Poseł Lidia Staroń wystąpiła do dyrektora Izby Celnej - Roberta Torenca w sprawie polskich celników, którzy zatrzymują na granicy zakupione przez Rosjan mięso w Polsce. Zaprotestowała też przedstawiciel Polski Razem Michał Wypij. Rzecznik Izby Celnej twierdzi, że to zdarza się sporadycznie i tylko w przypadku dużej ilości mięsa przewożonego bez świadectwa.
Poseł Staroń twierdzi, że do jej Biura Poselskiego napłynęły sygnały, iż polscy celnicy „nagminnie zatrzymują na granicy polsko-rosyjskiej mięsa wwożonego przez obywateli Rosji do Obwodu Kaliningradzkiego".
Jesli sygnały te są prawdziowe, to sprawa zakrawa na jakiś absurd. Wszak to dzięki Rosjanom, którzy przyjeżdżają z obwodu na zakupy do przygranicznych województw obroty w sklepach znacznie wzrosły. Sytuacja zmieniła się, gdy Rosja wprowadziła embargo na polskie mięso. Rosyjskie służby celne 8 sierpnia 2014 r., zatrzymały transport polskiego drobiu. „Wprowadzone restrykcje wpływają na pogorszenie sytuacji polskich zakładów mięsnych produkujących towar przede wszystkim na eksport do Rosji. Spowodowało to spadek popytu na oferowane przez nie produkty". - pisze poseł Staroń w interwencji.
Mimo zakazu wwożenia do Rosji polskich produktów, mieszkańcy Kaliningradu w ramach indywidualnych zakupów towarów na własny użytek zwiększają popyt na polskie mięso, zakupując je w przygranicznych zakładach na terenie Polski i wywożąc do Obwodu Kaliningradzkiego. Korzystają oni jednak z własnych pojazdów (samochodów osobowych, busów), które nie zawsze odpowiadają bardzo wysokim wymogom technicznym, certyfikacjom, nie mają stosownych urządzeń chłodniczych. Jednakże, mając na uwadze obszar na którym odbywa się w Polsce Mały Ruch Graniczny (pas 30 -50 km) – transport ten dokonywany jest na odległość od kilku do kilkudziesięciu kilometrów i trwa od kilkunastu do kilkudziesięciu minut. Wobec powyższego – czy brak spełnienia wszystkich przepisów sanitarnych stwarza jakiekolwiek zagrożenie dla stanu wywożonych z Polski artykułów spożywczych (co notabene stanowi wyłączne ryzyko kupującego; nadmienić także należy, że w myśl obowiązującego prawa nie ma obligatoryjnej inspekcji weterynaryjnej – na produkty wywożone, natomiast istnieje ona dla produktów wwożonych na teren Polski)?
"Niestety w ostatnich dniach, media alarmują, że ten z gruntu społecznego pozytywny dla polskiej gospodarki proces tzw. samo zaopatrywania się mieszkańców Obwodu Kaliningradzkiego w polskie mięso i inne produkty spożywcze, został zakłócony. Wpływają na to działania polskich służb celnych, które zatrzymują towary mięsne wywożone z Polski przez obywateli rosyjskich – pod zarzutem przewożenia ich w niewłaściwych środkach transportu – składują w przygranicznych chłodniach oraz wnioskują o ich utylizację. Polscy celnicy, powołują się przy tym na przepisy dotyczące ładunków mięsnych w międzynarodowym obrocie handlowym, które to w skutek decyzji Kremla, zakazującej wwozu polskiego mięsa do Rosji, praktycznie są niestosowane". - czytamy w piśmie Lidii Staroń.
Czy polscy celnicy interpretując prawo nie starają się być w tym bardziej skrupulatni niż celnicy rosyjscy? - pyta poseł Staroń dyrektora olsztyńskiej Izby Celnej.
Zadzwoniłem do rzecznika prasowego Izby Celnej Ryszarda Chudego w tej sprawie. Powiedział, że o wystąpieniu pani poseł dowiaduje się ode mnie. Widocznie jeszcze nie trafiło ono na biurko dyrektora. - Jeśli chodzi o mięso, to mogę potwierdzić, że rosyjskie służby celne zatrzymują setki ton polskiego mięsa na granicy, natomiast nasze służby celne nie robią żadnego problemu z przewozu mięsa w bagażniku auta na własny użytek. Został natomiast zatrzymany bus, w którym była ponad 1 tona słoniny. Przy takiej ilości konieczne jest świadectwo weterynaryjne. Gdyby osoba wioząca miała ten dokument, przejechałaby bez problemu. Bus został zatrzymany, ale jeśli lekarz weterynarii wyda świadectwo, to my tę słoninę puścimy - zapewnił rzecznik Izby.
Mecenas Lech Obara wystąpił w obronie Rosjanina, któremu polscy celnicy odebrali mięso.
- Uważam, iż nie ma podstawy do konfiskaty mięsa. Przede wszystkim nie ma podstaw by uznać, że mamy w tym przypadku do czynienia z obrotem handlowym. Rosjanie sami zaopatrywali się w mięso. Najbardziej bulwersuje jednak fakt, iż mięso może być poddane utylizacji, której koszt znacznie przewyższa wartość mięsa. Taki przypadek odnotowano już w Braniewie. Oczywiście utylizacja jest z pieniędzy podatników. W tej sprawie będziemy dochodzić odszkodowań – osoby winne temu zamieszaniu powinny zdecydowanie ponieść konsekwencje – zapowiada mecenas Obara. (sa)
Skomentuj
Komentuj jako gość