Tak napisał Marcin Fijołek tytułem komentarza do swojego wywiadu z Joachimem Brudzińskiem, politykiem nr 2 w PiS, który ukazał się w poniedziałkowym tygodniku „Wsieci” (12.09.). „PiS musi pokazać inną jakość niż Platforma. Inaczej skończy tak samo” - napisał Fijek i przytoczył znamienną wypowiedź Brudzińskiego. Przeczytaj ważny tekst Fijołka i komentarz do niego Adama Sochy.
Joachim Brudziński pytany o największe wyzwanie, z jakim PiS zmaga się w pierwszym roku rządów, nie wskazuje na Trybunał Konstytucyjny, opozycję, presję ze strony Brukseli, kontratak korporacji, ani nawet nieprzychylność mediów. Szef struktur Prawa i Sprawiedliwości wskazuje na… swoje szeregi.
Wyborcy mogą wybaczyć nam wiele potknięć, ale nie wybaczą takiej postawy, jaką prezentowała PO przez osiem lat - tej buty, bufonady i poczucia, że wizerunkowymi sztuczkami można kupić poparcie Polaków na zawsze. Nie wybaczą też tego, co ujawniła afera taśmowa, czyli potraktowania państwa jako dojnej krowy dla kolesi i lokalnych sitw. (…) Przyznaję, że takie niebezpieczeństwo istnieje. Cytując znajomego działacza: wielu poubierało się teraz w gacie z napisem „PiS” i udaje „sierioznych” działaczy, a interesuje ich jedno - własne interesy. Takie postawy i myślenie trzeba ciąć do kości, bo jeśli byśmy na tym nie zapanowali, to jest po nas. Nie pomoże nam ani 500+, ani obniżenie wieku emerytalnego, ani ciężka praca rządu
— przekonuje nowy wiceprezes PiS.
Ocena Brudzińskiego wpisuje się zresztą w przekaz, jaki liderom i politykom swojej partii przedstawił Jarosław Kaczyński na niedzielnej Radzie Politycznej.
WIĘCEJ: Kaczyński na Radzie Politycznej PiS: „Brudne sieci wokół nas, musimy to od siebie radykalnie odcinać!” Będą nowi wiceprezesowie partii praca rządu)
Dobrze, że wreszcie w PiS zaczynają zauważać problem, bo szczerze mówiąc, to jeden z ostatnich alarmowych dzwonków. Przed arogancką postawą ostrzegało i ostrzega wiele osób - także tych z szeroko rozumianego obozu konserwatywnego, którzy nie są z definicji nastawieni negatywnie do PiS i Jarosława Kaczyńskiego.
A problem istnieje, co pokazują kolejne tygodnie i miesiące. Spory wokół stanowisk w radach nadzorczych, pytania o kompetencje ludzi wokół ministrów i posłów, pokusy dogadywania się z ludźmi z platformerskiego reżimu, którzy w zamian za święty spokój pokazują, jak sprawnie wydoić jedną czy drugą instytucję. Na konkrety przyjdzie zresztą wkrótce czas. Problem nakreślił w swoim głośnym w ostatnich godzinach wpisie na Facebooku Wojciech Mucha z „Gazety Polskiej”, ale sprawa jest głębsza i dotyczy nie tylko kilkunastu nazwisk, ale mentalności, przeświadczenia, że wszystko wolno, arogancji.
Polacy oddali stery państwa w ręce polityków PiS nie dlatego (a przynajmniej nie tylko dlatego), że zauważyli w tym środowisku osoby o wielkich kompetencjach, niebywałych zdolnościach. Nie tylko dlatego, że porwała ich wizja konserwatywnej rewolucji w kulturze czy postawienie na poważnie sprawy smoleńskiej. To wszystko mieli do wyboru już w 2011 roku i jakoś się nie udało.
Śmiem twierdzić, że PiS dostało od społeczeństwa mandat z powodu deklarowanej i często potwierdzonej w czynach uczciwości. Mogą przydarzyć się wpadki personalne, może zabraknąć pieniędzy na niektóre z obietnic, ale PiS dawało gwarancję, że nie powtórzy się klimat układu i układzików rodem z Sowy i Przyjaciół. Słowem - może i są mniej cwani i sprytni, ale przynajmniej uczciwi.
Rozumiem, że każda władza deprawuje, że pokusy i przeróżnego rodzaju przekręciarze pojawiają się tam, gdzie wyczuwają zapach publicznych pieniędzy. Że wielu przestępuje z nogi na nogę, by załatwić swoje małe deale. To naturalne. Ale wszystko zależy od reakcji PiS. Albo takie sprawy będą wypalane gorącym żelazem, przy udziale CBA, prokuratury i władz PiS (w ostatnim przypadku chodzi o decyzje personalne), albo zatriumfuje mentalność TKM („Teraz, k…, my”) i ekipa ta otrzyma od wyborców czerwoną kartkę. Tę samą, którą dostała w końcu Platforma.
