Wojciech Maksymowicz, poseł i były wiceminister nauki, w czasie dyżurów w szpitalu w Olsztynie zajmował się działalnością polityczną – wykrył portal wp.pl TUTAJ. Wirtualna Polska udokumentowała 22 takie przypadki. Szpital potwierdził, że Maksymowicz powinien być we wskazanych przez wp.pl terminach na dyżurze. Poseł uważa z kolei, że to szukanie haków na niego i jego współpracowników. Artykuł w wp.pl może oznaczać, że nastąpił wyłom w mediach ogólnopolskich. Do tej pory media te lansowały prof. Maksymowicza i broniły przed oskarżeniami w sprawie nieetycznych eksperymentów medycznych, gdyż "walił" w rząd PiS.
Na początku listopada 2020 r. Maksymowicz odszedł z hukiem z rządu PiS-u, z funkcji wiceministra nauki. - Złożyłem rezygnację. Przede wszystkim jestem lekarzem, a potem politykiem – mówił z ogniem w oczach na konferencji prasowej. - Ojczyzna jest w potrzebie. Wracam do chorych. I zaapelował do lekarzy oraz pielęgniarek, które pracowały w biurach, żeby wracali do szpitali.
Okazuje się, że to była tylko PR-owska zagrywka, jak w całej jego karierze. Wirtualna Polska sprawdziła godziny dyżurów Maksymowicza w okresie od listopada 2020 r. do sierpnia 2021 r. na dwóch oddziałach Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Olsztynie. 916 godzin dyżurów dziennikarze porównali z aktywnością polityczną medyka.
9 listopada 2020 r. Maksymowicz stawił się na pierwszym dyżurze na oddziale covidowym szpitala w Olsztynie. Według szpitalnej dokumentacji opiekował się chorymi od godz. 8:00 do 13:00. To był początek pracowitego miesiąca.
W sumie 10 dni pracy, w tym jeden dyżur 24-godzinny, łącznie 71 godzin. Do tego jeszcze obowiązki posła. Według grafiku 18 listopada prof. Wojciech Maksymowicz o godz. 8:00 rano zaczął pełnić dyżur 24-godziny na oddziale covidowym.
Ale, jak wynika ze strony Sejmu, tego samego dnia poseł Wojciech Maksymowicz miał pełno zajęć w parlamencie. Wziął udział w 37 z 43 głosowań. (86,05 proc. obecności - jak podaje sejmowa strona). Z powodu pandemii głosowania odbywały się w trybie zdalnym. Zaczęły się o godz. 10:08 od stwierdzenia kworum. Maksymowicz wstrzymał się od głosu. Następnie między 13:57 a 15:17 lekarz pełniący dyżur na oddziale covidowym i poseł w jednej osobie głosował 33 razy. Czyli średnio co 4 minuty. Na koniec dnia wziął udział w jeszcze jednym głosowaniu o godz. 21:06.
15 grudnia podczas kolejnego dyżuru na oddziale covidowym były wiceminister odrywa się na chwilę od pacjentów i między 10:06 a 10:23 bierze udział w trzech głosowaniach. Z kolei 20 stycznia 2021 r. Maksymowicz teoretycznie pełni dyżur od 8:00 do 15:00, ale między 10:09 a 13:14 zagłosuje sześć razy. Podobnych przypadków, gdy podczas dyżuru w szpitalu w Olsztynie Wojciech Maksymowicz bierze udział zdalnie w głosowaniach lub posiedzeniach sejmowej komisji zdrowia, wp.pl naliczyła w 2021 r. osiem: 24 i 25 lutego, 16 marca, 15 i 20 kwietnia oraz 11,12 i 19 maja.
W jedenastu przypadkach dziennikarze wp.pl zdobyli dowody na to, że Wojciecha Maksymowicza w ogóle nie było na oddziale, a jego dyżur - przynajmniej ten wynikający z oficjalnej szpitalnej dokumentacji - był fikcją.
Lekarz był, ale go nie było
18 lutego. Sala 412 w Sejmie. Od godz. 12:00 ma się tu zacząć posiedzenie komisji zdrowia. Na nagraniu widać, jak o godz. 12:11 na salę wchodzi Wojciech Maksymowicz. Na kolejnych ujęciach widać posła siedzącego przy stole, w muszce i ciemnej marynarce. W pewnym momencie zadaje ówczesnemu ministrowi zdrowia Adamowi Niedzielskiemu pytania dotyczące programu szczepień.
