Właśnie przeczytałem w GW rozgrzeszenie przez Wojciecha Czuchnowskiego ministra Arabskiego. W „przekazie dnia” tej gazety Czuchnowski komunikuje swojemu „ciemnemu ludowi”, jak ma interpretować wyrok sądu w sprawie szefa kancelarii Urzędu Rady Ministrów Tomasza Arabskiego. Sąd skazując Arabskiego stwierdził w uzasadnieniu, że jego obowiązkiem było „odmówić” samolotu na lot na nieczynne lądowisko w Smoleńsku, gdyż instrukcja HEAD tego kategorycznie zabraniała.
Szkopuł w tym, że funkcjonariusz państwowy, który dysponował samolotami rządowymi, nawet nie przeczytał tej instrukcji. Przyznał to zaraz po katastrofie, nie wiedząc że jest nagrywany.
Czołowy „pistolet” GW Czuchnowski rozgrzesza ministra Arabskiego tym, że: 1. odpowiedzialność rozkładała się po równo na kancelarię premiera, kancelarię prezydenta i pułk lotniczy oraz 2. bo gdyby minister Arabski nie dał samolotu, to media prawicowe podniosłyby wrzask.
Ten komentarz pokazuje, że główny organ III RP nadal tkwi w okopach tekturowego państwa, do budowy którego walnie się przyczynił.
Po pierwsze, wina nie rozkłada się po równo. Nawet gdyby minister Jacek Sasin non-stop siedział w dowództwie Pułku Lotniczego, żądając lotu, to dowódca bez zgody ministra Arabskiego nie mógłby nawet wyprowadzić samolotu z hangaru, a co dopiero mówić o locie. Jedynym urzędnikiem w państwie, który mógł podjąć decyzję, czy i gdzie samolot z tego pułku poleci był minister Arabski. NIKT INNY.
Tłumaczenie, że minister Arabski zgodził się na wydanie samolotu, bo „Skala politycznej awantury, jaką wywołałby w tej sprawie PiS, byłaby niewyobrażalna”, jest czysta demagogią. Bowiem wcześniej wydał zgodę na lot 7 kwietnia z premierem Tuskiem, też łamiąc instrukcję HEAD. W tamtym czasie potęgą w mediach był obóz rządzącej PO, należała do niego TVP i Polskie Radio, wysługiwał się rządowi na wyprzódki TVN i Polsat, Radio Zet i RMF. Media prawicowe to był absolutny margines marginesu (Gazeta Polska, tygodnik Wsieci, radio Wnet, Radio Maryja, TV Trwam).
Usprawiedliwianie ministra Arabskiego tym, że wydał zgodę na lot, bo bał się „awantury politycznej” jest z punktu widzenia państwa najgorszą formą obrony. W ten sposób argumentując nigdy nie zbudujemy normalnego państwa.
Dla mnie normalne państwo, to państwo, w którym każdy urzędnik przestrzega obowiązującego prawa i obowiązujących procedur, i będzie głuchy na naciski, niczym żeglarze Odysa na głos syren.
Dla mnie normalne państwo, to państwo, które ma apartyjny korpus służby cywilnej, dobrany metodą starannej selekcji i rokrocznie weryfikowany. Każda partia polityczna, która rządziła po 1989 roku zamiast budować taki korpus, budowała i utrwalała państwo partyjne.
Jeśli rzeczywiście minister Jacek Sasin wiedział, że lotnisko w Smoleńsku jest nieczynne i znał instrukcję HEAD, to na pewno powinien ponieść odpowiedzialność polityczną, jednym słowem wypaść z polityki. Czy również powinien ponieść odpowiedzialność karną, tego nie wiem, bo nie znam zakresu jego obowiązków i kompetencji z okresu pracy w kancelarii prezydenta RP.
Obóz PiS w tym sensie ponosi odpowiedzialność za śmierć pary prezydenckiej i 96 najważniejszych osób w państwie, że nie wyciągnął konsekwencji z katastrofy samolotu CASA. Przeciwnie, awansował gen. Błasika, który w pierwszym rzędzie powinien odpowiedzieć za tę katastrofę. Następnie urzędnicy kancelarii prezydenta, jeśli mieli świadomość, jak wygląda lotnisko w Smoleńsku i że zostało wyłączone, a mimo to nie zrobili, co w ich mocy, by ostrzec prezydenta, są co najmniej moralnie odpowiedzialni za jego śmierć.
