Cóż się dzieje z najsłynniejszą inwestycją w naszym województwie – przez jednych nazywaną najnowocześniejszą, przez drugich, że jest pod Biskupcem, przez kolejnych, że będzie kołem zamachowym dla gospodarki, że wróci kolej towarowa, że będą kontakty międzynarodowe, że będzie emitowana para tak jak w macierzystym zakładzie odwiedzanym przez władze samorządowe i duchowne, a także mieszkańców...
Wycieczkowicze wrócili zachwyceni. Jednak inna grupa mieszkańców podnosi, że fabryka w Biskupcu będzie emitowała pyły, formaldehyd, metale ciężkie, spowoduje emisję hałasu, a tiry zablokują drogi i że będą wody ze studni głębinowych pobierane, a wody opadowe i roztopowe jedynie podczyszczone będą zlewane do jeziora Kraksy Małe. Kto ma rację?
Na razie był taki epizod, że stworzono „tymczasowy” kolektor do odprowadzania wód roztopowych i opadowych zamiast do zbiornika retencyjnego – specjalnie wybudowanego – to do ziemi. Specjalistyczny organ nie jest w stanie od wielu tygodni wyjaśnić pytań mieszkańców: kto na to zezwolił, ile czasu to trwało, ile wód tak odprowadzono...
Od jesieni w prasie są artykuły, że lada chwila, lada dzień wystartuje fabryka, że brakuje jej już tylko pozwolenia zintegrowanego.
W połowie kwietnia br. Pan Starosta arbitralnie orzekł, że jeszcze trzeba wykonać analizy, obliczenia, ale decyzja dla fabryki płyt wiórowych w Biskupcu będzie. Inwestor też napisał, ze fabryka jest gotowa. Po cóż wiec cały wydział gospodarowania środowiskiem w starostwie powiatowym, skoro sam starosta jest widać w stanie taką decyzję wydać? Starostwo od lutego bierne, nie reaguje na uwagi organizacji ekologicznych i społeczeństwa, inwestor odpisał tylko na wybrane pytania - spośród bardzo wielu, kto wobec tego prowadzi postępowanie administracyjne? Kto wyda decyzje?
Organ wydał pismo, że jest już gotowy do wydania decyzji, że ma zebrany materiał dowodowy. W tym czasie okazało się, że bardzo profesjonalny instytut państwowy dokonał oceny kart substancji chemicznych, jakie mają być używane w fabryce, i z analizy tej wyszło:
1. Inwestor niewłaściwie stosował wzory matematyczne podane w Rozporządzeniu Ministra Rozwoju z dnia 29 stycznia 2016 r. w sprawie rodzajów i ilości znajdujących się w zakładzie substancji niebezpiecznych, decydujących o zaliczeniu zakładu do zakładu o zwiększonym lub dużym ryzyku wystąpienia poważnej awarii przemysłowej. Organ na to nie zwrócił uwagi…
2. Są niewyjaśnione ilości substancji, jakie mają być magazynowane i w ilu zbiornikach
3. Niewłaściwie zakwalifikowano jedną z mieszanin chemicznych
Wniosek główny:
Stwierdzono, że zakład należy do zakładów o zwiększonym ryzyku wystąpienia poważnej awarii przemysłowej (w przypadku zagrożeń dla zdrowia).
Inwestor złożył swoje stanowisko do tej opinii. Ciekawe jak to się zakończy.
Ale co na to politycy, którzy wszem i wobec mówią, że chcą dobra mieszkańców, i że zależy im na naszym szczęściu?
Jest to ciekawa informacja dla mieszkańców, ale też z powodu poniższego – cytat z decyzji środowiskowej wydanej przez Burmistrza Biskupca:
„Eksploatacja obiektu nie stwarza również ryzyka wystąpienia poważnej awarii w rozumieniu definicji ustawowej zawartej w przepisach o ochronie środowiska oraz przepisach wykonawczych kwalifikujących zakład do zakładów o zwiększonym lub o dużym ryzyku wystąpienia poważnej awarii przemysłowej. W zakładzie przechowywane będą niewielkie ilości substancji chemicznych stanowiących zagrożenie dla środowiska i kwalifikujących go do tej grupy”.
W raporcie o oddziaływaniu na środowisko (będącym materiałem dowodowym dla wydanej decyzji środowiskowej) wymieniono jedną mieszaninę/substancję chemiczną, jaka może kwalifikować zakład do zakładów o zwiększonym ryzyku. Obecnie tych ustalonych mieszanin/substancji jest już dziewięć.
A propos, w decyzji środowiskowej słowo NIEWIELKIE występuje 11 razy…
Mimo to organ nadal jest zdeterminowany, żeby wydać decyzję. Okazuje się, że problem nie jest też to, że Starosta, który formalnie nie prowadzi postępowania – bo robi to wydział gospodarowania środowiskiem – w ciągu kilku miesięcy 6 razy spotykał się z inwestorem – tematy rozmów to głównie sprawa wydania pozwolenia zintegrowanego.
Dlaczego samorządowcy, którzy chyba mają reprezentować interesy mieszkańców nie zgadzają się na wydanie kilku tysięcy złotych na system czujników, które mierzyłyby poziom emisji pyłów emitowanych przez fabrykę w Biskupcu? Ile kosztowało świętowanie 20-lecia partnerstwa powiatu olsztyńskiego z powiatem Osnabruck w Niemczech?
Samorządowcy uraczyli mieszkańców tą inwestycją, podpisywali decyzje:
- środowiskową
- pozwolenie budowlane – starostwo w 2017 roku nie uznało mieszkańców za stronę postępowania.
- teraz nie widzą powodów, żeby nie wydać pozwolenia zintegrowanego
cały czas twierdząc, że zakład będzie spełniał normy ekologiczne, ale o dziwo jakoś nie zgadzają się na sfinansowanie i montaż czujników emisji… czy to nie dziwne?
Czujniki są potrzebne, żeby był na bieżąco monitorowany stan powietrza. Nie można zrzucać na mieszkańców odpowiedzialności na to, żeby cały czas obserwowali co będzie leciało z 36 emitorów i zgłaszali sygnały do inspekcji ochrony środowiska – która niestety już teraz, gdy jeszcze zakład nie wystartował ma zgłoszenia, z którymi łagodnie mówiąc radzi sobie w sposób niezbyt optymistyczny dla przyszłości. Jeśli w każdym wniosku są podawane inne parametry emisji na granicy zakładu, to chyba mieszkańcy mają prawo liczyć na samorząd, żeby zabezpieczył ich i zamontował system monitorowania jakości powietrza?
Montaż czujników byłby też z korzyścią dla mieszkańców - zwolenników fabryki – którzy chcą rozwoju gospodarczego, a przy okazji ufają bezkrytycznie, że organy ochrony środowiska (w tym te wydające decyzje) od początku procedowania inwestycji dbają o ich zdrowie i bezpieczeństwo… Niech czujniki udowodnią, że parametry emisyjne będą zgodne z pozwoleniem zintegrowanym.
Panie Starosto, gdy po skończonej kadencji wróci Pan do swojej kariery zawodowej i będzie Pan prowadził sklep, mam nadzieję, że w Pana miejscowości nikt nie będzie budował fabryki, przy głosach samorządowców, że wszystko super i eko, a jednocześnie będą odmawiać montażu czujników.
Pana wielkim sukcesem było załatwienie dla szpitala w Dobrym Mieście używanej 10-letniej karetki z Niemiec. Nam wystarczą nowe czujniki, niekoniecznie najnowocześniejsze… Już w to słowo nie wierzę… Chyba przy takim sukcesie, "WIN WIN" jak to Pan określił, możemy choć na to liczyć?
Mieszkanka Gminy Biskupiec (nie Biskupiec Pomorski)
OD REDKACJI
Grupa mieszkańców Biskupca powołała Stowarzyszenie Ekologiczned WARTO BYĆ do monitorowania fabryki EGGER-a. (TUTAJ ICH LIST) Obawiają się takiego samego losu, jakiego doświadczają mieszkańcy 60-tysięcznego Mielca, w którym od 1998 roku działa największy producent płyt drewnopodobnych KRONOSPAN. Właściciele KRONOSPANU, rodziny austriackich miliarderów Kaindl, tak jak teraz rodzina EGGER, zapewniali mieszkańców Mielca, że „wizytówką zakładu będą innowacyjne, proekologiczne rozwiązania technologiczne, wynikające z troski o środowisko naturalne”.
