Znów odezwał się zły policjant PO do specjalnych poruczeń, Stefan Niesiołowski, poseł ziemi łódzkiej, bodajże. Wiadomo, że Stefan zawsze powie coś, czego oczekuje od niego partia miłująca pokój. Odsądzi od czci i wiary, bluzgnie i w ziemię wbije obcasem. Zaczynam się już obawiać, czy czasem Tusk i jego kolesie nie naczytali się za dużo Kim Ir Sena, by w duchu jego doktryny organizować seanse nienawiści w środkach masowego uzależnienia od koalicji rządzącej.
Powiem jak dziki Stefan: „Nie wiem czy jest sens to komentować.” Ale skomentuję. Odsyłanie oponentów do Tworek (bo myślą inaczej), porównywanie komisji Macierewicza do osławionej komisji Burdenki, usiłującej zwalić zbrodnię katyńską na Niemców, w wykonaniu Niesioła już nikogo prawie nie wzrusza, ni dziwi. Że ze Stefanem jest coś nie tak, wiadomo nie od dzisiaj. Jak trzeba kogoś zmieszać z błotem, nie masz lepszego janczara nad Stefana. Zawsze można liczyć, że z oczyma w słup i pianą, że się wyrażę jednakowoż nader kolokwialnie, na pysku, plunie jadem w stężeniu przekraczającym obronę immunologiczną organizmu przeciwnika. Zrobi to nieodpłatnie i bez trzymanki, by wesprzeć partyjnych kolesi trzymających się kurczowo swego scenariusza katastrofy smoleńskiej, w którym jest miejsce tylko na fanfaronadę lotników, pijaństwo Błasika i pancerną brzozę.
Poooszli w zaparte! O co najmniej jeden most za daleko. Gołym okiem widać, że praktycznie nie ma już granicy podłości, której nie przekroczą w trosce o integralną całość swoich tyłków. Mącą w ludzkich głowach chyba nie zdając sobie sprawy, że nawet w najbardziej otumanionych umysłach pojawia się przebłysk zdrowego rozsądku i zdolność właściwej oceny nagonki, jaką rozpętano tuż przed II konferencją poświęconą katastrofie smoleńskiej. Moje gratulacje dla „wolnych mediów”, które sua sponte, jak mawiali Rzymianie, jęły wylewać kubły pomówień, oszczerstw i prowokacji na każdego z co bardziej znaczniejszych uczestników, zaczynając od casusu pana Rońdy, który wydaje się klasycznym przykładem rozpracowania figuranta. Moje wyrazy uznania dla tzw. użytecznych idiotów, w których gronie zawsze pojawi się jakiś darzony niezbadaną serdecznością tłumów celebryta.
Byłoby to tylko śmieszne z uwagi na wyłażące zewsząd białe nici tej szytej na kolanie siermiężnej intrygi, gdyby nie kolejne podłości. W takich kategoriach oceniam inną opinię niezawodnego Niesioła, który oświadczył, że do dymisji powinien się podać prof. Michał Kleiber, szef PAN, za propozycję zorganizowania debaty komisji Laska i Macierewicza. Sprzysiężenie kłamców smoleńskich już dawno przekroczyło granice kręgów rządowych Polski, Moskwy i Europy. Amerykański University of Maryland zrezygnował ze współpracy z prof. Kazimierzem Nowaczykiem, jednym z ekspertów komisji Antoniego Macierewicza. Dziwnym zbiegiem okoliczności padł ofiarą redukcji etatów na uczelni. Takie są fakty.
Innym faktem jest język, jakim posługują się miłujący pokój i bliźniego politycy i celebryci z zaprzęgu Platformy. Bynajmniej nie nowy w wytwornej polszczyźnie publicznej. Bluzg, łgarstwa, knajackie odzywki, tudzież przykłady nieparlamentarnej polszczyzny wprowadzili do parlamentu błaźni spod znaku Ruchu Palikota i wyznaczeni do specjalnych poruczeń wesołkowie z PO. Kiedyś język rynsztoka, był zastrzeżony dla określonej grupy społecznej, teraz rozlał się szeroko po całym społeczeństwie.
Pewnie już będziemy się obrzucali inwektywami aż do końca świata, ale z jednym zastrzeżeniem. Wara obrazić takim językiem mniejszość seksualną. Za taki język zastosowany wobec homoseksualistów i lesbijek, bądź li tylko nieżyczliwe łypnięcie okiem na seksualnego odmieńca już niedługo, drodzy obywatele, będziecie palikowani przy ulicznych pręgierzach, umieszczani w gettach, a może nawet wywożeni kibitkami na Sybir. Dlaczego? A dlatego, że taką szczególną ochronę dla tej mniejszości, nie wiedzieć czemu dorzucając do pakietu Bogu ducha winnych Romów i osoby niepełnosprawne ( chyba żeby jeszcze bardziej odrzec ich z godności ), zawartą w projekcie sejmowej ustawy ( druk 1051 ), zamierzają wykręcić chłopcy palikotowcy skumani z towarzyszami millerowcami, w celu „wzmocnienia ochrony prawnej przed dyskryminacją, a także wprowadzenia do katalogu przesłanek antydyskryminacyjnych tożsamości płciowej i orientacji seksualnej”.
A ponieważ większość parlamentarna jest w stanie wszystko przegłosować, nawet wybór koziołka matołka na nowego szefa rządu, możemy już niedługo zostać zhaltowani przez policjanta za błahe uchybienie pod adresem np. zoofila-amatora. Zoofilia, psze państwa, jakby nie patrzeć, to też przecież rodzaj ekspresji seksualnej, której wolności wyrażania, a co więcej - szacunku dla niej, chronić będzie rzeczona ustawa. I nic nie szkodzi, że równolegle Niesioł i jemu podobni będą opluwać, wyzywać i dezawuować normalnych ludzi dochodzących prawdy w tej czy innej kwestii.
Myślę, że warto się wreszcie zmitygować, bo tylko patrzeć, aż lada dzień w progach domowego przedszkola stanie pan w stringach, z podręczną kozą ( mam tu na myśli ssaka krętorogiego, rodzaju capra ) wyrażając nieodpartą wolę zatrudnienia się tamże i edukowania waszych, naszych milusińskich. Ustawa będzie działać również w tym kierunku.
A więc myślcie, myślcie drodzy obywatele - wszak na myślenie nigdy nie jest za późno – i, na litość Boską, nie poprzestawajcie na słowiańskiej zasadzie: ani be, ani me, ani kukuryku. Pora przypomnieć sobie słowo NIE, bo inaczej przyzwolimy na zamianę naszego kraju w wielki dom wariatów obsługiwany wyłącznie przez młodych znachorów z PO i starych szamanów z dawnych politbiur.
Bożena Ulewicz
Skomentuj
Komentuj jako gość