Pod gabinetem marszałka Gustawa Brzezina z PSL oczekuje długa kolejka działaczy PSL, na zwolnienie stołków w Urzędzie Marszałkowskim. By zrobić im miejsce marszałek zarządził przegląd ponad 1000-osobowej załogi urzędu. W sumie trzeba zwolnić od 80 do 100 stanowisk. Na pierwszy ogień mają pójść emeryci wojskowi.
Gustaw Brzezin wygrał głosowanie na stanowisko marszałka z Urszulą Pasławską, po tym, jak obiecał zatrudnienie w Urzędzie Marszałkowskim działaczy PSL (Urszula Pasławska przyjęła mandat posła). Działacze PSL się niecierpliwią, przebierają nogami i naciskają na marszałka, by jak najszybciej przeprowadził „reorganizację urzędu".
Tym bardziej, że marszałek dysponuje ponad tysiącem stanowisk (w 2011 roku było ich 1448, przy średniej pensji - 3.818 zł - patrz tabela pod tekstem), nie licząc jednostek podległych urzędowi. Na pierwszy ogień mają pójść emeryci wojskow. Np. w Departamencie Kontroli jeden z pracowników liczy sobie 80 „wiosen"!
CBA pomogła marszałkowi wyczyścić przedpole w Departamencie Polityki Jakości, którego dyrektor Igor H. otrzymał zarzut łapówkarstwa.
Pakować się tez muszą pracownicy gabinetu politycznego marszałka z nadania PO, m.in. radny miejski i doradca rektora UWM Robert Szewczyk.
Działacze PSL liczą też, że teraz strumień pieniędzy popłynie w ich stronę. Do tej pory „kominiarzami", z nawyższymi pensjami w Urzędzie Marszałkowskim byli dyrektorzy departamentów, działacze PO, jak np. Wiktor Wójcik, który zarabiał więcej od marszałka (wraz z nagrodami). Urzędnicy-działacze PO przyznawali też sobie, pod byle pretekstem, sute nagrody, np. za „perfekcyjną organizację inscenizacji bitwy pod Grunwaldem", w wyniku której kierowcy godzinami tkwili w gigantycznym korku.
KOMENTARZ
Na Warmii i Mazurach co trzeci zatrudniony pracuje w samorządzie terytorialnym. To stąd się biorą sukcesy wyborcze PO i PSL. Do urn chodzą głównie urzędnicy i ich rodziny, którzy zawdzięczają pracę rządzącym partiom. PO i PSL wymyślili demokratyczne perypetuum mobile. Jeśli marszałek zdoła zaspokoić apetyty rodziny PSL-owskiej, to przełoży się to następnie na głosy w wyborach parlamentarnych.
Opinia publiczna powinna domagać się audytu Urzędu Marszałkowskiego, ujawnienia, ilu pracowników, to członkowie PO i PSL, ujawnienia poborów dyrektorów departamentów i zastępców oraz nagród, które pobrali, a także kosztów utrzymania gabinetu politycznego marszałka, ujawnienia powiązań rodzinnych, wykazania zasadności zatrudnienia takiej armii ludzi. Ale opinia publiczna na Warmii i Mazurach nie istnieje. Główne media są na sznurku PO i PSL. Taka wymiana przy korycie może odbywać się więc bez przeszkód również dlatego, że w sejmiku praktycznie nie istnieje opozycja. Radni PiS – najczęściej też urzędnicy zatrudnieni w instytucjach podległych działaczom albo PO, albo PSL, są ubezwłasnowolnieni i siedzą od lat cicho, jak mysz pod miotłą, albo traktują stołek radnego jako synekurę (vide szef ZR „Solidarności") . Pytanie do szefa struktur PiS, dlaczego nie dał na jedynki ludzi, którzy mają „jaja" i nie są zależni od PO i PSL?
Paweł Wolski
Skomentuj
Komentuj jako gość