W pierwszym odruchu informację o nocnym obaleniu monumentu ks. Jankowskiego przyjąłem z niejakim zdziwieniem: pomimo, że czuję się na wpół gdańszczaninem, nie wiedziałem, że taki pomnik w ogóle istnieje. Drugi odruch był wzruszeniem ramion. Zarzuty ciążące na Prałacie są tego typu, że trudno, wspominając go, rozpoczynać od tradycyjnej formułki "świętej pamięci"; inaczej mówić: należało się skurczybykowi.
Ponieważ z natury jestem wredny, trzecim z kolei uczuciem było coś na kształt Schadenfeude. Moda na zbyt szybkie, czasami czynione wręcz za życia bohaterów, honorowanie pomnikami postaci różnorodnych formatów zawsze wydawała mi się podejrzana. Jednostkowe, punktowe wzmożenie emocji (lub interesików) stające za takimi pochopnymi akcjami, nie pozostawiają przestrzeni i czasu na głębszą refleksję, która przydałaby się w sytuacji montowania czegoś, co z natury rzeczy ma być długotrwałe, jeśli już nie wieczyste.
W przypadku ks. Jankowskiego wątpliwości nie brakowało nigdy; pomijając już grubsze sprawy (chociażby niegodną osoby duchownej otwarte prezentowanie pychy), warto przypomnieć np. sygnowanie przez Prałata serii produktów winiarskich. Oczywiście, i wielcy ludzie mają swoje słabostki, ale właśnie dlatego czas, upływ czasu, jest tu szczególnie istotny, aby móc zasadnie oddzielić ziarno od plew - dojść do jasnej, niebotycznej pewności, że oto mamy do czynienia z postacią, której nie tylko szacunek się należy, ale i afirmacja. I tylko w tym drugim przypadku można by ewentualnie zastanowić się nad uhonorowaniem takiej postaci monumentem. Ofiarowania jej fragmentu przestrzeni publicznej.
Oglądałem więc coraz to i od nowa filmik utrwalający obalanie Prałata i snułem gorzkie refleksje o ludzkiej naturze. Nie tylko ks. Jankowskiego. Jakoś naturze ludzkiej nie przeszkadzają Hanki Sawickie, Jankowie Krasiccy, Dąbrowszczacy, i trzeba było urzędowej przemocy, aby owych i podobne im persony o wątpliwych walorach (albo po prostu bandziorów), z przestrzeni miejskiej wyrugować. Naturze ludzkiej nadal też w ogóle nie doskwiera wielotonowe dziękczynienie Armii Czerwonej, swobodnie panoszące się w centralnych kwartałach Stolicy Regionu, dokładnie między siedzibami Wojewody i Marszałka, szacownymi i nadrzędnymi władzami owego Regionu, chociaż nie ulega wątpliwości, że jakiekolwiek zastrzeżenia wysunąć by przeciw osobie Prałata, zawsze będą one niczym wobec zarzutów, które wysuwa się już od dawna wobec sowieckich sił zbrojnych.
Oglądam znowu film o obalaniu Prałata i nagle dociera do mnie, co tak naprawdę wydarzyło się na placyku przy św. Brygidzie. Czy to gniew ludu Trójmiasta, nagle poinformowanego o podłych postępkach Prałata, ludu wyrwanego spod ciepłych pierzyn słusznym odruchem moralnego sprzeciwu, obalił monument ? Czy może uczynili to poszkodowani, ofiary, ich rodziny, bliscy, zrozpaczeni bezsilnością trwającą już - co najmniej - drugą dekadę ?
Nic z tych rzeczy.
Wszystko zostało utrwalone, udokumentowane, przedstawione. Trzech facetów pofatygowało się z Warszawy*, starannie do tego przygotowanych, wykonuje precyzyjnie zaplanowaną czynność obalenia. Żaden z nich nie jest wykonawcą orzeczenia sądu, nakazu prokuratorskiego, decyzji administracyjnej. Każdy z nich jest aktorem przemyślanej akcji prowokacyjnej. Na chłodno przemyślanego ciosu, z góry skalkulowaną reakcją.
Obalenie Prałata jest aktem wojny wypowiedzianej przez stronę zionącą miłością, ludzi z gębą pełną frazesów dot. "mowy nienawiści", nawołujących do pogrzebania wojny polsko - polskiej.