Jesienne wybory nie dają żadnej nadziei na zmianę tego stanu rzeczy, tzn. na budowę normalnego państwa w miejsce kartonowego. Z obecnym rządem walczy bowiem zdemoralizowana banda skrajnie nieodpowiedzialnych politykierów, którzy traktują państwo jako łup.
Adam Socha
Poniżej cały komentarz Wojciecha Czuchnowskiego.
Tydzień po wyroku uznającym winę Tomasza Arabskiego, szefa kancelarii premiera Donalda Tuska w trakcie katastrofy smoleńskiej w kwietniu 2010 r., politycy PiS i związane z nimi media nie ustają w wyrazach oburzenia i zapowiedziach, „kto po Arabskim”.
W poniedziałek wypowiedział się spec od wybuchów w tupolewie Antoni Macierewicz, były minister obrony narodowej. Mówił, że teraz czas na Tuska.
Tego samego dnia Jacek Sasin, w 2010 r. wiceszef Kancelarii Prezydenta, zapewnił, że gdyby Arabski nie zgodził się na lot delegacji prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Smoleńska, to kancelaria na pewno „rozważyłaby inną lokalizację”.
Tym, którzy dzisiaj tak chętnie rzucają się na Arabskiego i planują, kto jeszcze powinien pójść w jego ślady, przypominam uzasadnienie wyroku. Wskazano w nim trzy instytucje winne wydania zgody na rejs na lotnisko, gdzie samolot z prezydentem nie miał prawa lądować, podobnie zresztą jak trzy dni wcześniej z premierem Tuskiem.
Jak ustalono podczas procesu, wina rozkłada się równo na kancelarie premiera i prezydenta oraz dowództwo 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, który odpowiadał za wożenie najważniejszych państwowych VIPów. Obie kancelarie oraz dowództwo pułku wiedziały, że lotnisko jest zamknięte i nie spełnia kryteriów bezpieczeństwa. Mimo to zdecydowały się lecieć, bo....
No właśnie. Jak wysłuchaliśmy w wyroku, „Tomasz Arabski powinien ze wszystkich sił się starać, by nie doszło do tak zorganizowanego lotu do Smoleńska”. Po prostu powinien „odmówić” (to słowo też padło w wyroku) prezydentowi, który w Smoleńsku planował prestiżową uroczystość na rozpoczęcie swojej kampanii o reelekcję. W największym skrócie Arabski dostał wyrok za to, że dał samolot głowie państwa.
Wyobraźmy sobie, co by się stało, gdyby Arabski „odmówił”. Skala politycznej awantury, jaką wywołałby w tej sprawie PiS, byłaby niewyobrażalna. W mediach zaroiłoby się od wypowiedzi ekspertów dowodzących, że lotnisko Siewiernyj jest w rewelacyjnym stanie, a odmowa na lądowanie tam prezydenckiego samolotu jest czystą złośliwością rządu i oczywiście spiskiem Tuska z Putinem.
Podobnie zresztą byłoby, gdyby rosyjscy kontrolerzy zamknęli lotnisko z powodu złych warunków. Tu też eksperci i świadkowie dowodziliby, że mgła wcale nie była taka gęsta, a „wieża” w Smoleńsku miała sprawny i wydajny sprzęt najnowszej generacji. Spisek? Jak najbardziej... Nawet Macierewicz miałby co robić... Też powołałby komisję, tylko nie do sprawy katastrofy.
Winnym tragedii nie jest jednak Tomasz Arabski. Ostatecznie spowodowali ją polscy piloci. Sprowadzając samolot zbyt nisko w bardzo gęstej mgle wpisali się w ciąg myślenia, że trzeba lecieć i lądować za wszelka cenę. Że „chcieć to móc”.
Działali pod taką samą presją jak Arabski, dowództwo pułku, a pewnie też urzędnicy Kancelarii Prezydenta, z których wielu zginęło 10 kwietnia.
Za błędy umarłych odpowiadają dzisiaj ci, co przeżyli.
Skomentuj
Komentuj jako gość