Według grafiku kliniki neurochirurgii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Olsztynie Wojciech Maksymowicz pełnił w tym czasie dyżur lekarski. W godz. 8:00 - 13:00 powinien zajmować się chorymi.
8 kwietnia. Wojciech Maksymowicz jest jeszcze członkiem rządzącej koalicji, więc pojawia się na konferencji, którą w Olsztynie nad jeziorem Ukiel organizuje szef jego partii Jarosław Gowin. Towarzyszy im jeszcze inny poseł Porozumienia Michał Wypij oraz Marcin Czyż, wiceprezes Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. Po godz. 12:00 panowie przekonują, że Warmia i Mazury dostaną 200 milionów złotych na łagodzenie skutków pandemii. W tym czasie w godz. 8:00 -13:00 Wojciech Maksymowicz powinien być na dyżurze i zwalczać skutki pandemii.
14 kwietnia. Według grafiku dyżurów Wojciech Maksymowicz powinien być od godz. 8:00 do 14:00 na dyżurze na oddziale dla chorych na COVID-19. Ale tego dnia ma co innego na głowie. Od kilku dni w mediach pojawiają się informacje o nieetycznych eksperymentach medycznych, które miał nadzorować.
Gdy Ministerstwo Zdrowia potwierdza, że bada tę sprawę, poseł Maksymowicz organizuje po godz. 11:00 w Sejmie konferencję prasową, na której ogłasza, że odchodzi z klubu PiS. Wcześniej zdążył jeszcze wziąć udział w trzech głosowaniach. Tego dnia już nie wraca do Olsztyna. Występuje w kolejnych mediach.
20 maja. Po odejściu z klubu PiS Maksymowicz nie pozostaje długo bez przynależności partyjnej. Tego dnia w Sejmie przed godz. 10:00 konferencję organizuje Szymon Hołownia. Nowy nabytek klubu parlamentarnego Polska 2050, Wojciech Maksymowicz, mówi: - PiS forsuje powrót do czysto PRL-owskiego centralizmu. Dobrze pamiętam, jak to wyglądało i nie chciałbym wracać do tamtych czasów.
21 maja Maksymowicz powinien być na dyżurze od godz. 8:00 do 15:00. Nie ma go. Jest w Sejmie. Na zdjęciach z tego dnia widać m.in., jak po godz. 11:00 rozmawia z kończącym właśnie swoją kadencję Rzecznikiem Praw Obywatelskich Adamem Bodnarem. A po godz. 14:00 przemawia z mównicy sejmowej.
15 czerwca. Tego dnia Wojciech Maksymowicz powinien dyżurować od godz. 8:00 do 14:00. Nic z tego. Na nagraniu z posiedzenia sejmowej komisji zdrowia Maksymowicza widać od godz. 8:30. Czyta coś w telefonie. A potem wypowiada się w sprawie wynagrodzeń dla pielęgniarek.
23 czerwca. Tego dnia Wojciech Maksymowicz powinien dyżurować od godziny 8:00 do 14:00. Ale widać go na zdjęciach z Sejmu.O 10:15 wziął udział w pierwszym głosowaniu, a potem o 16:06 pojawił się na posiedzeniu komisji zdrowia.
24 czerwca. Zamiast na dyżurze w godz. 8:00 - 13:00 Maksymowicz pojawia się o 9:16 rano w Sejmie na posiedzeniu komisji zdrowia.
2 lipca. Wojciech Maksymowicz powinien pełnić dyżur od godz. 8:00 do 13:00. Zamiast tego po godz. 12:00 poseł Polski 2050 świętuje kolejne wzmocnienie partii Szymona Hołowni. Z okazji przejścia do ich klubu posła Michała Gramatyki Maksymowicz bierze udział w konferencji i okolicznościowej sesji fotograficznej.
7 lipca. Tego dnia Wojciech Maksymowicz zamiast na dyżurze o godz. 8:00 (do godz. 13:00) w szpitalu, po godz. 9:00 melduje się na obradach komisji zdrowia i posiedzeniu Sejmu. Podczas spotkania komisji zabiera głos, mówi, że odczuwa niesmak, bo w dyskusji między posłami jest za dużo połajanek.
8 lipca. Znowu zamiast dyżuru w godz. 8:00 - 13:00 poseł Wojciech Maksymowicz pojawia się o godz. 11:03 na posiedzeniu komisji zdrowia.
Łącznie na podstawie ogólnodostępnych informacji znaleźliśmy 11 dni, gdy Wojciech Maksymowicz, zamiast leczeniem ludzi w szpitalu, zajmował się polityką. Do tego kolejne 11 dni, gdy w trakcie dyżurów poświęcał czas na zdalne wypełnianie obowiązków posła.
