Lidia Staroń (PO): – "Wielokrotnie proszono mnie o spotkanie poza Sejmem, ale się na to nie zgodziłam. Uznałam, że Krajowa Rada Komornicza może przedstawić swoje racje na posiedzeniu podkomisji i nie ma potrzeby rozmawiać „na mieście”. " Czytaj tekst Anity Gargas o lobby komorniczym.
W cieniu afery hazardowej i stoczniowej toczy się przedziwna gra wokół rządowego projektu nowelizacji ustawy o komornikach, który ma ograniczyć opłaty komornicze. W ciągu paru tygodni ci, którzy kiedyś popierali niewygodne dla komorników zapisy, zmienili zdanie o 180 stopni. Doszło do tak paradoksalnej sytuacji, że przedstawiciele resortu sprawiedliwości zaczęli stosować obstrukcję wobec projektu, który wcześniej zaakceptowali. Czy lobby komornicze okazało się silniejsze od rządu?
Przykładów rażąco niesprawiedliwych opłat komorniczych nie trzeba daleko szukać. Za eksmisję handlowców z Kupieckich Domów Towarowych komornik wystawił Miastu rachunek na łączną kwotę 892 tys. zł. Lwią jej część stanowiła opłata za opróżnienie pomieszczeń – 660 tys. zł! Opieczętowanie pomieszczeń kosztowało 64 tys. złotych, a 167 tys. komornik uznał za stosowne wypłacić firmie ochroniarskiej.
Za opróżnienie jednego pomieszczenia komornik pobiera 1031 zł, a tutaj potraktował każde stoisko i pokój w hali jako osobne pomieszczenie, doliczając się ich aż 640! Takiej kwalifikacji lokali nie sprzeciwiło się Miasto Warszawa, które wniosło o eksmisję.
Co więcej, rządzony przez Hannę Gronkiewicz-Waltz z Platformy Obywatelskiej ratusz zaliczkowo, przed podjęciem czynności, wypłacił komornikowi blisko 650 tys., bez próby zakwestionowania rażąco wysokiej i niewspółmiernej do jego pracy opłaty.
Ratować szpitale przed agresywnymi komornikami
Astronomiczne opłaty komornicze oraz bezkarność komorników, których działania często doprowadzają dłużników do bankructwa, od dawna budzą sprzeciw opinii publicznej.
– Te stawki były w wielu sprawach rażąco niesprawiedliwe i zbyt wygórowane, gdzie jedna czynność komornicza dawała nieproporcjonalne zyski. Często we mnie, jako prawniku burzyła się krew, bo musiałem na takie pieniądze pracować rok. Jeżeli komornik w drodze wysłania jednego pisma zarabia 150 tys. zł… – opowiadał na posiedzeniu komisji sprawiedliwości poseł Arkadiusz Mularczyk (PiS).
Komornicy stanowią najbogatszą korporację wśród prawników (a jednocześnie jedyną, gdzie ciągle jeszcze w praktyce wystarczy średnie wykształcenie). Ich miesięczne dochody wynoszą, według danych przytoczonych w 2007 r. przez ówczesnego wiceministra sprawiedliwości Andrzeja Dudę, średnio 50 tys. zł. Zdarzają się komornicy, których średnie przychody miesięczne przekraczają 210 tysięcy.
Ostatnio na celowniku komorników znalazły się zadłużone szpitale. Komornicy zajmują środki lecznicze i sprzęt medyczny, a także płatności z NFZ, paraliżując pracę szpitali. Zajmowanie konta jest wyjątkowo intratnym zajęciem – zabiera mało czasu, a przynosi komornikowi olbrzymie zyski.
Nic dziwnego, że wprowadzenie przepisów ograniczających opłaty i zakres egzekucji komorniczych miały być sztandarowym projektem szukającego sukcesów rządu PO–PSL. Pomysłem chwalili się i Donald Tusk, i minister zdrowia Ewa Kopacz. – Chcemy uratować polskie szpitale przed agresywnym postępowaniem komorników – mówił premier 17 lutego na spotkaniu z samorządowcami.
Proponujemy rozmowę na mieście
Projekt nowelizacji, który ma ograniczyć opłaty komornicze i zakres egzekucji, jeszcze wiosną trafił do komisji sprawiedliwości. Zakładał m.in. możliwość składania przez dłużników wniosków do sądu o obniżenie wysokości pobieranych przez komornika opłat za egzekucję. Sąd uwzględniając nakład pracy komornika lub sytuację majątkową wnioskodawcy oraz wysokość jego dochodów mógłby obniżyć wysokość opłat.
Komisja zwróciła się o opinie prawne m.in. do Biura Analiz Sejmowych. Ekspert BAS Małgorzata Bajor-Stachańczyk nie widziała przeciwwskazań, by ograniczyć opłaty komornicze. „Za dopuszczalne należy uznać rozwiązanie umożliwiające obniżenie (miarkowanie) wysokości opłaty przez sąd” – czytamy w jej opinii z 18 maja.
Przed wakacjami rządowym projektem nowelizacji ustawy o komornikach sądowych zajęła się podkomisja sejmowej komisji sprawiedliwości. Równocześnie do ataku na przepisy wprowadzające ograniczenia w opłatach przystąpili komornicy, twierdząc, że tego rodzaju rozwiązania są niekonstytucyjne. Przedstawiciele Krajowej Rady Komorniczej (KRK) usiłowali dotrzeć do członków podkomisji. Zapytana o te zabiegi przewodnicząca podkomisji Lidia Staroń (PO) powiedziała „GP”: – Wielokrotnie proszono mnie o spotkanie poza Sejmem, ale się na to nie zgodziłam. Uznałam, że KRK może przedstawić swoje racje na posiedzeniu podkomisji i nie ma potrzeby rozmawiać na mieście.
Poseł Kozdroń w Hotelu Gołębiewskim, czyli szkolenie, a nie impreza
Nie wszyscy koledzy partyjni Lidii Staroń trzymali dystans wobec środowiska komorników. Poseł komisji sprawiedliwości (która decyduje o kształcie nowelizacji) Jerzy Kozdroń z PO przyjął zaproszenie Krajowej Rady Komorników do Hotelu Gołębiewski w Mikołajkach na Mazurach. Prezes KRK Andrzej Kulągowski zapytany przez „GP”, jak to się stało, że poseł pojawił się w maju na imprezie KRK, odparł: – Nie nazwałbym tego imprezą, tylko szkoleniem. Niewykluczone, że został zaproszony jako poseł ziemi olsztyńskiej
Ale Kozdroń uzyskał mandat z okręgu gdańskiego. A co robił na szkoleniu komorniczym? – Był tam, z tego co wiem, tylko 40 minut – mówi |Kulągowski.
W branżowym miesięczniku „Currenda” czytamy, że trzydniowe szkolenie komorników w Hotelu Gołębiewski połączone było z mistrzostwami komorników w piłce nożnej, mistrzostwami bowlingowymi oraz licznymi imprezami towarzyszącymi. Nie wiadomo, jak długo poseł był w Mikołajkach, ale z pewnością zabrał głos w debacie, gdzie wypowiadał się m.in. o „godnym wynagradzaniu komorników”. Kozdroń już na pierwszym posiedzeniu komisji w sprawie nowelizacji ustawy komorniczej wyrażał obawy, że obniżenie opłat zagrozi rentowności kancelarii komorników. Opozycja nie kryła wówczas zdumienia, że poseł koalicji rządowej występuje przeciwko rozwiązaniom rządowym.
Przedstawiciele KRK przyjmowani byli w Ministerstwie Sprawiedliwości. Spotykał się z nimi kilkakrotnie sam minister sprawiedliwości Andrzej Czuma, poseł PO. W rozmowie z „GP” potwierdza, że odbywał spotkania, ale bagatelizuje ich znaczenie. Twierdzi, że środowiska komornicze naciskały na niego, ale w sposób legalny: – To naturalna rzecz, że uczestniczą w pracach legislacyjnych, wygłaszają swoje uwagi. Zawsze rozmawiałem z nimi w gabinecie, w obecności wiceministrów bądź dyrektorów – wyjaśnia.
Były minister stał się przeciwnikiem „uogólniania możliwości występowania dłużnika z wnioskiem do sądu o obniżenie opłaty, bo sądy zostaną zalane sprawami”.
Prezes KRK Andrzej Kulągowski zapytany na komisji sprawiedliwości: „czy w trakcie prac nad tą ustawą, a w szczególności na etapie prac pomiędzy posiedzeniami podkomisji oraz komisji spotykali się panowie z przedstawicielami ministra sprawiedliwości”, odparł: – Chciałbym jednoznacznie odpowiedzieć, że nie spotykaliśmy się w sprawie projektu ani z przedstawicielami ministra, ani z nim samym. Nawet gdybyśmy chcieli, to w międzyczasie zmienił się minister i nie mieliśmy okazji, aby się z nim zobaczyć, czy też go nawet tradycyjnie przywitać i pójść do niego z kurtuazyjną wizytą – tłumaczył. Sprzeczność z wypowiedzią Czumy Kulągowski wytłumaczył nam tym, iż nie zrozumiał pytania.
Lobbing tylnymi drzwiami
Kierowana przez Lidię Staroń podkomisja zakończyła prace i mimo napiętej atmosfery oddała do komisji sprawiedliwości projekt z rozwiązaniami w pierwotnym, rządowym kształcie – niewygodnym dla komorników. Tymczasem Krajowa Rada Komornicza wysłała (co jest zabronione jako forma nielegalnego lobbingu) swoją negatywną opinię do Biura Analiz Sejmowych.
– Ja jako prezes KRK nie wiedziałem, że niedopuszczalne jest przekazywanie materiałów, które były prezentowane na posiedzeniu komisji do Biura Analiz Sejmowych. Żadnych złych zamiarów nie mieliśmy – tłumaczył Kulągowski.
Ekspert Małgorzata Bajor-Stachańczyk, ta sama, która 19 maja napisała, że „za dopuszczalne należy uznać rozwiązanie umożliwiające obniżenie (miarkowanie) wysokości opłaty przez sąd”, 11 września sporządziła drugą opinię, sprzeczną z poprzednią. Stwierdza w niej bowiem, że zapisy ograniczające koszty egzekucji mogą „budzić wątpliwości co do zgodności z konstytucją”.
Opinia sejmowej legislatorki jest zbieżna z tezą przesłanej do Biura Analiz Sejmowych (gdzie pracuje Bajor-Stachańczyk) opinii KRK. Równocześnie minister Andrzej Czuma przedstawił nowe stanowisko resortu w tej sprawie – tym razem zgodne ze stanowiskiem środowiska komorniczego.
– Jak pan tłumaczy fakt, że stanowisko przedstawicieli ministra sprawiedliwości wobec niektórych zapisów projektu nowelizacji ustawy o komornikach się zmieniło? – zapytaliśmy Andrzeja Kulągowskiego. – Mam nadzieję, że nasze liczne pisma, które tam wysłaliśmy, zostały przeczytane i zadziałały nasze argumenty – odpowiedział.
Rzeczywiście lekko zdechło
22 października komisja sprawiedliwości rozpoczęła procedurę przyjmowania projektu rządowego, opracowanego przez podkomisję. Mówiąc obrazowo – posłowie zaczęli punkt po punkcie głosować nad artykułami znowelizowanej ustawy o komornikach.
Co jest niespotykanym zdarzeniem, nikt z Ministerstwa Sprawiedliwości nie pojawił się na obradach. Jak wynika z naszych informacji, kierownictwo resortu być może świadomie nie pojawiło się na posiedzeniu komisji, by zamrozić dalsze prace nad projektem. Ale posłowie zdecydowali się procedować bez względu na nieobecność przedstawicieli resortu. Po tym, jak przyjęto punkt nowelizacji dotyczący możliwości obniżania opłat komorniczych, jeden z posłów Platformy Obywatelskiej odebrał telefon z ministerstwa. Po czym pojawił się nagły wniosek PO o przerwanie obrad komisji - mimo trwającej procedury. – Wniosek formalny przeszedł. Następne posiedzenie za dwa tygodnie. Proszę, aby przygotować pismo do ministra sprawiedliwości, że stawiennictwo w sprawie tej ustawy jest obowiązkowe – zakomunikował przewodniczący, poseł SLD Ryszard Kalisz.
Ale po dwóch tygodniach, mimo że komisja sprawiedliwości odbywała posiedzenia, do sprawy nowelizacji ustawy o komornikach nie wrócono. Tak, jakby jej nie było.
Zapytaliśmy byłego ministra Andrzeja Czumę, czy nie dziwi go, że prace nad projektem nowelizacji praktycznie zamarły. Przyznał: – No rzeczywiście, lekko zdechły...
Anita Gargas ( Gazeta Polska)
Skomentuj
Komentuj jako gość