Koniec uroczystości 77. rocznicy spalenia żydów jedwabieńskich. Delegacje jadą do kolejnych miejscowości, do Radziłowa, Szczuczyna, Bzur, by i tam oddać hołd pomordowanym Żydom. Mirosław Tryczyk pyta, czy pojadę z nimi? „Nie – odpowiadam. - Muszę iść do Jedwabnego, napisać brakujący rozdział mojej książki”.
Zaczynam od proboszcza. Przed frontem kościoła św. Jakuba gablota z napisem: „MUSICIE OD SIEBIE WYMAGAĆ, NAWET GDYBY INNI OD WAS NIE WYMAGAJĄ” Za kościołem robi na mnie wrażenie widok okazałego pałacyku (poniżej na zdjęciu).
Drzwi domu parafialnego otwiera mi młodziutki ksiądz Marcin. Tłumaczy, że jest tu na zastępstwie przez miesiąc. Proboszcz wyjechał. Ks. Marcin coś tam słyszał, o tym co wydarzyło się w Jedwabnem, ale niewiele, pochodzi spod Ostrołęki. „- Nie mogę żadnego stanowiska zająć, nie znam społeczności” - mówi. Żegnam księdza i ruszam do Urzędu Miasta. O drogę pytam mijaną kobietę a przy okazji, dlaczego nie było nikogo z Jedwabnego na uroczystości?
„- Mówi pan, że nikogo nie było? - dziwi się. - Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Ja tu mieszkam od 46 lat. A jak pan to odbiera?”
- Ja to bym chciał, żeby to się stało miejsce pojednania.
Kobieta: „- Wie pan, że to przykre, że nikogo nie było... Pan ma takie dobre intencje o pozytywnym charakterze. Zaskoczył mnie pan, bo powinien ktoś reprezentować. Okres wakacji swoją drogą, ale urząd gminy pracuje”.
W drodze do urzędu przy rynku czytam tablicę z historią Jedwabnego: „2 września 1939r. Miasto zajęły wojska niemieckie, jednak ostatecznie Jedwabne zostało zaanektowane przez Związek Radziecki. 22 czerwca 1941 roku Jedwabne zostało zajęte przez Niemców. Po reformie rolnej w roku 1944...”. To wszystko o okresie 1939-1945.
Burmistrz: „Najpierw trzeba zrobić ekshumację...”
Na szczęście zastałem w urzędzie burmistrza. Michał Chajewski z zawodu jest lekarzem weterynarii, na studiach poznał żonę z Jedwabnego. Razem prowadzili lecznicę zwierząt w Jedwabnem. Pierwszy raz został burmistrzem w 2001 roku po nagłej rezygnacji Krzysztofa Godlewskiego.
- Przyjechałem na miejsce pogromu… - zaczynam rozmowę, po przedstawieniu się.
Burmistrz Michał Chajewski (przerywa mi): Nie pogromu. Pogrom to brzmi, jakby to zrobili mieszkańcy. Chyba ekshumacja powinna być podstawą stwierdzenia, co to było. Bez tego budowanie czegokolwiek będzie budowaniem na gruncie fałszywym.
- Pierwszy raz w życiu przyjechałem do Jedwabnego w lipcu 1981 roku, w czasie I Solidarności, 37 lat temu
Burmistrz Michał Chajewski: Ja też pierwszy raz wtedy w Jedwabnem się pojawiłem.
- Wówczas rozmawiałem z wieloma mieszkańcami Jedwabnego, zbierałem materiały do książki „Jedwabne życie” , w rozmowach wypłynęła sprawa tej zbrodni. Nic wcześniej nie wiedziałem o przeszłości tego miasteczka.
M.Ch: Bo nie dotarł pan w miejsce gdzie stał obelisk.
- Dotarłem, było napisane na głazie, że to „Miejsce kaźni ludności żydowskiej. Gestapo i żandarmeria hitlerowska spaliła żywcem 1600 osób 10.VII.1941”.
M.Ch: Bo to zrobili hitlerowcy.
- Ale mieszkańcy wówczas rozmawiając ze mną, sami, spontanicznie mówili, że udział w tej zbrodni wzięła też grupa mieszkańców Jedwabnego i okolicznych wsi.
M.Ch: Ja też temu nie zaprzeczam. Tylko musimy znać realia czasowe, w jakich to zostało usytuowane. Dlaczego Polacy nie zrobili tego przed 1939 rokiem a mieliby to zrobić w czasie okupacji przy obecności niemieckich jednostek przygotowanych i wyspecjalizowanych do mordowania Żydów? Kiedy Niemcy czyścili zaplecze frontu, to wtedy zginęło – zastrzelonych - 50 młodych Żydów, którzy nieśli pomnik Lenina na tragach?
- Dlaczego dzisiaj w uroczystości nie wzięła udziału oficjalna delegacja miasta Jedwabne?