Tymczasem na miasto leci z kominów gryzący, duszący dym. Właściciel twierdzi, że to tylko para wodna. Ale cierpiący na duszności i wymioty mieszkańcy w to nie wierzą. W 2018 roku 15 tys. mieszkańców na 60 tys. wyszło demonstrować na ulice. Towarzyszyli im mieszkańcy Szczecinka, którzy przezywają to samo, z tą sama fabryką.
Żądali zamknięcia zakładu, albo przynajmniej ciągłego monitoringu emisji gazów (non-stop, całą dobę, przez cały rok).
Jedyne co wywalczyli, to zapewnienie właścicieli, że „uruchomimy innowacyjny, najlepszy w branży system ochrony powietrza – UTWS, który radykalnie zmniejszy emisję pyłu oraz zlikwiduje zapach, będący wynikiem przetwarzania drewna” – komunikat biura prasowego Kronospanu.
Rodzina EGGER zrobiła pokazówkę, zapraszając grupę mieszkańców Biskupca oraz przedstawicieli olsztyńskich mediów, którE dostają reklamy fabryki, do swojej fabryki w Austrii, zapewniając że takie same normy środowiskowe będą przestrzegane w Biskupcu.
Pytanie, dlaczego EGGER zdecydował się na inwestycję w Biskupcu? Bo będzie produkował płyty dużo taniej niż w Austrii czy gdziekolwiek na Zachodzie Europy. Dlaczego? Otrzyma dużo łagodniejsze NORMY ŚRODOWISKOWE do przestrzegania niż w Austrii. Ponadto Austriacy wiedzą, że polskie państwo jest „tekturowe” i WIOŚ nie obroni mieszkańców. Przeciwnie, będzie produkował doskonałe alibi. Doświadczyli tego dobitnie mieszkańcy Korsz truci całymi latami przez zakład utylizacji akumulatorów ZAP Sznajder. WIOŚ i Sanepid całymi latami twierdzili, że wszystko jest OK, aż do momentu, gdy grupa dzieci z objawami ołowicy wylądowała w szpitalu a mieszkańcy wyszli w proteście na ulice. Powołany komitet mieszkańców doprowadził do skazania b. dyrektora fabryki za zatrucie środowiska (wyrok prawomocny, symboliczny, kara grzywny). To samo dotyczy mleczarni w Lidzbarku Warmińskim, która latami zrzucała zatrute ścieki do Łyny.
Drugi powód, to relatywnie tani surowiec. EGGER będzie produkował ok. 700 tys. m3 płyt rocznie. Ile milionów m3 drewna trzeba dostarczyć, by zaspokoić potrzeby takiego molocha?
Jak działają niemieckie i austriackie firmy w byłych demoludach mówi raport międzynarodowej organizacji ekologicznej WWF, która domaga się wszczęcia dochodzenia w sprawie nielegalnej wycinki rumuńskich lasów przez austriacką firmę Holzindustrie Schweighofer (Schweighofer). Oskarżenia pod adresem Schweighofera bazują na starannie zebranym materiale dowodowym. Są wśród nich filmy, na których przedstawiciele austriackiej firmy dokonują zakupu nielegalnego drewna. Są też materiały, które udokumentowały ciężarówki wywożące drewno z rumuńskich parków narodowych. Z raportu wynika, że ponad 50 procent drewna w Rumunii pochodzi z nielegalnej wycinki.
W województwie mazowieckim, w Chorzelach powstał wielki klaster meblarsko-budowlany z fabryką Kronospan na czele. Wartość inwestycji to ponad 2 miliardy złotych. Austriacki Egger w Biskupcu to raptem 75 km od nowej fabryki Kronospanu i niecałych 125 km od Pfleiderer’a w Grajewie. Grozi nam więc, że lasy warmińskie w promieniu 50 km od Biskupca zostaną wycięte w pień a małe, rodzinne tartaki padną, nie wytrzymają konkurencji potężnych koncernów, które będą dyktować ceny.
Raport EIA wskazuje też na fakt zniszczenia rumuńskiego przemysłu drzewnego przez Schweighofera. Ceny drewna miały mocno zwyżkować z racji wykupu dużej ilości drewna. Zdaniem byłego rumuńskiego ministra środowiska, Doina Pana, Schweighofer doprowadził do likwidacji 50 tysięcy miejsc pracy. Austriacka firma stworzyła sieć powiązań, na której szczycie znalazła się prywatna fundacja Schweighofer Privatstiftung, zarejestrowana w Austrii, co pozwalało na odniesienie korzyści podatkowych. Schweighofer próbował też aktywnie wpłynąć na zatrzymanie zmian legislacyjnych, które miały ograniczyć wpływy jednej firmy w przemyśle drzewnym.
Schweighofer jest obecny w Rumunii od 2002 roku. W kraju, który nadal ma 218 tysięcy hektarów naturalnych lasów, w ciągu ostatnich dwóch dekad zostało nieleglalnie wyciętych 80 milionów metrów sześciennych drewna, o równowartości 5 miliardów euro. Schweighofer jest największym, ale nie jedynym podmiotem, który bierze udział w niszczeniu rumuńskich lasów. Wśród odbiorców tego koncernu znajdują się też trzy firmy z Polski
Jaka jest uczciwość niemieckich i austriackich firm tej branży świadczy kara 135 mln złotych nałożona przez UOKiK na niemiecko-austriacki kartel 3-ch firm produkujących płyty drewnopochodne: Kronospan, Pfleiderer oraz Swiss Krono. Kartel tych trzech firm ustalał wysokie ceny na swoje wyroby przez co słono przepłacaliśmy za meble, panele podłogowe czy płyty OSB. Dzięki zmowie cenowej Austriacy i Niemcy nie tylko cieszyli się wysokimi zyskami, ale także pozbyli się i tak już słabej konkurencji. Co więcej, wielu małych i średnich polskich producentów mebli upadło z uwagi na wysokie ceny drewna.
Pracujący dla wszystkich trzech firm Maciej Ziemba na swoim blogu rekinfinansowy.pl obliczył, że Kronospan skolonizował ekonomicznie Polaków na kwotę ok 6-7 mld zł rocznie, licząc także import płyt ze spółek zagranicznych. Na dodatek dotacje europejskie do inwestycji zachodnich koncernów w Polsce w ok. 70% wracają błyskawicznie do krajów starej UE, bo to z tych krajów sprowadzane są linie produkcyjne, kluczowe elementy stalowe oraz strategiczny personel. Ponadto wiele zagranicznych firm działa w specjalnej strefie ekonomicznej, tak jak EGGER w Biskupcu, co wiązało się w przeszłości z bardzo dużymi benefitami podatkowymi.
„Politycy lubią pozować do zdjęć na otwarciach nowoczesnych fabryk (30 maja fabrykę odwiedził wicepremier Jarosław Gowin), lecz czy jest to aż taki powód do dumy? - pyta Maciej Ziemba. - Zapewne jest, ale bardzo krótkowzroczny. Kolonizacja ekonomiczna polskiej gospodarki poprzez monopol zagranicznych firm nie jest korzystna w długim terminie dla stanu zamożności Polaków. Zyski bowiem zawsze będą transferowane do krajów starej UE. Jedyna szansa na pozytywny wpływ na zamożność Polaków w długim terminie to nadwyżka w handlu zagranicznym.
Niewiele osób patrzy też na koszty podatników jakie trzeba ponieść na naprawy dróg, zniszczonych przez transporty drewna. Ważne są też koszty zniszczonego środowiska, wyciętych lasów oraz leczenia mieszkańców spowodowane smrodem z fabryk i pyłami, nie wspominając o rakotwórczym wpływie formaldehydu. Są to trudne rzeczy do oszacowania, więc żaden urzędnik nie bierze ich pod uwagę w rachunku ekonomicznym takiej inwestycji.
"To doskonale pokazuje znaczenie słów „foreign owned country” czyli kraju skolonizowanego ekonomicznie. Pokazuje to także jak mierni byli rządzący naszym krajem od 1989 r. Nie stworzyli oni bowiem warunków do budowy polskiego kapitału prywatnego, rozwoju polskiego przemysłu i innych gałęzi prywatnego sektora. Wystarczyłoby tylko proste prawo podatkowe i niskie daniny publiczne, czego do dziś nie ma – konkluduje Maciej Ziemba.
A ja się pod tym podpisuję.
Adam Socha
EGGER twierdzi, że w fabryke w Biskupcu zainwestował 1 mld zł (ciekawe, jak szybko chca odzyskać wkład?). Zapewnia że, to najnowocześniejsza, 19 fabryka tej grupy, dzięki której powstanie 400 miejsc pracy w zakładzie i 600 w firmach kooperujących. Budowa ruszyła w 2017 roku, produkcja ma ruszyć w 2019 roku.
Skomentuj
Komentuj jako gość