Po moim artykule pt. „Dlaczego plagiatorzy wygrywają?” otrzymałem pocztą anonimową przesyłkę z dokumentami dotyczącymi popełnienia plagiatu przez 54 studentów (na 82) na zaliczeniu przedmiotu „Regulacje prawne w biotechnologii”. Dotyczyło to studentów ostatniego roku studiów magisterskich (drugi rok, drugiego stopnia) na Wydziale Biologii.
Studenci Biotechnologii mieli obowiązek samodzielnie wypełnić wniosek o wydanie zgody na zamknięte użycie GMO (genetycznie zmodyfikowanych organizmów) do Ministerstwa Środowiska oraz wniosek do Lokalnej Komisji Etycznej.
Prowadząca zajęcia dr S. C. stwierdziła, iż studenci, z których niektórzy mieli rozpocząć studia doktoranckie, na zaliczenie przynieśli gotowe wnioski ściągnięte ze strony ministerstwa środowiska, dokonując w nich niewielkich zmian, np. robiąc miks z dwóch wniosków lub tylko usuwając nazwisko autora i wpisując własne.
W notatce służbowej z 23 lutego 2011 roku dr C. opisała spotkanie u dziekana ze studentami, w tej sprawie. Czytamy tam:
„Studenci oskarżyli mnie, że w trakcie trwania przedmiotu zmieniłam formę zaliczenia i kazałam im wypełnić wnioski, mimo że pierwotnie zaliczenie miało być na podstawie obecności (…), studenci oskarżyli mnie też, że niewystarczająco omówiłam wnioski, które mieli wypełnić. Potwierdzili także moje przypuszczenie, że studenci, którzy uzyskali zaliczenie z przedmiotu również pisali wniosek w podobny sposób, czyli dokonali plagiatu. Stwierdzili także, że zawsze na zaliczenie tego przedmiotu oddawane były plagiaty, czyli że studenci poprzednich lat również łamali prawo. Zdziwiła więc ich moja postawa czyli brak zaliczeń ćwiczeń. Studenci twierdzili, że sprawdzili swoje prace w programie anty plagiatowym, a w przygotowaniu prac zaliczeniowych pomogli im promotorzy prac magisterskich (...).
W dalszej części spotkania głos zabrał Dziekan, który zasugerował, że w nieprawidłowy sposób przeprowadziłam wykłady, a także nie przygotowałam studentów do napisania takich prac zaliczeniowych jakie im zadałam (…). Dziekan potwierdził, że studenci wcześniej (przed spotkaniem – przypis redakcji) przyznali się, że studenci, którym zaliczyłam ćwiczenia wpisali wniosek w taki sam sposób jak te osoby, które nie dostały zaliczenia. Dziekan nakłaniał mnie do zmiany oceny studentom, po napisaniu przez nich nowych notyfikacji GMO. Odmówiłam takiego rozwiązania zaistniałego problemu mówiąc, że nie można zapomnieć o tym, że studenci złamali prawo i powinni ponieść jakieś konsekwencje. (Podczas wcześniejszej rozmowy z Dziekanem dr hab. Tadeuszem Kamińskim oraz prodziekanem ds. Rozwoju Wydziału Biologii prof. dr hab. Czesławem Hołdyńskim, które miało miejsce w piątek 18 lutego 2011 roku Panowie Dziekani wspólnie podjęli decyzję o ukaraniu studentów warunkiem z tego przedmiotu, nie wiem co wydarzyło się od tamtego czasu, że tak diametralnie zmieniła się postawa Dziekana, nie wiem również dlaczego to ja miałabym być winna popełnienia przez studentów plagiatu).
W odpowiedzi na moją odmowę Dziekan stwierdził, że albo zgodzę się na jego propozycję rozwiązania zaistniałej sytuacji albo na Wydziale Biologii będzie „afera”. Dziekan stwierdził, że nieprawidłowości, których według niego dokonałam są wystarczające, aby przychylić się do wniosku studentów o komisyjne zaliczenie ćwiczeń, w efekcie czego i tak dostaną zaliczenie przedmiotu jeszcze w tej sesji. Dziekan stwierdził, że warunku z tego przedmiotu i tak nie będzie. Dziekan podkreślił, że albo zgodzę się na zaliczenie w takiej formie jak on proponuje albo będę miała nieprzyjemności i poniosę negatywne konsekwencje (takie stwierdzenie Dziekana odczułam jako szantaż: Dziekan w obecności studentów podważył mój autorytet i przesądził o mojej winie nie zapoznawszy się nawet z treściami przekazanymi przeze mnie studentom na wykładach. Próbowałam wytłumaczyć Dziekanowi słuszność mojej decyzji (…). Powiedziałam, że studenci złamali prawo, dokonali kradzieży własności intelektualnej i powinni ponieść konsekwencje (…). Stwierdziłam również, że studenci nie poczuwają się do winy, nie zdają sobie sprawy z nieprawidłowości jakich się dopuścili, o czym wnioskuję na podstawie ich wypowiedzi.
