Po wystąpieniach podczas ostatniej konferencji bliskowschodniej w Warszawie (13 i 14 lutego br.) zaproszonych gości: sekretarza stanu USA Mike’a Pompeo i premiera Izraela Benjaminana Natanyahu, ich wypowiedzi zabolały nas nie tylko na poziomie rządowo-dyplomatycznym, ale dotknęły nas osobiście, a przynajmniej tych, którzy zrozumieli sens tego co wydarzyło się w Warszawie.
Zbieramy dzisiaj owoce wieloletniej polityki zagranicznej i wewnętrznej tzw. III Rzeczypospolitej, a de facto PRL-u bis. To co wydarzyło się w Warszawie podczas Konferencji, jest ni mniej ni więcej podsumowaniem tych 30 lat po 1989 r., czyli takich zachowań jak: traktowanie nas protekcjonalnie przez naszego największego sojusznika, czy bezprawne wymuszanie na nas haraczu mienia bez-spadkowego w ramach Ustawy 447. Stwarza się klimat, w którym stajemy się przysłowiowym „chłopcem do bicia” za winy innych, tych którzy rozpętali II Wojnę Światową. Jakiż to nasz sojusznik, która sam nas ośmiesza i pozwala innym nas obrażać. Sojusznik podaje nam za przykład niby polskiego partyzanta Franciszka Blajchmana vel Frank Blaichman, który w czasie II Wojny Światowej zorganizował grupę bojową przy okazji rabującej na wsiach ludność podczas wojny. Współdziałał z oddziałem Armii Ludowej (AL.). (Wkipedia). Po wojnie Blajchman wstąpił on do aparatu komunistycznych represji zwanego Urzędem Bezpieczeństwa (UB), jako naczelnik więziennictwa komunistycznego zabijał i torturował żołnierzy Niepodległej Polski (zwanych „Żołnierzami Wyklętymi”). Ten przykład polskiego partyzanta podany przez sekretarza stanu Mike’a Pompeo dla nas zabrzmiał, jak obelga. Tego nie można uznać, jako niewiedzy u polityka takiej rangi,
„Polsko powstań z kolan”, ale jak? Co możemy realnie uczynić w czasie jak najkrótszym, który mógłby zmienić naszą sytuację na lepszą? Koncepcją jest przyspieszony rozwój polskiej armii za wszelką cenę. To jest nasze być albo nie być!
Siła militarna pozwala na prowadzenie bardziej samodzielnej polityki – przykładem jest tu Turcja i Izrael. Znaczne zwiększenie siły militarnej niekoniecznie musi być bezproduktywne. Stabilne, silnie militarnie państwo przyciąga kapitał i zachęca do inwestowania. Oprócz podniesienia poziomu bezpieczeństwa narodowego zwiększony potencjał militarny może wpłynąć w dużo większym stopniu na rozwój nowych technologii niż to ma miejsce w chwili obecnej. Powstanie Polskiej Grupy Zbrojeniowej miało służyć takiemu celowi. Dla przemysłu zbrojeniowego potrzebny jest odbiorca- nabywca i o to tu także chodzi.
Nasz północny sąsiad Szwecja już przywróciła powszechny obowiązek służby wojskowej, ze względu na realne zagrożenie militarne ze strony Rosji. O Izraelu nie wspomnę, bo tam także kobiety maja obowiązek odbycia wojska. Czy myślicie Państwo, że u nas uda się powiększyć armię bez powrotu do powszechnej służby wojskowej? Politycy boją się tego tematu, jak ognia. Wiadomo, kto z takim postulatem wyjdzie, straci punkty w wyborach. Niech więc społeczeństwo samo dojrzewa, aby się nam nie powtórzył rok 1772 - data pierwszego rozbioru Polski. Wtedy przypomnę, nie chciano rozwijać armii zawodowej, bo opierano się na tzw. „pospolitym ruszeniu”. Czyżby historia miała się powtórzyć? To nie są „strachy na Lachy”, to jest prawdziwa historia.
„Historia powinna być nauczycielką życia”. Zdanie to powtarzają wszyscy nauczyciele historii, a także wielu polityków, którzy takim wykształceniem się legitymują. Niestety, jak widać w praktyce pozostają jedynie puste hasła. W przeszłości, gdy byliśmy silni militarnie, broniliśmy skutecznie naszej niepodległości, np. (zwycięstwo pod Grunwaldem 1410 r,, wojny z Moskwą i Szwedami - 1610 r., zwycięstwo nad wielka armią turecką pod Wiedniem 1983 r., zwycięstwo nad bolszewikami - 1920 r.) . Wspomniana powyżej słabość militarna ma swój początek w XVIII wieku, wynikała z niechęci szlachty do płacenia podatków na wojsko, co w konsekwencji pogrążyła nas w niewolę na 123 lata. Czy mamy być znowu „głupi i przed szkodą i po szkodzie”?
Przykre dla nas wydarzenia zaistniałe podczas wspomnianej konferencji w Warszawie, niech okażą się zbawiennym kubłem zimnej wody na głowy polityków, którzy myślą, że sojusze zapewnią nam bezpieczeństwo. Nie będziemy bezpieczni dopóki sami sobie tego bezpieczeństwa nie zapewnimy! Sojusznik może być dzisiaj u nas, a jutro może go nie być, jeżeli sytuacja geopolityczna się zmieni. Przerabialiśmy to już 17 września 2009 roku w czasie słynnego resetu w relacjach USA – Rosja za administracji prezydenta Barracka Obamy. Wnioski z tego musimy wyciągnąć sami, tym bardziej, że aktualna postawa naszego sojusznika podczas wspomnianej konferencji Warszawskiej nasze zaufanie do niego poważnie nadszarpnęła.
Tadeusz Poźniak
Na zdjęciu: Myśliwiec MIG-29 rozbił się ok. godz. 2 w nocy we wsi Sakówko pod Pasłękiem. Pilot katapultował się, ale nie przeżył.
Skomentuj
Komentuj jako gość