Pragniemy wolności? Jest nam ona potrzebna? Jak ją rozumiemy? Czy jesteśmy wolni wtedy, gdy połowa mieszkańców ogląda tylko i wyłącznie telewizję publiczną? A druga połowa wyłącznie stacje komercyjne, niektóre będące wyłącznie w rękach kapitału zagranicznego? Czy ten ostatni ma narodowość? Chyba retoryczne pytanie. I nie warto kruszyć o to kopii. Po co obcemu kapitałowi mass media w naszym kraju? Przecież nie po to by bronić polskich interesów. Wystarczy pokazać demonstrujących na ulicach i niosących kawałki tektury z napisem „Konstytucja”? Albo przebierańców (bo jak inaczej nazwać?) w t-shirtach-koszulkach z tym samym hasłem i wyróżnionym „ty” oraz „ja”. Bo to ma być „K-o-n-s-”ty”- t u c „ja””. „Ty” i „ja” to takie braterstwo (?) obywateli po tej samej stronie? A „oni”, to ci, którzy legalnie wygrali wybory, ale zgodnie z filozofią „konstytucyjnych przebierańców” nie mogą zgodnie z prawem sprawować władzy w Polsce.
Czy w konstytucyjnym kraju, czyli z obowiązującą ustawą najwyższą nie ma innej drogi do jej obrony jak ulica? Czy to wychodzenie na nią nie jest właśnie „niekonstytucyjne” przede wszystkim? Czy tym protestującym w taki sposób da się to w ogóle wytłumaczyć? Czy w ogóle z tą „zacietrzewioną tak mocno stroną” da się sensownie dyskutować?
I to wtedy gdy konstytucja jest właściwie pustym hasłem. Bo środki masowego „przekazu” (tak, a nie komunikowania się) w łapach zagranicznego kapitału (80 procent całego rynku medialnego w Polsce to obce pieniądze) nie są zainteresowane przybliżaniem zapisów i ich znaczenia w polskiej konstytucji.
Puste „Konstytucja” i zaznaczanie „ty” i „ja” to wszystko na co je stać! Bo co je obchodzi polskie społeczeństwo i prawdziwe znaczenie konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej? A także tych, którzy wlepiają oczy codziennie w te ekrany napędzane obcą forsą i łudzący się, że dzieje się to w interesie tej części Polaków? A może już poza sprawą kapitału, ci nieszczęśni ludzie oczekują właśnie takiej „fałszywej prawdy”, bo to jest ich prawda, pardon!, fałsz którym się karmią na co dzień?
– Odpowiedzcie proszę, czy jesteście wolnymi obywatelami w Polsce w 2019 r.?
Tak zapytałem 18-, 19-letnich uczniów, renomowanych średnich szkół w Olsztynie i Bartoszycach, gdy jako radca prawny prowadziłem wykłady w ramach „Konwersatorium prawnego”. – Czy tak to odbieracie?
Po tak zadanym pytaniu po obu stronach było zaskoczenie. Uczniowie patrzyli na mnie, za zdziwieniem, bo-jak wynikało z ich zachowania się-nikt ich o to do tej pory nie pytał. I nigdy się nad tym nie zastanawiali. „Wolność” w ich odbieraniu współczesnego „tu i teraz” w Polsce to coś aż nazbyt abstrakcyjnego.
Ja nie mogłem uwierzyć jak młodzi ludzie, którzy przejmą w przyszłości wiele ważnych i odpowiedzialnych stanowisk nie mają poczucia wolności? Co przekażą swoim współobywatelom? Czy ma to być społeczeństwo współuzależnionych, czujących się dobrze, gdy nie mają poczucia pełnej swobody?!
Dzięki wielokrotnym i wieloletnim kontaktom z Brytyjczykami w ramach międzynarodowych relacji Olsztyńskiego Telefonu Zaufania „Anonimowy Przyjaciel” doświadczyłem wielu niebywałych zdarzeń. Jednym z nich była interwencja naszego przyjaciela w Ambasadzie Brytyjskiej by naszemu wolontariuszowi wydano w końcu wizę na wyjazd na coroczną Konferencję Samarytan w mieście York (Samaritans to brytyjski odpowiednik polskich placówek). To było jeszcze w latach 80-tych XX wieku. Gdy urzędniczka chciała znowu odłożyć termin, a w ogóle to zrobiła niezadowoloną minę nasz przyjaciel powiedział wtedy zdecydowanie: - I am British subject, jestem brytyjskim obywatelem, a pani jest od tego by mi okazywać wszelką pomoc, takie są moje podstawowe, obywatelskie prawa - powiedział prosto z mostu. - Proszę mi natychmiast załatwić sprawę.
Wolność, to nie potulność! Gdy porównuję zachowanie się polskich urzędników wobec wielu klientów opowiadających o tym jak są traktowani w urzędach (skarżą się przychodząc po darmową poradę w ramach Nieodpłatnej Pomocy Prawnej), to widać, że nie mają poczucia, kto jest tu właściwie podmiotem. Ale co gorsza nie znają swoich obywatelskich praw. Także tych wypływających z Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Uczniowie szkół średnich Anno Domini 2019 mają schematyczną wiedzę o tej tak ważnej ustawie. A że coś mówi o Prezydencie RP, Sejmie, niektórzy wspomną Trybunał Konstytucyjny. I to właściwie wszystko. Na tym przykładzie widać jak fasadowe i schematyczne jest prowadzenie w szkołach przedmiotu „Wiedza o Społeczeństwie”, czyli WOS. Uczniowie mają wiedzieć „coś”, ale nie ma być to wiedza dotycząca ich samych i ich podmiotowości. Obywatel, który wchodzi zastrachany do urzędu i jeszcze traktowany jest byle jak, nie potrafi stworzyć społeczeństwa światłych i czujących, że to oni się liczą, członków społeczeństwa.
Uczniom nikt nigdy nie powiedział, że w preambule (tego określenia też nie znają) – czyli części wstępnej do Konstytucji RP i odwołującej się do podstawowych zasad obywatelskich mowa jest o zasadzie pomocniczości: ...ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla państwa oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym oraz na zasadzie pomocniczości, umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot…
A fragment: ...na zasadzie pomocniczości, umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot… przecież wprost nawiązuje do chrześcijańskiego systemu wartości. Gdyż to poszczególnym obywatelom i ich wspólnotom państwo ma oddawać jak najszersze możliwości decydowania o ich problemach. A do państwa należy to, czego tak pojmowane obywatelskie zarządzanie, nie jest w stanie załatwić ani rozwiązać.
Warto przywołać w tym miejscu, co papież Pius XI napisał w encyklice Quadragesimo anno: Każda akcja społeczna ze swego celu i ze swej natury ma charakter pomocniczy: winna pomagać członkom organizmu społecznego, a nie niszczyć ich lub ich wchłaniać - w Dokumenty nauki społecznej Kościoła, cz. 1, Rzym-Lublin 1987, s. 85.
Idea samorządności była tym, co chciałem im przekazać w tym momencie. Gdyż to samorządy mają szczególną rolę. Przecież są związane najbliżej z lokalnymi problemami i potrzebami miejscowej społeczności.
Warte podkreślenia jest to, iż Europejska Karta Samorządu Lokalnego kładzie nacisk na: Generalnie odpowiedzialność za sprawy publiczne powinny ponosić przede wszystkim te organy władzy, które znajdują się najbliżej obywateli. Powierzając tę funkcję innemu organowi władzy, należy uwzględnić zakres i charakter zadania oraz wymogi efektywności i gospodarności.
Czy centralizacja władzy, jako wzmocnienie państwa jest właściwe? Nasz Trybunał Konstytucyjny w wyroku z 2003 r. stwierdzał: Obciążanie organów centralnych nadmiernymi zadaniami, szczegółowymi zadaniami, które można rozwiązać na szczeblu lokalnym, wcale nie zwiększa efektywności działań państwa.
Wniosek jest prosty. Nadmierna centralizacja to zaprzeczanie zapisowi konstytucyjnemu. A nawet wręcz łamanie prawa z postaci zasady pomocniczości.
Konstytucja przez długie lata na studiach prawniczych traktowana była jak bardzo odległa gwiazda na nieboskłonie. Żaden z profesorów na wydziałach prawa nie mówił, że jej zapisy mają praktyczne znaczenie w wykonywaniu zawodu prawnika, występującego na rozprawach. Nawet to, że jest „najwyższą ustawą”, czy „zasadniczą” powodowało, że nikt się do niej w praktyce sądowej, w bieżącej pracy sądów nie odwoływał.
Dopiero na szkoleniach prawniczych kilkanaście lat temu sędziowie sami zupełnie zmienili swoje zapatrywania jeśli chodzi o praktykę: - Odwołujcie się w trakcie rozpraw również do zapisów konstytucji - słyszeli radcowie prawni i adwokaci.
Łatwo powiedzieć o tym na szkoleniach, a zupełnie inną sprawą jest zastosowanie ustawy zasadniczej bezpośrednio na rozprawach. Wielu radców od razu przystąpiło do dzieła. Kilkanaście lat temu prowadziłem sprawę klienta, który ubiegał się o emeryturę po skończeniu 60 roku życia. Wtedy było to dozwolone prawem. Odwołałem się do Art. 8 ust. 2 Konstytucji RP, iż: przepisy Konstytucji stosuje się bezpośrednio, chyba, że Konstytucja stanowi inaczej.
Dlaczego bezpośrednio? Gdyż art. 32 ust 1 mówi, że wszyscy wobec prawa są równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne.
- Jeśli kobiety nabierają takich praw od 60 roku życia, to mężczyźni powinni mieć w tym wieku takie same uprawnienia – wywodziłem na sali sądowej.
Ale chodziło jeszcze o orzeczenie polskiego Trybunału Konstytucyjnego. W swoim orzeczeniu nie potwierdzał on tego prawa dla mężczyzn. Wtedy dowiedziałem się w sądzie, że Trybunał ma orzekać nie tylko zgodnie z prawem, ale uwzględniając interesy polskiego państwa. I w trosce o budżet, który może nie wytrzymać zbyt dowolnych sędziowskich rozważań? Może to zaskakujące, ale ten ekonomiczny element jest bardzo ważny w kształtowaniu prawa w naszym państwie.
Bo wyrok sobie, ale trzeba dla mężczyzn pragnących emerytury od 60 roku życia mieć środki finansowe. A tych nie było dostatecznie dużo i Trybunał Konstytucyjny wcale nie stanął po stronie mężczyzn.
Sąd przerywał mi wystąpienie kilka razy. Ale w końcu nie przyjął tych rozważań, także wspartych na konstytucyjnych zapisach i oględnie stwierdził:
– U nas w okręgu sądowym wykształciła się odrębna praktyka orzecznicza. I wydajemy wyroki na jej podstawie.
Czy to oznacza lekceważenie Konstytucji RP? Niezupełnie. Bardziej pokazuje jak niełatwe jest prawnicze odnoszenie się do zapisów Konstytucji RP.
Andrzej Dramiński
Radca prawny i publicysta
Skomentuj
Komentuj jako gość