W tym przypadku nie chciałbym okazać się skutecznym prorokiem. Bo obalenie Prałata łatwo okazać się może nową fazą walki z Kościołem i walką między Polakami w ogóle. Fazą, w której przemoc fizyczna nie będzie już ewenementem, wyjątkiem, czymś nadzwyczajnym.
Kolega Melchiora
*To Rafał Suszek, Konrad Korzeniowski i Michał Wojcieszczuk znani z zadym, blokad i prowokacji Obywateli RP.
Od redakcji
Chciałbym poruszyć jeszcze jeden aspekt tej sprawy z pomnikiem ks. Henryka Jankowskiego.
Otóż, po jego obaleniu, nagle senator Bogdan Borusewicz przypomniał sobie, że ks. Jankowski był agentem SB. Udzielił na ten temat obszernego wywiadu „Wyborczej”. Dowiadujemy się z niego, że kazanie wygłoszone na pierwszej mszy w strajkującej Stoczni napisał ks. Jankowskiemu prowadzący go oficer SB. Następnie ks. Jankowski miał skłócić Wałęsę z Anną Walentynowicz i Gwiazdami, doprowadzając do ich zmarginalizowaniu w Solidarności. W stanie wojennym miał ujawnić SB gdzie ukrywa się Borusewicz. To są własne ustalenia Borusewicza, nie ma na nie potwierdzenia w dokumentach SB, bowiem teczka pracy ks. Jankowskiego, jak wszystkich najcenniejszych dla SB agentów, została zniszczona. Kontakty księdza Jankowskiego z SB zostały opisane w książce Grzegorza Majchrzaka pt. "Kontakt operacyjny 'Delegat' vel 'Libella'” wydanej przez IPN w 2009 roku. Majchrzak oparł się na informacjach pochodzące z tzw. teczek obiektowych, np. dotyczących I zjazdu "Solidarności". Zachowały się w nich tylko strzępy donosów, główną część zniszczono.
W przypadku Lecha Wałęsy mamy aż nadto oryginalnych dokumentów potwierdzających jego współpracę z SB i pobieranie za to wynagrodzenia. Ich oryginalność potwierdziły badania grafologiczne. Sam Borusewicz jeszcze w latach 70. przejął kasetę z nagraniem rozmowy Wałęsy z Gwiazdami, podczas której Wałęsa „wysypał się”, że współpracował z SB. Taśma ta „zniknęła”. Jednak mimo tylu dowodów zdrady Wałęsy dla totalnej opozycji jest on BOHATEREM i nic nie jest w stanie tej opinii zmienić.
Z kolei stoczniowcy, którzy zrzucili się na budowę pomnika ks. Henryka Jankowskiego a w sobotę rano (23.02.) postawili go na nowo na cokół, o czym poinformował PAP wiceprzewodniczący zakładowej „Solidarności”, pomorski radny PiS, Karol Guzikiewicz, nie przyjmują do wiadomości, ani informacji o agenturalnej współpracy ks. Jankowskiego, ani artykułów w „Wyborczej” o pedofilii ks. Jankowskiego. Dla nich ks. Henryk Jankowski jest bohaterem bez skazy i zmazy, fałszywie oskarżanym przez wrogów.
Ciekawe, że akurat w tej sprawie Wałęsa podziela zdanie stoczniowców i twardo broni ks. Jankowskiego. - Nie byłoby moim zdaniem zwycięstwa Solidarności ani wielkiego Wałęsy, gdyby nie praktyczny udział księdza Jankowskiego. To nie mógł być agent, ja w to nie wierzę. Ale całkowicie głowy za nikogo, nawet za siebie, nie mogę dać - stwierdził były prezydent. Dodał, że "w takim razie musimy przyjąć, że to bezpieka, komuniści, zrobili przewrót i zwycięstwo 'Solidarności' ". - Nie widzę mojej kariery bez księdza Jankowskiego. Nie mieści mi się w głowie, że to jest możliwe, co mu zarzucają - wyznał. Zapytał też, dlaczego przez tyle lat nikt mu ani słowem nie wspomniał o pedofilii ks. Jankowskiego, on nigdy o tym nie słyszał i nagle 7 lat po śmierci o to się ks. Jankowskiego oskarża? (http://www.tvn24.pl)
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość