Gietrzwałd: "Przyczyną problemu jest brak upodmiotowienia ludzi"
- Szczegóły
- Opublikowano: piątek, 09 czerwiec 2023 15:00
- Filip Flisowski
Ciekawy głos na temat protestów przeciwko budowie Centrum Dystrybucyjnego Lidla w Gietrzwałdzie ukazał się na stronie "Kongresu Katoliczek i Katolików". Wypowiedź pochodzi z 17 maja, a więc po proteście, który się odbył w Gietrzwałdzie 5 maja i odnosi się do wypowiedzi, które wówczas padły na wiecu. Przytaczamy tekst w całości.
Gietrzwałd, czyli dlaczego się nie przyłączę
Każdy broni się takimi narzędziami, do jakich ma dostęp. Prawdziwą przyczyną problemu jest ewidentny brak upodmiotowienia ludzi.
Podobno jest takie powiedzenie, niektórzy twierdzą, że francuskie, że Pan Bóg najbardziej śmieje się wtedy, gdy człowiek myli przyczyny pewnych zjawisk z ich skutkami. No to rzucając okiem nad Wisłę, musi być Mu bardzo wesoło. W sprawie, o której zaraz napiszę, pękają ze śmiechu także ludzie – głównie my, dobrze wykształcone mieszczuchy, ale także ci gorzej wyedukowani, za to uważający się za lepszych od „zabobonnej tłuszczy”, najczęściej podnoszący swój status społeczny zasobnością portfela. Tyle tylko, że ten nasz śmiech, w odróżnieniu od Boskiego, nie jest serdeczny, ale drwiący i złośliwy.
Otóż przez cały ostatni tydzień liczni dziennikarze, prezenterzy radiowi (pierwszy raz usłyszałem o sprawie właśnie w radiu, i to muzycznym, rockowym, nie zaangażowanym na co dzień w kwestie społeczne czy polityczne) rozpisywali się i wypowiadali na temat protestu przeciwko budowie magazynów jednej z sieci supermarketów w miejscowości Gietrzwałd na Warmii.
Jak wiadomo, jest to miejsce maryjnych objawień, jedyne w Polsce uznane przez Kościół. Protestujący mieszkańcy używali w swym akcie sprzeciwu wobec inwestycji dość specyficznych haseł o „odorze niemieckich śmieci spowijających Tron Matki Bożej”, oskarżeń wobec miejscowego biskupa, że jest „judeoprotestantem”, a nie katolikiem, a także wspominali zaangażowanie „obcych sił” (trochę diabelskich, trochę niemieckich, choć rozróżnienie to było mgliste) w atak na Gietrzwałd.
I choć absurdalność tych głosów była rażąca, być może nawet szkodliwa, niesprawiedliwa wobec projektujących inwestycję, a dodatkowo heretycka (co wykazywał na łamach „Gazety Wyborczej” jeden uczony ksiądz), to ja nie przyłączę się do śmiejących się i drwiących. Przede wszystkim dlatego, że mamy tu, moim zdaniem, do czynienia z klasycznym przykładem pomylenia przyczyn ze skutkami. Protest mieszkańców nie jest bowiem akcją, a reakcją. To nie treść wznoszonych haseł jest problemem, ale powód ich wyrażania.
Być może forma protestu jest nieładna, może dziwaczna, ale każdy broni się takimi narzędziami, jakie są pod ręką. I dlatego nie razi mnie okrzyk o „odorze niemieckich śmieci spowijających Tron Matki Bożej”, podobnie jak nie oburzały mnie okrzyki „w******alać!”, którymi posługiwały się uczestniczki protestów po wiadomym orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego. Taka właśnie jest rola protestów, by przekraczać granice debaty parlamentarnej – zgodnie z zasadą, że gdyby takie wystąpienia były parlamentarne, to nie musiałyby odbywać się na ulicy.
Wracając zaś do mieszkańców Gietrzwałdu, trzeba uznać, że dostępnym dla nich narzędziem sprzeciwu, argumentem, który zwyczajnie mieli pod ręką, był kult Matki Boskiej. Prawdziwą zaś przyczyną problemu jest ewidentny brak upodmiotowienia ludzi, którzy przecież mają prawo decydować, co dzieje się w ich społeczności lokalnej, gminie, parafii. Nie żadna „niewidzialna ręka rynku” ani „święta własność prywatna” (skądinąd są to hasełka nie mniej zabawne od tych wznoszonych przez warmińskich protestujących, nieprawdaż?). Żaden z tych złotych cielców.
Podmiotem musi być lud, parafianie, obywatele gminy – w zależności od specyfiki problemu. Prawdopodobnie nie byłoby całej tej sprawy, gdyby władze samorządowe, kościelne i sam prywatny inwestor dołożyli wszelkich starań, aby z ludźmi porozmawiać, wytłumaczyć, rozwiać wątpliwości, uleczyć lęki. Ale po co? – lepiej wyśmiewać się później z klasy ludowej, a cele polityczne i biznesowe osiągać bez względu na społeczne ich koszty.
Nie będę się także przyłączał do drwiących przedstawicieli klas średniej i wyższej, którzy upatrzyli sobie w klasach ludowych łatwy cel do punktowania. Uważam to za wyjątkowo niegodną postawę, której szczególnie my, katolicy, powinniśmy unikać jak ognia. I z której powinnyśmy się często spowiadać.
Jaka zatem powinna być nasza reakcja?
Powinna być nią presja na władze państwowe, samorządowe, kościelne i biznesowe, by zaczęły zauważać zwykłego człowieka. Nie traktowały go jak problem, koszt swojej działalności, do którego zwracają się tylko wtedy, gdy jest kampania wyborcza, trzeba zebrać niedzielną tacę albo zapędzić klientów pomiędzy sklepowe regały. To oczywiście wszystko truizmy, ale należy je powtarzać do znudzenia, aż staną się rzeczywistością. Bo władzy najczęściej nie zależy na odwróceniu tego mechanizmu, trzeba ją do tego zmusić. Przyglądanie się ze śmiechem wznoszonym w Gietrzwałdzie hasłom, zamiast zastanowić się nad powodem ich formułowania, stanowi bowiem modelowy przykład strategii odwracania uwagi od rzeczywistych problemów – jest pomyleniem skutków z przyczynami.
Filip Flisowski
Ekonomista, absolwent Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, były samorządowiec. Od początku związany z warszawskim środowiskiem ojców jezuitów. Obecnie doktorant Wydziału Socjologii UW, felietonista Magazynu Kontakt. Interesuje się biopolityką, wpływem procesów historycznych na imaginarium współczesnych obywateli i polskim społeczeństwem. W Kongresie pracuje w Zespole Organizacyjnym i grupach "Władza" oraz "Duchowieństwo - Lud".
Czytaj więcej: Gietrzwałd: "Przyczyną problemu jest brak upodmiotowienia ludzi"
Polecam czytanie ze zrozumieniem!
Deficyt budżetowy Olsztyna wynosi 14,05 %, co daje 11 lokatę na liście najbardziej zadłużonych miast, natomiast obsługa...