Przeczytałem manifest pożegnalny III RP,z którego wynika nie mniej nie więcej tylko, że to „lewicy pozaparlamentarnej” zawdzięczamy veto prezydenta wobec ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Przeczytałem też apel „środowisk lewicowych”, z którego z kolei wynika, że potrzebujemy nowych relacji „między pracą a kapitałem”.
Więc wtrącę swoje trzy grosze, abstrahując oczywiście od dywagacji, czy to środowiska feministyczne i LGTB, rzuciły prezydenta Dudę na kolana i zmusiły go do sięgnięcia po veto. Jak ktoś potrzebuje poprawić sobie samopoczucie, niech je sobie poprawia. Ludzie mający lepsze samopoczucie są bardziej uprzejmi dla innych niż ludzie sfrustrowani.
Zwrócę natomiast uwagę, że „kapitału” to my w Polsce jeszcze za dużo nie mamy. Największym kapitałem jest kapitał ludzki – czyli praca. I ta praca jest „nieludzko” opodatkowana. Pracuje ponad 16 milionów obywateli. Średnio pracodawca płaci za pracę każdego z nich 5 tys. zł. (łącznie ze składkami ubezpieczeniowymi, które państwo pobiera od pracodawcy tylko i wyłącznie po to, by ukryć rzeczywiste koszty pracy). To jest 80 miliardów zł. miesięcznie – 960 miliardów rocznie. Państwo, w postaci podatku dochodowego od wynagrodzeń i składek ubezpieczeniowych, rekwiruje swoim obywatelom 384 miliardy rocznie. A potem z reszty ich wynagrodzenia przeznaczonego na konsumpcję pobiera jeszcze 90 miliardów rocznie w postaci VAT. Podatek akcyzowy też płacą ostatecznie obywatele, podobnie jak cła i różne inne podatki i opłaty. W sumie ponad połowę tego co warta jest jego praca obywatel musi oddać państwu. To państwo dysponuje więc największym kapitałem i to pobranym pod przymusem od swoich obywateli. Czyż nie jest więc największym „kapitalistą”?
Państwo „kapitał” samo emituje – ma przecież na to monopol. I jest też właścicielem największych banków – PKO BP, PeKaO SA, PBG, BOŚ, Alior – które „kapitał”, zgodnie z terminologią bankową „kreują”. Jest też właścicielem największych firm przemysłowych: Orlen, PGNiG, KGHM, Lotos, Tauron, PGE, Energa, Enea. Państwo jest też największym pracodawcą - zatrudnia nie tylko urzędników, ale nauczycieli, lekarzy, pielęgniarki, listonoszy i de facto tych wszystkich, którzy pracują w spółkach Skarbu Państwa.
Tymczasem „środowiska lewicowe” chcą układać na nowo stosunki między kioskarką a właścicielem kiosku. Nawet najgorszy właściciel kiosku, zatrudniający kioskarkę na umowę zlecenia, płacący niskie wynagrodzenie i stosujący mobbing nie może posłać jej do więzienia i zrobić tyle krzywdy ile może zrobić jej państwo. Kilka lat temu zajmowało się ono ściganiem kioskarki, która kontrolerowi udającemu klienta nie wydała paragonu fiskalnego opiewającego na kwotę VAT 20 gr. Dlatego właśnie potrzebne jest ułożenie na nowo stosunków między kioskarką, a państwem, które przecież może być reprezentowane przez innego kioskarza, któremu znudziło się bycie kioskarzem i postanowił zostać politykiem i ułożyć życie kioskarce według własnych upodobań. Żeby kioskarce - jak pewnemu profesorowi zarządzania - państwo nie mogło stawiać zarzutów karnych(!!!) za nie złożenie w urzędzie skarbowym oświadczenia o skorzystaniu z ulgi meldunkowej, która się mu należała na podstawie faktów znanych urzędowi meldunkowemu z urzędu!