Moja wypowiedź zdenerwowała Dziekana i skłoniła do stwierdzenia, że jeśli chcemy skierować sprawę do Sądu do możemy. Odpowiedziałam Dziekanowi, że naszym zamiarem nie jest skierowanie sprawy do sądu oraz że Dziekan zgodnie z pismem z dnia 17 lutego 2011 roku został poproszony przez prof. dr hab. Romana Zielińskiego o wyciągniecie konsekwencji w stosunku do nieuczciwych studentów.
Moje stanowisko skłoniło Dziekana do przypomnienia mi o ankietach oceniających prowadzących zajęcia dydaktyczne, które wkrótce będą wypełniane na Wydziale Biologii. Zasugerował, że będą one nieprzychylne, co również może mieć wpływ na dalszą moją pracę na Wydziale Biologii (…). Wypowiedź Dziekana odebrałam jako podpowiedź skierowaną do studentów w jaki sposób mają postąpić. (...) Dziekan poprosił o zabranie głosu w tej sprawie kierownika katedry genetyki prof. dr hab. Romana Zielińskiego. Profesor Zieliński stwierdził, że takie zachowanie Dziekana oraz studentów jest skandaliczne (…). Na koniec Profesor Zieliński stwierdził, że rzeczywiście chyba jedyną możliwością rozwiązania zaistniałej sytuacji jest Sąd. W odpowiedzi Dziekana usłyszeliśmy, że nasze szanse na wygranie tej sprawy w sądach wynoszą mniej niż 1%. Dziekan uspokoił studentów, że jeśli dojdzie do takiej sytuacji to UWM zagwarantuje im pomoc prawną. Po takim stwierdzeniu razem z Profesorem Zielińskim opuściliśmy gabinet Dziekana”.
Identycznie brzmi notatka służbowa kierownika katedry (pisana ręcznie) oraz pismo dr C. i prof. Zielińskiego do rektora Józefa Górniewicza z 25 lutego 2011 roku.
Z tym pakietem dokumentów udałem się rektora UWM prof. Ryszarda Góreckiego a rektor odesłał mnie do dziekana Wydziału Biologii i Biotechnologii prof. dr hab. Tadeusza Kamińskiego. Dziekan przyjął mnie. Na początku naszej rozmowy odczytałem dziekanowi pismo dr C.
Dziekan Tadeusz Kamiński: Uważam te twierdzenia pani dr S. C. i pana profesora Romana Zielińskiego dotyczące mojej osoby, jako dziekana, za niezgodne z prawdą. Nie groziłem pani dr C. To jej interpretacja przebiegu spotkania, diametralnie różna w stosunku do mojej i studentów. Proszę zobaczyć oryginał tego pisma z datą 17 luty 2011 rok, które wystosował do mnie kierownik Katedry Genetyki, prof. Zieliński, z informacją o dokonaniu plagiatów przez studentów. Na dole pisma prof. Zieliński własnoręcznie napisał, „wycofuję pismo” i podpisał.
- To dlaczego po tej dacie, w kolejnych pismach, do rektora Józefa Górniewicza z 25 lutego 2011 roku, do Zespołu ds. Dobrych Praktyk Akademickich przy Ministrze Nauki z 31 marca 2011 roku, prof. Zieliński podtrzymał wszystko co napisał w pierwszym piśmie do pana?
Dziekan Tadeusz Kamiński: Pismo do Ministerstwa zostało wysłane, mimo że prof. Zieliński formalnie wycofał się z zarzutów wobec studentów, nawiasem mówiąc z pominięciem jakiejkolwiek drogi służbowej, czyli za moimi plecami.
- Jak pan zareagował, gdy do pana trafiło pierwsze pismo w sprawie plagiatów od dr C. i prof. Zielińskiego?
Dziekan Tadeusz Kamiński: Byłem zdziwiony, żeby nie powiedzieć zszokowany.
- To pierwszy taki przypadek w historii Wydziału Biologii?
Dziekan Tadeusz Kamiński: Pierwszy i ostatni a jestem dziekanem od 8 lat a w kolegium dziekańskim od 10 lat. Zaliczenie z tego przedmiotu powinno było wpłynąć do dziekanatu przed pierwszym dniem sesji, do ostatniego dnia semestru, natomiast wpłynęło w przedostatnim dniu sesji poprawkowej, czyli o parę tygodni za późno. Być może było to spowodowane tym, ze dr C. po raz pierwszy prowadziła zajęcia z tego przedmiotu a jej staż pracy także nie był długi. Studenci nie mogli skorzystać również z możliwości poprawy prac, tak jak to się dzieje w każdym przypadku zaliczenia, kolokwium czy egzaminu. Rzeczywiście, dostałem Protokół zaliczenia przedmiotu z 17 lutego 2011 roku, którego kopia jest w pana posiadaniu, tylko oryginał zawiera pewną różnicę, jest z adnotacją pani dr S. C. anulującą tan protokół. Te oceny niedostateczne z powodu plagiatu rzeczywiście dotyczyły bardzo dużej grupy osób, 54 studentów, czyli 2/3 rocznika, dotyczyły studentów, którzy za chwilę mieli ukończyć studia.
- I niektórzy mieli rozpocząć studia doktoranckie.
Dziekan Tadeusz Kamiński: Zaprosiłem na spotkanie 23 lutego 2011 roku starostów 6 grup, przyszła też, na własną prośbę, pani dr C., przyszedł kierownik katedry, który nie był zapraszany, ale zgodziłem się na jego obecność. Studenci rzeczywiście bardzo skarżyli się na prowadzenie zajęć. Błędem była zgoda na wspólne spotkanie studentów, dr C. i prof. Zielińskiego. Stworzyło to mieszankę wybuchową. Była robiona ankieta – ocena zajęć, jak zwykle po zakończeniu przedmiotu. Bardzo krytycznie wypowiadali się o pani dr C., o prowadzeniu przedmiotu. W ich relacji, wbrew temu co jest w regulaminie studiów, nie przedstawiła im sylabusa przedmiotu na pierwszych zajęciach i zmieniła w trakcie trwania zajęć sposób ich zaliczenia.
- Czy przed tym spotkaniem, otrzymywał pan od studentów jakiekolwiek skargi na panią dr C., co do jakości prowadzonych zajęć?
Dziekan Tadeusz Kamiński: Wyniki ankiet dotyczące innych przedmiotów również nie były przesadnie dobre.
- Jest coś takiego, jak okresowe oceny pracowników, czy pani dr C. miała wpisane do akt uwagi krytyczne w związku z prowadzonymi zajęciami?
Dziekan Tadeusz Kamiński: Były nieprzychylne uwagi w ankietach studentów.
- Pytam, bo z punktu widzenia prawnego tylko takie uwagi brałby pod uwagę np. sąd pracy.
Dziekan Tadeusz Kamiński: Jeżeli ankiety źle wyglądają, jest to przesłanką do zwolnienia pracownika.
- Jeszcze raz zapytam, czy wcześniej, przed sprawą plagiatową, były negatywne wyniki ankiet studenckich, które zostały wpisane do okresowego arkusza ocen pracownika. Bo jeśli pan nie wpisał tych negatywnych ocen, to znaczy, że nie były to złe oceny. Inaczej musiałby pan jako zwierzchnik wyciągnąć konsekwencje służbowe już wcześniej. Nie jest wiarygodna ocena negatywna, nagle po kilkunastu latach pracy, po tym, jak pracownik wystawił 54 oceny niedostateczne z powodu plagiatu. Czy dawał pan dr C. kary regulaminowe z powodu złego prowadzenia zajęć, upomnienie, nagana?
Dziekan Tadeusz Kamiński: Pani dr C. pracowała od roku, nie od kilkunastu lat. Wcześniej była doktorantką. To o czym Pan mówi jest ostatecznością, niezwykle rzadko stosowaną, a przeze mnie, jako dziekana, nigdy. Studenci mieli bardzo krytyczne uwagi na tym spotkaniu, druga strona trzymała się swojego i kierownik katedry zapowiedział skierowanie sprawy do sądu przeciwko ponad 50 studentom. Mówił, że w razie przegranej w sądach w Polsce skieruje sprawę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Wystąpiłem więc do radcy prawnego z pytaniem, czy te zaliczeniowe prace były plagiatem? Dostałem niejednoznaczną odpowiedź. Przy okazji studenci sporządzili własną notatkę służbową ze spotkania, była ona zupełnie inna niż drugiej strony.
- Nie spodziewam się po tych studentach samokrytycyzmu. Wybrali atak jako linię obrony.
Dziekan Tadeusz Kamiński: Nie chodzi o samokrytycyzm.
- Rozumiem, że studenci zaprzeczyli, iż prace zaliczeniowe wykonali metodą ściągnięcia złożonych wniosków, które Ministerstwo Środowiska ma obowiązek ogłaszać w BIPie, na swojej stronie?
Dziekan Tadeusz Kamiński: Nie pamiętam, czy takie stwierdzenie padło. Minęło siedem lat.
- Bo to jest istota sporu. Jeśli nie skopiowali ze stron ministerstwa, zmieniając tylko nazwisko autora lub miksując dwa, trzy wnioski, to powinni byli podać do sądu panią dr C. o fałszywe oskarżenie. Przecież to byłoby łatwe do udowodnienia, że ich prace nie są kopią wniosków figurujących na stronie ministerstwa. Tertium non datur.
Dziekan Tadeusz Kamiński: To nie jest sytuacja zero-jedynkowa.
- Albo skopiowali albo nie skopiowali. To proste.
Dziekan Tadeusz Kamiński: Student miał udowodnić, że samodzielnie potrafi wypełnić taki wniosek, w sposób logiczny, nic więcej. Podstawą oceny nie była oryginalność zaproponowanych przez nich badań, wartość koncepcji, naukowa wartość badań itp. a jedynie prawidłowość wypełnienia poszczególnych rubryk we wnioskach (treść poszczególnych rubryk miała odpowiadać ich tytułom). Pani C. przyznała, że nie chodziło o sprawdzenie możliwości przygotowania oryginalnego wniosku, bo to dotyczyłoby zupełnie innego przedmiotu, np. inżynierii genetycznej roślin, tylko wstawienia w miarę logicznych treści, pod odpowiednim adresem. Nie mam do końca wyrobionego poglądu, czy to nawet w teorii mógł być plagiat. Istnieje coś takiego jak dokument urzędowy o ustalonym wzorze, takim dokumentem jest wniosek do Komisji Etycznej czy do Ministerstwa Środowiska w sprawie użycia GMO. Pytanie, czy w ogóle w tym przypadku można popełnić plagiat jest dość skomplikowane. Odpowiedź od radców prawnych, naszego biura prawnego, była niejednoznaczna, ale na pewno daleka od potwierdzenia plagiatu. W tym wniosku tkwiła pewna pułapka. Zazwyczaj we wnioskach nie podaje się cytowań, tak jak w publikacjach naukowych. Ktoś kto chce przygotować wniosek w miarę poprawnie, może wpaść w pułapkę, ponieważ wypełniając rubryki czerpie z ogólnie dostępnych baz danych, np. wstawia sekwencje nukleotydowe i sądzę, że część studentów w tę pułapkę wpadła. Nie mówię, że oni są absolutnie bez winy, tylko że ta sprawa ma różne odcienie. To trochę przypomina takie bezmyślne ściąganie, tak jak na kolokwium czy klasówce, a nie czysty plagiat. Z plagiatem mielibyśmy do czynienia wtedy, gdyby studenci te swoje wnioski opublikowali w jakiejś formie np. artykułu. Wtedy rzeczywiście czyjeś prawa autorskie mogliby naruszyć, natomiast tutaj pojawia się pytanie: czyje prawa autorskie naruszyli, skoro te zaliczenia poszły do szuflady!? One idą do szuflady na mniej więcej 5 lat a potem są niszczone, tak jak inne prace egzaminacyjne.