PiS musi pokazać inną jakość niż Platforma, dać wyraźny sygnał, za którym pójdą decyzje, że błędy mogą się zdarzyć, ale patologie III RP nie zostaną, nie będą ewoluować w IV RP. Inaczej skończy się tak samo jak z Platformą. Joachim Brudziński ma rację - nie pomoże wtedy ani 500+, ani wiek emerytalny, ani żadne inne reformy.
PiS nie walczy dziś z dogorywającą Platformą i karykaturalną Nowoczesną. PiS walczy dziś z o wiele trudniejszym przeciwnikiem - samym sobą. Od wyniku tej walki zależeć będzie wynik kolejnych wyborów.
Aktualizacja: PS. Posiedzenie Rady Politycznej PiS dopisało małą puentę do tego tekstu.
Musimy gorącym żelazem wypalić w urzędach i spółkach tych, którzy myślą tylko o sobie
— powiedział Jarosław Kaczyński.
Oby ta zapowiedź przełożyła się i na praktykę.
NIE MAM ZŁUDZEŃ – komentarz Adama Sochy
Mam swój osobisty papierek lakmusowy, czy nowe-stare kierownictwo PiS-u serio chce zacząć wypalać gorącym żelazem „TKM” w szeregach swojej partii. To sprawa postępowania prokuratorskiego w sprawie finansów stowarzyszenia Helper. Gdy już prokurator Prokuratury Okręgowej w Olsztynie Robert Łyżwa, po roku śledztwa miał podjąć decyzję, sprawa została mu zabrana, po rozporządzeniu ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i przeniesiona do Prokuratury Regionalnej w Białymstoku, gdy wystarczyło oddelegować do niej prokuratora Łyżwę z Prokuratury Okręgowej w Olsztynie do Prokuratury Regionalnej w Białymstoku. Jeśli sprawa Helpera zostanie zamieciona w Prokuraturze Regionalnej w Białymstoku pod dywan będzie to dla mnie, a myślę, że nie tylko dla mnie, jaskrawy dowód na to, kto nami rządzi.
Wyrazem tej arogancji władzy PiS, o której mówi Joachim Brudziński jest też polowanie na mnie, jako dziennikarza, rozpętane przez działaczki PiS, poseł Iwonę Arent i prezes Helpera Katarzynę Kaczmarek, za to, że ujawniłem sprawę Helpera i konsekwentnie o niej informuję. Jedną sprawę z poseł Iwoną Arent już zaliczyłem. W zasadniczej części jej pozew został oddalony. Ponadto działaczki PiS złożyły na mnie w sumie dwa doniesienia. Policja wszczęła szeroko zakrojone śledztwo, jak przy najpoważniejszcyh przestępstwach. Otrzymałem też w ostatnim czasie 3 wezwania: jedno do zapłaty 900 złotych za zilustrowanie artykułu o śledztwie w sprawie Helpera, zdjęciem, na którym figuruje poseł Arent i prezes Kaczmarek. Zdjęcie pobrałem z witryny PiS-u, której moderatorzy na zasadzie bezumownej również korzystają ze zdjęć i tekstów z witryny „Debaty”. Prezes Helpera twierdzi, że to ich zdjęcie, żąda zapłaty za nie 900 złotych, inaczej sprawę odda do sądu. Odmówiłem. Odmówiłem również zamieszczenia dwóch sprostowań i przeprosin. Te żądania otrzymałem i od poseł Iwony Arent, i od prezes Helpera, po opublikowaniu artykułu pt. „Helper – pomocni za miliony z budżetu państwa”. Jako, że odmówiłem muszę się liczyć w sumie z dwoma procesami karnymi i trzema pozwami sądowymi. Jeśli trafi na prokuratorów oraz sędziów, którzy będą chcieli się wykazać przed działaczkami PiS-u, to czeka mnie „jesień średniowiecza”.
”Napisz do prezesa Kaczyńskiego, opisz, co te panie z tobą wyprawiają, prezes na pewno o niczym nie wie i dlatego mogą sobie pozwolić na kompromitowanie PiS-u" – radzą mi znajomi. Nie napiszę skargi, mimo że poseł Arent napisała na mnie skargę do ZG SDP żądając oddania mnie pod sąd dyscyplinarny stowarzyszenia oraz do mojego pracodawcy, żądając wyciągnięcia konsekwencji służbowych (czytaj - zwolnienia). Nie podzielam wiary moich znajomych w dobrego cara i złych bojarów. Ryba psuje się od głowy. Za głośno było o Helperze, aby nie dotarły informacje o tej aferze na Nowogrodzką, do siedziby centrali PiS-u w Warszawie. Panie Arent i Kaczmarek są podczepione pod Adama Lipińskiego, który w niedzielę 11 września ponownie wszedł do Biura Politycznego PiS-u, a więc ścisłego kierownictwa tej partii.
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość