Sprowokował mnie wpis Czytelnika o nicku "rob" na forum pod moim komentarzem "Niech prawo znaczy prawo, a sprawiedliwość sprawiedliwość", który kwestionuje moje twierdzenie, że polscy sędziowie zarabiają relatywnie bardzo dobrze na tle Europy, mamy najwięcej sędziów na 100 tys. mieszkańców a na „sprawiedliwość” czeka się najdłużej. Przytaczam poniżej fragmenty raportu z 2010 roku Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka za pieniądze Fundacji Batorego (Sorosa) pt. „Efektywność polskiego sądownictwa w świetle badań międzynarodowych i krajowych”. Czytamy w nim: Wymiar sprawiedliwości, w szczególności sądy, negatywnie ocenia 44 proc. Polaków.
Badani obywatele uważają, że polskie sądy działają nierzetelnie, stronniczo, a także są zbyt kosztowne dla podatnika. Z drugiej strony, w debacie pokutuje od lat kilka mitów na temat przyczyn słabości sądownictwa. Mówi się przede wszystkim o jego niedofinansowaniu i niedostatkach kadrowych (zbyt mała liczba sędziów i personelu pomocniczego) oraz o opóźnieniach w postępowaniach sądowych w całej Polsce. Tymczasem dane zgromadzone w ramach badań międzynarodowych w połączeniu z informacjami Ministerstwa Sprawiedliwości przeczą powyższym tezom.
1. Relacja zagregowanych wydatków na sądy, prokuraturę i pomoc prawną do PKB per capita jest w Polsce znacznie wyższa niż we wszystkich najlepiej rozwiniętych państwach Unii Europejskiej W 2006 r. Polska znalazła się na 6. miejscu wśród krajów należących do Rady Europy pod względem udziału zsumowanych wydatków publicznych na wymiar sprawiedliwości w Produkcie Krajowym Brutto per capita, wyprzedzając takie kraje jak Niemcy (11 miejsce) czy Hiszpania (20 miejsce). Wyniki te skłaniają do pytań o dokładną strukturę wydatków publicznych i efektywność gospodarowania dostępnymi środkami na wymiar sprawiedliwości.
2. Poziom zatrudnienia w polskich sądach jest relatywnie wysoki. Fakt, że nie przekłada się to na efektywność działania sądów może wynikać z dwóch przyczyn: (a) nadmiaru stanowisk funkcyjnych obsadzonych przez sędziów i odrywających ich od orzekania; (b) braku systemu zarządzania obciążeniami nakładanymi na sędziów, zarówno w skali ogólnokrajowej, jak i pojedynczego sądu.
3. Przewlekłość postępowań sądowych to od lat jeden z najważniejszych problemów polskiego wymiaru sprawiedliwości. Nie dotyka on jednak w równym stopniu wszystkich sądów (przynajmniej gdy chodzi o sądy gospodarcze). Czas trwania postępowań w różnych okręgach sądowych jest bardzo zróżnicowany. Może to oznaczać, że sieć sądów i rozkład zatrudnienia nie jest dostosowany do obciążeń mierzonych liczbą i stopniem skomplikowania wpływających spraw.
Z ponad 550 wyroków stwierdzających naruszenie Europejskiej Konwencji Praw Człowieka (EKPC) przez Polskę, które zapadły do 1 stycznia 2009 r., można szacować, że ok. 1/3 stanowią wyroki dotyczące naruszenia prawa do rozpoznania sprawy w rozsądnym terminie (art. 6 EKPC).
Badania CEPEJ potwierdzają również fakt opóźnień w postępowaniach sądowych w Polsce.
Problem przewlekłości postępowań przed polskimi sądami potwierdzają również wyniki zawarte w „Doing Business” w odniesieniu do czasu dochodzenia należności umownych. Od początku badań DB w tym obszarze pozycja Polski tylko nieznacznie poprawiła się (z 1000 dni do 830 dni, które obejmują składanie pism procesowych, obsługę administracyjną, postępowanie sądowe i egzekucyjne). Dane te dotyczą tylko Warszawy.
Trudno jednak uznać to za satysfakcjonujący wynik w porównaniu z innymi krajami należącymi do Rady Europy. Dotyczy to w szczególności długości postępowania jak i liczby procedur. Przykładowo to samo postępowanie co w Polsce składa się z mniejszej ilości etapów (30) i trwa o wiele krócej na Litwie (210 dni). Podobnie jest we Francji, w której 29 wydzielonych etapów postępowania (procedur) przekłada się na 331 dni do wyegzekwowanie należności.
Podsumowanie
Międzynarodowe badania porównawcze nie dają jednoznacznej diagnozy problemów polskiego sądownictwa. Pozwalają jednak wskazać na kilka nieuniknionych reform, które muszą zostać wprowadzone w polskim sądownictwie by stało się ono bardziej efektywne:
(1) Nieefektywne zarządzanie środkami publicznymi na wymiar sprawiedliwości – relatywnie wysoka suma wydatków publicznych na wymiar sprawiedliwości w połączeniu z jego niską efektywnością każe pilnie przyjrzeć się sposobowi gospodarowania budżetem sądownictwa. „Dosypywanie“ kolejnych milionów (miliardów) złotych do niesprawnego organizmu to prosta droga do zakonserwowania negatywnych zjawisk i hamulec dla działań zwiększających gospodarność w wykorzystywaniu środków publicznych.
(2) Przerost etatów funkcyjnych pełnionych przez sędziów i odciągających ich od orzekania przedstawione w raporcie dane wskazują na zjawisko, które można określić jako „uciekanie” sędziów od orzekania na stanowiska funkcyjne. Jego przyczynę łatwo wskazać – pełnienie funkcji oznacza wyższe wynagrodzenie. Nieuniknionym skutkiem tego jest natomiast zmniejszenie liczby spraw rozpoznawanych przez sędziów „funkcyjnych”, zwiększenie obciążeń pozostałych sędziów, a w ostatecznym rozrachunku wydłużanie czasu rozpoznawania spraw.
Innymi słowy, w polskim sądownictwie działa błędny system bodźców adresowanych do sędziów – zamiast premiować szybkość i sprawność orzekania, motywuje się sędziów do ubiegania się o etaty funkcyjne, które pozwalają na wyższe wynagrodzenia.
(3) Brak systemu zarządzania obciążeniami poszczególnych sądów i sędziów – przewlekłość postępowań dotyka polskie sądy w sposób zróżnicowany. Od wielu lat najgorzej po tym względem wygląda sytuacja w sądach warszawskich. Mimo to, trudno dostrzec skuteczny system zarządzania siecią sądów, a także obciążeniami poszczególnych sądów i sędziów, który zmniejszyłby zróżnicowanie pod względem czasu rozpoznawania spraw w różnych miejscach w Polsce".
Fundacja Helsińska nie badała zjawiska korupcji w sądach.
Tyle Helsińska Fundacja Praw Człowieka, której szefem był obecny Rzecznik Praw Obywatelskich Artur Bodnar. Raport został opublikowany w 2010 roku. Jeszcze 5 lata rządziła PO i PSL i nic z tym nie zrobili. Fundacja Helsińska przeszła nad tym do porządku dziennego i wsparła demonstracje pod sądami (czytaj wzięła udział w astroturfingu), a jej były wiceprezes, obecny Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar nie domagał się w imieniu obywateli o reformę sądów, przynajmniej w zakresie zakreślonym własnym raportem. Przeciwnie.
Adam Socha
PS. Sprostowanie. "rob" napisał: "Z uwagi na kilka sporów sądowych, które Pan Redaktor przegrał zrozumiale jest, że nie lubi sędziów". Jest Pan w błędzie. Na kilkanaście spraw, które mi wytoczono zarówno z kk (part. 212) o zniesławienie, jak i cywilnych o naruszenie dóbr osobistych, przegrałem tylko jedną, z Piotrem Obarkiem, któremu zarzuciłem plagiat pracy doktorskiej. Przegrałem, gdyż sędzia Przenmysław Jagosz uznał, że moim obowiązkiem było przedstawić oryginał pracy doktorskiej Piotra Obarka. Pracy, która w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęła z Akademii Sztuk Pieknych i z archwiów promotora i recenzentów, a sędzia nie chciał uznać dowodu w postaci ksera tej pracy dostarczonego mi przed dr. hab. Małgorzatę Chomicz. Natomiast inny sędzia tego samego Sądu Okręgowego w Olsztynie Wojciech Wacław w procesie wytoczonym przez Obarka pani dr. hab. M. Chomicz ten sam dowód uznał za wiarygodny i oddalił pozew Obarka. A że jest plagiatorem dowiodłem później na podstawie jego habilitacji.
Poza tą sprawą sędziowie stawali zawsze po mojej stronie, jako dziennikarza, demaskującego nadużycia ludzi władzy. Nawet, gdy do władzy doszedł SLD i pozwał mnie wojewoda, póżniej senator SLD Janusz Lorenz, wygrałem we wszystkich instancjach włącznie z Sądem Najwyższym. Toteż osobiście mam bardzo dobre doświadczenia z sądami.
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość