Na spotkaniu wyborczym w Pasłęku, które premier Ewa Kopacz zorganizowała pod hasłem „Platforma bliżej ludzi..." doszło do małego incydentu. Zanim zgromadzeni na sali uczniowie i obywatele wysłuchali pani premier, jedna z przybyłych na spotkanie wytknęła Ewie Kopacz słowa o „metr w głąb..."
Smoleńsk pamiętamy! Hańba!
— słychać było na sali.
Kopacz odniosła się do tych słów na początku swojego przemówienia.
Witam również tę panią, która twierdzi, że Smoleńsk pamiętamy. Na tej sali nie ma ani jednej osoby, która by zapamiętała. Ja w przeciwieństwie do tych, którzy tylko pamiętają, ja tam pracowała, dzień i noc, w warunkach, których bym nie życzyła...
— tłumaczyła szefowa rządu.
Będąc lekarzem... (...) Ta sytuacja przerosła moje wyobrażenie
— mówiła.
Kopacz na koniec tego wątku odniosła się do swoich słów o „przekopaniu ziemi na metr w głąb". Jak mówiła, po prostu wprowadzono ją w błąd.
To, że przekopano na metr ziemię, wynikało z tego, że każdego dnia przywożono worki ze szczątkami, pobrudzone ziemią i paliwem. To były ręce, nogi, narządy wewnętrzne. Kiedy zapytałam, co to jest – powiedziano mi, że przekopują ziemię...
— przekonywała.
CZYTAJ WIĘCEJ: Obrót o 180 stopni w pół roku i wstyd na metr w głąb. Ciekawe, jak znosi to lustro Ewy Kopacz
Pani premier wspominała swoją wizytę w Moskwie po katastrofie smoleńskiej:
Po ostatnich trumnach, ostatniego dnia, 200 kg szczątków trafiło do Polski. Każdy z nich zidentyfikowany genetycznie. Chcę zamknąć ten temat, to dla mnie wyjątkowo przykry moment – gdy ja pracowałam, inni wówczas przyjechali do Polski robić politykę...
— urwała.
źródło: w polityce
Małgorzata Przytulska-Królak, która te słowa w stronę premier wykrzyczała, została poproszona przez funkcjonariuszy BOR o opuszczenie sali weselno-pogrzebowej, gdzie spotkanie się odbywało.
– Czułam się w obowiązku przypomnieć pani Kopacz, że kłamała oraz że sprawa wyjaśniania katastrofy smoleńskiej nie jest zakończona i nie została należycie zbadana – wyjaśniała w rozmowie z portalem niezalezna.pl Małgorzata Przytulska-Królak.
– Pani premier zaczęła witać kobiety w rzędzie, w którym ja stałam. Kiedy podała mi rękę, powiedziałam, że o Smoleńsku będziemy pamiętać, że pani Kopacz kłamała o Smoleńsku i że to jest hańba. Pani Kopacz stwierdziła, że może kiedyś opisze, co się działo w Smoleńsku, a ja ją wtedy poprosiłam, żeby opisała prawdę, bo dotychczas kłamała. Premier odpowiedziała – „tak jest", na tym się nasza rozmowa skończyła – opowiadała kobieta.
Dodaje, że później jeszcze kilkakrotnie krzyknęła „hańba" i „Smoleńsk pamiętamy". – Zrobiłam to, bo chciałam, żeby moje słowa usłyszała nie tylko premier Kopacz, ale też inne osoby, biorące udział w spotkaniu – tłumaczyła.
Przytulska-Królak nie miała niestety możliwości wysłuchania, co na wykrzyczane przez nią słowa odpowiedziała Ewa Kopacz, ponieważ do akcji wkroczył BOR.
– Po tym z sali weselno-pogrzebowej – bo tam odbywało się spotkanie – wyprosili mnie funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu. Wcześniej usłyszałam od jednego z miejscowych dziennikarzy, który stał obok mnie, żebym „nie robiła wstydu". Muszę tu zaznaczyć, że BOR-owcy zachowywali się wyjątkowo grzecznie, poprosili mnie po prostu kilkakrotnie, żebym wyszła – opowiadała mieszkanka Pasłęka.
Małgorzata Przytulska-Królak zaznaczała też, że w spotkaniu z Ewą Kopacz brało udział od pięćdziesięciu do stu osób, w tym około 25 uczniów z nauczycielką. – To nie było spotkanie z premier Kopacz, tylko spotkanie z Kopacz szefową PO – podkreślała mieszkanka Pasłęka w rozmowie z niezalezna.pl.
KOMENTARZ
W Warszawie, to robili politykę koledzy partyjni pani minister Ewy Kopacz. Jeszcze nie było oficjalnego komunikatu o śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego a już marszałek Bronisław Komorowski instalował się w Pałacu Prezydenckim i ogłosił, że państwo polskie zdało egzamin. A do towarzyszy partyjnych z PO rozesłano SMS: "błąd pilotów, zostało tylko do ustalenia, kto na nich naciskał".
