Rozmowa z założycielem Fundacji „Pro – Prawo do życia” Mariuszem Dzierżawskim. Rozmawia Adam Socha.
Adama Socha: – Fundacja Pro-Prawo do Życia złożyła w Sejmie projekt ustawy „Stop aborcji 2021”. To już piąte podejście Fundacji do objęcia prawną ochroną życia dzieci poczętych. Co jest istotą tego projektu?
Mariusz Dzierżawski: Projekt ma zapewnić dzieciom w łonach matek równą z innymi ludźmi ochronę prawną. Chcemy wprowadzić do kodeksu karnego definicję „dziecka poczętego”: Dzieckiem jest człowiek w okresie od poczęcia do osiągnięcia pełnoletności; dzieckiem poczętym jest dziecko w okresie do rozpoczęcia porodu w rozumieniu art. 14. Chcemy też, by kara za aborcję była taka jak za zabójstwo. Pozwoli to na skuteczną walkę z mafiami aborcyjnymi, które jawnie reklamują i sprzedają pigułki służące do zabijania dzieci. Według ostrożnych szacunków ok. 30 000 polskich dzieci ginie co roku w wyniku przyjęcia przez matki środków poronnych. Wiele kobiet ponosi przy okazji uszczerbek na zdrowiu, a znacznie więcej do końca życia zmaga się z problemami psychicznymi.
– Państwa projekt zwalnia z odpowiedzialności karnej za nieumyślne spowodowanie śmierci „dziecka poczętego” lub uszczerbku na jego zdrowiu „matkę dziecka poczętego”.
W artykułach kodeksu dotyczących zabójstwa dziecka poczętego dodaliśmy paragrafy, że w przypadku, gdy sprawczynią zabójstwa jest matka dziecka, sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary, a nawet odstąpić od jej wymierzenia, ale muszą zajść dodatkowe okoliczności, na przykład wywierano naciski na kobietę (jak wynika z badań około 70% kobiet zabija dziecko nienarodzone na skutek presji partnera, rodziców czy środowiska). Nie zgadzamy się więc na automat, żeby nawet najokrutniejsze zabójstwo dziecka było a priori bezkarne, bowiem brak kary za zabicie człowieka, oznacza, że prawo nie broni jego życia.
– Co ta ustawa jest w stanie realnie zmienić? Przecież kobiety dokonujące aborcji i tak nie były w Polsce karane. Skazanych za dokonanie nielegalnej aborcji czy pomoc w niej, można policzyć na palcach jednej ręki. Prezes Jarosław Kaczyński w jednym z wywiadów przyznał, że tak naprawdę w Polsce, jak kobieta chce, to usunie ciążę bez konsekwencji.
Mariusz Dzierżawski: Prezes powiedział prawdę, tylko kto jest za to odpowiedzialny? Przedmiotowo odpowiedzialny jest wadliwy kodeks karny, który sprawia, że kara jest niemożliwa. Podmiotowo odpowiedzialni są prawodawcy, którzy tolerują taką sytuację. Prezes Kaczyński mówi, że skoro tak jest, to tak musi być. A tysiącletni dorobek ludzkości mówi, że zabijanie nie może być bezkarne, bo to rujnuje ład prawny. Jeśli można zabić słabego i bezbronnego, to następnym etapem jest zabijanie starych i bezużytecznych. My, panie redaktorze, za chwilę znajdziemy się w tej kategorii. I to się robi na Zachodzie. Prezes Kaczyński jest doktorem prawa. Szczerze mówiąc, dziwię się, że nie dostrzega wychowawczej roli prawa.
– Prezes jest politykiem i musi brać pod uwagę reakcję dużej części społeczeństwa, która domaga się aborcji na życzenie.
