Nie chciałbym znęcać się nad Szanownym Redaktorem Kowalczykiem za bardzo, ale trochę jednak chciałbym. Znamienny tekst "Rosja - Polska..." (marcowa "Debata") Szanowny Redaktor rozpoczyna z tzw. grubej rury. Twierdzi mianowicie, że Polska jest krajem "owładniętym rusofobią". No i OK, dotąd wszystko się zgadza, no bo to tylko jedna opinia jednego rusofila. Niestety, artykuł na tym się nie kończy, co sprawia, że wywód dalszy jest bez sensu z punktu widzenia logiki.
Doceniając pazurzasto - pazerny język Szanownego Redaktora, wypada bowiem zauważyć, że słówko "fobia" odnosi się do stanów emocjonalnych, ergo: nie wymagających uzasadnienia. Ja np., nie wiedzieć dlaczego, od dnia narodzenia jestem anglofilem, ze szczególnym uwzględnieniem piłkarskiej jedenastki Albionu. Kompletny nonsens zważywszy, że powodów uwielbienia tamtejsi futboliści nie dają co najmniej od dwóch dekad. Ale tak mam, finito, niczego tu nawet nie próbuję pojąć. Tymczasem Szanowny Redaktor racjonalizuje domniemane fobie ludu Nadwiślańskiego na bitych dwóch stronach. Widać wiele trzeba zachodu, aby owej "oczywistej oczywistości" dowieść.
Być może jednak rozpisując się tak mocno Szanowny Redaktor miał na celu zwalczać nie polskie fobie ale polskie racje ? Mam bowiem niejakie poczucie, że co najmniej od Sejmu Niemego istnieją dość racjonalne powody nie do fobii, lecz prosto uzasadnionych obaw Polaków względem moskiewskich machinacji. Coś jest na rzeczy, że niemal sąsiadujący z tekstem Szanownego Redaktora wywód JM Ambasadora Wszechrusi gada do nas w zasadzie identycznym językiem: zauważając rzecz oczywistą, czyli fatalny stan stosunków państwowych polsko - rosyjskich, implikuje z gracją cepa parowego winę wyłącznie polską. Identyczne są też lekarstwa sugerowane przez obu panów. Ruki po szwam i twarz w ceber. I ta mowa jest nienowa. Roku pańskiego 1941 panowie generałowie Anders i Berling, obaj właśnie wypuszczeni z sowieckich kazamatów, mieli liczne pogaduchy nt. zasadniczy, czyli: co dalej ? Anders mówił głównie o 17 września, o zaborze połowy kraju, o nieprawdopodobnych cierpieniach obywateli II RP doznanych od świeżo upieczonego "sojusznika naszych sojuszników" itp., itd. Berling miał jeden respons: i co z tego ? Trzeba wszystko zapomnieć, trzeba nie mówić, słuchać sowietów, może coś przy nich tym sposobem ugramy.
Nie mam na celu dospawania Szanownego Redaktora do person niedwuznacznych, podejrzanych. Mam na celu zarysowanie od dawna istniejącej alternatywy polskiego myślenia o Wschodzie. Jeden jest zdecydowanie do - rosyjski, drugi zdecydowanie od - rosyjski. Każdy ma w arsenale sporo amunicji. Przyjmijmy na chwilę, że obie tezy są równorzędne z pozycji polskiej racji stanu. Że i tu, i tu dopatrywać można źródeł dobrostanu Rzeczpospolitej. Ale i dziękować Bogu, nie jesteśmy tu skazani na wyłącznie teoretyczne rozważania: historia, dzieje nasze narodowe dają dość materiału do oceny, realizacja której z opcji opłacała nam się bardziej, na której z nich wyszliśmy lepiej.
Dam już spokój z przypominaniem "osiągnięć" Polski Ludowej, ostatniego znanego etapu realizacji opcji prowschodniej. Każdy widział jak było, a jak nie widział, to i specjalista nic tu nie poradzi. Przypomnieć za to warto fazę tuskowej otwartości na moskiewskie powiewy. Przyjacielska pogawędka na sopockim molo (do dziś zachodzę w głowę, jakim cudem prezydent Putin dogadał się z monojęzycznym wówczas premierem Donaldem) skończyła się nieledwie kopniakiem w twarz wymierzonym zaledwie kilka miesięcy później. Wydaje się, że sławetna konwencja czikagowska, zaproponowana chwilę po smoleńskim dramacie przez Rosjan, została przyjęta przez światły rząd platformerski bez chwili refleksji, właśnie w imię wiary, ufności, dobrej woli itepe. Fobiczna Polska uwierzyła w gentelman' agreement zawartą z reprezentacją ludzi o duszy szerokiej a wzroku jasnym. W podzięce dostaliśmy lawinę szyderstw i kpin. Pijany dowódca Sił Powietrznych, pijany Prezydent RP, zmiksowane zwłoki w lutowanych pudłach, odmowa zwrotu rozbitego samolotu jako forma pokazania nam wszystkim "wała"... No, ale to Polacy mają fobie i antyruską paranoję.
Kolega Melchiora
„Rosja: sąsiad czy wróg?”
Miesięcznik "Debata" i Książnica Polska zapraszają na III „Debatę z Debatą”, po debacie na temat stosunków polsko-ukraińskich i polsko-niemieckich będziemy się spierać o relacje z Rosją. Debata pt. „Rosja: sąsiad czy wróg?” odbędzie się w czwartek 30 marca o 17.30 w „Książnicy Polskiej” w Olsztynie przy placu Jana Pawła II (II p.) Wprowadzeniem do debaty będą wystąpienia autorów tekstów w marcowym numerze debaty nt. stosunków polsko-rosyjskich. Red. Adam Kowalczyk będzie uzasadniał swoją tezę o konieczności związania się z Rosją. Red. Bogdan Bachmura powie, dlaczego nam z Rosją nie po drodze.
Ponadto do udziału w debacie zaprosiliśmy: prof. Selima Chazbijewicza, politologa z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, Marcina Nosala, Konsula Generalnego RP w Kaliningradzie, burmistrz Braniewa Monikę Trzcińską, Tadeusza Baryłę z Ośrodka Badań Naukowych w Olsztynie, zajmującego się od wielu lat monitoringiem mediów w Kaliningradzie, wieloletniego korespondenta „Gazety Wyborczej” w Moskwie red. Wacława Radziwinowicza, prezesa Stowarzyszenia Polska Wschód Wiesława Łubińskiego, prokuratora generalnego w stanie spoczynku, który w latach 1990-1999 nadzorował śledztwo ws. zbrodni katyńskiej Stefana Śnieżkę, mec. Lech Obarę z kancelarii Lech Obara i współpracownicy w Olsztynie, kancelaria obsługuje przedsiębiorców polskich działających na rynku rosyjskim oraz rosyjskich działających w Polsce, Zbigniewa Pietrzaka, przewodniczącego Komisji Współpracy Międzynarodowej sejmiku województwa warmińsko-mazurskiego, Artioma Bologova, prezesa Stowarzyszenia Mała Rosja w Olsztynie, Sławomira Pszennego, prezesa warmińsko-mazurskiej Endecji, Irena Korol - prezes Stowarzyszenie Dom Polski im. Fryderyka Chopina w Czerniachowsku.
Debatę poprowadzi: red. Adam Socha
Termin debaty: czwartek 30 marca o godzinie 17.30.
Miejsce: „Książnica Polska”, plac Jana Pawła II w Olsztynie, II piętro.
Skomentuj
Komentuj jako gość