Ale zostawmy to. Rzecz w czym innym. Mianowicie pani Ewa Kopacz już chyba z milion razy powtórzyła, jakim poświęceniem z jej strony, było zajęcie się rodzinami ofiar. Chociaż i pod tym względem zachowanie pani Ewy Kopacz było bardzo dziwne. Np. natarczywie namawiała panią Elżbietę Płażyńską, by nie oglądała zwłok męża śp. Macieja Płażyńskiego. Aż pani Płażyńska musiała pani minister stanowczo oznajmić, że właśnie po to przyleciała do Moskwy, by pożegnać męża. Zresztą, okazało się, że ciało śp. Macieja Płażyńskiego było całe.
Tymczasem pani Ewa Kopacz była w Moskwie, nie jako osoba prywatna, ale jako minister polskiego rzędu i jako minister całkowicie zawiodła. Zamiast zachwycać się rosyjskimi lekarzami dokonującymi sekcji zwłok, powinna była interweniować w Warszawie, by natychmiast pojawili się w Moskwie polscy lekarze i wzięli udział w sekcjach zwłok - co było zresztą wymogiem prawa polskiego. Zgłosiło się na ochotnika szereg polskich specjalistów od sekcji zwłok osób po wypadkach. Ci rosyjscy lekarze, którymi tak się zachwycała pani Ewa Kopacz bezcześcili ciała zmarłych, np. do głowy śp. Anny Walentynowicz wpychając jakieś śmieci. Następnie wrzucali ciała do trumien, jak popadnie. Toteż rodziny do dzisiaj nie są pewne, czy w grobie leży ich bliski, bo minister Tomasz Arabski zabronił otwierania trumien w Polsce. Stąd później rodzina śp. Anny Walentynowicz musiała przeżywać traumę powtónego pochówku mamy i babci.
Również pani minister nie powinna była robić za pożyteczną idiotkę rosyjskich speców od manipulacji i nie wygadywać głupstw o przekopywaniu ziemi na 1 metr w głąb, skoro przy tym nie była.
Mamy ogromny szacunek dla mieszkanki Pasłęka, za odwagę przypomnienia pani premier jej głupoty i kłamstw.
Redakcja
„Rozumiem tych, którzy krzyczeli do Ewy Kopacz: Hańba!" - Jacek Sasin, kandydat PiS na prezydenta Warszawy. „Kopacz ma kłopot ze sprawą smoleńską. Kłamała" - tłumaczy.
Sasin , który był gościem RMF FM przyznaje, że sam nie ma takiego temperamentu, żeby coś wykrzykiwać na publicznych spotkaniach, ale dobrze rozumie te osoby, które się na to decydują, bo mają poczucie, że sprawa katastrofy smoleńskiej nie została po prostu wyjaśniona.
Jak podkreślił Ewa Kopacz ma problem ze sprawą smoleńską.
W ewidentny sposób kłamała w tej sprawie. Nie wiem - świadomie czy nieświadomie
— stwierdził Sasin. I dodał:
Jeżeli nieświadomie, to też fatalnie o niej świadczy. Bo jednak była wtedy ministrem polskiego rządu, która pojechała tam oficjalnie i nie powinna była wierzyć na słowo Rosjanom. Powinna była sprawdzić, jeżeli potem takie rzeczy publicznie głosiła.
Na pytanie, czy smoleńskie grzechy Kopacz przewyższają jej smoleńskie zasługi – polityk zareagował gwałtownie:
Ja nie wiem jakie to są smoleńskie zasługi. O jakich zasługach możemy mówić. W wymiarze państwowym zasługą byłoby to, że ta sprawa zostałaby wyjaśniona. A nie została
Przypomniał, że Ewa Kopacz nie pojechała do Moskwy jako prywatny człowiek, czy lekarz jak to często próbuje przedstawić, ale jako najwyższy przedstawiciel polskiego rządu.
I tej funkcji nie sprostała
—zaznaczył.
Sasin odniósł się też do zarzutów premier, która po wczorajszym incydencie powiedziała, że kiedy ona pracowała - w Moskwie i Smoleńsku - „inni pojechali do Warszawy robić politykę."
Ja nie sądzę, żebym robił politykę wtedy. Organizowanie pogrzebów, czy zajmowanie się tym wszystkim, co w tym pierwszym tygodniu było robione, to nie sądzę, żeby to była polityka. Też mam za złe Ewie Kopacz tego typu wypowiedzi. Mówienie o tym, że ktoś uciekał, że przyjechał do Polski. Ale rozumiem, że nie wszyscy musieliśmy być wtedy tam na miejscu.
Jak tłumaczył:
Niektórzy politycy PiS-u tam byli. Ja akurat rzeczywiście nie byłem w Moskwie, bo uważałem, że moim obowiązkiem jako zastępcy szefa Kancelarii, w sytuacji, kiedy szef Kancelarii zginął, jest być tutaj na miejscu i kierować tą instytucją, tak samo jak nie wymagałem od premiera polskiego rządu, żeby porzucił rządzenie, pojechał tam i przez tydzień był w Moskwie.
źródło: wpolityce.pl
Skomentuj
Komentuj jako gość