Mamy nową władzę, czyli nową panią premier i jej rząd (w tym miejscu przypomina mi się Mickiewicz, gdy pisał: „Jeśli kto władzę cierpi, nie mów że jej słucha, Bóg czasem daje władzę w ręce złego ducha"). Odtąd pani Kopacz - „lekarka z prowincji", jak nazwała ją prof. Jadwiga Staniszkis, będzie jedną z najważniejszych osób w państwie. Jeśli dotąd nie interesowano się specjalnie panią Kopacz, nawet wówczas gdy była ministrem czy nawet marszałkiem Sejmu, to dziś sytuacja zmieniła się diametralnie. Większość chce wiedzieć kto był jej mężem, kim jest jej zięć, jak czuje się w roli babci, gdzie robi zakupy, z kim się przyjaźni i w jaki sposób poprawiła swój wygląd z zaniedbanej kobiety na ekspresywną pierwszą damę. To prawie powszechne zainteresowanie wypływa z faktu, że pani Kopacz zdobyła realną władzę, do której dochodzą tylko nieliczni, choć marzy o niej wielu!
Czym jest władza? Chęcią panowania i dominacji? Pragnieniem wpływania na losy ludzi, państw i dusz? Prestiżem? Synonimem siły? Gwarancją apanaży, przywilejów, zaszczytów i pieniędzy? Bezkarnością ukrytą za immunitetem? Marzeniem bycia jak Bóg, a więc Pierwszym i Ostatnim Słowem? Narzędziem do zdobywania wszystkich innych dóbr? Namiętnością, celem, poczuciem słuszności, siłą woli, narkotykiem, umiejętnością manipulacji? A może twardym kawałkiem chleba, służbą, poczuciem misji, imperatywem moralnym, wewnętrzną koniecznością, pragnieniem naprawy świata, aksjologiczną potrzebą, wewnętrznym przymusem, troską o dobro wspólne?
Władza jest prawdopodobnie mieszaniną wielu tych aspektów. Jedno wszakże jest pewne, że zawsze czeka przynajmniej dwa razy więcej chętnych, aspirujących do władzy niż wolnych miejsc. Tak dzieje się na każdym szczeblu rządzenia czy zarządzania, w każdej grupie zawodowej, środowisku, instytucji – w państwie, w Kościele, na uniwersytecie, w spółce, w gminie czy w placówkach kultury, a mechanizmy władzy są zwykle bardzo do siebie podobne. Grupa tych, którzy naprawdę nigdy nie chcą rządzić jest wąska. Reszta po cichu marzy o władzy, a jeśli nie dochodzi do niej, to dlatego, że boi się albo ma za słabe wpływy i aktualne możliwości lub po prostu zostaje wyeliminowana przez sprytniejszych przeciwników. Zresztą władza zawsze stanowi wąską niszę – niewielu tam się zmieści - co wynika z jej istoty - elitarności i trudnej dostępności obwarowanej siecią różnorakich uwarunkowań.
Władza, która deprawuje pysznych
Władza niewątpliwie pociąga ludzi o określonym typie charakteru i osobowości. Franz Herbert pisał, że wszystkie rządy muszą borykać się z powracającym problemem: władza zawsze przyciąga osobowości patologiczne. Tak więc nie sama władza deprawuje, lecz stanowi magnes dla podatnych na deprawację. Owszem jest magnesem, ale równocześnie potrafi zdeprawować. Przyciąga ludzi o mocnej osobowości, jednak niekoniecznie wyrazista osobowość powinna być podstawą powierzenia komuś najwyższej władzy. Hitler był niewątpliwie człowiekiem o silnej osobowości, podobnie jak Stalin, jednak były to osoby głęboko zaburzone. Władza im powierzona wygenerowała olbrzymie niebezpieczeństwo dla innych. Była włożeniem brzytwy w ręce małpy.
Osoby, które mają mniejszą zdolność samokontroli i autodyscypliny z łatwością wpadają w poczucie wyjątkowości, niepowtarzalności, w samouwielbienie, tracąc dystans, zdrowy rozsądek, poczucie miary i przyzwoitości, a także ...pamięć. Niejednokrotnie najgorszymi i zarazem pysznymi „władcami" są ci, którzy w pierwszym pokoleniu zostają inteligencją, czyli ci, którzy, mówiąc obrazowo, pierwsi w rodzinie zaczęli nosić garnitury lub kostiumy. Ich zamiłowanie do luksusu, wygody, użycia - przychodzące po nader skromnym życiu - przeradza się w żenujący, gorszący hedonizm, a także w wyzyskiwanie lub marnotrawienie środków publicznych, co nie znajduje żadnego uzasadnienia, poza osobistą chęcią wykorzystania sytuacji. Jednak ci „namaszczeni" - z powodu swej wyimaginowanej wyjątkowości - sądzą, że władza usprawiedliwia wystawny tryb życia, kolacje za kilka tysięcy, kosztowne limuzyny, wystrój gabinetów, do których tabliczka na drzwi, ta choćby do gabinetu ministra z PSL- nie wiedzieć czemu - miała kosztować 2644,5 zł, podczas gdy można było ją kupić już za 100-200 zł. Władza potrafi zdeprawować tak mocno, że wszelkie hamulce moralno-aksjologiczne przestają funkcjonować. „Wybrany" jakby funkcjonował poza dobrem i złem. Jedyny jego strach to ten, aby władzy nie utracić, jedyna troska, aby zostać ponownie wybranym, jedyne konstruktywne działanie, to utrzymanie strategicznej pozycji. Władza wówczas, w swej deprawacji, przywdziewa się w szaty umiłowania narodu, państwa, ubogich, wielodzietnych rodzin, zmarginalizowanych grup pracowniczych, wykluczonych, a także szacunku dla praworządności i standardów moralnych. Jeszcze gorzej, gdy władza jest sprawowana dożywotnio...
Zaślepieni władzą
Gdy władza staje się sensem życia - zaślepia. Wtedy nie widzi się niczego, a przede wszystkim swoich ograniczeń, niemożności, braku kompetencji, umiejętności, niedostatków moralnych. „Prowincjonalnej lekarce", która nie była wierna nauce swojego Kościoła i jako katoliczka popadła w ekskomunikę wydaje się, że może stać na czele rządu, który ma dbać o dobro ponad trzydziestomilionowego narodu, katechetce, widać słabo wyedukowanej, skoro przeszła przez PAX, wydaje się, że będzie rządziła między innymi służbami specjalnymi czy służbami mundurowymi w stanie zagrożenia kraju, posłowi o przeciętnej inteligencji, który nie zna angielskiego, wydaje się, że będzie skutecznym ministrem spraw zagranicznych, pedofilowi - zboczeńcowi wydaje się, że będzie nadal biskupem, niedouczonej doktorantce na uczelni wydaje się, że będzie prowadziła wartościowe badania naukowe. Chęć posiadania władzy albo jej utrzymania przesłania realne możliwości i zdrową ocenę zainteresowanych władzą, narażając niejednokrotnie innych na poważne konsekwencje, a państwo na straty nie do odrobienia.
Władza zaślepia również wtedy, gdy dla jej utrzymania poświęca się dobro całej wspólnoty promując swą sitwę, grupę trzymającą władzę czy partię lub po prostu zabezpieczając swój interes.
Władza zaślepia także często ludzi, wydawałoby się rozumnych i przyzwoitych, którzy pakują się w struktury zła. Ileż zacnych osób po wejściu do polityki staje po stronie zła, gdy swoim nazwiskiem, podniesieniem ręki, głosowaniem opowiada się za rozwiązaniami, które nijak mają się do wyznawanej przez nich wiary czy deklarowanej hierarchii wartości. Nowej minister Piotrowskiej wytyka się z lękiem jej katolicko -katechetyczną przeszłość, podczas gdy te obawy są zbędne! Piotrowska od lat w PO popierała jedynie słuszną linię partii, nie zawracając sobie głowy nauczaniem moralnym Kościoła. A ilu porzuciłoby je w całości, gdyby tylko mogli tej władzy dosięgnąć! Palikot, student filozofii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, który jest przykładem zaślepienia przez władzę, przeszedł najrozmaitsze etapy, aby dotrzeć na jej szczyty. Mając na oku tylko władzę, głuchoniewidomy na inne cele, dokonywał szaleńczych sztuczek, aby ten jedyny upragniony cel osiągnąć! Z konserwatysty wydającego prawicowy „Ozon" przepoczwarzył się w zajadle ujadającego antykościelnego populistę, który jest w stanie posłużyć się każdą ideą i osobą, aby istnieć polityczno-medialnie.