Mariusz Dzierżawski: Jest pewien fundament etyczny, na którym każda wspólnota się opiera. Wielu polityków przyznaje się do korzeni chrześcijańskich. A to oznacza oparcie się na Dekalogu. To było oczywiste nie tylko w początkach polskiej państwowości, ale także 2 tysiące lat temu, gdy chrześcijanie zaczynali zmieniać świat. W Cesarstwie Rzymskim zabijanie noworodków było na porządku dziennym i prześladowania chrześcijan były spowodowane nie tylko odmową oddawania boskiej czci Cezarowi, ale także sprzeciwianiem się zabójstwu bezbronnych. Bo chrześcijanie wiedzieli, inni też prawdopodobnie wiedzieli, bo to było widać, że noworodek to człowiek, że słabych, bezbronnych nie można zabijać. I teraz prezes Kaczyński i też inni czołowi przedstawiciele PiS-u mówią „nie można zabijać zwierząt futerkowych”. Gdyby kobieta zabiła okrutnie zwierzę futerkowe, to prezes Kaczyński nie ma wątpliwości, że to powinno być surowo karane.
– Młoda uczestniczka Campusu Polska Przyszłości, wcześniej Strajku Kobiet, na panelu, którego tematem był rozdział Kościoła od państwa zapytała, w kontekście aborcji, dlaczego wierzący narzucają jej, niewierzącej, swoje prawa? Co by pan tej kobiecie odpowiedział?
Mariusz Dzierżawski: Dekalog to jest instrukcja obsługi człowieka. Gdy z urządzeniami postępuje się niezgodnie z instrukcją obsługi, to przynosi opłakane rezultaty. Dotyczy to też człowieka i wspólnoty ludzkiej. W Dekalogu są i inne zakazy np. „Nie kradnij”. Ktoś mógłby wystąpić z postulatem, dlaczego mnie zmuszają do tego, żebym nie kradł, dlaczego mam nie mówić fałszywego świadectwa? Oprócz tego jest przykazanie „Nie cudzołóż”. Cudzołóstwo jest bezkarne, a niektórzy twierdzą nawet, że jest bardzo przyjemne.
– Tam gdzie rządzą fanatyczni mudżahedini, do dzisiaj kamienuje się cudzołożnice, tylko dlaczego nie mężczyzn?
Mariusz Dzierżawski: W Starym Testamencie ta kara dotyczyła obu stron, z tym że mężczyźni potrafili się obronić. Ofiarami cudzołóstwa są głównie kobiety. To się trochę zmienia. Uwolnienie mężczyzn od nakazu wierności najpierw ich zniszczyło moralnie, a teraz niszczy kobiety, które myślą, że cudzołóstwo to coś fajnego. Współczuję tej pani z Campusu. To co ona postrzega jako opresję, tak naprawdę ma ją bronić.
– Ta młoda kobieta powołałaby się na Rezolucję Parlamentu Europejskiego z 26 czerwca tego roku, który większością głosów przyjął, że prawo do aborcji jest prawem człowieka. Wstrzymywanie aborcji „ze względu na religię lub sumienie”, mówi tekst, „zagraża życiu i prawom kobiet”.
Mariusz Dzierżawski: Sto lat temu Lenin, najpierw w Rosji sowieckiej, a później w ZSRR, wprowadził powszechne prawo do aborcji, a kobieta stała się własnością kolektywu. Dopiero Stalin to zniósł, bo zauważył, jak to osłabia siłę państwa. Stalin ze względów pragmatycznych przestał zwalczać rodzinę i promować homoseksualizm, rozwiązłość i aborcję. Bolszewicy chcieli nieść sztandar rewolucji na cały świat i dzisiaj ten sztandar niesie Parlament Europejski. To są naprawdę uczniowie Lenina.
– Kładzie się pan pod walec historii.
Mariusz Dzierżawski: Marksiści wierzyli w materializm historyczny. Nawet antykomuniści zostali uformowani przez dziesięciolecia tej narracji. Doktryna ta mówił, że wolność to uświadomiona konieczność, że procesy historyczne są zdeterminowane i nie ma co wierzgać. Ja w materializm historyczny nie wierzę.
– Polska i Węgry wierzgają i mają być z tego powodu, jak powiedziała wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego Katarina Barley, „finansowo zagłodzone”. Wróćmy do projektu fundacji Pro. Cztery poprzednie trafiły do kosza… Czy przy nastawieniu prezesa Kaczyńskiego, piąty projekt też tam nie trafi? Pytam o sens takich akcji ustawodawczych.
Mariusz Dzierżawski: Nie wszystkie nasze projekty trafiły do kosza, niektóre trafiły do zamrażarki. Gdyby nie nasza 20-letnia walka, żeby w Polsce zlikwidować mordowanie nienarodzonych, gdyby nie było naszych inicjatyw ustawodawczych, to czy zapadłby taki wyrok TK, jaki zapadł w zeszłym roku?
– Ten wyrok, uznający za niezgodny z Konstytucją RP przepis zezwalający na aborcję w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu, wywołał bunt społeczny. Tysiące kobiet wyszło na ulice krzycząc „Aborcja jest OK” i żądając prawa do aborcji na życzenie. Jeśli PiS przegra wybory, to ich żądanie stanie się prawem. Po co więc było burzyć tzw. kompromis aborcyjny?
Mariusz Dzierżawski: Strajki Kobiet, to 100 tysięcy ludzi na ulicach. Protesty przeciw zmianom w Trybunale Konstytucyjnym na początku rządów PiS były kilka razy liczniejsze. PiS się nie ugiął, a poparcie społeczne dla opozycji systematycznie spada. Kompromis aborcyjny to fikcja. Po wygraniu wyborów, w 1994 roku komuniści z poparciem Unii Demokratycznej przegłosowali ustawę przywracającą aborcję na życzenie. Wałęsa ją zawetował, ale Sejm powtórnie ją uchwalił w 1996 roku, a Kwaśniewski ją podpisał. Widać więc, że aborcjoniści od początku nie kierowali się domniemanym kompromisem.
Generalnie reguła wahadła mówiąca: „jak zanadto wychylimy się w prawo, to następnie wahadło pójdzie w lewo”, jest fałszywa. Jak ktoś ma odrobinę chęci, to może prześledzić, co się wydarzyło na Zachodzie od 1968 roku, z tym że legalizacja aborcji w Anglii nastąpiła już rok wcześniej.
– 1968 rok przyjmuje się za datę rewolucji seksualnej i równościowej płci.
Mariusz Dzierżawski: Od 1968 roku wahadło cały czas przesuwało się w lewo pod każdym względem. Gdyby to było prawo fizyczne, to dzisiaj to wahadło byłoby już bardzo daleko na prawo. Nic takiego się nie dzieje. Ta teoria to jest fałsz. Tu rządzi prawo przeciągania liny. Jeśli konserwatyści i chrześcijanie są tchórzliwi, a ateiści, których jest garstka, są krzykliwi, to cały układ przesuwa się w lewo.
– Jeśli w poprzednich akcjach Fundacji Pro, zbierania podpisów pod ustawą antyaborcyjną, podpisywało się od 500 tys. (2011 rok) do 450 tys. osób w 2016 roku, to teraz tylko 130 tys. Jak pan to skomentuje?
