Jest takie powiedzenie: „Uczciwością i pracą ludzie się bogacą”. Zostało ono wymyślone dawno temu, kiedy nikt jeszcze nie wyobrażał sobie, że można wyciągać pieniądze od frajerów organizując protest głodowy. Nam nie przyszłoby do głowy, żeby w związku z organizowanymi przez nas protestami w Lekitach nadstawiać słoik na datki i jęczeć o wsparcie. KODziarscy obrońcy demokracji mają jednak inne metody.
Najpierw wymyślają idiotyczne i pozbawione jakiegokolwiek sensu strachy na Lachy. Potem do akcji włącza się oburzony obywatel, czyli Andrzej Miszk – współzałożyciel Komitetu Obrony Demokracji. Deklaruje on, że będzie siedział w namiocie i nawet suchara do gęby nie weźmie, bo faszyzm, katotaliban, dyktatura i straszny Kaczor. Następnie odchudzony bohater ogłasza: „Kończę mój protest, ale walka trwa.” Po czym udaje się do domu i tam, według wpisu na jego stronie fb, dokonuje takich oto walecznych czynów:
„Wczoraj po powrocie do domu wziął kąpiel, siadł przy kominku, podyktował tekst oświadczenia, a potem oglądał wojenne filmy. Wypił tylko dwie szklanki soku pomidorowego z chili. Dziś rozpoczął dzień od wypicia dużej filiżanki słabej herbaty z miodem. Godzinę później zjadł jabłko. Na obiad była zupka dla niemowląt ze słoiczka z grzankami oraz pomidor bez skórki na ciepło z aromatycznymi przyprawami. Na deser actimel. Kolejny actimel z owocami (mandarynka, dwie figi, trzy morele suszone) na podwieczorek. Na kolacje będzie kromka razowego chleba z masłem i wędliną oraz sok owocowy.”
Mocna rzecz! Ale klaskanie to za mało. Trzeba odpowiednio uhonorować bohatera i jego dziarskie zaplecze. Jak? Oto apel zamieszczony na stronie głodującego obrońcy demokracji:
„Dziękujemy Andrzej Miszk za trud jaki podjął. Jest to naprawdę heroiczny i godny największego szacunku czyn. Zachęcam do wpłat na komitet działający przy Andrzej Miszk, ludzie Ci z wielkim oddaniem, poświęcając swój czas, prywatny i zawodowy, stanęli w obronie demokracji w Polsce. Wiem, jak czasochłonne i trudne jest organizowanie takich akcji. Takie akcje wymagają nakładów finansowych, utrzymania pikiety, wyżywienia dla ludzi ją obsługujących, środków materialnych jak namioty, koce. Zaopatrzenia w prąd, sprzęt. Jest to praca wielu ludzi, którzy stają w obronie podstawowych praw człowieka i obywatela.”
Tak to się robi, kochani! Patrzcie i uczcie się. Lansuje się głodującego bohatera, który w ramach budowania społeczeństwa obywatelskiego wysiaduje demokratyczne jajo w KODziarskim namiocie, a następnie regeneruje siły oglądając filmy wojenne i zajadając figi z morelkami. Zaś przy bohaterze siedzi komitet ze słoikiem na kasę, Misiu, kasę! Bo komitet nie głoduje i trzeba go wyżywić, a za udział w pikiecie wynagrodzić. Zaangażowali się oburzeni obywatele niepomiernie, poświęcili swój czas prywatny i zawodowy, więc niech im teraz frajerzy napełnią słoik na datki, bo „akcje wymagają nakładów finansowych”.
Ot, społecznicy całą gębą. Zupełnie w stylu naszych lokalnych państwa „artystów”, co to społecznie działają za społeczne pieniądze. Widocznie organizowanie protestów bez gratyfikacji zastrzeżone jest wyłącznie dla katotalibów, faszystów i moherów. Lemingi mają inny styl. Zrobią protest, pikietę, nawet głodówkę, a potem „zachęcają do wpłat”, bo przecież stawanie w obronie podstawowych praw człowieka i obywatela kosztować musi, a obrońcom kasa za ten wysiłek należy się jak psu micha i basta.
Przyglądamy się tej KODziarskiej farsie z perspektywy osób, które przez cztery lata protestowały, pikietowały i walczyły na drodze administracyjno-prawnej o to, żeby w Lekitach nie zostały wybudowane wiatraki w oparciu o decyzję rażąco naruszającą prawo. I wszystko to zrobiliśmy nie tylko poświęcając swój czas prywatny i zawodowy, ale również za własne pieniądze. Nigdy nie wyciągnęliśmy słoika na datki. Nigdy nie apelowaliśmy na fb o wpłaty na stowarzyszenie. Nigdy nie wypisywaliśmy bredni o tym, co zjadł na kolację Wojtek po powrocie ze szpitala, gdzie wylądował potrącony samochodem przez wiatrakowca i pobity przez jego synalka. Policja stosowała wobec nas przemoc i przyklepywała łamanie prawa. Urzędnicy poświadczali nieprawdę. Prokuratura pieczołowicie zamiatała to wszystko pod dywan. I tak oto w platfusio-ludowym państwie istniejącym teoretycznie kwitła wychwalana przez KODziarzy rzekoma praworządność. A lokalna i ogólnopolska sitwa robiła, co chciała. To było to cudo, w obronie którego głodował smakosz fig i morelek wspierany przez komitet proszący o datki na wyżywienie dla ludzi obsługujących ten cyrk. Puszczenie pawia na sam widok tej żałosnej, KODziarskiej szopki to doprawdy komplement.
Jest w tej całej farsie coś zabawnego. Oto w imię wydumanego zagrożenia dla ogółu, które jest de facto zagrożeniem dla kombinującej kliki, wystraszony ogół wrzuca kasę do puszki na wsparcie kliki w dymaniu ogółu. I do tego ślini się ten ogół jak głupi do sera i myśli, że wojuje o wyższą sprawę. Ależ ta klika musi mieć ubaw widząc ogłupionych przez siebie KODziarskich podskakiwaczy, którzy zrzucają się po dychu, żeby Kucyk Kijowski miał za co wojażować po USA, a Nowoczesny Rysiek kupić Rubikonia lepszego od Tuskowego konia wolności.
Szczerze mówiąc, żal nam tych rozhisteryzowanych lemingów, które poobwieszały się KODziarskimi znaczkami, żeby załapać się na jakieś kombatanctwo. Cwaniaki podstawiają im kolejnych bojowników o wolność i demokrację, a potem wyjeżdża słoik na datki i relacja o tym, że bohater wypił dwie szklanki soku pomidorowego z chili. Jeszcze trochę, a dowiemy się, czy bohater zaczął już regularnie defekować i czy pomogła mu w tym zupka dla niemowląt ze słoiczka z grzankami oraz pomidor bez skórki na ciepło z aromatycznymi przyprawami.
Redakcja WOLNE JEZIORANY
Skomentuj
Komentuj jako gość