Przygotowania do obrad przy okrągłym stole gen. Czesław Kiszczak czynił z wyprzedzeniem kilkumiesięcznym. Dla realizacji z góry przyjętego scenariusza, czyli pozornego przekazania władzy w ręce opozycji, posłużyli ludzie opozycji o znanych społeczeństwu nazwiskach, co było kluczem do zachowania pozorów.
W tym celu usunięto wszystkich demokratycznie wybranych członków Komisji Krajowej NSZZ Solidarność w całej Polsce, nie podzielających idei porozumienia z gen. Czesławem Kiszczakiem, na jego warunkach. Reprezentację SOLIDARNOŚCI oddano takim ludziom jak Jacek Kuroń, który reprezentował frakcję lewicy Solidarnościowej, oraz postaci takich jak Bronisław Gieremek, Bogdan Lis, Henryk Wujec, Władysław Frasyniuk i Karol Modzelewski, Bronisław Gieremek, Władysław Frasyniuk i inni. Dokonany został siłowy zamach na przywódców SOLIDARNOŚCI wybranych w sposób demokratyczny, zastępując ich pod groźbą "pistoletu" Kiszczaka figurantami, czyli trzódką Wałęsy - jak powyżej.
Działania Jacka Kuronia i jego kluczowa rola w zdradzie SOLIDARNOŚCI znane były w tym czasie odsuniętym działaczom, którzy byli tej idei przeciwni, a więc Annie Walentynowicz, Andrzejowi i jego żonie Gwiazdom, Krzysztofowi Wyszkowskiemu i wielu działaczom w Komisji Krajowej, jednak niestety nie były znane szerokim masom członków Solidarności i całemu społeczeństwu Polskiemu.
Z tego powodu Jacek Kuroń i lewicowa frakcja Solidarności (którą reprezentował) zasłużyli sobie na miano uzurpatorów i zdrajców milionów członków Solidarności w Polsce. Tych milionów członków, którzy pokładali w SOLIDARNOŚCI nadzieję o Wolnej Polsce i złożyli w jej ręce swój los.
Sam byłem w tym czasie działaczem związku Solidarność na szczeblu Regionu Warmińsko-Mazurskiego, a także delegatem na I Krajowy Zjazd Solidarności w Gdańsku – Oliwie 1981 r. Brałem udział w tym historycznym Zjeździe, głosowałem za tymi ludźmi (o których była mowa powyżej) – wierzyłem im, jak pozostali delegaci, ponieważ głosowania były prawie jednogłośne. Mimo, że wielu z nas wiedziało o tzw. "czerwonym harcerstwie" Jacka Kuronia, ale już nie o jego trockistowskich poglądach, za które siedział w więzieniu za PRL, a nie za walkę o niepodległą Polskę, jak wielu wtedy myślało w tym ja też.
Proszę Państwa, chodzi o to, że nie mieliśmy dokładnej wiedzy o tym, co się tam na "górze" Solidarności naprawdę działo. Przepływ informacji był ograniczony, manipulowano nami, a było łatwo, bo wiadomo, że to nie były czasy Internetu (wyjaśnienie dla bardzo młodych czytelników). Kiedyś nazwałem to w wywiadzie dla mediów, że byliśmy, jak te dzieci we mgle. Panował w tych latach mit bohatera Wałęsy, który sam obalił komunizm. To zamykało usta krytyki wielu rozsądnym ludziom, a ci co wiedzieli o zdradzie Wałęsy ( i jego popleczników), byli niestety w mniejszości i byli zakrzykiwani przez pozostałych "by nie warcholić i aby Związek NSZZ Solidarność to było jedno".
Nie oznacza to, że taka narracja historyczna autorstwa Wałęsy, Frasyniuka, Wujca i innych ma trwać wiecznie. Teraz prawda wyszła na jaw w postaci znalezionych dokumentów autoryzowanych przez IPN w 2016 r. (mimo akcji ich niszczenia) i wszyscy w Polsce wiedzą, że Lech Wałęsa był zdrajcą.
Teraz wiemy więcej, gdyż powstały już opracowania naukowe na temat okresu lat 1980-1989. Aby nie być gołosłownym pozwólcie Państwo, że zacytuję fragmenty opracowania naukowo-historycznego Prof. dr hab. Sławomira Cenckiewicza opublikowane prze IPN na temat roli Jacka Kuronia we wspomnianych wydarzeniach okresu 1987 -1989. Wybaczcie Państwo ten dłuższy cytat, ale nie chcę być posądzony o wyrywanie słów z kontekstu. Jest to historia smutna, ale konieczna do poznania, niech prawda zwycięży, aby oczyścić nas z tego błota III RP:
Pod koniec 1987 r. w miejsce TKK i TRS powołano kolejny byt – Krajową Komisję Wykonawczą NSZZ „Solidarność”. Z ponad setki członków Komisji Krajowej NSZZ Solidarność” z 1981 r. w KKW ostało się jedynie sześciu sojuszników „warszawki” i Wałęsy – Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk, Stefan Jurczak, Bogdan Lis, Antoni Stawikowski i Antoni Tokarczuk! Jeden z rzeczników i beneficjentów tej zmiany w „Solidarności” Jan Lityński, ogłosił wówczas w „Tygodniku Mazowsze”, że „Solidarność” nie może już więcej odpowiadać na wszystkie propozycje komunistów „totalnym i głośnym »nie«!”: „Dziś droga do zniesienia systemu wiedzie poprzez wysunięcie programu reform i poparcia dla wszystkich – niezależnie od koloru politycznego – którzy te reformy zechcą realizować”.
Ale żeby tak było, należało wyrzucić z niej prawie wszystkich członków władz krajowych i większość ludzi tworzących struktury związkowe w regionach. Rzeczywiście ta nowa „Solidarność” była coraz bardziej konstruktywna i przewidywalna. Doceniało to przewidujące przyszłość trio (Pożoga-Urban-Ciosek) doradców Jaruzelskiego, które w styczniu 1988 r. tak pisało do towarzysza generała: „Uważamy, że naszym realistycznym celem powinno być ustawiczne oswajanie bardziej ugodowego skrzydła nastawionego na koegzystencję z »reżimem«, asymilowanie i neutralizowanie tego skrzydła, budowanie przepaści między nim a opozycją radykalno-nielegalną. Instrumentem byłyby tu: taktyczne sojusze na rzecz reform, dopuszczenie grup opozycji umiarkowanej do ograniczonej współodpowiedzialności. Na różnych szczeblach wchłanianie w obręb naszych wpływów i instytucji najbardziej oswojonych elementów opozycji umiarkowanej. (…) Taktyka oswajania to wytrącanie opozycji możliwości uprawiania sprzeciwów natury ogólnej i głoszenia pięknie brzmiących haseł, natomiast wmanewrowanie jej w dyskusje o konkretnych problemach, zmuszanie do brania pod uwagę możliwości i realnie istniejącej sytuacji oraz rzeczywiście możliwych rozwiązań. Taka platforma uczestnictwa umiarkowanej opozycji w życiu kraju oddzieli ją najsilniej od fundamentalistów”. W ten sposób, kosztem wziętej w dwa ognie antykomunistycznej „ekstremy”, holowano wiernego neo-solidarnościowego partnera z Matką Boską w klapie (Lecha Wałęsę), z którym można było w przyszłości zawrzeć prawdziwą transakcję epoki – okrągły stół i bezkonfliktowe przejście z PRL do postkomunizmu III RP, dla jednych z solidarnościowego styropianu na salony władzy, dla drugich z SB do UOP, z PZPR do SDRP, z Komitetu Centralnego do zarządu banku…
Czas ostatecznej rozgrywki przypadł na strajk sierpniowy 1988 r. Już po dwóch dniach strajkowania (24 sierpnia) pojawiła się konkretna oferta – zgoda komunistów na rozmowy Okrągłego Stołu, a w konsekwencji również ustalenie ścieżki ku pluralizmowi związkowemu (w domyśle re-legalizacji „Solidarności”), ale w zamian za zakończenie strajku.
„Dla wtajemniczonych w poufny dialog „opozycji” z władzą nie było to większym zaskoczeniem. Scenariusz ten był bowiem przedyskutowany przez Kuronia w Departamencie III MSW już dwa dni wcześniej (22 sierpnia 1988 r.!). W komunikacie z tej rozmowy funkcjonariusze bezpieki – mjr Jan Lesiak i płk Wacław Król – napisali m.in., że Kuroń przewiduje, iż „podjęte zostaną bezpośrednie rozmowy z Lechem Wałęsą bez żadnych warunków wstępnych ze strony rządu. W czasie tych rozmów strona rządowa wyraża zgodę na wprowadzenie pluralizmu związkowego z dniem 1 stycznia 1989 roku, natomiast Lech Wałęsa zobowiązuje się do podjęcia natychmiastowych działań w kierunku wygaszania strajków.
Tak się w istocie stało. Zgodnie z planem Kuronia, Wałęsa natychmiast pozytywnie zareagował na propozycję Kiszczaka, deklarując w liście, że jest gotów do dialogu, „nie stawiając żadnych warunków wstępnych ani ograniczeń tematycznych”. Później, podczas bezpośredniej rozmowy z Kiszczakiem, zadeklarował, że chce „Solidarności” „czysto związkowej” i krytykował „moment rozpoczęcia” strajków.
W każdym razie na przełomie 1988 i 1989 r. obie strony politycznego dialogu, a w zasadzie już nie strony, bo przecież mebel okrągłego stołu ma to do siebie, że raczej symbolicznie łączy, a nie dzieli, świetnie zdawały sobie sprawę z wagi całego przedsięwzięcia. W obozie władzy o wszystkim decydowali Jaruzelski z Kiszczakiem, zaś po stronie neo- „Solidarności” warszawski salonik. Kuroń nie krył satysfakcji z pozycji, jaką on i jego środowisko zajęło, podporządkowując sobie Wałęsę i rekonstruowany związek, choć na zupełnie innych warunkach i w nowym kształcie. Od tej pory to Kuroń i jego polityczni przyjaciele mieli decydować o politycznych karierach ludzi „Solidarności”. Po kolejnej turze jego rozmów w MSW funkcjonariusze Departamentu III MSW pisali: „W środowisku opozycyjnym stwierdza się, iż uczestnictwo w dyskusji przy Okrągłym Stole będzie nobilitowało, bowiem oznacza formalne uznanie przez władzę społecznej reprezentatywności osób zaproszonych. Co więcej, w przekonaniu większości osób z opozycji, uczestnictwo w rozmowach otwiera szerokie możliwości kariery politycznej. Przed ludźmi mającymi szanse na takie uczestnictwo staje alternatywa: albo ukorzyć się przed środowiskiem post-KOR-owskim i złożyć niejako deklarację lojalności albo zachować samodzielność. Jacek Kuroń, w prowadzonych licznych rozmowach, stara się wytwarzać wrażenie, że może on co najmniej odsunąć każdego niewygodnego działacza opozycyjnego.
Teraz Państwo rozumiecie dlaczego tak niszczono Annę Walentynowicz, Andrzeja Gwiazdę i dalej już obecnie niszczy się Krzysztofa Wyszkowskiego. To "komunistyczne sądy" jeszcze teraz działają? Patrz: wyrok na Krzysztofa Wyszkowskiego z dn. 24 października 2017 r.
Jak z tego widać, są siły w Olsztynie, które chcą utrwalać narrację Jacka Kuronia i jemu podobnych , jak Bronisław Gieremek, Władysław Frasyniuk oraz tego całego lewactwa Solidarności, które zdradziło naród i próbuje dalej szerzyć fałszywą propagandę i dezinformację.
Przez swoją inicjatywę o nadaniu części ulicy Artyleryjskiej nazwy im. Jacka Kuronia, jej autorzy de facto zdemaskowali się, pokazując , którą opcję wspierają. W konsekwencji tej propozycji, powiedzieli wszystko o sobie, licząc być może na słabe zorientowanie historyczne Polaków mieszkających na tym obszarze.
Na szczęście ta grupa się przeliczyła ze swoimi oczekiwaniami. Nie docenili potęgi Internetu, skąd wzięto dowody dla potwierdzenia przedstawionych tu tez, zadając tym samym kłam dotychczasowej fałszywej narracji historycznej sygnowanej przez lokalne olsztyńskie ośrodki polityczne mające pretensje do reprezentowania narracji niepodległościowej i patriotycznej w naszym regionie. Jeżeli jesteście za Kuroniem i z Wałęsą, to na pewno nie jesteście z Niepodległą Polską.
To potwierdzają już nie tylko dokumenty z ponurej przeszłości Lecha Wałęsy, ale także jego wypowiedzi od wielu lat i obecnie, powszechnie znane w mediach. Do tego dochodzą sławne marsze „Kodziarskie” – KOD i przemówienia tam wygłaszane przez Władysława Frasyniuka i jemu podobnych. Jednocząc się z „totalną opozycją” ludzie dawnej lewicy solidarnościowej już w czasie obecnym wymazują się sami z historii powstania Solidarności w której kiedyś wzięli udział. Dlatego odrzucając Wałęsę , Kuronia i innych sprzedawczyków SOLIDARNOŚCI bronimy de facto swojej godności - my współtwórcy tej SOLIDARNOŚCI. Prawda nas tylko uzdrowi , wyzwoli i pozwoli przetrwać!
Tadeusz Poźniak
Założyciel Solidarności na Olsztyńskiej ART.
Członek komisji Rewizyjnej NSZZ Solidarność Regionu Warmińsko-Mazurskiego 1980-1981
Delegat Regionu Warmińsko-Mazurskiego na I Krajowy Zjazd Solidarności, Gdańsk-Oliwa 1981
Represjonowany w stanie wojennym więzieniem (1982/1983) za działalność przeciwko stanowi wojennemu.
Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski 9 kwietnia 2010 r. przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego za działalność niepodległościową.
Działacz opozycji antykomunistycznej , posiada status osoby represjonowanej z powodów politycznych
Skomentuj
Komentuj jako gość