Mariusz Dzierżawski: Różne są tego powody, ale głównie wpływ miała psychoza covidowa. Zmieniło się też nastawienie partii rządzącej. Póki PiS była opozycją, to nasze projekty popierała, mówili nam: „wasze projekty są świetne”. Wszystkie media związane z PiS-em popierały nasze projekty. To się zmieniło w 2016 roku, gdy uruchomiliśmy następną inicjatywę ustawodawczą, wówczas wodzowie PiS-u doszli do wniosku, że to niekoniecznie dla nich jest korzystne i narracja się zmieniła. Przed wyborami 2015 roku, głoszono hasła rewolucji moralnej. Po zwycięskich wyborach zaczął obowiązywać w PiS-ie pragmatyzm. Zaczęła obowiązywać zasada utrzymania władzy, która prowadzi do ruiny, najpierw moralnej, a następnie politycznej. Gdy zebraliśmy w 2016 roku 450 tys. podpisów, to zaczęły się na nas ataki także prasy katolickiej, bo hierarchowie katoliccy, którzy przez wiele lat popierali nasze projekty, teraz przestali popierać, poza kilkoma biskupami. Ja tego nie jestem w stanie zrozumieć. Kieruję się tym, co napisał Jan Paweł II w Evangelium Vitæ o wartości i nienaruszalności życia ludzkiego. Potępione zostały aborcja i eutanazja, określone jako okrutne zbrodnie.
– Zwolennicy aborcji zbierają właśnie w całym kraju podpisy pod własnym projektem, którego celem jest legalizacja w Polsce aborcji na życzenie oraz zniesienie kar za współudział w aborcji lub namawianie do niej. Akcja wywołała reakcję.
Mariusz Dzierżawski: Wiara, że rewolucjoniści moralni będą respektować status quo, jeśli chrześcijanie będą siedzieć cicho jest po pierwsze fałszywa, a po drugie jest szkołą tchórzostwa. Nie jestem materialistą historycznym. Wierzę, że Opatrzność kieruje tym, co się dzieje, ale to nie jest tak, że robi coś za nas. Pan Bóg daje nam wyraźne wskazówki, np. w Evangelium Vitæ. Tam jest wezwanie do działania. Co niektórzy odbierali jako wezwanie do siedzenia cicho, żeby nie denerwować przeciwnika. Na Zachodzie siedzieli cicho, nie denerwowali i mają wszędzie aborcję na życzenie, a w USA mają praktykę pobierania narządów „na żywca” od nienarodzonych dzieci. Tak jak obowiązkiem psa jest w nocy szczekać, jak przychodzi złodziej, to moim psim obowiązkiem jest działać, jak widzę, że mordują bezbronnych, najsłabszych.
– Inny uczestnik Campusu, młody mężczyzna wykrzyczał, że nie zgadza się, by jego mamę zmuszać, by rodziła dziecko z wnętrznościami na wierzchu.
Mariusz Dzierżawski: Dziś na lewicy dominuje myślenie eugeniczne. Jeśli ktoś jest ciężko chory należy go dobić. W naszym projekcie nie chodzi o to, by łapać kobiety i zmuszać do rodzenia. Jego istotą jest to, że człowieka, choćby nie wiem, jak był chory, nie zabija się. Potwierdził to wyrok TK.
– „Czy można skazywać kobietę na to, że urodzi upośledzonego człowieka, który będzie wymagał opieki 24-godziny na dobę?” – pytają zwolennicy aborcji.
Mariusz Dzierżawski: Mamy przecież prawo, że kobieta może zostawić narodzone dziecko w szpitalu. I to państwo ma się zająć takim dzieckiem. To nie jest tak, że my zmuszamy do rodzenia chorych dzieci, jak mówi lewacka narracja. My mówimy tylko, że żadnego człowieka, nawet najbardziej chorego, nie można zabijać. Ludzi się nie zabija. To jest fundament etyczny.
– „Jesteście okrutnikami, bo skazujecie kobietę na traumę, gdy urodzi potworka” – mówią zwolennicy aborcji pod waszym adresem.
Mariusz Dzierżawski: Co to znaczy „potworka”?
– Powiedzmy bez kończyn, wzroku…
Mariusz Dzierżawski: My okrutnicy skazujemy na traumę, a oni, dobroczyńcy mówią, „pozwól zabić swoje dziecko, lekarz się tym zajmie”. Mam przyjaciół z poważnymi niepełnosprawnościami – niewidomych, z porażeniem mózgowym i innymi problemami zdrowotnymi. Niektórzy z nich mają doktoraty, pełnią odpowiedzialne funkcje państwowe, są wspaniałymi mężami i ojcami. W żaden sposób nie czuję się od nich lepszy. Dla aborcjonistów człowiek chory to śmieć, dla chrześcijanina to drugi Chrystus.
– Wracając do skuteczności waszych akcji ustawodawczych. Nowa ustawa aborcyjna w Teksasie pozwala dowolnej osobie pozwać kogokolwiek zaangażowanego w zabieg usunięcia ciąży, o ogromne odszkodowanie, o ile u płodu wykryto aktywność serca, a więc w około szóstym tygodniu ciąży. Ten strach przed ogromnymi odszkodowaniami okazuje się najskuteczniejszym hamulcem dla lobby aborcyjnego Czy nie należałoby też u nas pójść w tym kierunku?
Mariusz Dzierżawski: System prawny w USA różni się od polskiego. Nie sądzę aby w Polsce można było pójść tą drogą. W każdym razie przykład Teksasu i innych stanów jest zachęcający, bo pokazuje, że mimo 48 lat od niesławnego wyroku w sprawie Roe przeciw Wade Amerykanie nie pogodzili się z zabijaniem dzieci w łonach matek.
– Najbardziej znana opinii publicznej jest wasza kampania STOP ABORCJI realizowana poprzez furgonetki z napisami i z bannerami, m.in. ze zdjęciem abortowanego dziecka w 22 tygodniu życia płodowego.
Mariusz Dzierżawski: Na furgonetkach mamy różne zdjęcia, takie też.
– Dlaczego wybraliście tak drastyczną formę protestu, która wzbudza agresję, wasze pojazdy są niszczone, działacze atakowani fizycznie?
Mariusz Dzierżawski: Lewica twierdzi, że to nasze zdjęcia wywołują agresję, a jednocześnie sama chętnie posługuje się drastycznymi zdjęciami. Atakują plakaty pro life nawet jeśli nie są drastyczne.
– Ale dlaczego zamieszczacie takie zdjęcia?
Mariusz Dzierżawski: Jaka jest strategia zwolenników aborcji? Mówią, aborcja to nic takiego. To jest zlepek komórek, to jest tkanka, a my mówimy, to jest człowiek, którego aborterzy okrutnie zabijają. Na Sądzie Ostateczny będziemy odpowiadać za wszystko, i za to, co zrobiliśmy, ale i czego nie zrobiliśmy. Byli bezbronni, byli masowo mordowani, a myśmy siedzieli na kanapie, piliśmy herbatkę. Nic nie zrobiliśmy. Pan Jezus mówi: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnie uczyniliście. Zostawiliście mnie bezbronnego w rękach katów, nic nie powiedzieliście.
– Ale inną formą walki z aborcją wybrała np. organizacja Pro Life z Krakowa, która deklaruje: „Zawsze sięgamy po przekaz pozytywny, afirmujący życie. Nie pokazujemy drastycznych zdjęć”. Tą drogą poszedł przedsiębiorca Mateusz Kłosek, pomysłodawca i sponsor ogólnopolskiej kampanii billboardowej z dzieckiem w sercu oraz stópkami dziecka w 11. tygodniu od poczęciu. Akcja zorganizowana przez kilka osób wywołała ogromny rezonans w mediach, także tych proaborcyjnych. Wy jesteście obecni tylko w kilku miastach.
Mariusz Dzierżawski: Kampania billboardowa była i jej nie ma. Kosztowała wiele milionów. Jeśli pan chce przez to powiedzieć, że nasze kampanie mają mniejszy zasięg, to dlatego, że my mamy mniejszy budżet.
– Istotą mojego pytania była forma przekazu.
Mariusz Dzierżawski: Myśmy przeanalizowali wcześniej wiele kampanii marketingowych. Pomogli nam przyjaciele z USA. Pokazali nam, że wszystkie kampanie społeczne, które zmieniły nastawienie społeczeństwa do ważnych problemów, opierały się na szokujących zdjęciach, począwszy od kampanii na rzecz delegalizacji handlu niewolnikami w Wielkiej Brytanii na początku XIX wieku. Pokazywano rysunki, jak traktowani są niewolnicy, wywoływały one szok. Po 30 latach handlu zakazano. Tą samą drogą poszła kampania o prawa obywatelskie w USA, w czasach Martina Luthera Kinga. Pokazywali zdjęcia z linczów i też okazała się bardzo skuteczna. W kampanii przeciwko antysemityzmowi pokazywano zdjęcia z Auschwitz. I takie zdjęcia nikomu nie przeszkadzają, dopiero jak się pokaże zdjęcie z aborcją, to przeszkadza
– Bilbordy Kłoska też budziły reakcję, ale malowano tylko na nich napisy, za to wasze furgonetki są niszczone, wasi działacze są bici. Co jest efektywniejsze i co przynosi mniej strat?
Mariusz Dzierżawski: Pierwszą zasadą mediów proaborcyjnych jest zamilczeć na śmierć akcje ruchów pro life, ale kampanii pana Kłoska nie można było przemilczeć, bo była za duża. Nasze akcje też są nagłaśniane przez media, właśnie z powodu ataków na nas i zyskują poparcie społeczne, na szczęście nasze społeczeństwo nie składa się z samych tchórzy. My jesteśmy atakowani, cierpimy z tego powodu, ale o wiele bardziej cierpią mordowane dzieci w zaciszu klinik i gabinetów. Ich krzyku nie słychać, naszym obowiązkiem jest nagłaśniać ich niemy krzyk. Reakcja atakujących nas, niszczących furgonetki, bijących działaczy, pokazuje ich prawdziwe oblicze, agresorów, głoszących miłość i tolerancję. Ale wspomaga ich też policja, w państwie rządzonym przez PiS, która wystawia nam co roku dziesiątki wniosków o ukaranie. Lewacy przychodzą na policję ze skargą na nas, mówią, że czują się zgorszeni, że nasze zdjęcia są obrzydliwe i co policja ma z nami zrobić, a policja kieruje wniosek do sądu, sąd wymierza nam grzywnę. Niektórzy nasi działacze już po 40 razy stawali przed sądem. W większości te sądy, które niby są takie złe, nas uniewinniają, bo te wnioski policji są sprzeczne z logiką. Od czasu do czasu zdarzają się też wyroki skazujące, było ich kilkanaście. My cierpimy po to, żeby dzieci nie cierpiały, widzimy w tym chrześcijański sens cierpienia.
– Kim są osoby, które dokonują przemocy fizycznej wobec działaczy Pro, niszczą pojazdy i bannery? O jednej osobie wiemy, to Margot tzw. „osoba niebinarna”. Czy ponoszą konsekwencje prawne?
Mariusz Dzierżawski: Przeciwko Margotowi został złożony akt oskarżenia i zobaczymy, co z tym sąd zrobi. Ci, którzy nas atakują, to tak naprawdę biedni ludzie, którzy mają duże problemy osobiste i są wykorzystywani przez potężne lobby aborcyjne, fundację Sorosa, przemysł farmaceutyczny. Medialni funkcjonariusze napędzają tę histerię, mieszają w głowie tym nieszczęśnikom. Niemal codziennie dostajemy groźby na FB. Ja żadnej nienawiści do tych ludzi nie odczuwam. Oczywiście trzeba takich ludzi powstrzymać, żeby nie atakowali fizycznie, nie niszczyli, ale to są nieszczęśnicy. Moja znajoma rozmawiała z nimi. To są często ludzie w depresji, mają przeświadczenie, że ich życie jest nic nie warte i lepiej dla nich byłoby, gdyby zostali abortowani, bo oni nie chcieliby żyć, bo bardzo cierpią. Naprawdę źli ludzie kierują potężnym przemysłem aborcyjnym.
– Byłem zszokowany filmem z występami „Aborcyjnego Dream Teamu”, podczas tzw. strajku kobiet. Te kobiety chwaliły się swoją aborcją, opowiadały, jakie to było wspaniałe uczucie i oferowały pomoc przy aborcji, a młode dziewczyny, które tego słuchały, biły im brawo i piszczały z zachwytu.
Mariusz Dzierżawski: To też biedne istoty. Działa groźniejsze lobby, niż te kobiety z Dream Team. Zdemaskował je amerykański dziennikarz śledczy, który zrobił prowokację, nagrał ukrytą kamerą ludzi, którzy dostarczają do ośrodków uniwersyteckich zamówione organy abortowanych dzieci, gałki oczne, wątroby, gonady... Rozmowy z nim odbiorców były rozmowami biznesowymi. Dziennikarz ten, mimo pierwszej poprawki do konstytucji USA, gwarantującej wolność słowa, został skazany. Cóż, mówienie prawdy kosztuje.
– Należy walczyć z grzechem, a nie z grzesznikiem. Czy walcząc z ginekologiem, położnikiem dr Łukaszem Jagielskim, ordynatorem szpitala w Oleśnicy, nie złamaliście tej zasady? Po raz pierwszy z fundacją wygrał w sądzie lekarz za pomawianie go o „zabijanie dzieci”. Fundacja musi zapłacić 15 tys. zł zadośćuczynienia. Lekarz zapowiedział, że przeznaczy je na hospicjum perinatalne. W ustnym uzasadnieniu sąd stwierdził, że nie można bezkarnie epatować makabrycznymi zdjęciami i oskarżać o morderstwo w sytuacji, gdy postępuje się zgodnie z obowiązującym prawem.
Mariusz Dzierżawski: Zostaliśmy skazani z artykułu 212kk. Jest to przepis wielokrotnie krytykowany za ograniczanie wolności słowa. Sąd uznał, że naszym celem było zniesławienie p. Jagielskiego. Naszym celem było i jest ratowanie dzieci. Zabijanie dzieci podejrzanych o chorobę lub wadę genetyczną, było sprzeczne z Konstytucją. W szpitalu w Oleśnicy do 2016 roku nie wykonywano aborcji w ogóle, a odkąd ordynatorem został dr Jagielski, przeprowadzali najwięcej aborcji w regionie. Wyrok jest nieprawomocny, będziemy się od niego odwoływać.
– Co Pana zdaniem jest wyzwaniem dla ruchu pro-life?
Mariusz Dzierżawski: Największym wyzwaniem dla Polski jest fundament etyczny, jeśli naród zabija własne dzieci jest narodem bez przyszłości, to cytat z Jana Pawła II. Nie tylko działacze pro life są odpowiedzialni, każdy jest za to odpowiedzialny, a zwłaszcza każdy patriota.
– Takie pytanie usłyszał Mateusz Kłosek i odpowiedział: „pomoc rodzinie, bo jeśli ona jest silna, to poradzi sobie z różnymi życiowymi trudnościami”. Siostrzenice mojej żony włączyły się, jako wolontariuszki, w pracę fundacji Dwie kreski, pomagania kobietom w ciąży, które z różnych względów chcą dokonać aborcji, by odwieźć ich od tego. Czy nie na takich działaniach powinny skupić się ruchy pro life?
Mariusz Dzierżawski: No cóż, jeśli wolontariusze fundacji Dwie kreski uważają za ważny taki sposób działania, to dobrze, a naszą misją jest stawanie w obronie mordowanych dzieci. Jak towarzysze lewacy mówią, że powinienem zajmować się czym innym, to ja odpowiadam, że właśnie powinienem się zajmować tym czym się zajmuję.
– Ile osób bierze udział w waszych akcjach?
Mariusz Dzierżawski: Na bieżąco setki są zaangażowane, a w przypadku dużych akcji ustawodawczych, przy zbierania podpisów, to tysiące.
– Kim są wolontariusze?
Mariusz Dzierżawski: Najczęściej młodzi ludzie, do których dotarliśmy z naszym przekazem. Przed rozpoczęciem przez nas działalności, angażowali się raczej ludzie starsi i „Wyborcza” pisała 20 lat temu, że ten problem z ruchami pro life rozwiąże upływ czasu, mohery wymrą a młodzież jest za aborcją. Tymczasem zdecydowana większość naszych wolontariuszy to są ludzie młodzi.
– Czy macie stałych donatorów?
Mariusz Dzierżawski: Co miesiąc tysiące ludzi wspiera nas wpłatami i to też jest miara naszej skuteczności. Nie korzystamy z żadnych dotacji rządowych czy zagranicznych, jak lobby aborcyjne. Kupno furgonetki, druk plakatów, naprawa uszkodzonych furgonetek, druk poradników, prowadzenie strony w internecie, to wszystko kosztuje. Zapraszamy na naszą stronę www.stronazycia.pl
– Był pan politykiem, dwukrotnie przewodniczącym rady miejskiej w Konstancinie Jeziornej i w pewnym momencie zrezygnował z kariery, by zająć się walką z aborcją. Co o tym zdecydowało?
Mariusz Dzierżawski: Zdałem sobie w pewnym momencie sprawę, że ważniejsza od bijatyk politycznych jest wojna o kulturę. Dosyć późno się zorientowałem, że ta wojna już od dawna trwa, wojna cywilizacji życia z cywilizacją śmierci. Najpierw zaangażowałem się w walkę przeciwko pornografii i przy tej okazji, zastanawiając się nad przyszłością moich dzieci, nad tym, co jest dla ich wychowania najistotniejsze, dotarło do mnie, że fundamentem każdego społeczeństwa jest prawda.
– Czy Pana dorosłe już dzieci podzielają Pana poglądy w tej sprawie?
Mariusz Dzierżawski: Moje dzieci są dorosłe, jak będą się chciały wypowiedzieć, to się wypowiedzą.
– Muszę to pytanie zadać. Stało się o panu głośno po zawiadomieniu prokuratury na temat eksperymentów z udziałem żywych płodów, które mieli przeprowadzić prof. Wojciech Maksymowicz i dr Tomasz Waśniewski. Prof. Wojciech Maksymowicz zapowiadał w mediach złożenie pozwów za naruszenie jego dobrego imienia. Czy otrzymał Pan taki pozew?
Mariusz Dzierżawski: Od prof. Maksymowicza żadnego pozwu nie dostałem. Natomiast pan dr Waśniewski przysłał mi dziwny list, w którym zapewnia, że jest pobożnym katolikiem, oddanym sprawie życia nienarodzonych działaczem społecznym. W liście była delikatna sugestia, żebym go przeprosił. Nie wiem za co? Myślę, że te pozwy nie wpłyną, bo nie ma żadnych podstaw do ich sformułowania.
– Minęło sporo czasu od zawiadomienia prokuratury. Czy dzisiaj też by pan złożył to zawiadomienie?
Mariusz Dzierżawski: To co mówią publicznie na temat tego zawiadomienia panowie Maksymowicz i Waśniewski raczej utwierdza mnie w przekonaniu, że zawiadomienie było uzasadnione. Ja tylko zawiadamiam prokuraturę, która powinna to sprawdzić. Dziwię się, że tak długo to trwa.
– Poproszę na koniec o pana przesłanie dla naszych czytelników.
Mariusz Dzierżawski: Miarą naszego człowieczeństwa, nas jako ludzi i jako wspólnoty, jest to w jaki sposób traktujemy najsłabszych.
Dziękuję za rozmowę.
Adam Socha
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Skomentuj
Komentuj jako gość