Proszę sobie przeczytać stanowisko studentów:
„Sprawozdanie studentów II roku kierunek biotechnologia wyjaśniające sposób zaliczenia przedmiotu „Regulacje prawne w biotechnologii”. Dnia 23 lutego 2011 roku w gabinecie dziekana biologii odbyło się potkanie pomiędzy studentami a prowadzącym przedmiot dr C. w sprawie zaliczenia przedmiotu. Pani doktor tłumaczyła, w jaki sposób dokonywała zaliczenia przedmiotu. Wyjaśniała, że po wnikliwym sprawdzeniu naszych prac stwierdziła, że w większości są one plagiatami i na tej podstawie nie może nam zaliczyć przedmiotu. Następnie dziekan przekazał głos studentom. Przytaczaliśmy szereg uchybień, które naszym zdaniem zostały popełnione przez osobę prowadzącą przedmiot. Wyjaśniliśmy sposób wypełniania przez nas wniosków. Po tym wystąpiliśmy o możliwość ponownego złożenia wniosku, w ramach poprawy rzekomych plagiatów. Szczególnie, że wcześniej odebrano nam możliwość poprawek. Po przedstawieniu naszych argumentów, dr C. stwierdziła, że jedynym sposobem rozwiązania zaistniałego sporu jest niezaliczenie przedmiotu w semestrze zimowym i zorganizowanie warunkowego zaliczenia w semestrze letnim. Do dyskusji włączył się dziekan Kamiński, który stwierdził, że nasze zachowanie było naganne, jednak należałoby umożliwić nam poprawę. Na koniec spotkania głos zabrał prof. Zieliński, który stwierdził, że nasza postawa jest niegodna studentów, nie wyciągnęliśmy żadnych wniosków z zaistniałej sytuacji i jedynym wyjściem jest skierowanie sprawy na drogę sądową. Po czym dodał, że może nie wygra tej sprawy w kolejnych instancjach sądownictwa polskiego, ale będzie starał się doprowadzić do ukarania nas przez ETPC w Strasburgu. Następnie dziekan Kamiński zapytał, czy to jest ostateczne zdanie prof. Zielińskiego? Co prof. Zieliński potwierdził. Dziekan Kamiński wobec wyczerpania argumentów zakończył spotkanie”.
*
Dziekan okazał mi jeszcze załącznik do stanowiska studentów w sprawie prowadzenia przedmiotu „Regulacje prawne w biotechnologi”. Załącznik stanowi akt oskarżenia pod adresem dr C., która miała ograniczyć się na wykładach tylko do odczytywania przepisów prawa i nie nauczyła ich jak wypełniać wnioski.
*
- Czy po tym spotkaniu, ze studentami, dr C. zmieniła zdanie, zweryfikowała oceny?
Dziekan Tadeusz Kamiński: Trwało to kilka tygodni, zwróciłem się do pani dr C. o udostępnienie tych prac, żeby można było je poddać procedurze z wykorzystaniem programu anty plagiatowego. Liczba wniosków uznanych za plagiat w piśmie podpisanym przez prof. Zielińskiego zmniejszyła się z 54 do 38. Nie wiem, jakiej procedury używali, by stwierdzić, że dana praca jest plagiatem? Chcieliśmy, żeby Katedra Genetyki przeprowadziła ponowne, komisyjne zaliczenie. Pani C. przysłała pismo poparte przez prof. Zielińskiego, by ją z tego wyłączyć. Studenci także gremialnie wnioskowali o wycofanie z komisji prof. Zielińskiego i dr C. zarzucając im brak bezstronności. Zaakceptowałem to rozwiązanie. Mieli to zrobić pracownicy innych katedr. Gdy procedura zbliżała się do końca, dr C. przyniosła następny protokół zaliczenia, różniący się od pierwszego, a pierwszy protokół formalnie anulowała. Pod notatką anulującą protokół widnieje też podpis prof. Zielińskiego. Wszystkie oceny w tym drugim protokole z marca 2011 roku są pozytywne. Na pytanie dlaczego, skąd taka radykalna zmiana, usłyszałem, że na ocenę końcową złożyły się średnie z kilku ocen cząstkowych. Na Radzie Wydziału w marcu prof. Zieliński potwierdził, że to była decyzja pracowników katedry, by zmienić protokół i zmienić oceny. Sądziłem, że sprawa jest zamknięta. Jednak okazało się, że podejście kierownika katedry jest takie, że owszem przedmiot jest zaliczony ale sprawa plagiatu istnieje dalej, mimo wycofania przez Niego pisemnego oskarżenia wobec studentów o popełnienie plagiatu. Prof. Zieliński wysłał skargę do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, do Zespołu ds. Dobrych Praktyk Akademickich. Ministerstwo po otrzymaniu wyjaśnień zaakceptowało nasze działania i nie podjęło żadnych środków administracyjnych wobec studentów czy Wydziału. Mieliśmy też po kilku miesiącach wizytację Państwowej Komisji Akredytacyjnej, wątek plagiatów był zgłaszany przez prof. Zielińskiego z tym samym skutkiem - Komisja zaakceptowała nasze działania.
