Nie sposób nie odnieść się do artykułu Adama Kowalczyka „Noc Listopadowa” („Debata” z grudnia 2018 r) Autor stawia wiele mało przekonywujących tez, sprowadzających się głównie do tego, że gdyby Polacy byli posłuszni carowi i wdzięczni za utworzenie Królestwa Polskiego, które w pewnej mierze zaspokajało aspiracje narodu, to zachowano by te korzystne w sumie status quo. Rzeczywiście Królestwo Kongresowe miało sporą autonomie (polski rząd, sejm i wojsko narodowe) oraz stosunkowo liberalną konstytucję, którą niestety często łamano. Jednak wcześniej czy później musiało dojść do konfliktu, bo cesarz, samodzierżca w ogromnym imperium, w maleńkim Królestwie (1/7 dawnej Rzeczpospolitej) był tylko królem konstytucyjnym.
Rządy Mikołaja I, po śmierci jego brata Aleksandra, przyniosły zasadniczą zmianę i położyły od razu kres naiwnym oczekiwaniom Polaków. Car niechętnie, dopiero po 3 latach od objęcia władzy w Rosji koronował się w Warszawie na króla Polski. W wojsku, administracji i stosunkach społecznych dał się odczuć zdecydowany nawrót do polityki rusyfikacyjnej. Ponadto rosyjskie elity arystokratyczne i wojskowe były wrogo nastawione do autonomii Królestwa, co Mikołaj I musiał brać pod uwagę. Dlatego wybuch antyrosyjskiego powstania był nieuchronny, a przyśpieszyły go pogłoski jakoby car zamierzał wykorzystać wojsko Królestwa Polskiego do stłumienia rewolucji w Belgii.
W tym kontekście pan Kowalczyk błędnie przewidywał „świetlaną” przyszłość Polaków pod carskim berłem. Ale to można jakoś przełknąć, natomiast nazwanie Nocy Listopadowej zwykłym zbrodniczym bezhołowiem jest, przynajmniej dla mnie, niewybaczalne. Podchorążowie z podporucznikiem Piotrem Wysockim na czele, 29 listopada zainicjowali wybuch Powstania, ale nie inspirowali do jakiegoś przywództwa. Chcieli, żeby walką pokierowali generałowie i politycy na czele ks. Adamem Czartoryskim, co rzeczywiście później nastąpiło. Podczas Nocy Listopadowej nie wszystko przebiegało bez zakłóceń. Gen. Ignacy Prądzyński, późniejszy autor świetnego polskiego zwycięstwa pod Iganiami nazwał pierwsze godziny powstania wielką powstańczą improwizacją, ale Powstanie wkrótce ogarnęło całe Królestwo i częściowo „ziemie zabrane” (Litwę i Ukrainę) i stało się ogólnonarodowym zrywem, a ukoronowaniem tego była detronizacja przez sejm polski Mikołaja i całej dynastii Romanowów. Nieprawdą jest, że spiskowcy nie mieli żadnych planów. Kilka kompanii polskiego wojska, wtajemniczonych w spisek miało uderzyć na Arsenał w celu przejęcia rosyjskiej broni i amunicji, do wojska dołączyło ok. 2 tysięcy warszawskich mieszczan. Grupa podchorążych i studentów zaatakowała Belweder w celu zabicia lub pojmania W. Ks. Konstantego, naczelnego dowódcy Wojska Polskiego. Jarosław M. Rymkiewicz w swojej wnikliwej książce Wielki Książę postawił tezę, że spiskowcy wcale nie zamierzali zabić Konstantego, chociaż mogli łatwo tego dokonać.
Na pewno tragicznym był fakt zabójstwa sześciu polskich generałów przez zdesperowanych podchorążych. Jednak trzeba podkreślić, że dwóch z nich, Maurycy Hauke i Stanisław Florian Potocki byli wiernopoddańczo nastawieni do Mikołaja. Na szczęście oszczędzono ze względu na kalectwo gen. Józefa Sowińskiego, późniejszego bohaterskiego obrońcę Woli w 1831 r. Zachodzi pytanie, dlaczego polscy generałowie, w większości dzielni żołnierze napoleońscy odmówili przystąpienia do Powstania? Wydaje się, że pozostała u nich trauma po klęsce w 1812 r. w Rosji. Skoro taki geniusz jak cesarz Napoleon poniósł klęskę, to jak niewielkie Królestwo Polski może pokonać Rosję? A klęska oznaczała koniec autonomii Królestwa Polskiego. Ponadto generałowie ci mieli już swoje lata i z tej racji byli w jakimś stopniu kunktatorami. Po co ryzykować karierę i przywileje. Przykładem tu może być gen. Józef Zajączek, mianowany przez Aleksandra I namiestnikiem z tytułem księcia. Niegdyś jakobin i dzielny żołnierz Insurekcji Kościuszkowskiej, wojen napoleońskich i armii Księstwa Warszawskiego. Inwalida wojenny bez nogi. Jako namiestnik miał teoretycznie najwyższą władzę w Królestwie Polskim, ale stał się zwykłym służalcem W. Ks. Konstantego i cara. Kiedyś zirytowany Konstanty powiedział mu wprost cyt.: Ja, Rosjanin jestem lepszym Polakiem niż Pan Warto też pamiętać, że na rozkaz cara wystawiono pomnik na Placu Saskim w Warszawie, w 1841 r., upamiętniający „lojalnych” polskich generałów, którzy zginęli, nie chcąc przyłączyć się do „buntu.” Warszawiacy nazywali go „pomnikiem hańby”, a zburzyli w 1917 r. po opuszczeniu stolicy przez wojska rosyjskie, podczas pierwszej wojny.
Myli się także pan Kowalczyk uważając, że W. Ks. Konstanty był przychylny Polakom i należało z nim trzymać. Konstanty kierował się własnym interesem. W Królestwie był kimś, prawie udzielnym władcą, a w Rosji byłby tylko bratem carskim, w dodatku nie traktowanym poważnie. Był niezrównoważony psychicznie, grubiański, despotyczny i nieobliczalnym. Szymon Askenazy, wybitny znawca epoki w Łukasińskim napisał o Konstantym: w tym nieskładnym ciele szamotała się dusza dzika, spaczona, nieokiełznana, popędliwa aż do szaleństwa. Przez swoje brutalne postępowanie Konstanty doprowadził do samobójstwa 49 polskich oficerów. (Na portalu internetowym Adam Kowalczyk zripostował, że gen Władysław Sikorski też przyczynił się do samobójstw polskich oficerów internowanych Na Wyspie Węży w Wielkiej Brytanii w 1940 r. A co ma piernik do wiatraka?) Jedyną zasługą Konstantego było dobre przygotowanie i wyszkolenie bojowe polskiej armii, chociaż brutalnymi metodami. Kiedy Polacy podczas walk powstańczych bili Rosjan, Wielki Książę cieszył się jak dziecko i wykrzykiwał: „moja szkoła”, czym wywoływał zgorszenie rosyjskich generałów, piszących na niego donosy do carskiego brata.
Ocena polskich powstań narodowych nie jest jednoznaczna. Wielu zwykłych Polaków, w tym i historyków twierdzi, że powstania były niepotrzebne, że naród polski zapłacił za nie wysoką cenę. Dotyczy to także Powstania Listopadowego. Ale nigdy nie spotkałem się z nazwaniem słynnej Nocy Listopadowej tak pogardliwie. Z całym szacunkiem dla Adama Kowalczyka, ale to nie powinno mieć miejsca.
Powstanie Listopadowe, jak żadne inne, miało wielkie szanse zwycięstwa. Pisał o tym bardzo sugestywnie nieżyjący już historyk Jerzy Łojek w pracy Szanse Powstania Listopadowego Rosjanie mieli poważne trudności w jego stłumieniu, gdyż armia rosyjska była zaangażowana w wojnie na Bałkanach z Turcją i na Kaukazie. Rosyjski historyk Michał Pogodin na zlecenie Mikołaja I napisał pracę Polskie powstanie lat 1830-1831, gdzie wykazał między innymi trudności Rosji w pokonaniu wojsk powstańczych. Polacy dysponowali świetnie wyszkoloną armię i błyskotliwych sztabowców, jak chociażby gen. Ignacy Prądzyński, ale zawiedli dowódcy, zwłaszcza generałowie Chłopicki i Skrzynecki. Ale Powstanie Listopadowe stanowi chlubne tradycje polskiego oręża. Stoczek, Grochów i Ostrołęka są zapisane na tablicach na Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Nawet w PRL, gdzie „obowiązywała” przyjaźń polsko-radziecka i nie należało eksponować wojen polsko-rosyjskich, to jednak nie wymazano pamięci o Powstaniu Listopadowym. Wychodziły poważne prace o Powstaniu, między innymi Wacława Tokarza Sprzysiężenie Wysockiego i noc Listopadowa (wyd. 1980 r.) Prof. Tokarz w II Rzeczpospolitej był szefem Wojskowego Instytutu Naukowo-Wydawniczego i pułkownikiem WP. W szkołach oficerskich 29 listopada uroczyście obchodzono Dzień Podchorążego, a wojsko defilowało w takt Warszawianki pieśni skomponowanej na cześć Powstania Listopadowego, której prawykonanie odbyło się 5 kwietnia 1831 r., w Teatrze Narodowym w Warszawie. Także po 1989 r., w wolnej Polsce pamięć o Powstaniu Listopadowym jest ciągle żywa.
Marek Skolimowski
Pułkownik emeryt, absolwent Oficerskiej Szkoły Uzbrojenia w Olsztynie, Wydziału Historycznego Wojskowej Akademii Politycznej w Warszawie i studium podyplomowego w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. Uczestniczył w pokojowej misji ONZ na Wzgórzach Golan. Jako rezerwista od 2000 r. pracował 14 lat w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków w Olsztynie
Skomentuj
Komentuj jako gość