybym usłyszała, że moje dziecko będzie musiało poznać przeszłość Niemiec. Pewnie wtedy zastanowiłabym się, czy podpisać to podanie. Ostatnio przeczytałam Ostatnio przeczytałam, że takie próby podjęto też w innych szkołach naszego województwa i tam również rodzice czują się oszukani.
List matki ukazał się na łamach lutowego numeru "Echo Purdy".
Na ten temat napisał portal onet.pl.
Czytamy tam, że rodzice zgłaszali ten problem posłom PiS Iwonie Arent i Jerzemu Gosiewskiemu. Sprawa trafiła do MEN, a MEN skierował sprawę do Kuratora Oświaty i Wychowania w Olsztynie.
"MEN: brak instrumentów weryfikacji dobrowolnie złożonych podpisów
Ministerstwo Edukacji Narodowej potwierdziło, iż do resortu docierają sygnały o tym, iż w niektórych szkołach w zajęciach służących podtrzymywaniu tożsamości językowej i kulturowej uczniów należących do mniejszości narodowych uczestniczą uczniowie spoza tej społeczności. Ponadto, że ma to wpływ na wysokość subwencji oświatowej przekazywanej organom prowadzącym te szkoły.
- W opinii Ministerstwa Edukacji Narodowej, w świetle przepisów określających cel organizowania tych zajęć, wspomniana sytuacja jest nadużyciem, brak jest jednak prawnych instrumentów weryfikacji dobrowolnie składanych przez rodziców wniosków uprawniających do korzystania z praw przysługujących obywatelom polskim należącym do mniejszości narodowych – wyjaśnił Maciej Kopeć, podsekretarz stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej.
Po interwencjach posłów Ministerstwo Edukacji Narodowej zwróciło się do Warmińsko-Mazurskiego Kuratora Oświaty o zbadanie sprawy".
(http://olsztyn.onet.pl/wynaradawianie-za-pieniadze-polakow-szkoly-mialy-namawiac-do-podpisywania-oswiadczen/fxm0pvg).
Na zdjęciu: szkoła w Klebarku Wielkim, fot. S.Czachorowski
Skomentuj
Komentuj jako gość