„Smak Warmii Mazur i Powiśla" – to impreza organizowana przez samorząd województwa warmińsko-mazurskiego w 14 miastach regionu. W zamyśle ma promować naturalną żywność pochodzącą od lokalnych producentów. (na zdj. od lewej dyrektor Departamentu Polityki Jakości Igor Hutnikiewicz – juror i szef „Smaków").
W Lidzbarku Warmińskim odbył się finał regionalny konkursów na najlepszą potrawę w kategorii kucharze zawodowi i amatorzy. Jury przewodniczył, jak co roku pan Grzegorz Russak. Lidzbarski finał sponsorowali mieszkańcy miasta i samorząd województwa. Dzisiejszą imprezę można porównać do „Pewex-u", bowiem dania o nazwach „Filet ze szczupaka w koszulce z cukinii z bazyliowym pesto", „Przepiórka w nenufarach", „Stek z polędwicy wołowej na puree z bobu" lub „Pierś z kaczki faszerowana borowikami z sałatą leśną na ciepło" stanowią czystą abstrakcję dla większości mieszkańców miasta i to podaną na zimno.
Mieszkańcy przełykali ślinkę oglądając przygotowanie dań dla jurorów, fot. Andrzej Pieslak
Ciekawie wyglądał sam konkurs, kiedy to kucharze podawali wykwintne potrawy nie tylko dla jury, ale też zasilali nimi „wybrane" stoliki. W tym czasie „zwykli" mieszkańcy przełykali ślinę i stali w kolejce w nadziei, że i im coś skapnie z „pańskiego stołu". Można było odnieść wrażenie, że cały ten konkurs służyć ma jedynie napełnieniu kilkunastu żołądków smakowitym jadłem jak też okazją do zarobienia niezłej kasy. Na stoiskach można było podziwiać prawdziwy wędzony schab w cenie 42 zł za kg, czy kiełbasę jałowcową po 38 zł za kg. To dla Lidzbarczan zdecydowanie towary luksusowe i mało kogo na nie stać. Na co dzień większość mieszkańców grodu nad Łyną zadawala się wyrobami mięsopodobnymi z sieci tanich sklepów, gdzie 1kg „mięsa" zawiera 0,5l wody.
Można postawić pytanie: Czemu i komu mają służyć imprezy pod coraz to dziwniejszymi nazwami „święto kaczki", „święto sera" itp.? Czyżby mieszkańcy Lidzbarka byli na tyle głupi, że nie widzą, iż szynka z domowej wędzarni jest lepsza od tej z Lidla i trzeba im to koniecznie pokazać? Nie sądzę. Sens takich imprez leży bardzo, bardzo blisko publicznych pieniędzy (naszych podatków), za które to wszystko jest robione.
Na Placu Wolności ustawiony był wielki ekran diodowy („telebim") gdzie pokazywano przebieg imprezy. Równocześnie była transmisja „on-line" w internecie, powstanie też krótki nudny filmik (którego nikt i tak nie będzie oglądał).
Samochód z podnoszonym pneumatycznie ekranem firmy „Screen Walker s.c.".
Przetarg o wartości 350 000 zł na prowadzenie kampanii medialno-wizualnej „Smak Warmii Mazur i Powiśla" wygrała firma „Screen Walker s.c. Władysława Bogdanowskiego i Tadeusza Załęckiego z Olsztyna. Pan Bogdanowski był wiele lat prezesem Radia Olsztyn, a także członkiem rady nadzorczej tego radia. Cytuję za „Deb@tą": „z własnym biznesem wystartował ze spółką TV City, której udziałowcami byli działacze PO, w tym Krzysztof Hołowczyc. Władysław Bogdanowski zasiada też w komisjach konkursowych organizowanych przez zarząd województwa warmińsko-mazurskiego, m.in. był członkiem komisji, która wybrała projekt promocji regionu pt. „Warmia Mazury. Cudownie" za który autor otrzymał 1 mln zł." Przetarg wygrała firma, bowiem dysponowała podnośnikiem pneumatycznym, który umożliwia opuszczenie ekranu w czasie mniejszym niż 10 minut (warunek niezbędny w przetargu). W 2013 firma „Screen Walkier s.c." także wygrała przetarg na obsługę medialną imprezy, ale za dużo niższą kwotę 126 242zł i wtedy nie było potrzeby posiadania pneumatycznego podnośnika.
Czy w województwie z największym w kraju bezrobociem i wskaźnikiem ubóstwa, tego typu imprezy służą powstawaniu nowych miejsc pracy i przyczyniają się do polepszenia warunków życia mieszkańców? Czy właściwie gospodaruje się środkami pozyskiwanym z funduszy europejskich? Zachęcam czytelników do odpowiedzi na te pytania.
Andrzej Pieślak (naszlidzbark.pl)
czytaj też na ten temat:
IGRZYSKA KULINARNE ZA 1 MILION ZŁOTYCH
PRZEPŁACILI ZA FESTYN PIWNY PONAD 200 TYS. ZŁ
Skomentuj
Komentuj jako gość