M.Ch: Mogła brać udział, 2-3 lata temu spotkałem się z przedstawicielami strony żydowskiej, z którymi można było o tym rozmawiać, bo są tacy, którzy nie chcą o tym rozmawiać. Zaproponowałem organizowanie spotkań, wymianę młodzieży polskiej, niemieckiej i żydowskiej. Nie odczułem chęci kontynuacji tego tematu po drugiej stronie. To był jeden z rabinów i działacze gminy żydowskiej z Warszawy, którzy próbują tą sprawę wyjaśnić. Idą w tym kierunku, że żadne przepisy pochówkowe, żydowskie nie zabraniają ponownej ekshumacji, wręcz przeciwnie. Jest katalog określonych przypadków, które mówią, że można a nawet należy wyjąć ciała z przypadkowego miejsca pochówku i szczątki przenieść w godne miejsce.
- W tym punkcie zgadzam się z panem. Nawet wcześniej podpisałem petycję do władz Polski o dokończenie ekshumacji. Także Gross twierdzi, że ekshumacja jest konieczna.
M.Ch: Zapraszam pana na sobotę 15 lipca, odbędzie się kolejna inscenizacja „Zbrodnia i kara 1941-45” w ramach Dni Jedwabnego. Tytuł inscenizacji, jam wymyślił, nie chwaląc się.
- Co to będzie?
M.Ch.: Inscenizacja wydarzenia historycznego opisanego przez śp. prof. Tomasza Strzembosza w książce "Antysowiecka partyzantka i konspiracja nad Biebrzą X 1939 – VI 1941" . Jest tam opis zamachu na lejtnanta Wasilija Szewielewa, zastępcę komendanta rejonowego NKWD. Był to kat Podlasia, człowiek okrutny, przekonany, że jest absolutnym panem życia i śmierci. Profesor napisał, że dla tych terenów akcja ta miała większe znaczenie dla postawy moralnej miejscowej ludności niż zamach na Kutscherę w Warszawie. W momencie największego triumfu dwu totalitaryzmów tu dokonuje się egzekucja na bolszewickim oprawcy. Antysowiecką partyzantkę powołali dwaj księża, w tym proboszcz parafii w Jedwabnem ks. Ryszard Szumowski (po rozbiciu oddziału wywieziony przez NKWD i zamordowany). Rok temu oglądaliśmy inscenizację akcji z 23 października 1945 roku kiedy jeden z żołnierzy niezłomnych Michał Bierzyński „Sęp” na czele oddziału Narodowego Zjednoczenia Wojskowego rozbił pod Jedwabnem grupę operacyjną NKWD, zadając wrogowi ciężkie straty (6 zabitych, 6 rannych i 3 wziętych do niewoli i rozstrzelanych), nie tracąc przy tym ani jednego żołnierza, wcześniej zdobył w Jedwabnem posterunek NKWD. A ten pana temat jest mocno wyeksploatowany. Co tu jeszcze można napisać na temat wydarzeń 1941 roku? Zarówno w prawo i lewo w wykonaniu różnej maści dziennikarzy ten temat został już we wszystkich kierunkach opisany.
- Załóżmy, że dojdzie do ekshumacji spalonych ofiar. Na pewno zostanie zweryfikowana ich liczba.
M.Ch.: Nie między 160 a 1600 tylko konkretnie 160 a nie 340, jak IPN sobie życzył. Ta liczba 1600 skądś się wzięła. Było 160, ale ktoś się pomylił - przy wykonywaniu napisu w kamieniu.
- Jak pan wieczorem obejrzy telewizyjne programy informacyjne o dzisiejszej uroczystości, to przekaz będzie taki: widocznie mieszkańcy Jedwabnego czują się winni i dlatego nie przyszli, by oddać hołd ofiarom.
M.Ch.: Jeżeli się kogoś beszta, brzydko traktuje a tak byli mieszkańcy traktowani w 2001 roku przez dziennikarzy, którzy zadawali prowokacyjne i okrutne pytania, to taki mamy efekt. Dziennikarze przekupywali drobnych pijaczków, którzy za piwo gadali głupoty. Twierdzili, że byli świadkami a ich nie było na świecie w tym czasie i oni dawali świadectwo. Dlaczego ci wszyscy z Jedwabnego, którzy wzięli udział w opisywaniu tych wydarzeń wyjechali do Stanów? Godlewski, Dziedzic...
- Poznałem pana Godlewskiego w latach 80, jako młodego i uczciwego człowieka. Ucieszyłem się, gdy przeczytałem, że został pierwszym burmistrzem wolnego Jedwabnego, po 1989 roku.
M.Ch.: Ta jego kadencja to była porażka. Przez niego blisko połowa wsi nie jest nadal zwodociągowana. Burmistrzem w takiej gminie musi być gospodarz a nie polityk.
- Był pierwszym i jak dotąd jedynym burmistrzem Jedwabnego, który zorganizował obchody rocznicy mordu na Żydach, za co został zmuszony przez lokalną społeczność do dymisji i wyjechał do USA. Zastąpił go wówczas pan. Wyobraźmy sobie, że jest pan tam dzisiaj z kwiatami i mówi w imieniu mieszkańców „nie jesteśmy mordercami, wyrażamy hołd ofiarom”.
M.Ch.: Czy pan to pytanie zadał mojemu poprzednikowi Krzysztofowi Moenke?
- Nie mogłem, bo jestem w Jedwabnem pierwszy raz od 1985 roku.
M.Ch.: Ja dzisiaj miałem przed panem kilka rozmów z dziennikarzami. Dlaczego nie był nagabywany burmistrz Moenke, którego ojciec – mówią - brał w tym udział, mieszkał na zapleczu posterunku żandarmerii, o czym sam mi powiedział. - Ponoć - podpisał volkslistę (nie widziałem tego, ale książka Czesława Brodzickiego mówi o tym).
- Pójdzie obraz z dzisiejszych uroczystości w cały świat, że znów nie było mieszkańców Jedwabnego.
M.Ch.: Taki obraz idzie od 15 lat
- A nie można by tego przerwać?
M.Ch.: Czy panu ktoś jakąś misję dał, żeby przyjechać i mnie namawiać?
- Sam sobie taką misję wybrałem. Wziąłem dzień urlopu, nikt mnie tu nie delegował. Przyjechałem na własny koszt.
M.Ch.: Myślałem, że ktoś panu zlecił, bo nagle po 17 latach od 2001 roku, od postawienia pomnika, pan przyjeżdża i z taką szczerością namawia, żeby tam pójść?! Zauważył pan tam dzisiaj mieszkańców Jedwabnego?
- Nie wiem. Nikt oficjalnie nie powiedział „jestem z Jedwabnego”, po tym jak ambasador Izraela pani Azari oraz przewodniczący Związku Gmin Żydowski Lesław Piszewski wyrazili żal, że nie ma nikogo z mieszkańców.
M.Ch.: I to ma być wykładnia dla nas, dla Polaków? Pani ambasador już się popisała w Polsce. Robi się z Polaków antysemitów w świecie. Gwarantuję panu, że pojawienie się tam przedstawicieli społeczeństwa Jedwabnego zostanie odczytane jako akt ekspiacji z powodu tego, że mordowali i dziś przyszli przepraszać.
- Nie mogli by tak odebrać, gdyby burmistrz złożył kwiaty i powiedział przed kamerami, że przyszedł złożyć hołd ofiarom w imieniu mieszkańców. Po prostu ludzki, chrześcijański gest.
M.Ch.: Chrześcijański gest to była taki, że modliliśmy się nie raz za te ofiary. To jest chrześcijański gest, pomodlić się za ofiary.
- Tam dzisiaj się modlono za ofiary, był rabin, pastor, przedstawiciel Episkopatu prosił, by pomodlić się i za tych, którzy mają krew na rękach.
M.Ch.: Za tych, którzy mają kłamstwo na ustach, też powinni się modlić.
- Ale większa zbrodnia to zabicie człowieka.
M.Ch.: A zrzucanie odpowiedzialności? Pan tkwi w rdzeniu tego przekazu jaki się tutaj tłoczy przez TVN i inne takie.
- Panie burmistrzu, pan zapytał, dlaczego dzisiaj przyjechałem?
M.Ch.: Bo jest rok wyborczy (rozmowa odbyła się na kilka miesięcy przed jesiennymi wyborami samorządowymi – przypis A.Socha).
- Nie, to moja osobista intencja. Mam wyrzuty sumienia, że zbierając na początku lat 80. materiał do książki o Jedwabnem...
M.Ch.: I napisał pan tam stek bzdur, które dzisiaj budzą zażenowanie!
- Mój wyrzut sumienia polega na tym, że wówczas nie napisałem o zbrodni.
M.Ch.: I oddał pan temat Grossowi.
- Wówczas, gdy tu byłem w Jedwabnem nikt na świecie nie słyszał o tej strasznej zbrodni ani o Grossie.
M.Ch.: Ani o Wąsoszu, ani o Radziłowie - gdzie komando gestapo Schapera z Ciechanowa i Birknera z Białegostoku organizowały mordy Żydów.
- Tak, o tych pogromach nikt na świecie nie słyszał. Tak się moje życie potoczyło, że z Łomży musiałem się w 1985 roku przeprowadzić do Olsztyna i już nie miałem możliwości, by dogłębnie zbadać ten temat. Gdybym wówczas miał tę możliwość, to wierzę, że ta książka byłaby uczciwa, bo wówczas ludzie ze mną szczerze rozmawiali. Świadkowie tej zbrodni, którzy wówczas byli dziećmi, nastolatkami opowiadali mi straszne rzeczy. Jedna pani, którą matka zamknęła w domu widziała przez okno, jak po bruku kilku młodych mężczyzn kopie głowę dziewczynki.
M.Ch.: Co pan za głupoty opowiada, niech pan nie odpowiada takich bzdur! A skąd ta główka dziecka miała się wziąć?!
- Czy ta pani mnie okłamywała? Po co by miała zmyślać tak straszny obraz, który ją przez całe życie prześladuje?
M.Ch.: Niech pan się zastanowi, nawet w opisach oficjalnych nie ma takich rzeczy. Żydzi pielili plac, gdzie dzisiaj jest centrum miasta, tam ludziom głowy obcinali? Tam było 50 młodych Żydów, kazali im nieść na tragach pomnik Lenina do stodoły a za nimi pognali tłum. Główka dziecka… To tak jakby pan dzisiaj wskazał na nas i powiedział, że kopaliśmy główkę dziecka. Jak pan może takie rzeczy opowiadać?!
- Za zbrodnię odpowiada konkretny człowiek lub państwo i jego funkcjonariusze. Nie może być odpowiedzialności zbiorowej, nie odpowiada za Jedwabne naród czy państwo, bo państwa polskiego nie było, tylko konkretny Kowalski, Wiśniewski. Nie rozumiem tej fałszywej solidarności mieszkańców z mordercami?
M.Ch.: Ja myślałem, że my tu rozmawiamy w sposób szczery i inteligentny, ale jeśli o takich rzeczach mówimy, to kosmos, to jest mało. Fachowcy już to opisali, Gross wziął i pozbierał fakty z 500 pogromów albo w ogóle je wydumał i przypisał mieszkańcom Jedwabnego. Czytał pan książkę „O Jedwabne, Jedwabne...” Tadeusza Mocarskiego? On tu żyje w Janczewie za Jedwabnem, niech pan zajedzie do niego. Opisuje śmierć swojego wuja Bronisława Ramotowskiego, wykształconego, znającego kilka języków. Niemcy chcieli, żeby on namówił grupę Polaków do udziału w mordowaniu Żydów, on odmówił i Niemcy go zastrzelili. To jest inna historia niż historia Grossa, dlatego tak reaguję na pana słowa, mimo że nie byłem związany, ani ja, ani rodzice z Jedwabnem.
- Znam Tadeusza Mocarskiego z lat 80-tych, ale nie wiedziałem, że napisał o tej zbrodni książkę.
M.Ch.: - Jego książka został wydana w 2016 roku, pomagałem w jej promocji.
- To dlaczego nie upamiętnicie takiej postaci jak Bronisław Ramotowski, czy jak małżeństwo chrześcijan Wyrzykowskich, którzy z pobudek religijnych, z głębokiej wiary, przez 26 miesięcy przechowali 7 Żydów ocalałych z rzezi w Jedwabnem, mimo że ci przyszli do nich bez grosza przy duszy. Wielokrotnie Niemcy robili rewizje w ich gospodarstwie szukając Żydów. Niemcy bili ich, mimo to nie wydali Żydów i wyrzucili ich. Dzisiaj na uroczystości 77. rocznicy był Icchak Levin urodzony w Wiźnie, przyjechał z wnuczkami z Izraela. Powiedział, że były dwie stodoły, w jednej spalono Żydów, w drugiej ocalono Żydów. Jego rodzinę ocaliła rodzina Dobkowskich z Zanklewa pod Wizną. Trzeba tych ludzi upamiętniać, na nich budować.
M.Ch.: Jak było spotkania z IPN-em z ludźmi, którzy coś mogą powiedzieć na ten temat, to w sali na 200 osób, było tylko 30-40 uczestników, i to tylko dlatego, że ja ich zorganizowałem. Ma pan odpowiedź, co powinni mieszkańcy zrobić 10 lipca. Nie być tam absolutnie. Mają dość tych kłamstw wyrzucanych z każdej strony.
- Na 3 dni przez zbrodnią w Jedwabnem spalono Żydów w stodole w pobliskim Radziłowie. Nikt tego nie kwestionuje.
M.Ch.: Ale nikt nie upychał do stodółki o wymiarach tych dwóch pokoi 1600 ludzi! A takie bzdury nawypisywał Gross.
- Tak podano na pomniku postawionym w Jedwabnem po wojnie. Gross tylko to powtórzył. Niestety, nie weryfikował.
M.Ch.: Ja tu postawiłem pomnik Sybiraków i prokuratura na mnie dochodzenie robiła. Zezwolenie na wybudowanie pomnika wpłynęło dopiero miesiąc po tym, jak biskup Stefanek poświęcił. Wzywano mnie do Wydziału Spraw Obywatelskich Urzędu Wojewódzkiego w Białymstoku w sprawie pomnika: „Czy pan wie, czym ryzykuje? Pan bez pozwolenia pomnik buduje”. Z samej gminy Jedwabne setki mieszkańców pojechało na „białe niedźwiedzie”. W tej książce Mocarskiego jest to opisane, warto wiedzieć skąd bierze się nienawiść, gdy ojciec i mąż wraca się z więzienia NKWD, bo bolszewicy uciekając przed Niemcami nie zdążyli więźniów w Łomży rozstrzelać, i zastaje splądrowany, pusty dom a żona i dzieci wywiezione na Sybir. Niech pan przeczyta książkę dr Ewy Kurek. Radio Wnet miało z autorką wywiad w Jedwabnem.
- Poznałem osobiście, czytałem książki pani doktor, nie ze wszystkim się zgadzam jeśli chodzi o opis zagłady Żydów warszawskich. Chciałbym podsumować naszą rozmowę. Pan jest przekonany, że pana obecność pod pomnikiem ofiar byłaby odebrana jako przyznanie, że winni są mieszkańcy?
M.Ch.: Ja jestem naturalizowanym jedwabniakiem, pochodzę z Siedlec, moja żona jest z Jedwabnego, ale ci którzy tu żyją od wieków uznaliby moją obecność za nieuprawnioną, tak jak przeprosiny Kwaśniewskiego. Najpierw trzeba zrobić ekshumację, zbadać szczątki, określić ilość, ustalić przyczynę śmierci, sposób zamordowania, bo mówimy o znalezionych tam pociskach, o materiale łatwopalnym użytym do podpalenie stodoły. Mówiło się, że wewnątrz stodoły zginęła polska dziewczynka wepchnięta razem, ale nie chciałbym wchodzić w detale, do czego nie jestem uprawniony. Moim zdaniem, jak jest zbrodnia to wchodzi ekipa techniczna i bada okoliczności a nie od razu wchodzi sędzia i krzyczy, to on zamordował!, bez badania dowodów zbrodni. W jakim świecie byśmy żyli, gdyby na takiej podstawie ferowano wyroki?!
- Jeśli ekshumacja zostanie przeprowadzona i końcowy raport stwierdzi, że w mordzie brała udział grupa mieszkańców Jedwabnego i okolic, czy wtedy weźmie pan udział w uroczystości?
M.Ch.: Ja widzę inny scenariusz. Jak zostanie do końca wyjaśniona ta tragedia, nikt tu nie przyjedzie 10 lipca. A dlaczego nie żądają udziału Niemców z przeprosinami? Czy szczątkowy udział Polaków ma się stać nagle wskazaniem na naród polski? A gdzie jest naród niemiecki? Gdzie jest armia niemiecka? Niech przepraszają ci, którzy brali w tym udział. Przez proces kilka osób się przewinęło, których skazano. Resztę uniewinniono, bo zeznania UB wymuszała biciem. Niektórzy się posuwają do takich stwierdzeń, że Holocaust w znacznej części był rękoma Żydów. Widzimy w filmach żydowskich policjantów bijących pałkami, prowadzących do transportu. Wie pan, kto czytał w Jedwabnem wyrok śmierci Żydom? Od księdza Orłowskiego otrzymałem informację, że w mundurze kapitana gestapo Żyd Macholl z Suwałk (*). Moja babcia, rocznik 1898, proponowała przechowanie Żydówki, koleżanki mojej mamy, wszyscy wiedzieli gdzie ich wywożą. „Nie, tak nasi rabini kazali” - powiedziała jej matka, za rączkę córkę i na bocznicę kolejową. „To był pochód żywych trupów”, tak wspominała moja babcia i mama przed śmiercią.
- Ja nie mówię o przepraszaniu, mówię o oddaniu hołdu ofiarom.
M.Ch. Już powiedziałem, po ekshumacji ja tam będę 10 lipca, ale nie będzie strony żydowskiej, niemieckiej, będę tam sam. Jestem o tym święcie przekonany.
Burmistrz podarował mi ksero przygotowanego do druku wydawnictwa „Sto lat niepodległości Polski w podlaskich gminach. Odnośnie okresu okupacji w gminie Jedwabne napisano: „Zdradliwa okupacja sowiecka niosła ze sobą masowe deportacje ludności do Kazachstanu i na Syberię oraz okupacja niemiecka, której zbrodnicze piętno odczuwamy także w dzisiejszych czasach. Zmiana opresanta i zdarzenia frontowe oraz działania represyjne następujące bezpośrednio po nich w lipcu 1941 roku do dnia dzisiejszego budzą ogromne emocje społeczne”.
„A dlaczego mają przychodzić?”
Burmistrz wychodzi ze mną z urzędu, by pokazać mi pomnik, który postawił w rynku, na wprost kościoła. Dwie wysokie, pionowe metalowe belki, jedna, wyższa to krzyż. W poprzek belek cztery „deski” z wyskrobanymi krzyżykami i napisami: na najwyższej „Syberia”, niżej „Kazachstan”, jeszcze niżej – tylko krzyżyki bez napisu i na samym dole na poziomie placu, jakby wyryte na desce nazwy miejscowości „Pawłodor”, „Irtysz”. Obok, na kamieniu napisy na trzech metalowych tablicach. Pierwsza: „PAMIĘCI ZESŁAŃCÓW, ZMARŁYCH Z GŁODU I ZIMNA, POMORDOWANYCH W ŁAGRACH SYBERII I KAZACHSTANU”. Druga: „WDZIĘCZNI ZA CUD OCALENIA SYBIRACY I PATRIOCI POLSCY JEDWABNEGO. 2002 ROK”, i trzecia: „KU PAMIĘCI ZMARŁYM, KU PRZESTRODZE ŻYWYM”.
Burmistrz jest zaskoczony widokiem flagi narodowej na maszcie przy pomniku opuszczonej do połowy. Przy pomocy przechodnia wciąga flagę na szczyt.
Pokazuje na piętrowy budynek przy rynku, w którym mieści się apteka oraz kancelaria adwokacka. „To kancelaria mojej córki„- objaśnia. - TW tym budynku mieścił się najpierw posterunek NKWD a później żandarmerii niemieckiej”.
Idziemy w kierunku na Wiznę, na wysokości restauracji „Parkowa” pokazuje trójkąt zieleni. „Tu stał pomnik Lenina” - mówi (ten, który 10 lipca 1941 roku kazano rozbić grupie młodych Żydów i zanieść na cmentarz, gdzie następnie zginęli – przypis A. Socha).
Dochodzimy do Zespołu Szkół, przed którym stoi wysoki krzyż z ukrzyżowanym Jezusem, ocieniony okazałym klonem. Krzyż stał tu również w lipcu 1981 roku, gdy pierwszy raz pojawiłem się w Jedwabnem. Burmistrz mówi, że w tym roku nikt się nie zgłosił do Liceum Ogólnokształcącego i będzie ono wygaszane. „Skoro sami nauczyciele posyłali swoje dzieci do liceum w Łomży i mówili „a czego oni się tutaj nauczą?” - komentuje burmistrz.
Historia zatoczyła koło. Moje spotkanie z Jedwabnem w lipcu 1981 roku zaczęło się właśnie od Liceum, w którym uczniowie płacili za cenzurki i matury. Pytam o jednego z głównych bohaterów mojej książki, nauczyciela historii Jerzego R. To od niego dowiedziałem się pierwszy raz o spaleniu przez mieszkańców swoich sąsiadów – Żydów. Chciał mi „sprzedać” materiały na ten temat, w zamian za to, że nie napiszę, jak się prowadzi w szkole, jako nauczyciel. Odmówiłem.
„-Zapił się na śmierć” - informuje burmistrz. Jego siostra jest dyrektorką Szkoły Podstawowej im. A. Mickiewicza. Żegnam się z burmistrzem i kieruję do szkoły. „Pani dyrektor jest na zwolnieniu lekarskim – informuje sekretarka. - a zastępczyni na urlopie”. Idę wobec tego do Zespołu Szkół przechodząc obok imponującej sali gimnastycznej. Wówczas w roku 1983 napisałem reportaż o tym, że zbierano na jej budowę pieniądze od rodziców. Sala nie powstała a z pieniędzy się nie rozliczono. Po latach powstała.
Publiczne Gimnazjum im. Papieża Jana Pawła II. Na korytarzu każdym kroku sentencje, portrety, zdjęcia nawiązujące do świętego. Rysunek JPII i napis „Bądźcie świadkami miłosierdzia”. Portret Papieża na sztaludze malarskiej, obok wazony z kwiatami. Na ścianie kilkanaście obrazów Matki Bożej namalowanych przez uczniów. Nad gablotami ze sztandarem szkoły z wizerunkiem Papieża, napis: „JEŚLI MIŁOŚĆ DO CIEBIE – TO BEZGRANICZNA, JEŚLI PAMIĘĆ O TOBIE TO NA ZAWSZE…”. Akt ślubowania: „Ślubujemy czerpać wzory z postawy naszego Patrona. Kierować się we wzajemnych relacjach miłością do drugiego człowieka, szacunkiem i wzajemnym zrozumieniem”. Dużo też gablot ze zdjęciami z uroczystości patriotycznych. Na próżno szukam jakiejkolwiek wzmianki o tragedii Żydów.
Dyrektora Zespołu Szkół Gimnazjalnych i Ponadgimnazjalnych Zbigniewa Prószyńskiego też nie zastałem. Jest służbowo w Łomży.
Młoda sekretarz Zespołu Urszula Filipkowska pochodzi z okolic Jedwabnego. Opowiadam o swoim pobycie w Jedwabnem na początku lat 80., o napisanej książce „Jedwabne życie”. Nie słyszała.
- Dlaczego nikt z mieszkańców nie uczestniczył w uroczystości? – pytam.
- Wie pan, to godziny pracy, większość ludzi jest w pracy – wyjaśnia.
- A jaka jest pani ocena?
- Jestem w pracy, nie mam prawa prowadzić rozmów, ewentualnie z dyrektorem.
- A czy w szkole, po książce Grossa, są prowadzone z uczniami rozmowy na ten temat?
- Nie jestem osobą upoważnioną, teraz jest ochrona danych osobowych.
Proszę panią sekretarz o połączenie z dyrektorem Zespołu. Odbiera. Przedstawiam się jako autor książki. Pytam o nieobecność mieszkańców na uroczystości.
„- Już kiedyś się wypowiadałem na ten temat, jest taka atmosfera sztucznie wywoływana, podsycana, nie chcę zaogniać sytuacji, zwłaszcza przed wyborami samorządowymi – tłumaczy. - Proszę przyjechać po wyborach”.
Idę do miejskiej biblioteki. Pytam pani w średnim wieku, czy może jest książka „Jedwabne życie”?
„Aaa, to taka stara książka, ale nie ma takiej”– odpowiada pani bibliotekarka. - A książka Grossa „Sąsiedzi”? „Też nie ma”. A Anny Bikont „My, z Jedwabnego”? „Nie ma”.
- Dlaczego mieszkańcy nie uczestniczą w uroczystości? - pytam na koniec.
- Jesteśmy w pracy. Nie mogłam pójść.
- A gdyby miała pani wolne?
- Trudno powiedzieć.
Nagabuję spotkanych po drodze na rynek grupę uczniów, którzy zdali do V klasy. Nic nie wiedzą o tragedii. „A wiecie, że jest pomnik poświęcony spalonym Żydom?”
„- Uhm – potakuje jeden z chłopców. - Na lekcji historii u nas trochę mówiono, ale już nie pamiętam co”. Również napotkane licealistki, które zdały do II klasy nic nie słyszały. Nie było o tym na lekcji historii.
Napotkani dorośli mieszkańcy odpowiadają z reguły, że są spoza Jedwabnego, też nic nie wiedzą o tragedii. Dopiero mężczyzna po 40., wyglądający na robotnika zaczyna rozmowę:
- A dlaczego mają przychodzić pod pomnik? - pyta zaskoczony moim pytaniem. - Nie przychodzą, bo historia jest zakłamana. Przecież Żydzi się okazali zdrajcami, współpracowali z NKWD. To tak samo można pomnik niemiecki, hitlerowski postawić i pytać, „dlaczego Polacy nie przychodzą?”. Żydzi się okazali zdrajcami. - powtarza dobitnie. - Dlaczego się nie mówi o tysiącach Polaków, których wywieziono z ich inicjatywy na Syberię i poginęli? Widzi pan ten pomnik – pokazuje na rynek. - Na samej górze napis Syberia, niżej Kazachstan, a na najniższej tablicy puste miejsce. Rozumie pan dlaczego? To taka aluzja. Bo część mieszkańców nie wiadomo gdzie wywieźli, do dzisiaj tego nie wiemy. Żydzi są zdrajcami narodu polskiemu. Jest pomnik niemiecki z I wojny światowej za cmentarzem, dlaczego tam Polacy kwiatów nie składają?
„O Jedwabne, Jedwabne...”
W drodze powrotnej z Jedwabnego zatrzymuję się w Jednaczewie, by odnaleźć Tadeusza Mocarskiego. Poznaliśmy się w latach 80. podczas mojej pracy w tygodniku „Kontakty” w Łomży. Miał w nim stały felieton. Reporter, autor kilku tomików poezji, pracował w Ludowej Spółdzielni Wydawniczej, w dziale poezji. Odnajduję stary parterowy, murowany dom zarosły trawą jego rodziców. Wnętrze ubogie, ze sprzętami jeszcze z PRL-u. W kuchni zastaję Tadeusza, długie siwe włosy i broda. Wygląda jak prorok. Właśnie kończy gotowanie obiadu. Żyje sam. Na emeryturze powrócił z Warszawy na ojcowiznę. Poznał mnie od razu.
- Adaś, jak dobrze trafiłeś, zjesz coś? Robię potrawkę z kurczaka. Wyjmij pomidora, zrób sałatkę, a ja ziemniaki ugotuję - Tadeuszowi trzęsą się ręce. Parkinson.
- Burmistrz mnie do Ciebie przysłał, po książkę – tłumaczę. - A wiesz dlaczego ja dzisiaj do Jedwabnego przyjechałem?
- Nie wiem?
- Bo 10 lipca dzisiaj.
- Aaa, rocznica.
- Pani ambasador Izraela wyrażała żal, że nikt nie przychodzi z Jedwabnego na uroczystość. Dlaczego nie przychodzą, Tadeusz?
- Bo nie zgadzają się z ogólną koncepcją, ustaleniami IPN-u. Bo IPN poszedł po linii Grossa. Będziemy sami na siebie podpisywać wyrok? Moja książka jest takim protestem.
- Próbowałem burmistrza przekonać, że dla wizerunku Polski byłoby bardzo dobrze, gdyby złożył wieniec w imieniu mieszkańców, w hołdzie ofiarom. Taki obraz poszedłby w cały świat.
-Ale on się boi, zaraz mieszkańcy, by go szykanowali.
- Wymowa tej nieobecności jest taka: nie przychodzą, bo czują się winni.
- Ja jestem poza. Ja przez patriotyzm lokalny się tym zająłem i napisałem książkę. Najpierw było jedno wydanie, potem sam zgłosił się sponsor, dopisałem rozdziały i wydał. Masz tu, przeczytaj i będziesz wiedział wszystko jak to wyglądało.
W książka napisanej w formie eseju literackiego Tadeusz dowodzi, nie przedstawiając dowodów czy dokumentów, że: „Polacy nie tknęli żadnego Żyda nawet palcem. Nie wpychali ich do stodoły, nie popędzali krzykiem. To była robota Niemców. Podpalenie także”. Zdaniem Mocarskiego głównym sprawcą zbrodni był Karol Bardoń, Ślązak pochodzący spod Cieszyna, żołnierz austracki w I wojnie światowej, zegarmistrz i mechanik, który w latach 30. przybył na Podlasie (Mcarski twierdzi, że był niemieckim szpiegiem). Miał 8 dzieci. W okresie okupacji sowieckiej był deputowanym do Rady Miejskiej w Jedwabnem i kierownikiem warsztatu mechanicznego, po wejściu wojsk niemieckich – został ich tłumaczem na posterunku żandarmerii, a po podpisaniu volkslisty - żandarmem. On to – zdaniem Mocarskiego - miał podsunąć oficerom niemieckim pomysł, by spalić Żydów w stodole rękoma Polaków. Sporządził ich listę, jednak wobec niechęci tych osób sami Niemcy musieli zapędzić Żydów do stodoły i podpalić...
Karol Bardoń został w 1949 roku, w procesie 22 oskarżonych za współudział w zagładzie Żydów jedwabieńskich, jako jedyny skazany na karę śmierci. Sąd jemu i burmistrzowi Marianowi Karolakowi przypisał kierowanie zagładą Żydów. W 1950 roku ułaskawiony przez Bieruta, karę zmniejszono do 15 lat. Zmarł w więzieniu w 1953 roku. Nigdy ni przyznał się do winy.
„Nic mi nie wiadomo...”
Gdy po roku od wizyty w Jedwabnem przygotowałem teksty do druku i chciałem wysłać wywiad z burmistrzem do autoryzacji, jakież było moje zaskoczenie, gdy na stronie internetowej miasta odkryłem, że Michał Chajewski nie jest już burmistrzem i że został wyrzucony z PiS-u. PiS wystawił innego kandydata w wyborach samorządowych jesienią 2018 roku, Adama Mariana Niebrzydowskiego, który wygrał miażdżąco z Chajewskim (startował z własnego komitetu): 73.65 do 26.35%.
Wobec tego zadzwoniłem do nowego burmistrza, by zapytać, czy 10 lipca 2019 roku burmistrz Jedwabnego będzie pod pomnikiem? Burmistrz nie odebrał telefonu, również nie oddzwonił, mimo że sekretarka zapewniała, iż oddzwoni. Wysłałem więc pytanie emailem. Odpowiedział: „Nic mi nie wiadomo o organizacji uroczystości pod pomnikiem zamordowanych Żydów, nie otrzymałem żadnej informacji”.
Podczas 78. rocznicy zagłady Żydów jedwabieńskich ambasador Izraela Anna Azari i przewodniczący Związku Gmin Żydowskich w Polsce Lesław Piszewski pytali, dlaczego nie ma z nimi mieszkańców Jedwabnego?
Adam Socha
(*) Materiały archiwalne i opracowania historyczne nie zawierają danych, które
wiązałyby Waldemara Macholla z dokonaniem zbrodni w Jedwabnem. Waldemar Macholl od grudnia 1939 roku służył jako komisarz policji granicznej (Grenzkommissar) w Suwałkach. W dniu 10 sierpnia 1941 r. został przeniesiony do Białegostoku, do dyspozycji Kommandeura Sipo i
SD na Okręg Białostocki (str. 136 i 137 uzasadnienia umorzenia śledztwa IPN).
Skomentuj
Komentuj jako gość