Nawet oni robili to pod osłoną nocy, że niby chuligani, albo „nieznani sprawcy”. Zdejmowali i niszczyli symbole zbrodni katyńskiej, bo działały na nich jak płachta na byka. Siła rażenia prawdy o tej sowieckiej zbrodni na narodzie polskim była tak wielka, miała taką jednoczącą moc, że nawet esbekom walczącym z pamięcią o Katyniu kazano to robić po kryjomu.
Pamięć zbrodni katyńskiej oraz Powstania Warszawskiego symbolizowały przepaść, jaka dzieliła znakomitą większość Polaków od garstki zaprzańców, którzy podtrzymywali sowiecką wersję obu wydarzeń. Czy zatem może dziwić, że polecenie zdjęcia symbolu Katynia z pomnika głoszącego chwałę armii sowieckiej, budzi szok i niedowierzanie?
W III RP takie rzeczy robi się przy otwartej kurtynie, w środku dnia, w centrum wojewódzkiego miasta. Z udziałem i pod nadzorem państwowej policji. I – co najważniejsze – na polecenie prezydenta miasta, po donosie radnej miejskiej i pod jej pieczołowitym nadzorem. Ta dwójka to zgrany duet obrońców pamięci sowieckich zbrodni. Ona śledzi i donosi, on natychmiast robi co trzeba. Prezydenta Piotra Grzymowicza, partyjnego za komuny, a ostatnio pupilka rosyjskich władców, nie muszę przedstawiać. W jego przypadku już „nie dziwi nic”.
Marta Kamińska to nowy produkt demokratycznego nihilizmu. O ile prezydent Grzymowicz jak ognia unika publicznej konfrontacji ze swoimi „pomnikowymi” wyczynami, o tyle Kamińska jest z siebie bardzo zadowolona. Dostrzegła, że gonienie króliczka ze swastyką to wymarzona szansa na polityczny lans, której nie można przegapić. Patent oczywiście nie jest nowy. Wojska rosyjskie właśnie wybijają Ukraińcom faszyzm z głowy, a tropienie jego pogrobowców po tej stronie Bugu to ciągle politycznie opłacalny interes.
We wtorek radna Kamińska powtórnie wywołała społeczną awanturę, angażując publiczne środki oraz armię policjantów, bez zapoznania się z postanowieniem prokuratury dotyczącym poprzedniej instalacji, o tej samej treści. Oznacza to, że poziom cynizmu tej młodej jeszcze kobiety osiągnął poziom gotowości do wejścia na drogę demokratycznej kariery.
Do tej pory Marta Kamińska torowała sobie drogę wymachując przeciwko wrogiej partii maczetą Konstytucji. Teraz nadzieją na lepsze, polityczne jutro stała się swastyka. Uzasadnienie prokuratury, odwołujące się do obowiązującego prawa i orzecznictwa w tym zakresie, rozbija w puch argumenty, którymi publicznie posługuje się prawnik-Kamińska. Ale nie w tym przecież rzecz. Wszystko, co zaburza jednoznaczność przekazu trzeba wygumkować, bo swastyka pełni w narracji Kamińskiej funkcję służebną. Widziana oczami prokuratury straciłaby status sojusznika.
Ten skrajny cynizm i bezgraniczna interesowność były widoczne w każdym aspekcie jej zachowania przed pomnikiem. Kamińska musiała wiedzieć, że zdejmowane będą wszystkie trzy banery. Że ofiarą jej sojuszu ze swastyką padną „Solidarni z Ukrainą” i „Katyń”.
Łatwo sobie wyobrazić jej reakcję na próbę zdejmowania symboli Unii Europejskiej czy LGBT. We wtorek, przy „spadającym” Katyniu, radnej koalicji Obywatelskiej nawet nie drgnęła powieka. Zadanie zostało wykonane. I to przy otwartej kurtynie, w asyście państwowej policji. Taka lekcja dla tchórzliwych esbeków.
Policja, jej zachowanie i rola jaką jej wyznaczono, to kolejny, smutny wątek tego zdarzenia. Agresywne, konfrontacyjne, ale przede wszystkim głupie zachowanie dowódcy, młodego człowieka, który przyjechał z armią policjantów, uzbrojony i obwieszony jak choinka, z wyraźną dyspozycją zastraszenia garstki osób, nie może pozostać bez wyjaśnień ze strony Komendanta Miejskiego Policji w Olsztynie.
Jednak nie zachowanie funkcjonariusza, który po okresie impulsywnego miotania się wyparował niczym kamfora, jest w tym wszystkim najważniejsze. Gorzej, że policjanci zachowywali się jak wynajęci przez prezydenta ludzie, wyręczając pracownika ZDZiT w jego czynnościach, a później niemo asystując, gdy z sowieckiego pomnika spada symbol Katynia w którym od sowieckich kul ginęli m. in. funkcjonariusze przedwojennej Policji Państwowej. Brakowało tylko asysty kompanii honorowej, jak to miało miejsce w 2012 r. na olsztyńskim cmentarzu przy pochówku esbeckiego generała Kazimierza Dudka.
Coraz częściej docierają sygnały, że po skończonej kadencji Piotr Grzymowicz wybiera się do parlamentu. Polskiego czy europejskiego, mniejsza o to. Ponoć na stole są propozycje ze strony Platformy Obywatelskiej. Wskazuje na to radykalna, politycznie zorientowana zmiana retoryki jego publicznych wystąpień, i środowiska, które wspiera swoją obecnością. Obserwując te wzajemne, polityczne zaloty, zastanawiam się, która partia zdecyduje się na włożenie sobie na plecy tego pro rosyjskiego garbu.
Podobnie sytuacja wygląda z Martą Kamińską. Trudno nie dostrzec, że mandat radnej to minimum jej politycznych ambicji. Problem w tym, że teraz trzeba będzie je realizować z piętnem troglodyty wypranego z elementarnej, wspólnotowej wrażliwości. Gotowej dla politycznej kariery utopić w szambie każdą narodową świętość. Refleksja nad tym, co mogą czuć rodziny osób pomordowanych w Katyniu, Ostaszkowie czy Starobielsku to ostatnia z myśli jakie mogą przyjść komuś takiemu do głowy.
Decydując się na radykalne oczyszczenie sowieckiego pomnika z obcych elementów, zakłócających jego „ideowe przesłanie i wartości”, Kamińska z Grzymowiczem uznali, że można zaryzykować.
Że wyciśnięta z telefonicznej ankiety demokratyczna większość policzy to na konto celu, który uświęca środki. A bezkształtna masa wyznawców bożków relatywizmu i nihilizmu jest już tak liczna, że politycznie poniewieranie pamięcią Katynia może ujść na sucho.
Ale Platforma Obywatelska już raz na koniu ciepłej wody w kranie i przywiązaniu Polaków do „wartości europejskich” się przejechała. Z takim skutkiem, że jej działacze do dzisiaj liżą państwowe koryto od spodu.
Ile można dzisiaj stracić mając w swoich szeregach ambitnych do granic narodowego zaprzaństwa barbarzyńców? Życie pokaże. Ważne, żeby ich czyny „ocalić od zapomnienia”.
Bogdan Bachmura
Na fotomontażu, moment przed zrzuceniem flagi Polski z napisem KATYŃ, po lewej radna, szefowa olsztyńskiego KOD-u Marta Kamińska, po prawej - prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz.
Skomentuj
Komentuj jako gość