Pytanie może jest zbyt śmiałe a niezbyt precyzyjne, więc należy je doprecyzować. Czy wypada rozmawiać o polityce w towarzystwie? Przy stole? Także świątecznym? W gronie rodzinnym?... Czy jest możliwa spokojna, rzeczowa rozmowa na tematy polityczne w szerszym gronie, a jeżeli tak – czy dobrze ona mówi o dyskutantach? Czy ten temat nie wyklucza większości towarzystwa z rozmowy, bo... (patrz tabelka) ?
Jeżeli pani domu zabroni dyskusji politycznych – to czy ich unikniemy? Przecież wspólne narzekanie na: służbę zdrowia, system emerytalny, współczesną emigrację, niższą stopę życiową niż na Zachodzie czy naganne zachowania polityków – to są oczywiste rozmowy polityczne! A że nie wszyscy potrafią skojarzyć te problemy z wyborami dokonywanymi osobiście (wybory do Sejmu, Senatu, samorządów) – to już inna sprawa. Jakże często słyszymy: "Nie rozumiem co mają do tego (tj. do złej pracy służby zdrowia, do naszych emerytur etc...) wybory na różnych szczeblach?"
I to jest prawda! Przeciętny wyborca nie rozumie tego związku, tej zależności!
Wiele "dobrych" porad, które można przeczytać tu i ówdzie na portalach internetowych, odradza rozmów o polityce. I tak np.: "Gentleman (?) nie rozmawia o polityce i religii." "Człowiek kulturalny (?) nie obnosi się ze swoimi poglądami w kwestiach politycznych, wyznaniowych, czy światopoglądowych". "Pod żadnym pozorem nie wolno poruszać tematów stricte politycznych. Szczególnie jeśli rodzina podzielona jest na „zwolenników” różnych ugrupowań. Taka niewinna rozmowa o ludziach polityki, o ich (i naszych) poglądach może doprowadzić do niezłej katastrofy. Kłótnia, niestety, jest nieunikniona.
Młodzi są posądzani o „brak rozumu i brak doświadczenia życiowego”, a starsi o „zacofanie”. "U nas w Polsce spotkanie towarzyskie, imieniny, urodziny są często powodem do debat politycznych. Jeszcze przez pierwszą godzinę lub dwie każdy powstrzymuje się przed takim tematem, a potem, gdy atmosfera się rozluźnia, on się pojawia. To bardzo niestosowne. My, jako gospodarze, powinniśmy wcześniej uprzedzać na przykład teściów, by nie podejmowali tematów politycznych, bo mogą doprowadzić do kłótni."
Dodajmy jeszcze które tematy (oprócz polityki, religii i chorób) są zakazane przez "Ciocię Dobra Rada", otóż są to: choroby, pieniądze, moralność, kwestie światopoglądowe, ale... za to nasza "Ciotunia" uważa, że... plotkowanie jest właściwie nieuniknione.
Jaki procent Polaków nie wie:
21 % - że w ogóle płacą podatki
79 % - nie wie ile płaci podatków
33 % - że płacą na program 500+
58 % - że płacą podatek VAT
54 % - co to jest debet
56 % - jaka jest średnia płaca
47 % - co to płaca netto i brutto
60 % - nic o systemie ubezpieczeń społecznych
89 % - co to jest "podatek Belki"
50 % - co pisze w rozkładzie jazdy
80 % - kto jest właścicielem szpitali
44 % - jakie mamy partie
70 % - co to jest "komunizm"
I nie ma co udawać – temat polityki zawsze będzie przewijał się w naszych domach. I słusznie. Lepiej się spierać, niż chować głowę w piasek i pozostawać obojętnym na polityczne starcia. Tylko zajmijmy się tym w cywilizowany sposób! Niestety, konstruktywna dyskusja nie jest wszystkim bliska i dlatego trzeba bardzo uważać.
W podobnym, rozsądnym tonie wypowiadał się Kardynał Nycz: - "Są rzeczy, przed którymi nie uciekniemy. Pewnie będą rozmowy o polityce - nie da się uniknąć tematów, które są wokół nas przez cały rok". Zachęcał jednak, by rozmowy o polityce były prawdziwym dialogiem, czyli także słuchaniem drugiej strony. Przestrzegał, by 'nie przeważyły w tym wszystkim emocje i nie przeradzało się to w kłótnie'.
Polacy:
40 % - nie rozumie prognozy pogody
25 % - nie potrafi odczytać wykresów
53 % - nie przeczytali żadnej książki
42 % - nie rozumieją tego co czytają
54 % - wierzy w przesądy
20 % - nie rozumie instrukcji obsługi urządzeń
48 % - nie wie jak znaleźć informację w sieci
66 % - nie wie co oznacza skrót GMO
23 % - nie uznaje teorii ewolucji
Ale... jak tu rozmawiać o polityce - szczególnie o sprawach gospodarczych - kiedy rodacy bardzo niewiele o tym wiedzą (tabelka). Kiedy w kilkuosobowym gronie pada temat polityczny (bo który temat nie jest polityczny?), najpewniej połączony jest z deklaracją nienawiści do jednej z opcji politycznych. Bo właśnie na tyle stać nas w rozmowach towarzyskich w temacie polityki. Wiemy kogo nie lubić (ignorować, kpić, lekceważyć), bo "nasza" telewizja i "nasza" gazeta nam wytłumaczyły. I wiemy kogo akceptować (chwalić, doceniać), a przynajmniej tylko zagłosować na "naszych", żeby "tamci" nie wygrali.
Merytorycznych rozmów nie ma, bo... nie potrzeba. Nasze zainteresowania polityką to najczęściej eksponowanie swoich emocji, a nie przedstawianie faktów i argumentów. Ha! przy emocjach - argumenty są niepotrzebne! Nasze przekonania polityczne wyrażamy w natężeniu emocji, tj. podniesionym głosem, gniewną miną, epitetem nie tylko pod adresem przeciwnego ugrupowania politycznego czy polityka (najczęściej!), ale także pod adresem zwolennika tego ugrupowania, np. "jak możesz ich chwalić? za co? no, chyba głupi jesteś!".
Można powiedzieć, że przy próbie rozmów na tematy polityczne wyłączamy rozum i inteligencję, a włączamy emocje, które zastępują nam argumenty i fakty, których najczęściej nie znamy.
Trochę szkoda, bo takie szersze grono to okazja, by dowiedzieć się czegoś więcej o mechanizmach władzy, gospodarki czy demokracji... Przecież na codzień najczęściej nie mamy czasu na tego rodzaju tematy, a przy stole może znaleźć się ktoś, kto merytorycznie potrafi naświetlić omawiane problemy. Może przydarzyć się nam były lub aktualny radny, poseł, działacz, wykładowca, dziennikarz, etc... Warto go wykorzystać. Intelektualnie.
Ale do tego trzeba mieć jeszcze odpowiednie instrumentarium (aparat pojęciowy) czyli znać przynajmniej minimum kilka faktów jak te wymienione w tabelce, które mogą być przydatne. A wtedy może się udać nam dyskusja. Prawdziwa dyskusja.
Bo czymże jest dyskusja? To jeden ze sposobów wymiany poglądów na określony temat poparty argumentami. Jest jedną z form zapobiegania konfliktom a także jedną z form uczenia się. Bez zacietrzewienia, z postawieniem tezy i próby jej bronienia?
Trudne? Trudne!
Najtrudniejsze w dyskusji jest przyznanie racji interlokutorowi.
Przecież to nie honor, pomimo oczywistych faktów... Ambicja każe "iść w zaparte", bo jakże można przeciwnikowi przyznać rację? Tyle, że przy prawdziwej dyskusji można się wiele nauczyć... Na tym polegały metody nauki w starożytnych greckich akademiach (Sokrates)... na dyskusjach pomiędzy mistrzem a uczniami (ówczesnymi studentami?). Stąd tak słynne stały się szkoły "filozofów greckich"? Natomiast starożytny Rzym, faktyczny twórca m. in. prawa cywilnego (systemy prawne ogromnej większości państw świata zakotwiczone są w tamtym systemie prawnym) - rozwinął retorykę. Istotą retoryki stanowiło przekonywanie słuchacza(-y), nazywane między innymi perswazją, nakłanianiem czy oczarowaniem itp. Według Kwintyliana najczęściej retorykę określano jako "moc przekonywania".
A nauki w żydowskich chederach czyli szkołach elementarnych? Chłopcy już nawet od pięciu lat (a czasami mniej) pobierali nauki przebywając większość dnia pod opieką mełameda – ichniego nauczyciela - i gdzie szkolili się nieprzerwanie aż do czasu, kiedy stali się pełnoletni wobec prawa tj. pierwszego dnia po 13-tych urodzinach. Jedną z metod nauki – szczególnie starszych chłopców – był ciągły dialog z ich świętymi księgami. Taki dialog, oprócz utrwalania treści ksiąg, rozwijał umiejętność dyskusji.
Dyskusja prowadzona według żelaznych reguł (przykazań) znanych już od bardzo dawna, może dawać wiele satysfakcji. Reguły te warto znać i - jak się uda - stosować je w praktyce. Oto one:
1. Nie będziesz atakował osoby, ale tezę. (ad personam)
2. Nie będziesz przeinaczał lub wyolbrzymiał tezy dyskutanta, aby ułatwić sobie dyskusję. (sofizmat rozszerzenia)
3. Nie będziesz wyciągał wniosków ze zbyt małej ilości danych, (pośpieszna generalizacja)
4. Nie będziesz przyjmował za przesłankę tego, co ma być dopiero udowodnione. (petitio principii)
5. Nie będziesz twierdził, że skoro coś wydarzyło się w przeszłości, to musi być przyczyną. (post hoc)
6. Nie będziesz postrzegał zjawisk tylko w ich skrajnych przypadkach. (dychotomia myślenia)
7. Nie będziesz argumentował wykorzystując fakt niewiedzy innych. (ad ignorantiam)
8. Nie będziesz nakładał ciężaru dowodu na tego, który kwestionuje postawioną tezę. (onus probandi)
9. Nie będziesz twierdził, że jedno zdanie wynika z drugiego, choć taki związek nie zachodzi, (non sequitur)
10. Nie będziesz twierdził, że skoro teza jest powszechnie przyjęta, to musi być prawdziwa, (ad populum)
=.=
Polacy
====
38 % deklaruje, że NIE interesuje się polityką
45 % twierdzi, że polityka interesuje ich "średnio"
Z przedstawionych tabelek wynika, że merytoryczna rozmowa o polityce generalnie przeciętnego wyborcy nie interesuje. Jemu wystarczają emocje wykreowane najczęściej przez "jego" media. I chociaż polityka go nie interesuje - do urn wyborczych chodzi. Ba, do pójścia by zagłosować w wyborach zmusza się go po prostu. Psychicznie! Bo jak nazwać inaczej to, że "pójście na wybory to twój obywatelski obowiązek!". Nic to, że się nie zna... Nic to, że go to nie interesuje... Ma iść i już! Już my ci podpowiemy na kogo głosować... Ty tylko idź... Bo "twój głos jest bardzo ważny" mimo, że się nie znasz. A jeżeli już pójdziesz – to nie możesz go "zmarnować!". Nie możesz przecież głosować na byle kogo, na jakieś maleńkie, nic nie znaczące partyjki, które i tak nie wygrają wyborów. Jeżeli nie chcesz zmarnować swego 'cennego głosu' – masz głosować na partię, której słupki są najwyższe... Partię, którą sondaże lokują ją najwyżej... Pamiętaj: najwyżej! I... I znakomita większość przeciętnych wyborców tak robi. "Zagłosowałem na tych, co wygrali wybory, a więc mój głos nie jest zmarnowany, to znaczy, że zagłosowałem mądrze!" W ostateczności "przeciętny" zagłosuje na tych typowanych w sondażach na miejsce drugie. W ostateczności! Ale przecież "mądrze"...
Poseł niezrzeszony Jacek Wilk twierdzi: "Osobiście uważam na odwrót. Skoro i tak wiemy, że ci najwięksi się dostaną - to głos na te partie jest głosem zmarnowanym. Dajmy szansę tym, którzy mogą się dostać a mają mniejszą szansę!" Czyż nie jest to warte przemyślenia? I zastosowania?
Nieprawdą jest to, że: "wszyscy na polityce się znają!" i nie ma sensu o niej rozmawiać. Jest właśnie wprost przeciwnie.Na podstawie materiałów i obrazów podsuwanych przez sztaby pijarowców (PR – public relations) wyrabiamy zdanie tylko o politykach, bo programami partii przeciętny wyborca nie jest w żadnym stopniu zainteresowany. Celem pijarowców jest dbałość o dobry wizerunek, akceptację i życzliwość wobec działań danej osoby. Uczą więc polityków np. jak trzymać ręce, jakim tonem wypowiadać się, jak się ubierać, jak się czesać i... i to działa! To trafia do "przeciętnego". Przekonuje "przeciętnego". I bardzo często – to wystarcza. Stąd rodzą się 'nowoczesne' pomysły, by obniżać wiek wyborców – do 17-tu czy 16-tu lat... Takimi niedoświadczonymi wyborcami jest bardzo łatwo manipulować. A czyż nie bardziej rozsądny byłby przeciwny postulat, by tę granicę wieku przesunąć na 25 czy nawet na 30 lat, kiedy można już mówić o jako takim doświadczeniu życiowym, a nawet politycznym?
Jest jeden wyjątek od kłopotów związanych z dyskusjami politycznymi i plotkowaniem.
Dobrze, kiedy podczas takich spotkań znajdzie się "dusza towarzystwa", która zabawia innych anegdotkami, facecjami, historyjkami (zmyślonymi albo i prawdziwymi) czy innymi dowcipami, którymi sypie jak z rękawa. Dobrze też, jeżeli nie wjeżdża na politykę. A jeżeli jeszcze do tego gładko przejdzie do stałych tematów (czytaj niżej) – taka "dusza" jest nieoceniona.
Jeżeli w rozmowie towarzyskiej zabiera się głos - dla dobrego samopoczucia mówiącego musi to być temat, na którym on dobrze się zna, którego jest pewien i gdzie on sam jest autorytetem, np. co lubi jeść; co mu dolega; co mu się podoba a czego nie lubi; gdzie (przed)wczoraj był, co robił i o czym (lub o kim) rozmawiał. Tutaj nikt mówiącemu nie zarzuci, że coś nie wie lub wymyśla – bo on sam jest twórcą i sprawozdawcą tych informacji. Natomiast wejście na tematy wymagające znajomości obiektywnych faktów (patrz tabelki!) jest niebezpieczne i grozi nadepnięciem na minę...
Pochwała plotki
Gdy nie mówisz o zjawiskach
tylko jedziesz po nazwiskach -
wtedy jest to plotkowanie,
mocium pani, mocium panie...
Trzeba sobie jasno powiedzieć, że nieco poważniejsze dyskusje towarzyskie przegrywają z innymi stałymi tematami spotkań. Przede wszystkim – króluje plotka. Plotka integruje, umacnia więzy społeczne, łączy bardziej niż jakiekolwiek inne tematy...
Bo cóż może być bardziej ciekawego niż to, że np. "Karina Siwak boi się odgłosu zakładania ubrań na wieszak", "Edyta Dolniak pokazała się w worku na ziemniaki", czy „Katarzyna Płuck jest w ciąży”?
Ale... co to jest plotka? Definicji jest kilka, lecz najpiękniejsza jaką kiedykolwiek słyszałem mówi, że: "Kiedy ja mówię o kimś – to jest informacja, natomiast jeżeli ktoś o mnie mówi za moimi plecami – o, to już jest plotka!". Niektórzy plotką określają powtarzanie kłamstw o innych osobach, tylko, że... kłamstwo to kłamstwo, ktoś taki to kłamca – nie plotkarz.
Nauki społeczne także zajmują się zjawiskiem jakim jest plotka (a jakże!) i mają wypracowanych kilka definicji, np. że jest to aktywność przyjemna sama w sobie, gadanie dla samego gadania czy też negatywne, złośliwe, płytkie obmawianie nieobecnych osób.
Najpopularniejsze ujęcia zjawiska traktują je jako wymianę oceniających informacji o nieobecnej osobie, lub precyzyjniej jako proces wymiany informacji o nieobecnych osobach o zabarwieniu oceniającym, między bliskimi sobie osobami. Najciekawsze są jednak badania wykazujące, że 70-80% prywatnych konwersacji poświęconych jest wyłącznie plotkowaniu. Jak to możliwe? Okazuje się, że plotkowanie ma działanie dobroczynne, umacnia więzi społeczne, tworzy atmosferę zrozumienia i zgody i łączy bardziej niż jakiekolwiek inne tematy.
Plotka początkowo nie miała złej prasy. Angielskie słowo „gossip”, czyli plotka, wywodzi się ze staroangielskiego „godsibb” – co można przetłumaczyć jako: opiekun – oznaczającego niegdyś przyjaciela rodziny. – Plotkowanie tak naprawdę oznacza więc rozmowę z przyjaciółmi. I tak jest do dziś. Przecież nadal, gdy spotykamy się z przyjaciółmi, zazwyczaj plotkujemy – mówił kilka lat temu w wywiadzie prof. Robin Dunbar, antropolog ewolucyjny z University of Oxford.
Plotkowanie porównywane jest do iskania wśród pawianów i innych naczelnych. Iskanie miało za zadanie nawiązywanie i podtrzymywanie relacji społecznych wśród stada. Zapewne praczłowiek, który jeszcze posiadał w miarę gęste owłosienie, angażował się w czynność iskania. Natomiast kiedy zaczął tracić owłosienie, musiał coś zrobić z tak arcyważną czynnością jak iskanie, potrzebną w cementowaniu życia społecznego wśród członków stada. Przejście od pomruków, monosylab do rozmów i do najciekawszych spraw, czyli plotek było tylko kwestią czasu. Mechanizm budowania bliskich społecznych relacji z innymi i zawieranie przyjaźni został przeniesiony w inne, bardziej „ludzkie” rejony.
W dorosłym życiu już nie wyobrażamy sobie życia bez plotek. Lubimy opowiadać sobie historie innych ludzi – zarówno te sprawdzone, jak i całkowicie wyssane z palca. Gdyby nie było to dla nas ważne, nie tracilibyśmy na to tyle czasu – stwierdza dr Emler.
Wymieniony prof. Dunbar przyznaje, że często (podsłuchuje) przysłuchuje się rozmowom toczonym w kawiarni czy restauracji. Uważa, że tylko spotkania służbowe, kiedy ludzie słabo się znają i przychodzą załatwić konkretną sprawę, są praktycznie pozbawione plotek. W innych sytuacjach rozmowa błyskawicznie schodzi na obgadywanie osób, które znamy, i na wydarzenia z ich życia.
W tytule padło pytanie na które należałoby odpowiedzieć.
Przy tak potężnym nacisku na to, żeby plotkować – czy jest sens próbowania przekierowywania rozmów na tematy polityczne, czy chociażby zwracanie uwagi, że typowe polskie narzekanie – to też zajmowanie się polityką?
Moim zdaniem warto spróbować dyskusji o polityce. W rodzinnym gronie czy trochę większym. Nawet przy stole świątecznym. Ale oczywiście – należy bacznie obserwować rozmówców. Jeżeli u któregoś zaczyna pokazywać się piana na ustach z tego powodu – lepiej przestać i zgrabnie przejść do plotek. Dla świętego spokoju...
Marian ZDANKOWSKI
zadeklarowany wróg plotki
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
https://superbiz.se.pl/wiadomosci/60-procent-polakow-nie-wie-jak-dziala-zus-aa-Xqfy-rRJC-LsKH.html
https://wiadomosci.onet.pl/kraj/ponad-polowa-polakow-nie-wie-ze-placi-podatki-na-500-plus/81qkrrt
https://wolnosc24.pl/2017/03/23/rece-opadaja-polacy-nie-wiedza-ze-placa-podatki-zobacz-o-czym-wiekszosc-naszych-rodakow-nie-ma-pojecia-raport-zpp/
https://nczas.com/2017/12/28/ci-ludzie-decyduja-o-wyniku-wyborow-poziom-niekompetencji-poraza-nie-zgadniecie-jak-wielu-ludzi-nie-rozumie-rozkladow-jazdy-ulotek-i-recept/
https://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-polowa-polakow-nie-rozumie-co-czyta,nId,229936
http://www.nto.pl/wiadomosci/opolskie/art/4452107,nie-rozumiemy-informacji-instrukcji-ulotek-kwitnie-analfabetyzm-wtorny,id,t.html
http://wyborcza.pl/1,76842,14745332,Narod_do_korepetycji__Slabo_czytamy_ze_zrozumieniem_.html
https://www.zielonyogrodek.pl/66-procent-polakow-nie-wie-co-oznacza-termin-gmo
https://www.rp.pl/artykul/1037377-Polacy-nie-wiedza-kto-rzadzi-szpitalami-i-placi-za-leczenie.html
https://www.facebook.com/51712213900/photos/a.10151038606383901.447148.51712213900/10154874963258901/?type=3&theater
Skomentuj
Komentuj jako gość