Dodajmy tylko, że według ustaleń Wirtualnej Polski Wojciech Maksymowicz miał najwyższą stawkę za godzinę pracy w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Olsztynie.
Dyrektor szpitala wszystko potwierdza
Wszystkie ustalenia wp.pl potwierdził dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Olsztynie, Radosław Borysiuk.
Wojciech Maksymowicz przesłał wp.pl mailem swoje stanowisko, które redakcja cytuje w całości:
"Oczywiste jest, że w dniach pobytu w Warszawie głównie w czasie obrad Sejmu nie pracowałem w szpitalu. Po prostu w takim tygodniu zajmowałem się chorymi przez 1-2 dni a w następnym tygodniu 4 lub 5 dni. Nie mówiąc o pracy w soboty i niedziele, gdy była taka potrzeba. Miałem umowę na 25 godzin tygodniowo, właśnie sam prosiłem o dwa razy mniejszą ich liczbę niż pełnoetatowo, żeby bez problemu pogodzić obowiązki szpitalne i polityczne. Z nawiązką się z tego wywiązywałem i wywiązuję, nie występując o zapłatę za nadgodziny. Było to podstawą co miesiąc wystawianych rachunków. Ich potwierdzenia dokonywali koordynatorzy klinik, w tym oddziału covidowego w okresie pandemii.
Wewnętrzne szablony sprawozdawcze mają w szpitalu nazwę 'planu harmonogramu' i pewnie dlatego takie właśnie przygotowywali pracownicy administracji szpitala, którym łatwiej było napisać równo tyle samo godzin codziennie. W przypadku, gdy zauważałem nieprawidłowość zapisu, korygowałem to. Po raz kolejny szuka się na mnie i moich współpracowników haków. Z osobami, które rozpowszechniają takie nieprawdziwe informacje, spotkam się w sądzie".
PATOLOGIA SYSTEMU - KOMENTARZ ADAMA SOCHY
Proceder pełnienia fikcyjnych dyżurów przez lekarzy wysoko ustawionych w hierarchii szpitalnej i pobierania za to dużych pieniędzy jest uprawiany w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym od lat. Kilka lat temu w personelu obudziła się nadzieja na zdemaskowanie tego oszustwa, gdy do szpitala wkroczył kontroler NIK-u. Na początku wyglądało, że wie, czego szuka i szedł jak burza. Do momentu, gdy ktoś z rodziny jego szefa zachorował…
Również kontrola NFZ Oddział w Olsztynie spowodowana przez dr Lidię Ukarma, której matka po operacji w Klinice Neurochirurgii USK przez lek. Mariusza Sowę zmarła (na ten temat czytaj TUTAJ), wykryła nieprawidłowości.
Kontrola została przeprowadzona w 2018 roku i objęła okres od 2012 roku, a więc od momentu podpisania przez USK umowy z NFZ na wykonywanie zabiegów wewnątrznaczyniowych wewnątrzczaszkowych, do 2016 roku.
W wystąpieniu pokontrolnym z 5 marca 2018 roku NFZ negatywnie ocenił fakt udzielania przez klinikę zabiegów endowaskularnych. Kontrola wykazała, że USK nie spełniał wymagań do wykonywania takich zabiegów. Takie zabiegi mogą przeprowadzać tylko kliniki spełniające najwyższe standardy, posiadające wysoko kwalifikowaną kadrę doświadczonych lekarzy. NFZ płaci za nie 54 tys zł, są więc opłacalne dla szpitali. Do ich wykonywania szpital musi zadeklarować minimum dwóch dyspozycyjnych lekarzy całodobowo, całotygodniowo. Jako takich USK wskazał dr hab. Anatola Dowżenkę, dr Monikę Barczewską i lek. Mariusza Sowę.
O ich kwalifikacjach miało świadczyć pismo konsultanta krajowego d.s radiologii i diagnostyki obrazowej prof. dr hab. med. Jerzego Waleckiego z Zakładu Radiologii Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego w Warszawie, przedstawione kontrolerom przez p.o. dyrektora USK dr Łukasza Grabarczyka. Kontrolerzy zwrócili uwagę, że pismo było bez znaku, daty, adresata, opatrzone jedynie pieczątką z danymi i nieczytelnym zygzakiem. Pismo wzbudziło ich podejrzenie, więc okazali je prof. Waleckiemu, a ten zaprzeczył, by je podpisał!
Jako że analiza wykazała, że zabiegi endowaskularne na naczyniach mózgowych wykonuje samodzielnie lek Mariusz Sowa (był wykazany jako operator w 30 skontrolowanych dokumentach medycznych pacjentów hospitalizowanych w Klinice Neurochirurgii), kontrolerzy zażądali od niego okazania dokumentów potwierdzających jego kwalifikacje i posiadanie odpowiedniego doświadczenia. Jednak do dnia zakończenia kontroli lekarz takich dokumentów nie okazał.
Wobec tego NFZ 11 stycznia 2018 roku wezwał dyrekcję USK do zaprzestania samodzielnego wykonywania tych zabiegów przez lekarza Mariusza Sowę, do czasu okazania stosownych zaświadczeń, gdyż wykonywanie tych zabiegów przez niego „może stwarzać zagrożenie dla pacjentów”.
Oprócz braku kwalifikacji lek. Sowy, zgłoszeni przez USK do umowy z NFZ dr Barczewska i dr hab. Dowżenko nie spełniali wymogu całodobowej, całotygodniowej dyspozycyjności, gdyż mieszkali w Warszawie, dr Barczewska pracowała w USK od poniedziałku do środy, a w przypadku 77-letniego dr Dowżenki „Oddział NFZ nie może jednoznacznie stwierdzić, czy uczestniczył w zabiegach operacyjnych pełniąc rolę „asysty”, z uwagi na brak potwierdzenia jego udziału przez pielęgniarkę operacyjną w protokole, czy też przez lekarza anestezjologa w karcie znieczulenia”. Dr Dowżenko za „asystę na papierze” dostawał 6 tys zł miesięcznie. Podczas rozpraw sądowych z pozwu pani Lidii na salę musiano go wnosić, nie był już w stanie samodzielnie chodzić, zmarł w 2020 roku.
W wyjaśnieniach dla NFZ p.o. dyrektora USK Łukasz Grabarczyk potwierdził, że zabiegi endowaskularne na naczyniach mózgowych prowadził głównie jeden lekarz, natomiast asystent był poza salą. Prof. Wojciech Maksymowicz był w tym czasie pochłonięty prowadzeniem kampanii wyborczej do Senatu RP (wystartował z poparciem PSL). W dniu operacji Marii Ukarmy otwierał biuro wyborcze w Dywitach.
Kto naprawdę operował?
NFZ negatywnie też ocenił, ze względu na kryterium legalności i rzetelności, rozbieżności w zakresie udokumentowanego składu zespołu operacyjnego. Na podstawie dokumentów nie sposób stwierdzić, kto tak naprawdę brał udział w operacjach? Brak podpisów w dokumentacji operacyjnej dyrektor Grabarczyk tłumaczył udziałem personelu w kilku operacjach pod rząd oraz jego zmęczeniem. To tłumaczenie uznał Fundusz za nie do przyjęcia. „Wątpliwości budzi organizacja pracy w klinice, skoro mimo tak wielkiego zmęczenia ze strony personelu i brak możliwości złożenia podpisu, po odbytym zabiegu, pozwala się ponownie na udział tych osób w kolejnych zabiegach operacyjnych” – czytamy w wystąpieniu pokontrolnym.
Na fakt fałszowania dokumentacji w zabiegach wewnątrznaczyniowych na dużą skalę wskazywał też w swoim zawiadomieniu do Prokuratury Rejonowej w Olsztynie dyrektor USK Andrzej Włodarczyk, mówiąc o wpisywaniu osób asystujących przy zabiegu innych niż w rzeczywistości, a także o wykonywaniu przez lekarzy prywatnych operacji na koszt szpitala. Po tym zawiadomieniu rektor Ryszard Górecki i prorektor ds. Collegium Medicum Wojciech Maksymowicz „rozstali się” z dyr. Włodarczykiem, prokuratura umorzyła postępowanie, a Andrzej Włodarczyk na skutek przeżytego stresu wkrótce po tym zmarł (w 2018 roku).
NFZ negatywnie ocenił też sposób rozliczenia świadczeń podlegających kontroli. Kontroli poddano dokumentacje medyczna 30 pacjentów hospitalizowanych w Klinice Neurochirurgii w okresie 2012-17, w 20 przypadkach udzielone świadczenia zakwalifikowano nieprawidłowo. W konsekwencji NFZ nakazał zwrot ponad 265 tys zł.
Z uwagi na liczbę i wagę nieprawidłowości z zakresu świadczeń w zakresie neurochirurgia-hospitalizacja NFZ nałożył też karę w wysokości 43.567 zł.
NFZ podkreślił, że lekarzem kierującym Kliniką Neurochirurgii, w której świadczeń udzielali lekarze bez wymaganych uprawnień, jest od 1 stycznia 2012 roku prof. Wojciech Maksymowicz i jako taki odpowiadał za organizację i jakość świadczeń udzielanych w tej klinice.
Zapytałem ówczesnego dyrektora USK Radosława Borysiuka (jako anestezjolog znieczulał Marię Ukarmę), m.in. o to, czy ktoś poniósł z tytułu tych nieprawidłowości karę i kto oraz czy zgłosił do prokuratury sprawę podejrzenia sfałszowania zaświadczenia prof. Jerzego Waleckiego? Dyrektor odpowiedział, że nie są to informacje publiczne.
Obecnie o pełnieniu fikcyjnych dyżurów i fikcyjnego przyjmowania pacjentów w Przychodniach USK opinia publiczna dowiedziała tylko dlatego, że pupile prof. Maksymowicza z kliniki neurochirurgii – dr n med Monika Barczewska i prof. UWM i dr n med, Łukasz Grabarczyk rzucili się sobie do gardeł.
Najpierw do władz UWM trafił anonim mówiący o tym, że dr Łukasz Grabarczyk wykazywał od 350 do 418 godzin pracy miesięcznie, pracując jednocześnie jako dyrektor medyczny USK, pełnoetatowy pracownik naukowy na UWM, kierownik kliniki „Budzik”, jako lekarz w Izbie Przyjęć oraz w Klinice Neurochirurgii, pełniąc dyżury na neurochirurgii i na izbie przyjęć, pracując na oddziale Covidowym, przyjmując pacjentów w przychodni specjalistycznej USK i jeszcze znajdując czas na prywatną praktykę?
Zapytany o te godziny przeze mnie w kwietniu dr Grabarczyk nie odpowiedział, natomiast dyrektor USK Radosław Borysiuk odpowiedział, że to nie są informacje publiczne.
Dr Grabarczyk musiał domyślać się, kto mógł rozesłać ten anonim, tzn kto znał jego grafiki i wykazany w nich czas pracy. Grafik dyżurów, w tym tych prof. Wojciecha Maksymowicza i dr Łukasza Grabarczyka był sprawdzany i zatwierdzany przez koordynatorkę kliniki neurochirurgii dr Monikę Barczewską. To najbliższa współpracowniczka Maksymowicza, razem przyszli pracować na UWM z Warszawy. W latach 2004-2020 była wiceprezeską Stowarzyszenia Wspierania Neurochirurgii "Mózg Podstawą". Prezesem był Maksymowicz. Współdziałają przy eksperymentach z tzw komórkami.
28 września br kierownik Kliniki Neurochirurgii dr Monika Barczewska, w której pracują dr Grabarczyk i prof. Maksymowicz, otrzymała takie pismo.
Dr Barczewska odrzuciła te zarzuty i zażądała od dyr. Borysiuka publicznych przeprosin. Zamiast przeprosin 11 października dyr Borysiuk wypowiedział dr Barczewskiej umowę ze skutkiem natychmiastowym, 14 października złożył zawiadomienie do prokuratury i następnego dnia 15 października rektor Jerzy Przyborowski poprosił go o złożenie rezygnacji, co Borysiuk uczynił, a wraz z nim dr Grabarczyk.
Wysłałem pytania do p.o. dyrektora USK Macieja Kamińskiego, który do tej pory był zastępcą dyrektora ds administracyjno-finansowych, czy wiedział o nagminnym fałszowaniu grafików z dyżurami przez wysoko postawionych w hierarchii lekarzami i co z tą wiedzą zrobił. O to samo zapytałem rektora Jerzego Przyborowskiego, jakie kroki podjął, gdy otrzymał anonim o 418 godzinach przepracowanych w lipcu 2021 roku przez dr Grabarczyka (19 godz pracy na dobę)?
Ta patologia w szpitalach ma miejsce w całej Polsce, bo tak został u nas zbudowany system, którego nie zmienił prof. Maksymowicz, ani jako ministrem zdrowia w rządzie Jerzego Buzka, ani jako wiceminister nauki w rządzie Mateusza Morawieckiego. Na Zachodzie lekarz albo pracuje w szpitalu, albo prowadzi prywatna praktykę.
W Polsce, co jakiś czas wyrasta przed URM „namiotowe miasteczko medyków”, rząd dosypuje do chorego systemu kolejne miliardy, a jest coraz gorzej.
Adam Socha
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Skomentuj
Komentuj jako gość