Nota bene największa firma prywatna – Jeronimo Martins Polska, czyli właściciel Biedronki – działa w handlu, gdzie nie ma monopolu państwowego, jak w paliwach, gazie, czy energii. Ale przecież sieć handlowa Biedronki jest mniejsza, niż była sieć „Społem” za czasów, gdy stosunki między „pracą a kapitałem” były ułożone tak, jak tego chcą „środowiska lewicowe”. Co ciekawe, sieć „Społem” do dziś jest większa od Biedronki! Może więc nie chodzi o „kapitał” zaklęty w murach, czy nawet „wykreowany” w bankach, tylko ten zaklęty w głowach, który kreuje wszystko inne? Bogactwo składa się z aktywów, stanowiących dopiero zapowiedź przyszłego strumienia dochodu. Potok pieniędzy z ropy, gazu, węgla, czy miedzi nie staje się sam z siebie trwałym źródłem przychodów narodu. Czterysta lat temu Hiszpania, zalewana powodzią kruszców z kopalń w swoich koloniach, była tak zamożna, jak dzisiaj jest Arabia Saudyjska. Nie udało jej się jednak osiągnąć prawdziwego bogactwa i wkrótce popadła w stagnację, podczas gdy w pozornie biedniejszych częściach Europy przemysł święcił triumfy. Prawdziwym bogactwem nie jest bowiem skutek, z którym zetknęły się kraje zasobne w kruszce, czy w ropę, jak obecnie Arabia Saudyjska, a Hiszpania kilka wieków temu, lecz przyczyna, ujawniająca się od stuleci, na przykład, na dość jałowych wyspach w rodzaju Wielkiej Brytanii. Jak twierdzi George Gilder, „najlepsze, najbardziej władcze, najbardziej oryginalne i najbardziej giętkie umysły stanowią najtrwalsze złoto”. Nazwa kapitalizm nie pochodzi z angielskiego „capital”, czy niemieckiego „Kapital” tylko z łaciny: „caput/capita” – „głowa/głowy”. Warunek jest jeden – trzeba w tych głowach coś mieć. Jak się nie ma, trzeba sięgnąć po władzę nad tymi, którzy coś w głowach mają, przy pomocy głosów tych, którzy mają w głowach jeszcze mniej od tych, na których głosują – bo jakby mieli więcej, to sami by wystartowali w wyborach.
Robert Gwiazdowski – prawnik i ekonomista, komentator gospodarczy, ekspert w dziedzinie podatków w Centrum im. Adama Smitha, doktor habilitowany nauk prawnych.
http://wei.org.pl/blogi-wpis/run,odpowiedz-na-apel-srodowisk-lewicowych-czyli-o-nowe-stosunki-miedzy-obywatelem-a-panstwem,page,1,article,2738.html
Polska
Odpowiedź na apel "środowisk lewicowych" - czyli o nowe stosunki miedzy obywatelem a państwem
- Szczegóły
- Robert Gwiazdowski
Komentarze (5)
-
Gość - EWA
Odnośnik bezpośredni..."lecz przyczyna, ujawniająca się od stuleci, na przykład, na dość jałowych wyspach w rodzaju Wielkiej Brytanii." - bo to, wicie, rozumiecie, Angole napracowali się na "jałowej wyspie" w rodzaju Indii aż strach i dlatego się wzbogacili.
Tak w ogóle, to obywatele państw Zachodu pracowali na wielu różnych jałowych wyspach na całym świecie, niektórzy mieli nawet wyspy, co na nich słońce nigdy nie zachodziło.
Przykład z nich brać trzeba, ot co. Bo i głowę trzeba mieć i dużo broni.0 Lubię -
Gość - xxxx
Odnośnik bezpośredniJest ozcywistością, że daniny bezzwrotne (podatki i opłaty) są w Polsce bardzo wysokie i mocno obciążają każdego Polka prowadzącego działalność gospodarczą, tym bardziej że większość z nich nie ma bezpośredniego powiązania z dochodami a zatem może nastąpić sytuacja gdy ciężko pracowaliśmy cały miesiąc i na koniec „nic nam nie zostało”. To także poważna bariera psychologiczna. Płacimy dużo a pożytki z tego mamy kiepskie, służba zdrowia zazwyczaj zamyka się mocnym deficytem, kolejki do specjalistów (na NFZ) sięgają więcej niż rok a choroba postępuje i wielu nie ma środków na prywatne leczenie. Czy podwyższenie składek na opiekę zdrowotna system uleczy? Ni e, nie uleczy. Dlaczego? Na bezpłatną opiekę medyczna stać dzisiaj takie państwa jak, ZEA, Arabię Saudyjską, Qatar, do niedawna Libię i …… Kubę. Dlaczego Kubę? Dlatego że tam najdroższym urządzeniem w szpitalu jest nadal 30 letni rentgen a skalpele się po prostu sterylizuje poprzez wygotowanie ich. Tak było w PRL i na wszystko wystarczało. Dzisiaj gdy w szpitalu stoją urządzenia kosztujące więcej niż milion USD sytuacja się odwróciła. Nadal „koszty osobowe” w naszym lecznictwie nie są wysokie ale wszystko inne tak. Chcemy mieć coś co jest niemożliwe, czyli bezpłatną opiekę zdrowotna bez współuczestniczenia w koszcie leczenia. Tak się nie da. Obciążenia tzw, ZUS są wysokie to każdy wie. Dlaczego? Pracodawca w Polsce ma obowiązek opłacić ubezpieczenie za każdego zatrudnionego (i za siebie w przypadku samozatrudnienia). To zupełnie wyjaśnia sprawę. A jak jest gdzie indziej? Np. w USA. W USA pracodawca może ale nie musi ubezpieczyć pracownika (z wyjątkiem wojska, policji, straży, nauczycieli, służb ratowniczych czyli zawodów „federalnych”) Jeśli nie musi to tego zazwyczaj nie robi a jeśli robi to np. po roku zatrudnienia. Pracodawca w USA płaci choremu pracownikowi zazwyczaj 5 „sick days” (policja, straż pożarna, służby ratownicze, wojsko: 12 dni). Dla otrzymania „sick day” nie trzeba iść do lekarza. Wystarczy zadzwonić do pracy i powiedzieć że dzisiaj nie jesteśmy zdolni do wykonywania pracy. Koniec, kropka. Jeśli chorujemy dłużej niż owe 5 dni trzeba już zaliczyć procedury HIP (zbliżone do naszych zwolnień lekarskich). Przypomnę że nasi pracodawcy walczyli aby zmniejszono im opłaty na chorych pracowników z 35 na 30 dni w roku. To robi różnicę. Pamiętajmy że w USA zazwyczaj pierwsze 300 USD za świadczenia lekarskie w roku ponosimy z własnej kieszeni (poza wypadkami w pracy czyli coś na wzór naszego „udziału własnego” w stłuczce samochodowej. To są dziesiątki miliardów USD rocznie nie wypływające z systemu HIP. No i leczenie w szpitalu. Koszt „samego przebywania na oddziale” to zazwyczaj 2500-3000 USD/dziennie. Doliczywszy zabiegi i operacje daje to nawet 10 000 USD/dziennie. Masz dom (ładny z basenem, jacuzzi i jachtem oceanicznym) to dobrze, zachorowałeś i „zapomniałeś” o wykupieni ubezpieczenia jeśli pracodawca ci go nie dał (za 50 % dopłatą z twojej wypłaty), szkoda. Po dom przyjdzie komornik i nie ma „Boże pomiłujsia”. Te elementy opisane, przelotnie ujmując niby bez znaczenia dla pracownika, mają wielkie znaczenie dla obciążenia pracującego. I żadna władza, ani obecna ani następna tego nie zmieni bowiem nie „zaproponuje” w/w rozwiązań, z oczywistych powodów. Podobnie z systemem „social security” czyli naszym systemem emerytalnym który zabezpiecza naprawdę wysokie emerytury (sic!!!!!!) (w stosunki do zarobków uzyskiwanych podczas pracy zawodowej). Tego zagadnienia (bardzo ciekawego w rozwiązaniach) nie omawiam, ale ma ono znaczący wpływ na „odpisy” od wynagrodzeń. I tutaj także nie oczekują zmian na naszym podwórku. Społeczeństwo (gdzie wielu otrzymuje emeryturę równą ostatnim zarobkom) nie dopuszcza do siebie myśli że „z social security” nie da się miesiąca przeżyć i że „emeryturę” wykuwamy każdego dnia podczas zawodowego funkcjonowania. Sorry Guys. „Komuna” dawała bezspornie więcej masom „do kieszeni”. O tym ze na „kolorowy” telewizor trzeba było przeznaczyć równowartość rocznych poborów już nie pamiętamy. I tylko dowcip o wypadku komunikacyjnym Niemca, Amerykanina i Polaka gdzie całkowitemu zniszczeniu uległa syrenka naszego rodaka nadal rozwesela.
0 Lubię -
Gość - Julek
Odnośnik bezpośredniTu jest odpowiedź. http://pilaster.blog.onet.pl/2009/01/24/wojna-ktora-zdeformowala-europe/
0 Lubię -
Gość - Gość
Odnośnik bezpośredniDo tej pory nie musiałem wychodzić na ulice i place by domagać się igrzysk i chleba. Igrzysk było pod dostatkiem a chleba też wystarczało. Często pozwalałem sobie na luksus – na zmianę z własnym wypiekiem kupowałem „klinek” za 6zł. Na sześć osób szło mi tego niecałe dwa bochenki dziennie. Własny chleb piekłem zaś przy okazji uzbierania wystarczającej liczby pałek z ćwiartek kurczaka. Wtedy było święto, niezależnie od dnia tygodnia – chrupiący chleb i chrupiący kurczak. Nikogo przy stole nie brakowało i to był jedyny dzień, kiedy nie zwracało się uwagi na savoir vivre. Wczoraj chleb podrożał na 7.20. Kupiłem choć ostatni raz. Całkowicie przechodzę na własny wypiek – pszenno-żytni, z ziarenkami, częściowo na zakwasie, częściowo na drożdżach. Przy okazji trochę refleksyjnie przypomniałem sobie część modlitwy: „chleba naszego powszedniego...”. Wspomniałem również opowieść dziadka, jak dostał lanie, że strącił chleb ze stołu na ziemie - nie podniósł, nie przeprosił i nie całował...
Jeśli jeszcze obowiązuje ustalona kiedyś prawidłowość, że byt kształtuje świadomość, to na kanwie wypowiedzi Autora zastanawiam się nad kolejnością: „trzeba w tych głowach coś mieć”, czy w chlebaku trzeba coś mieć… Jaka kolejność?
PS. Szalenie przeżywam tragedię ludzi po nawałnicach. Zastanawiam się, że w polityce to pełno Pana Boga, a w takiej tragedii Go nie ma. Warto byłoby ogłosić, że to za karę, w ramach doświadczania, czy w nagrodę…? Specjaliści udowodnią przecież wszystko. A może to mściwy Bóg z innej religii wspomaga swój naród – niszczy innych i depopuluje. Rozumiem że mohery i wyborców PO, ale żeby harcerzy… Przecież to jeszcze ministranci i procesyjna biel a w przyszłości wyborcy PiSu. Panie, czy nie wie Twoja prawica, co czyni Twoja lewica? A minister Błaszczak wie! O lewicy i „lewactwie” wie wszystko… i ma barierki. Tylko Pani Premier jest jak ten Bóg – jest wszędzie...0 Lubię -
Gość - Gość
Odnośnik bezpośredniCzy z tego, co wyżej, dałoby się wysnuć tezę, że umierają „dzieci boże”, a „lewacy” zdychają…? Taką tezą „zaraził” mnie ŁA, ale nie podał dowodów. Może więc problem tkwi w uzasadnieniu ekonomicznym?
A tak ogólnie to „Chwała Bogu i Partii”. Wiadomo której...0 Lubię
Skomentuj
Komentuj jako gość