Kampania wyborcza w pełni. Wybory to nagły doping dla gospodarki, bo przecież zarabiają zakłady poligraficzne na druku ulotek i plakatów, graficy, którzy je przygotowują, a także ich roznosiciele. Do tego dochodzą płatne audycje wyborcze w radiu i telewizji i płatne ogłoszenia prasowe.
Pracownie tzw. badań opinii publicznej nareszcie okazują się niezmiernie potrzebne w propagandowej wojnie, bo przeważnie dostarczają takie wyniki badań, jakie oczekuje zleceniodawca. Ale tak na poważnie. Tegoroczne wybory parlamentarne określą, jaką drogą podąży nasze państwo. Czy drogą rozwoju, a przede wszystkim pewnej równości społecznej, dowartościowania prostego obywatela, czy też drogą pogardy dla ludzi pracy, biednych i odrzuconych, a preferowanie cwaniaków żerujących na państwowych funduszach.
Trzeba jasno stwierdzić, że wybory to fundamentalny krok, jaki zrobimy w naszym państwie, Uważam, że dwie największe afery, które tolerował rząd PO-PSL, czyli aferę Vatowską, przez które państwo zostało okradane przez lata na wiele miliardów złotych (dane mówią nawet o 200 mld), a potem aferę Amber Gold, gdzie już nie okradano państwo, ale normalnych obywateli, najlepiej świadczy o predylekcjach do rządzenia przez tzw. Koalicję Obywatelską oraz PSL, do którego teraz przytulił się Paweł Kukiz. Ale on popierał PO, śpiewał na ich konwencjach, potem popierał Bronisława Komorowskiego, teraz zakochał się w PSL.
Przypominam, że za czasów rządów PO-PSL doszło do likwidacji wielu szkół i posterunków policji, podwyższenie wieku emerytalnego dla kobiet aż o 7 lat (to dzieło ówczesnego ministra Włodzimierza Kosiniaka-Kamysza), to obniżenie zasiłku pogrzebowego, to przywłaszczenie przez państwo funduszy emerytalnych składanych na OFE. To także prywatyzacja, czyli często sprzedawanie państwowych zakładów produkcyjnych i firm za bezcen obcemu kapitałowi.
A co teraz zapowiada Grzegorz Schetyna? Faktycznie kontynuowanie tego programu, czyli dalsze likwidowanie państwowych instytucji czyli deregulacja państwa. Zapowiadał likwidację urzędów wojewódzkich, kuratoriów oświaty, Centralnego Biura Antykorupcyjnego i Instytutu Pamięci Narodowej. Gdyby nie kuratoria oświaty tegoroczne egzaminy maturalne i gimnazjalne nie odbyłyby się z powodu strajku nauczycieli, którzy chcieli obalić ten rząd. Do tego dochodzi koncepcja decentralizacji państwa, czyli tworzenie tzw. Polski samorządowej, czyli faktycznie rozbicie dzielnicowe, które znów wprowadzi rozdźwięk między obszarami zindustrializowanymi, a tzw. Polską B czy nawet C. To kolejny proces zapowiadany wykluczenia już nie tylko ludzi z podziału dóbr narodowych, ale i całych regionów. A jeden z prominentnych polityków PO wygadał się mimo chodem, że gdy dojdą do władzy, to trzeba zakończyć prywatyzację, bo przecież nie wszystko jeszcze zostało oddane obcemu kapitałowi.
Grzegorz Schetyna nawet nie pamięta programu, który niby sam stworzył, bo przecież dla tej partii program faktycznie nie ma znaczenia. Mogą obiecywać wszystko, a potem i tak zrobią swoje. Wszyscy powinni pamiętać, jak Donald Tusk zapowiadał, że od razu zwolni każdego ministra, który będzie chciał podwyższać podatki, a potem jako premier czynił to sam wielokrotnie. Schetyna już nawet nie tłumaczy się ze swoich kłamstw. Zapowiadał, że wystartuje do parlamentu z Warszawy, a na Wrocław wysłał zdumioną Małgorzatę Kidawę-Błońską, która już zapowiedziała, że na półtora miesiąca przenosi się do Wrocławia, aby prowadzić kampanie wyborczą. I nagle zmiana decyzji. Nawet działacze PO oniemieli, gdy Schetyna zapowiedział, że ta pani jest kandydatem KO na premiera i wystartuje w wyborach w Warszawie.
To taka zabawa w piaskownicy. Schetyna dobrze wie, że Kidawa-Błońska nigdy premierem nie zostanie. Ileż to było takich, którzy ogłaszali się premierami. Czy ktoś pamięta hasło wyborcze PO: prezydent z Gdańska, premier z Krakowa, czyli Donald Tusk i Jan M. Rokita. I przegrali wybory. Nigdy Tusk nie został prezydentem Polski i nie zostanie, a Rokita premierem RP. Premierem ogłaszał się Ryszard Petru i nawet Robert Biedroń. Czy ktoś o tym pamięta? Schetyna liczy na krótką ludzka pamięć i wie co robi. Kłamie perfidnie, aby dopiec Jarosławowi Kaczyńskiemu i PiS-owi. Powiedział: Lech Kaczyński, kiedy był prezydentem Rzeczypospolitej projekt ustawy przez nas zgłoszony sankcjonował, wspierał, podpisał, realizował, a był to projekt rozdziału prokuratury od Ministerstwa Sprawiedliwości. A jak było naprawdę? Lech Kaczyński jako prezydent RP zawetował tę ustawę więc wróciła do sejmu, gdzie głosami trzech klubów: PO, PSL i SLD prezydenckie veto zostało odrzucone.
Ostatnie wybory do europarlamentu ujawniły jedno: wyborcy PiS-u nie wstydzą się otwarcie mówić o politycznych preferencjach. Przez lata PO i zaprzyjaźnione tej partii media, czyli „Gazeta Wyborcza” i TVN 24 przedstawiały elektorat PiS jako ludzi mało wykształconych, wręcz motłoch, do którego przynależności należy się wstydzić. Jak wykazały badania sondażowe w trakcie eurowyborów, które potwierdziły się potem w oficjalnych wynikach, ludzie już nie ukrywają przed ankieterami, że głosowali na PiS. Mimo to, politycy PO i jej zaprzyjaźnieni dziennikarze dalej obdzierają z godności elektorat PiS. Czynią to z taką pogardą, że przekracza to normy cywilizowanej dyskusji. Kandydatka KO na senatora, pisarka Maria Nurowska o elektoracie PiS napisała: Oni mają ryje i to wszystko elektorat PiS. PS. I ich baby. Nie lepsze. Czy trzeba się dziwić, że nawet KOD-owcy nie potrafili zebrać 2 tys. podpisów na kandydatkę do senatu, która chciała startować z Podkarpacia?
Pogarda i odczłowieczenie politycznego przeciwnika to niestety forma kampanii wyborczej prowadzonej przez PO. Publiczna pochwała Klaudii Jachiry przez Schetynę i wystawienie jej na listach KO do sejmu najlepiej świadczy o polityce kadrowej PO. Przecież to hejterka najbardziej obrażająca ludzi wierzących oraz oczywiście polityków i wyborców PiS-u sugerująca, że Jarosław Kaczyński był konfidentem SB, że PiS popiera antysemityzm i homofobię. Zresztą, PiS to wszystkie grzechy świata. Występy na filmikach tej pani zdradzają, że przeżywa ona niezdiagnozowane stany emocjonalne i chce nimi zarazić inne osoby.
Schetyna zapowiedział, że politycy PO przestaną bojkotować telewizję publiczną. Kiedyś uznali, że oglądają ją wyborcy PiS-u, więc motłoch i szumowiny, a oni korzystać będą wyłącznie z mediów adresowanych do ludzi inteligentnych. Tylko po co politycy PO mają pojawić się w publicznej telewizji, wyjawił Marek Migalski, wylansowany onegdaj przez PiS, a dziś zagorzały jego przeciwnik. Napisał, że politycy PO mają być w telewizji publicznej po to, aby napluć na dziennikarzy. I powiedział to kandydat do parlamentu z list KO chwalący się naukowym tytułem. I to jest poziom dyskusji i zachowań polityków PO. Napluć na kogoś, to ich cel. Taka pogarda w stosunku do dziennikarzy, którzy tylko wykonują swój zawód, w normalnym państwie byłaby takim blamażem, że taki polityk od razu zakończyłby swoją karierę.
Politycy PO nadal nie zrozumieli jednego: Polacy się różnią politycznie, ale jednego nie cierpią: gdy ktoś się wywyższa, pogardza innymi i donosi na swój kraj zagranicznym agendom. Wystąpienie Bartosza Arłukowicza, świeżego europarlamentarzysty, donoszącego na Polskę na wrześniowej sesji Parlamentu Europejskiego wyborcy powinni zapamiętać. PO nie mogąc wygrać wyborów na demokratycznych zasadach szuka zagranicznych wpływów mających osłabiać obecny rząd, a faktycznie Polskę. Michał Boni przegrany w eurowyborach szczerze przyznał, że zagraniczni politycy są zdumieni, że nagle Polacy głosują nie tak, jak oni sobie życzą. Było tak dobrze, a teraz Polacy nie chcą być sługami Niemiec czy Francji. Ale eurodeputowani PO dalej zadbają o interesy naszych sąsiadów, a nie Polski, bo przecież tak nienawiedzaną PiS-u, że gotowi są współpracować z przeciwnikami naszego kraju.
