Łączcie się Wasza godzina wybiła wraz z pierwszymi wyłączeniami prądu przejdziecie na moją stronę! Zamiast walczyć z wiatrakami i zamieniać nasz region w skansen, wykorzystajmy doświadczenia innych budując bezpieczeństwo energetyczne Kraju i generując powstawanie nowych miejsc pracy.
Osoby „średniego" pokolenia pamiętają być może film „Walka o ogień", artystyczną wizję początków ujarzmiania ognia przez naszych domniemanych praprzodków. Tamten etap rozwoju naszej cywilizacji dobiega końca, po prostu co się nadawało do spalenia już w zasadzie dogorywa. Pytanie co dalej ? Atom – wielka nadzieja i wielkie rozczarowanie. Żywioł wymykający się ludzkiej kontroli z bolesnymi tego skutkami. Inny problem z energetyką jądrową, to co zrobić z wyeksploatowaną elektrownią jądrową? Jakie są przewidywane koszty i gdzie składować odpady? Tylko Rosja nie ma z tym problemu, na dnie Morza Białego leży ponoć kilkadziesiąt reaktorów, a kilkanaście na pewno. Wracając do wspomnianej „Walki o ogień", dzisiaj postrzegamy tą walkę jako rywalizację w dostępie do surowców energetycznych z jednej strony i grą prowadzoną przez dostawców najbardziej wydajnych surowców energetycznych, ropy naftowej i gazu z drugiej. Kryzys energetyczny lat siedemdziesiątych i degradacja środowiska naturalnego w najbardziej uprzemysłowionych krajach świata (tego, który uważa się za demokratyczny, bez przymiotników) zainicjowały proekologiczny ruch społeczny. Postawy buntu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych przeciwko społeczeństwu zindustrializowanemu przybrały różne formy, między innymi głównie w Europie Zachodniej objawiły się jako ruchy proekologiczne. Ich ucieleśnieniem została Greenpeace i Partia Zielonych w Niemczech. Ruchy proekologiczne zyskały powszechną akceptację. Dzisiaj jego rykoszety odbieramy często jako swoisty dyktat skrajnych ekologów, wieszanie się na drzewach itp. zachowania. Początki ruchu na rzecz ekologii, a przeciwko zachłannym kapitalistom degradującym środowisko naturalne szerokim gestem popierał Związek Radziecki, oczywiście nie u siebie. I tak zostało ponoć do dzisiaj. Zainteresowanych odsyłam do „Archiwum Mitrochina" tom pierwszy.
Zatem, surowce energetyczne się wyczerpują, nowi gracze światowej gospodarki (Chiny, Indie) łakną ich coraz więcej, główni dostawcy ropy i gazu jak na złość ulokowali się w najmniej stabilnych politycznie regionach Świata.
I co my na to? Poradzimy sobie sami! Bez Waszych surowców energetycznych, powiedzieli Niemcy już w latach osiemdziesiątych (my w tym czasie mieliśmy ważniejsze sprawy na głowie). W latach dziewięćdziesiątych ruszył wielki projekt transformacji energetycznej Niemiec. Jak to Niemcy, szeroko i zapamiętaniem. Dołączyliśmy i my, kuchennymi drzwiami 25 lat później po swojemu, czyli twórczy nieład. Konieczność dostosowania krajowego prawodawstwa energetycznego i integracji krajowego rynku energii z rynkiem UE otworzyła szerokie drzwi inwestowania w OZE, czytaj głównie w elektrownie wiatrowe. Konieczność, smutna sprawa. Poparcie społeczne – raczej nie.
Ostatni raport NIK w sprawie wiatraków i protesty społeczne przeciw wszędobylskim wiatrakom wywołują potrzebę ogólnospołecznej debaty na temat wiatraków i kierunków w jakich polskie OZE (odnawialne Źródła Energii) mają (albo nie mają) się rozwijać.
Czy uzupełnienie przewidywanego braku zainstalowanej mocy energetycznej polskich elektrowni ma zostać uzupełniony ze źródeł OZE ?
Czy inwestycjami w elektrownie węglowe (rosnący import węgla rosyjskiego, patrz olsztyński MPEC), a może elektrownię jądrową (akceptuje ją obecnie większość społeczeństwa, ale nie w swoim sąsiedztwie), do której surowiec rozszczepialny też będziemy kupowali z Rosji?
A może pójść śladem przetartym przez Niemcy, Szwecję, Danię i innych. Rozwijać krajowe OZE tworząc nowe miejsca pracy i uzupełniające źródła dochodów właścicieli nieruchomości (rolnicy).
Porzućmy chwilowo dyskusję o zmianach klimatycznych (nie mamy zbyt wiele huraganów, ani tornad) skupmy się na tym co dla nas jest najistotniejsze: OZE i bezpieczeństwo energetyczne Polski z jednej strony, a na drugiej szali kładąc ochronę krajobrazu, wpływ oddziaływań OZE w tym przede wszystkim wiatraków na nasze otoczenie. Szkodliwości instalacji fotowoltaicznych na razie nie wykazano. Biogazownie produkujące prąd stanowią osobny temat z powodu niskiej rentowności. Inwestowanie w nie jest uzasadnione w lokalizacjach dysponujących tanim i dostępnym surowcem. Sama fotowoltaika nie rozwiązuje problemu, bo tego słońca, zwłaszcza w naszym regionie nie jest za dużo (odsyłam do danych w internecie). Ponadto dywersyfikacja OZE jest konieczna. Wiatr i energia słoneczna to źródła uruchamiające się spontanicznie, nawzajem się uzupełniające. Fotowoltaika zaspokaja potrzeby występujące w szczycie zapotrzebowania. Nie produkuje prądu w nocy, kiedy zapotrzebowanie na prąd jest najmniejsze. W Niemczech spowodowało to zmniejszenie zapotrzebowania na prąd z elektrowni szczytowych zasilanych gazem ziemnym.
Przejdźmy do ochrony krajobrazu. Dla kogo ten krajobraz chcemy chronić? Dajmy spokój turystom. Promowanie turystyki w najzimniejszym zakątku naszego kraju, zakomarzonego i deszczowego, pochłania i tak wystarczająco dużo czasu i środków. Sezon turystyczny trwa 2 miesiące, a zasiłki dla bezrobotnych płacić trzeba cały rok. Ochrona krajobrazu dla następnych pokoleń! Kompletna bzdura. Po zamortyzowaniu, wiatraki będą rozbierane. Nic nie wiadomo o skażeniu terenu przez wiatraki. Statystycznie udowodniony jest wpływ drgań urządzeń na zubożenie fauny glebowej. Nie przypuszczam, żeby szybkie koleje i autostrady generowały mniejszy problem. A linie energetyczne i maszty telefonii komórkowej wyglądały bardziej atrakcyjnie. Jakoś nikt nie protestuje w Olsztynie i nie domaga się rozebrania masztu telewizyjnego. Autostrady i linie kolejowe - sytuacja ma się podobnie, wszyscy są za, byle nie za własnym oknem. Komu przeszkadzają wiatraki? Na pewno tym co nie są ich właścicielami i beneficjentami.
Zatem jakie są możliwości rozwiązania problemu bez wzniecania niepokojów społecznych.
Albo wiatrakofobów przekonamy i z entuzjazmem spoglądać będą na wiatraki, ze świadomością, że dzięki tym inwestycjom stali się np. ich beneficjentami. Chociaż zawsze występuje ryzyko, że i tak znajdzie się co najmniej jeden malkontent.
Oni przekonają natarczywych inwestorów, żeby dali sobie spokój z inwestycją w naszej wyjątkowej okolicy, zamieńmy Warmię i Mazury w skansen, a jak nam będą wyłączać prąd to trudno, ileż to roboty zapalić świeczkę. Ponoć wyłączenia prądu onegdaj skutkowały zwiększonym przyrostem naturalnym.
Albo uznamy, że podmiotem w naszej ojczyźnie jest Naród Polski i wyrażając swoją wolę w lokalnym referendum cząstka tegoż narodu zadecyduje o akceptowalnych lokalizacjach wiatraków w ich gminie, ze wszystkimi tego konsekwencjami i na zasadach jakie narzucą potencjalnym inwestorom.
Trzecie rozwiązanie rodzi konsekwencje takie, że mieszkańcy gminy bezwiatrakowej powinni być pierwsi w kolejce do wyłączeń prądu, jakie pamiętamy z czasów PRL, a z którymi powinniśmy się liczyć jako społeczeństwo, jeśli nie zrobimy nic. Dlaczego powinno to być referendum? Z powodu potencjalnego braku zaufania do demokratycznie wybranych przedstawicieli i ich podatności ma podszepty tak zwanych fachowców (czytaj lobbystów).
Sprawę krajobrazu prześledziliśmy, pora wziąć się za warunki konkretnych lokalizacji. Nie stawia się wiatraków w zagłębieniach terenu, na mokradłach, na terenie zurbanizowanym. Wzgórza na terenie równinnym są z reguły najlepszymi lokalizacjami pod względem efektywności energetycznej. Najmniej kontrowersji budzą wiatraki stawiane przez rolników. Nie są to na ogół mega turbiny. Tutaj kolejne wyzwanie, jaki system OZE chcemy rozwijać w Polsce ? Komercyjny oparty na mega turbinach wiatrowych, czy zdecentralizowany działający w oparciu o inwestycje osób fizycznych, rolników, spółdzielni na wzór niemiecki ? Te wymagają wsparcia dostępnymi kredytami dla takich podmiotów.
Teraz dajmy dojść do głosu populistom: Domaganie się lokowania turbin w odległości 3 km od najbliższych zabudowań praktycznie wyklucza ich lokowanie w Polsce. Rozsądnym kompromisem jest objęcie strefą ochronną terenu o promieniu będącym wielokrotnością wysokości masztu turbiny.
Czy świat odwraca się od wiatraków ? Zaklinać rzeczywistość próbują środowiska wiatrako-fobów. Planowany przyrost mocy instalowanej wiatraków w Niemczech do roku 2030 odpowiada sześciu elektrowniom jądrowym.
Wiatrako-sceptycy widzą światełko w tunelu. Mniejsze dopłaty do eko-prądu. Stopniowe zaniechanie dopłat do eko-prądu nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem. Jest to logiczne następstwo wcześniejszych przemian. Wdrażanie nowej technologii uwzględniającej zmniejszanie popytu na importowane surowce energetyczne wymagało na początku wsparcia w postaci gwarantowanych cen zakupu energii i dofinansowania inwestycji. Obecnie zamiast dopłat mówi się o konieczności inwestowania środków publicznych w elektrownie szczytowe, konieczne dla prawidłowo funkcjonującego systemu zaopatrywanego przez OZE. Ta potrzeba zainwestowania środków publicznych wynika z niskiej rentowności elektrowni szczytowych komercyjnych. A to z kolei jest wynikiem coraz lepszego funkcjonowania systemu dostaw prądu z OZE i coraz rzadszych włączeń, a w efekcie mniejszej ilości sprzedawanej przez elektrownie szczytowe energii elektrycznej.
Nowe rodzi się w bólach. Korzystajmy z doświadczeń innych krajów o zbliżonych do naszych warunkach klimatycznych. „Załapmy się" na tą nową rewolucje przemysłową.
Najlepiej przy wyborze kierunków inwestowania w rozwój krajowej energetyki kierować się rachunkiem ekonomicznym. Onegdaj nadzieje na obiektywne szacowanie efektywności inwestowania budziło odwoływanie się do rachunku energochłonności skumulowanej. Jakoś ostatnio zrobiło się z tym cicho. Porównanie cen energii uzyskiwanej z różnych źródeł daje pojęcie o dzisiejszych kosztach, a prognozowanie ich na przyszłość napotyka zasadnicze trudności. Nie utylizowano jeszcze elektrowni atomowych. Właścicieli elektrowni atomowych nie stać na zutylizowanie terenu po ich wyłączeniu. Wydano miliardy euro na badania i budowę miejsc składowania odpadów radioaktywnych, a problem i tak nie jest rozwiązany. W Niemczech nie ma dotąd decyzji, gdzie docelowo te odpady będą przechowywane. Czas ich utylizacji liczy się dzisiaj w tysiącach lat. Energetyka oparta na węglu bazuje na wyczerpujących się złożach. W przypadku węgla kamiennego wykorzystanie węgla na cele energetyczne bez wydobycia na powierzchnię wciąż raczkuje. Wyczerpywanie się łatwo dostępnych złoży węgla kamiennego i zwiększanie kosztów wydobycia jest oczywiste. Abstrahujemy do spraw emisji dwutlenku węgla i związanych z tym zawirowań. Węgiel brunatny, gigantyczne złoża mają Niemcy. Co z tego skoro nie ma zgody społecznej na rozwijanie ich eksploatacji. Jak trudno prognozować ceny energii elektrycznej w dłuższych okresach czasu przekonały się niemieckie koncerny energetyczne. Spadek produkcji przemysłowej z powodu ostatniego załamania ekonomicznego i rosnące dostawy eko-pradu spowodowały załamanie się ich rentowności. Problem mają fundusze emerytalne i gminy będące beneficjentami ich dywidend. No i ostatnia zagadka? Jak wycenić bezpieczeństwo energetyczne ?
Wróćmy na nasze podwórko. Porzućmy chwilowo dyskusję o zmianach klimatycznych, skupmy się na tym co dla nas jest najistotniejsze – OZE a bezpieczeństwo energetyczne Polski, z jednej strony, na drugiej szali zostawiając ochronę krajobrazu i wpływ oddziaływań OZE w tym wiatraków na otoczenie.
Zamiast walczyć z wiatrakami i zamieniać nasz region w skansen, wykorzystajmy doświadczenia innych budując bezpieczeństwo energetyczne Kraju i generując powstawanie nowych miejsc pracy. Potrzeba jest ogólnonarodowej otwartej dyskusji, której oczekiwanym efektem jest programu wsparcia dla polskich producentów instalacji OZE. Dostosujmy prawo dotyczące lokalizacji turbin wiatrowych do uzasadnionych oczekiwań społecznych i rzeczywistych potrzeb bezpieczeństwa energetycznego. Stwórzmy długoletni harmonogram transformacji energetycznej Polski.
Nie dajmy się sprowokować nieodpowiedzialnymi akcjami aktywistów proekologicznych i obrońcom krajobrazu. Postawa odpowiedzialności nakazuje na wskazaniu co w zamian, a nie negowaniu każdej proponowanej zmiany ingerującej w środowisko. Ta ingerencja była i będzie zawsze, wymagajmy od ekologów wskazania sposobów jej zmniejszenia, a nie negowania niezbędnych zmian cywilizacyjnych. Znajdźmy „złoty środek" pośród sprzecznych interesów grup biznesu, eko-fanatyków, eko-sceptyków, lokalnych społeczeństw, na rzecz zrównoważonego rozwoju gospodarczego. Zrównoważony rozwój ma powstrzymać emigrację ludzi czynnych zawodowo w poszukiwaniu pracy z terenu naszego województwa, przyciągnąć nowych, przyczynić się do poprawy jakości życia, zachęcić do inwestowania. To są priorytety.
Zostawienie spraw własnemu biegowi będzie rodzić niepokoje społeczne i niekontrolowaną penetrację obcego kapitału w polską energetykę. Bicie piany przez garstkę populistów przed nadchodzącymi wyborami, nie ma nic wspólnego ani z wąsko, ani szeroko rozumianym dobrem społecznym. Nie jest to czas do rzeczowej dyskusji. Wzywam do wstrzemięźliwości i opamiętania.
Jacek Pachucki
Skomentuj
Komentuj jako gość