- Czy studentów spotkała jakakolwiek kara? Czy to wszystko po nich spłynęło?
Dziekan Tadeusz Kamiński: Była moja nagana na spotkaniu 23 lutego.
- Ustna?
Dziekan Tadeusz Kamiński: Tak, proszę pamiętać, że sprawa toczyła się tuż przed obronami prac magisterskich. Niektórzy studenci, członkowie Samorządu Studenckiego, już ponieśli karę, przeszli traumę, będąc pozwanymi do sądu przez prof. Zielińskiego w innej sprawie. Mój poprzednik na tym stanowisku poprosił Samorząd Studencki o pisemną ocenę zajęć dydaktycznych prowadzonych przez różne katedry. Jedyną katedrą zdecydowanie negatywnie ocenioną była Katedra Genetyki. Efekt był taki, że kierownik katedry skierował sprawę do sądu przeciwko studentom z Samorządu, wśród nich były też osoby wskazane jako plagiatorzy. Pozew został przez sąd prawomocnie oddalony w całości, jako bezzasadny. Nie mam pretensji do pani dr C. Zachowała się w sposób właściwy, czyli gdy podjęła podejrzenie, że jest coś nieprawidłowego, że mógł być popełniony plagiat, poszła z tym do kierownika katedry a kierownik przygotował pismo, w którego posiadaniu Pan jest. Tę sprawę można było inaczej załatwić, na poziomie uczelni, chociażby w oparciu o uczelnianą komisję dyscyplinarną. Czy był plagiat czy nie, naprawdę trudno stwierdzić . Ekspertyza prawna i odpowiednie gremium w Ministerstwie tego nie potwierdziło. Sam jestem ciekaw, jak to należałoby zakwalifikować. Dla mnie było to pójście przez studentów na łatwiznę.
- Czy pan profesor Zieliński nadal pracuje?
Dziekan Tadeusz Kamiński: Nie, odszedł na rentę a obecnie, o ile wiem, jest na emeryturze.
- A pani dr C.?
Dziekan Tadeusz Kamiński: Już nie pracuje.
- Poniosła karę, nie przedłużono jej umowy?
Dziekan Tadeusz Kamiński: Miała ocenę okresową, wraz z ponad 20 innymi osobami, ocena była generalnie pozytywna, mimo że nie miała żadnych publikacji w ocenianym okresie. Odbyło się głosowanie Rady Wydziału. Rada zaakceptowało przedłużenie umowy na kolejne półtora roku. Propozycja Rektora mówiła o 8 miesiącach, ja zwiększyłem ten okres do półtora roku, do 30 września 2012 roku. Po tym terminie znów była kwestia przedłużenia umowy. Pani C. pracowała przez 2 lata na stanowisku asystenta. Wydział konkursu na to stanowisko już nie ogłosił i etat został wygaszony. Powodem były problemy z godzinami dydaktycznymi. Pensum Katedry Genetyki liczyło w tamtym okresie 930 godzin, natomiast obciążenie było na poziomie 660 godzin. Brak było około 30% godzin. W tym czasie dwie osoby z katedry, kierownik i adiunkt były na urlopach, więc pozostałe osoby miały zapewnione pensa, ale te urlopy kończyły się z dniem 30 września 2012 roku. Była więc wątpliwość, czy będzie odpowiednia liczba godzin dydaktycznych do zagospodarowania. I to było głównym powodem nie ogłoszenia konkursu.
- Próbuję się wczuć w panią dr C. Gdyby nie była głęboko przeświadczona, iż to był plagiat, to by tej sprawy nie ruszała. Musiała być absolutnie przekonana, że dobrze poprowadziła wykłady a studenci poszli na łatwiznę, z premedytacją złamali prawo. Chyba ta premedytacja studentów tak ją zdeterminowała do stanowczej reakcji.
Dziekan Tadeusz Kamiński: O tym czy prawo zostało złamane decyduje sąd, a o tym czy popełniono plagiat odpowiednie gremia w oparciu o odpowiednie procedury, szczególnie w tak niejednoznacznej sprawie. W sprawę zaangażowany był kierownik katedry, który w tym czasie był w konflikcie z Samorządem Studenckim i szeregiem pracowników Wydziału Biologii.