„Władza korumpuje, a władza absolutna korumpuje absolutnie" (Lord Acton)
Władza korumpuje, czy też osoby skorumpowane silniej się do władzy garną? Badacze z University of Lausanne postanowili sprawdzić, na ile prawdziwość tych słów da się potwierdzić w warunkach eksperymentu naukowego. Jak piszą na łamach czasopisma "The Leadership Quarterly", ich doświadczenia potwierdziły, że nawet osobom uczciwym trudno się ustrzec przed korumpującym wpływem władzy. Uczeni stwierdzili, że władza niestety korumpuje wszystkich, a przeciwdziałać temu można tworząc dobre prawo i przejrzyste instytucje. Ich wyniki wysnute na podstawie eksperymentu nie są wcale zaskakujące. Nasze własne polskie doświadczenie potwierdzało niejednokrotnie tę prawidłowość, że „to co nas podnieca, to się nazywa kasa", jak śpiewa Maryla Rodowicz, a co wyjawiły ostatnio choćby tak zwane „taśmy prawdy", czy „wynagradzanie" przez obecnie rządzącą partię swoich zasłużonych współpracowników sowitymi uposażeniami. Choć czy władza rzeczywiście korumpuje? A może raczej lęk przed utratą władzy?
Dyskretny urok władzy
Władza pociąga nie tylko zakochanych we władzy, ale także pociąga innych do władców, mimo pozornego ich lekceważenia, deprecjonowania czy krytykowania. Ten kto zdobywa władzę okazuje się nieoczekiwanie interesujący, mądry, silny, ciekawy. Ba... nawet atrakcyjny, uroczy, dowcipny, a nawet ...przystojny. Seksuolog Lew Starowicz twierdzi, że Tusk ma duże powodzenie u kobiet ponieważ działa „afrodyzjak władzy". Władza sprawia, że wokół polityków zawsze kręci się wianuszek kobiet i prawdopodobnie nawet posłowie Anna Grodzka czy Ryszard Kalisz mają swoich wielbicieli/wielbicielki. Kiedyś czytałam, że można mówić o feromonach władzy, które wyjaśniałyby popularność wielu mężczyzn sprawujących władzę, którzy bez tego atrybutu byliby przezroczyści, niezauważalni. Podobno zapach osoby sprawującej władzę jest inny – atrakcyjniejszy(?). Istnieją też naukowe doniesienia (badania J. Goncala z Industrial and Labor Relations na Cornell University i Michelle'a Duguida z Washington University), że doświadczanie władzy sprawia, iż ludzie czują się wyżsi niż faktycznie są i to około 5-6 centymetrów. Władza dodaje zatem uroku, urody, powabu, prestiżu i powagi.
Skazani na władzę
Jakże banalna to konkluzja, podobna do tej, że skazani jesteśmy na demokrację, ponieważ nikt niczego lepszego nie wymyślił... Niech jednak usprawiedliwi ją pewien cytat z cenionych przeze mnie „Mini wykładów o maxi sprawach" Leszka Kołakowskiego, który napisał: „Możemy zatem - i powinniśmy - organy władzy politycznej podejrzliwie traktować, sprawdzać jak najwięcej i w razie potrzeby na nie narzekać (a potrzeba jest prawie zawsze), nie powinniśmy jednak narzekać na samo istnienie, samą obecność władzy, chyba że wymyślimy inny świat, czego już wielu próbowało, ale nikt z powodzeniem". Niestety...
dr hab. Zdzisława Kobylińska
(Katedra Aksjologicznych Podstaw Edukacji UWM, etyk, filozof, publicysta, poseł na Sejm III kadencji)
Tekst ukazał się w miesięczniku "Debata" nr 10/2014, publikujemy za zgodą autorki)
Skomentuj
Komentuj jako gość