Do Arłukowicza dołączyła Sylwia Spurek, osoba tak odlotowa, że dziwić się można, że w latach 2015-2019 była zastępcą rzecznika praw obywatelskich. Ale reprezentuje Wiosnę Roberta Biedronia, którego pierwszą inicjatywą w PE było pisanie listów, aby europarlamentarzyści nie głosowali na Polaków z PiS jako kandydatów na stanowiska unijne. Takie rzeczy, że przedstawiciel jakiegoś kraju otwarcie występuje, aby nie przyznawać stanowisk unijnych dla rodaków zdarzyło się po raz pierwszy. Biedroń jest z siebie dumny. Arłukowicz pewnie też. Schetyna znów go pochwali.
Wybór na szefa kampanii wyborczej Koalicji Obywatelskiej Krzysztofa Brejzy, znanego z mało dyplomatycznych wypowiedzi pod adresem rządu, zapowiadał, że wszelkie chwyty w kampanii wyborczej PO przeciwko PiS zostaną zastosowane. I tak się dzieje. Oto poseł KO Grzegorz Furgo (wcześniej Nowoczesna) upowszechnił przeróbkę goebbelsowego plakatu. Oryginał głosił: Złe duchy ponad Twym domem! Pracuj z Niemcami, a zostaniesz uratowany Złymi duchami byli: Józef Stalin, Winston Churchill i Franklin Roosevelt, a nad nimi postać Żyda. Co zrobił poseł KO? Zamienił twarze. Jest tam Jarosław Kaczyński, Zbigniew Ziobro i Mateusz Morawiecki, a miejsce Żyda zajął Antoni Macierewicz. Poseł zmienił napis na plakacie na Złe duchy nad Twoim domem. Wspieraj UE, a zostaniesz uratowany. Metody hitlerowskiej propagandy wykorzystuje się przeciwko rządowi i PiS-owi, a promuje Unię Europejską. I jakoś żadnego protestu przeciwko tej formie propagandy nie odnalazłem ze strony polityków tzw. opozycji totalnej i zaprzyjaźnionych z nimi dziennikarzami. Ale przecież wezwanie Grzegorza Schetyna do strząśnięcia pisowskiej szarańczy wpisuje się w nurt (a wręcz go wyznacza) odczłowieczenia politycznych przeciwników, co tak ochoczo czyniła hitlerowska propaganda, a potem komunistyczna. Politycy PO biorą z nich wzory. I to czasem, jak wskazuje działalność posła Frugo dosłowne.
Można podziwiać prowadzoną kampanię wyborczą przez PiS. Żadnych polemik z PO. Przedstawianie tylko pozytywnego programu. Mówienie, co zrobiliśmy w tej kadencji, jak wywiązaliśmy się z wyborczych obietnic i co zrobimy w następnej kadencji. Te cysterny były przesadą i chyba niepotrzebne. Zniszczyły wyborczą narrację. Schetyna promuje KOD-owców, hejterów i osoby mało zrównoważone psychicznie niszczy publiczny dialog i kulturę polityczną. Coraz więcej osób chyba to zauważa, że promuje polityczne chuligaństwo i zachowuje się jak lwowski zakapior. To może jest i dobre w kierowaniu partią karierowiczów i bezideowców, ale szkodliwe w przełożeniu na kulturę polityczną państwa.
Tylko czy nawet po przegranych przez KO wyborach, gdyby Grzegorz Schetyna został odsunięty od kierowania partią, jego miejsce nie zajmie jeszcze większy cwaniak typu Brejza czy Sławomir Nitras, który podczas tzw. ciamajdanu rewidował osobiste papiery Jarosława Kaczyńskiego? Schetyna w swoich kłamstwach jest przewidywalny, to znaczy nigdy nie należy do końca mu wierzyć, bo zawsze będzie chciał wyjść na swoje. O honorze, prawdzie, obietnicach, danym słowom, można zapomnieć. Ale następca może być jeszcze gorszy.
Jan Rosłan
Skomentuj
Komentuj jako gość