Po zakończonej rozmowie z dziekanem udało mi się odnaleźć prof. Romana Zielińskiego. Był zaskoczony, że dziennikarz zainteresował się sprawą sprzed kilku lat. Na szczęście zachował w piwnicy całą dokumentację. Przekazując mi ją, ostrzegł przed zajmowaniem się tą sprawą. „Mnie zniknęło auto, a gdy policja je odnalazła, było całkowicie zniszczone”.
Wyjaśnił, że to dr C. się do niego zgłosiła ze sprawą plagiatów.
- Była bardzo poruszona, poświeciła chyba z 50 godzin na dokładne sprawdzenie, czy się nie myli. Poszła z tą sprawą do dziekana i prodziekana. W pierwszej rozmowie przyznali jej rację i zaproponowali jako karę powtórne zaliczenie. Jednak po kilku dniach dziekan całkowicie zmienił stanowisko i na spotkaniu poparł atak studentów na dr C. Po tym spotkaniu pani doktor była zszokowana reakcją dziekana, który w obecności studentów, którzy złamali prawo, przyłączył się do ich bezczelnego ataku na nią. To nie studenci, ale to ona była winna, zdaniem dziekana. Stała się ofiarą, bo walczyła o zasady, na których powinna opierać się nauka, nie zdając sobie sprawy, że zadarła z systemem, który staje po stronie plagiatorów – tłumaczy prof. Zieliński..
- Pani doktor po tym spotkaniu walczyła także o swoją godność. Z własnej inicjatywy napisała skargę na dziekana do rektora, ja tylko potwierdziłem w swoim piśmie do rektora, to czego byłem świadkiem na spotkaniu u dziekana, że „Dziekan Wydziału dopuścił się szantażu oraz gróźb karalnych wobec dr S. C., domagając się anulowania ocen niedostatecznych” - relacjonuje prof. Zieliński.
- Po pisemnej skardze, pani dr C. została zaproszona na rozmowę do rektora, a po tej rozmowie odbyła się następna, z udziałem prorektor ds. kadr oraz Dziekana Wydziału Biologii. Z przebiegu tych rozmów wynikało, że mają one charakter dyscyplinujący dr C. Rektorzy przedstawili swoją wykładnię plagiatu. Ich zdaniem wnioski na stronie ministerstwa środowiska nie były objęte ochroną z tytułu praw autorskich, gdyż nie miały numeru ISBN. Rektorzy przypomnieli jej, że jej mąż obecnie przebywa na rocznym stażu naukowym w Szwecji, jest w konflikcie podległościowym i nie powinni pracować w tej samej placówce (to była nieprawda, oboje byli na równorzędnych stanowiskach asystenta) oraz, że katedra genetyki może zostać rozwiązana z uwagi na nieliczny stan osobowy, a w maju kończy się jej roczny angaż i może nie uzyskać przedłużenia na czas nieokreślony. Rektorzy domagali się, aby zmieniła ona protokół i wycofała oceny niedostateczne – kontynuuje prof. Zieliński.
- Dr C. wróciła z tych rozmów u rektora zdruzgotana. Zwołałem 4 marca 2011 roku zebranie pracowników Katedry Genetyki. Przedstawiłem całą sprawę. Stwierdziłem, że ewentualny brak przedłużenia umowy o pracę dla dr C. będzie oznaczał automatycznie rozwiązanie przez władze uczelni Katedry ze względu na zbyt mały stan osobowy (limitem jest posiadanie zespołu 5. osobowego). Postanowiliśmy, iż praca zaliczeniowa z GMO powinna być potraktowana jako jedna z trzech elementów składających się na zaliczenie, to jest obecności na wykładach oraz oceny z innego małego projektu. Dr. C. zgodziła się z takim stanowiskiem, wycofała protokół zaliczeniowy i wypełniła nowy, z ocenami pozytywnymi. Ja też wycofałem swoje pismo do dziekana oraz do rektora. To samo uczyniła dr C. – mówi prof. Zieliński.
- Współpracownicy z katedry oświadczyli mi wówczas, że już nigdy nie będą zauważać plagiatów popełnianych przez studentów. Pani dr C. powiedziała mi, że po wykryciu plagiatów zapytała koleżanek z innych katedr, czy ma to ujawnić, a one odpowiedziały jej, że tylko sobie zaszkodzi. Mieli rację. Obiecałem współpracownikom i dr C., że zwrócę się z tą sprawą do minister nauki Barbary Kudryckiej oraz do Zespołu ds. Dobrych Praktyk Akademickich przy minister. Tak zrobiłem – prof. Zieliński pokazuje mi te pisma. - Również zawiadomiłem ministra środowiska, ale nie zareagował.
- Moje pismo i rozmowa telefoniczna z przewodniczącym Zespołu, prof. Hartmanem sprawiła, że prof. Hartman zwrócił się do rektora z prośbą o przedłużenie dr C. zatrudnienia na czas rozpatrzenia sprawy plagiatów. Z tą prośbą rektor przybył na zebranie Rady Wydziału Biologii, 19 kwietnia 2011 roku. W głosowaniu tajnym wniosek o przedłużenie zatrudnienia do lutego 2012 roku przeszedł minimalną większością głosów. Do tej pory podobne wnioski o przedłużenie zatrudnienia dla asystentów, rok po doktoracie, przechodziły bez żadnych głosów sprzeciwu – dodaje prof. Zieliński.
19 lipca 2011 roku prof. Zieliński otrzymał odpowiedź od minister Barbary Kudryckiej, oto ona:
„Na Wydziale miał miejsce złożony, wielowątkowy konflikt (…) jego zasadniczym elementem był spór wokół domniemania złamania praw autorskich. W obliczu podejrzenia popełnienia przestępstwa przez studentów, próbujących tym niechlubnym sposobem uzyskać zaliczenie przedmiotu, podłożem przedmiotowego konfliktu niewątpliwie było niewłaściwe postępowanie władz uczelni polegające m.in. na domniemaniu wywierania presji lub stawiania w przykrym położeniu osoby zgłaszającej plagiat. Nie przesądzając o winie studentów oraz innych osób, którym stawia Pan zarzuty, stwierdzam, że po pierwszym kryzysie, dalszy sposób poprowadzenia sprawy, przez powołane Gremia Uczelni, był, z etycznego punktu widzenia, poprawny. Zarzuty plagiatu nie zostały zlekceważone, a osobę zgłaszającą możliwość nadużyć nie spotkały szykany, uzyskała ona również przedłużenie zatrudnienia. Szanując wysiłek uczelni zmierzający do uczciwego rozwiązania konfliktu, jak również ich rezultat, zreferowany w dokumentacji dostarczonej do Zespołu, powstrzymuję się od kroków administracyjnych. Jednocześnie pragnę podkreślić, że akceptacja dla jakichkolwiek przejawów kradzieży własności intelektualnej, stanowiąc naruszenie ogólnie przyjętych norm etycznych oraz dobrych praktyk akademickich jest wysoce naganne.
Żywię przekonanie, że sprawa będąca przedmiotem niniejszej opinii, posłuży do przypomnienia zasady, że świadome udzielanie studentowi zaliczenia na podstawie pracy, co do której istnieją dowody, iż mogła powstać z naruszeniem praw osób trzecich oraz szykanowanie nauczyciela akademickiego kwestionującego, na podstawie poważnych przesłanek, samodzielność i legalność pracy zaliczeniowej studenta stanowi społeczne przyzwolenie dla łamania norm etycznych.
Z wyrazami szacunku
prof. Barbara Kudrycka”.
- Mimo że przegrałem te sprawę, to mam poczucie dobrze spełnionego obowiązku – komentuje prof. Zieliński odpowiedź minister. - Plagiaty uczelniane to tylko objawy choroby trawiącej polską naukę. Żywym tego dowodem jest historia Katedry Genetyki, którą stworzyłem od podstaw, ściągnięty w 1998 roku do pracy w Kortowie ze Szczecina – dodał prof. Zieliński. - Jeśli pan przestudiuje, co doprowadziło do jej likwidacji a część jej pracowników do wypchnięcia z nauki polskiej, to zrozumie pan, że chory jest cały system, na którym oparte jest szkolnictwo wyższe. Tkwi ono w epoce feudalizmu, a uczelnie to organizacje paramafijne.
- Jeśli tego systemu nie zburzy się do fundamentów i nie stworzy od podstaw nowego, na wzór anglosaski, to nadal pozostaniemy kolonią – podkreślił profesor z mocą.
Adam Socha
PS1. Wywiad z dziekanem prof. T. Kamińskim autoryzowany.
PS2. Dr S.C. odmówiła rozmowy. Nie chciała wracać do tej, dla niej traumatycznej, sprawy. Zmieniła zawód. Prosiła o niepodawanie jej nazwiska.
PS3. Historię powstania i likwidacji Katedry Genetyki na Wydziale Biologii UWM przedstawię w następnym artykule
Skomentuj
Komentuj jako gość