W najbliższych tygodniach i miesiącach może się dużo wydarzyć na polskiej scenie politycznej. Prawo i Sprawiedliwość zapowiada po październikowym zwycięstwie wyborczym dokończenie budowy IV RP. Platforma po 8 latach nieudolnych rządów i oszukiwania Polaków jest skompromitowana, bez żadnych szans na sukces wyborczy. Jej ludzie walczą już tylko o indywidualne stołki w sejmie – niektórym się to z pewnością uda... Jest jeszcze Grzegorz Schetyna, który w tych okolicznościach nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Homo novus naszej polityki to Paweł Kukiz, który po zaskakująco dobrym wyniku w wyborach prezydenckich, pod hasłem „Dość!", chce ze swoimi ludźmi po wejściu do sejmu zmienić istniejący w Polsce system.
Większość dotychczasowych topowych polityków reaguje alergicznie, gdy pada pytanie o ich korzenie, poglądy i zaangażowanie polityczne ojca, matki, dziadków. A jakie to ma znaczenie...? – pytają oburzeni. A przecież znaczenie ma ogromne. Z Pawłem Kukiem jest inaczej – wcale nie kryje się z tymi sprawami. Jego dziadek Marian Kukiz przed II wojną światową był policjantem na Kresach Wschodnich, w czerwcu 1941 r. został zamordowany przez NKWD w więzieniu u Brygidek we Lwowie. Wtedy ojciec Pawła – Tadeusz Kukiz – w wieku 9 lat został wywieziony do Kazachstanu, skąd powrócił do okrojonej przez Sowietów Polski w 1946 r. Tadeusz Kukiz podjął studia medyczne, po ukończeniu których został cenionym lekarzem na Śląsku Opolskim. Dał się poznać jako autor kilkunastu artykułów drukowanych w specjalistycznej prasie naukowej. Nigdy nie zapomniał o Kresach, pasjonował się zawsze losem kresowych obrazów maryjnych, które zwoził z Wołynia i Podola, wiele pisał na ich temat. Przyjaźnił się z wybitnym pisarzem Stanisławem Srokowskim, byłym mieszkańcem województwa tarnopolskiego, częstym gościem w domu Kukizów, opisującym prozą martyrologię polskich Kresów Wschodnich. Tadeusz Kukiz zmarł 14 maja 2015 r., zaledwie kilka dni po sukcesie politycznym swojego syna. Nad grobem żegnał go między innymi ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski.
Paweł Kukiz jest muzykiem, aktorem i ostatnio politykiem. Lider zespołu „Piersi" wydał wiele płyt, z których utwory szybko stawały się przebojami. Wystarczy wspomnieć choćby takie krążki, jak wydane ostatnio „Siła honoru" (2012 r.) i „Zakazane piosenki" (2014 r.). Z nagraniem i promocją niektórych płyt miał Kukiz problemy, zwłaszcza po nagraniu utworu pt. „Samokrytyka (dla Michnika)". Jest już wiedzą podręcznikową, że przegrana byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego to w części zasługa rockmana Kukiza. To jego wyborcy w drugiej turze majowych wyborów poparli Andrzeja Dudę licząc na dotrzymanie słowa przez nowego prezydenta o dokonaniu znaczącej zmiany w Polsce.
Zarzut stawiany Kukizowi polegający na rzekomym stosowaniu średniowiecznego modelu uprawiania polityki, wycinaniu dawnych sojuszników politycznych, braku gotowości do prowadzenia dialogu jest nieszczery i wręcz głupi. Metody wodzowskie, oparte na charyzmie przywódcy to także cecha charakterystyczna innych liderów znanych formacji politycznych – Jarosław Kaczyński jednoosobowo rządzi PiS-em, a w PO do niedawna przez długie lata tak samo robił Donald Tusk. Doświadczył tego Grzegorz Schetyna i jego ludzie brutalnie odsunięci przez Tuska. Jednak „Grzesiek nie wybacza", przygotował plan odzyskania wpływów w rządzącej partii.
Paweł Kukiz jak kogoś wymanewrował to właśnie platformerskich cwaniaczków od Schetyny. Jesienią 2014 r. Robert Raczyński prezydent Lubina – jednej z najbogatszych gmin w Polsce – oraz jego „Bezpartyjni Samorządowcy" rozeszli się z prezydentem Wrocławia Robertem Dutkiewiczem, bo ten poszedł na współpracę z PO i śmiertelnym przeciwnikiem Schetyny Jackiem Protasiewiczem. To wtedy ludzie Schetyny złożyli propozycję kandydowania Kukizowi na prezydenta Wrocławia przeciwko Dutkiewiczowi. Paweł Kukiz odmówił, ale z 14. miejsca wystartował na radnego wojewódzkiego i wygrał z pierwszą lokatą na liście „Bezpartyjnych Samorządowców" w województwie dolnośląskim. Radnym Kukiz jest do dziś. Raczyński potwierdza te kalkulacje: „On stał się lokomotywą, twarzą naszego projektu, ale model polityczny budowaliśmy my". Od początku było też z Pawłem Kukiem ustalone, że będzie kandydował w maju 2015 r. na prezydenta Polski. Gdyby Kukiz się wtedy nie zgodził, Raczyński miałby innych popkulturowych kandydatów. W planach byłych platformersów miał Kukiz im później umożliwić dostanie się do parlamentu, miał ich przyjąć na firmowane swoim nazwiskiem listy wyborcze. Plany były takie – a zdradzają je wyrolowani z Dolnego Śląska – że po październiku 2015 r. miała powstać koalicja z PO, a Grzegorz Schetyna zostałby przewodniczącym partii po pełniącej obowiązki (p.o.) Ewie Kopacz. Plany te spaliły na panewce. Kukiz anulował stworzone z platformersami listy. Teraz Schetynie pozostała już tylko rola konia trojańskiego, który po niechybnie przegranych przez PO wyborach parlamentarnych najpewniej doprowadzi w Platformie do rozłamu i będzie dążył do stworzenia rządu koalicyjnego z PiS, o ile partia Jarosława Kaczyńskiego nie będzie rządzić samodzielnie. Tym, co ma teraz osłabić Kukiza i wzmocnić reprezentację Schetyny będzie ogólnokrajowa lista „Bezpartyjnych Samorządowców" i inne rozbijackie działania w terenie. Bardzo ważne jest to, ilu posłów w wyborach w dniu 25 października 2015 r. uda się Kukizowi wprowadzić do sejmu. Bo to, że wszyscy mamy już dosyć „sukcesów" rządzącej formacji – chyba zgadza się większość Polaków.
Paweł Kukiz jest klasycznym przykładem tego co politolodzy nazywają postpolityką. Polega to z grubsza na tym, że jego głównym celem jako polityka jest wygranie wyborów, ale wcale nie przez eksponowanie własnego programu politycznego, który nie ma tu większego znaczenia. Wszyscy wszak wiedzą, że programy formułowane w kampanii wyborczej nie są realizowane. Czy jeszcze pamiętamy, co Polakom naobiecywała PO, i co z tego zostało zrealizowane? – jest to naturalnie po ośmiu latach rządów „nagranych polityków" pytanie retoryczne. Ale czy rzeczywiście Paweł Kukiz nie ma programu?
Uważam, że Paweł Kukiz wie, dlaczego idzie do polityki. Po pierwsze są to JOW-y, czyli jednomandatowe okręgi mandatowe – to jest najważniejszy punkt kampanii przed referendum 6 września, ale i kampanii do parlamentu. Sam Kukiz przyznaje, że trudno będzie uzyskać frekwencję ponad 50 % – będzie to wręcz graniczyło z cudem. Ale została otworzona furtka w dotychczasowym systemie i każdy ma prawo wyboru: pójdzie lub nie, zagłosuje lub nie. Osobiście jestem zdania, że JOW-y powinny być wprowadzone również w wyborach samorządowych do sejmików wojewódzkich i w gminach powyżej 20 tys. mieszkańców, a także w miastach na prawach powiatów (np. Olsztyn). Może w końcu udałoby się usunąć zabetonowanych na swoich stołkach dotychczasowych polityków ciągniętych bezkrytycznie przez niezorientowane w ich nieudacznictwie centrale partyjne i ... system. Kukiz mówi, że chce w Polsce dokonać zmian na skalę porównywalną z uwłaszczeniem chłopów – chce repolonizować państwo czyniąc z Polaków rzeczywistych gospodarzy i obywateli swojej ojczyzny. Nazywa się to obywatelskość, a obywatelstwo to ma z obowiązku każdy z nas. Chodzi też o to, aby uczynić Polaków aktywnymi, współuczestniczącymi, wierzącymi w możliwość dokonania zmiany na lepsze, a nie obojętnymi na sprawy państwa wewnętrznymi emigrantami.
Jeśli się słucha to się usłyszy... Paweł Kukiz wielokrotnie mówił, co chce osiągnąć w polityce. Ale kontynuując postulat repolonizacji. Tutaj Kukiz występuje przeciwko wyprowadzaniu kapitału z Polski przez międzynarodowe korporacje. Skoro prawie wszystko w Polsce jest zagraniczne, a więc angielskie, francuskie, niemieckie (Tylko obozy są polskie...! – śmieją się niektórzy), to należy wiedzieć, że kosztuje to nas ok. 12 miliardów dolarów rocznie, czyli ok. 35 miliardów złotych. Korporacje powinny płacić podatki w Polsce albo tu inwestować swoje zyski. Tego chce Kukiz. W tle tych postulatów jest wyraźna konieczność zmiany naszej konstytucji. Dlaczego? Bo Polska to nie Ameryka, bo wpływ byłych komuchów na to co się teraz w Polsce dzieje jest olbrzymi, bo już minęło sporo czasu od jej uchwalenia, a świat wokół Polski i sama Polska bardzo szybko się zmienia. Zmiany w ustawie zasadniczej powinny iść w kierunku systemu prezydenckiego z obywatelskimi hamulcami pod postacią veta ludowego i referendum, którego decyzja byłaby wiążąca dla elit politycznych i parlamentu. Inaczej Trybunał Konstytucyjny obali każdą próbę zmiany dotychczasowego systemu. PO już zmieniła ustawę o TK i widać, że lada dzień zadba o „właściwą" obsadę personalną „zaprzyjaźnionymi sędziami". I dlatego nawet nowy prezydent Andrzej Duda, któremu dobrych chęci i woli działania odmówić nie sposób, razem z nowym parlament nic nowego w systemie nie zmienią. Dlatego zdaniem Pawła Kukiza jest potrzeba zmiany konstytucji – on chce po prostu zmienić system.
Henryk Falkowski
nauczyciel historii
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Skomentuj
Komentuj jako gość