Prawdę o Smoleńsku musi usłyszeć Polska i cały świat - mówi "Gazecie Polskiej" brat tragicznie zmarłego Prezydenta, Jarosław Kaczyński. Opowiada o tym, jak się dowiedział o katastrofie, mówi też o swojej podróży do Smoleńska, zwalnianiu konwoju i pewności szefa MSZ, który informując prezesa PiS o tragedii był już pewien winy pilota.
Leszek zadzwonił o 8.20. Myślałem, że już wylądował i dzwoni ze Smoleńska. Bardzo rzadko dzwonił z telefonu satelitarnego z samolotu. Powiedział mi, że z Mamą wszystko w porządku, i poradził, bym się przespał - opowiada "Gazecie Polskiej" Jarosław Kaczyński. Gdy ubierał się, by odwiedzić mamę w szpitalu zadzwonił telefon. - "Byłem pewien, że to brat telefonuje już ze Smoleńska. Usłyszałem jednak jakiś nieznajomy głos. Chyba był to któryś ze współpracowników ministra Sikorskiego. Później słuchawkę przejął sam minister. Poznałem go. Nie miałem cienia wątpliwości, że stało się coś złego. Dowiedziałem się, że doszło do katastrofy. Rozbił się samolot. Wszyscy zginęli."
Radosław Sikorski tuż po tragedii: To był błąd pilota
To jest wynik waszej zbrodniczej polityki - nie kupiliście nowych samolotów - usłyszał Sikorski od prezesa PiS. Polityk PO w Radio Zet zaprzeczył tym słowom. - Słowo "zbrodnicza" bym zapamiętał, więc na pewno nie padło, prezes Kaczyński dorabia sobie teraz animuszu, ale to były chwile, dosłownie minuty po katastrofie, minuty po tym, gdy ja się o tym dowiedziałem, więc myśleliśmy o ustalaniu faktów, a nie, przynajmniej ja nie myślałem o tym jeszcze kto jest winien, nie miałem na ten temat zdania”.
Jednak Jarosław Kaczyński opowiada dalej. Po kwadransie był drugi telefon. Znów od Radosława Sikorskiego. - Kategorycznie stwierdził, że katastrofa była wynikiem błędu pilota. Pamiętam jego słowa: „to był błąd pilota” - relacjonuje brat ś.p. Lecha Kaczyńskiego. Po tej wiadomości natychmiast udał sie do szpitala, by jak mówi "zabezpieczyć mamę, bo taka wiadomość w jej stanie mogłaby ją zabić". A po wizycie w szpitalu, tylko jeden cel. Jak najszybciej dostać się do Smoleńska. Lider PiS odmówił udania się na miejsce tragedii razem z premierem Donaldem Tuskiem.
Tusk pędził na wyścigi na lotnisko
- Miałem wrażenie, że Donald Tusk zdecydował się polecieć do Smoleńska wtedy, gdy dowiedział się, że ja tam lecę. Być może się mylę, ale tak to zapamiętałem. Nie chciałem jednak lecieć z premierem. Poleciałem z przyjaciółmi - mówi. Opowiada też o celowym zwalnianiu kolumny, w której jechał.
Po drodze zorientowaliśmy się, że tempo jazdy jest spowalniane. Dziś wiem, że nasze postoje i powolne tempo jazdy były wymuszone przez ścigającą nas delegację z premierem Tuskiem, który koniecznie chciał dotrzeć do Smoleńska przed nami. W pewnym momencie limuzyna z Donaldem Tuskiem minęła nas i dopiero wtedy pozwolono nam normalnie jechać - twierdzi Kaczyński. Drugi raz kolumnę zaczęto zwalniać w samym Smoleńsku: W pewnym miejscu zaczęliśmy dosłownie kręcić się w kółko, zanim dotarliśmy do lotniska, które znajduje się przecież niedaleko centrum.
Na lotnisku Siewiernyj Jarosław Kaczyński odmówił przyjęcia kondolencji od Donalda Tuska. Następnie, dokonał identyfikacji swojego brata, chociaż ambasador Jerzy Bahr radził, by nie oglądał ciał. - Ciało mojego Brata było w bardzo złym stanie, ale oczywiście ja nie miałem problemów z jego identyfikacją - wspomina nie wdając się w szczegóły. Powiedział tylko, że brata poznał po bliźnie na ramieniu.
Granie przygotowaniami do katyńskich obchodów
Na początku wywiadu prezes PiS wyjaśnia przygotowania do corocznej wizyty Prezydenta w Katyniu. - Podkreślam słowo corocznej, bo to właśnie 10 kwietnia, każdego roku, a nie jak premier 7 kwietnia organizowano wyjazd na cmentarz katyński - mówi Kaczyński "Gazecie Polskiej".
- Lech Kaczyński miał jechać razem z coroczną delegacją środowisk katyńskich, a Donald Tusk specjalnie do Putina. Chcę mocno podkreślić, że organizatorem tego corocznego wyjazdu środowisk katyńskich był rząd. Prezydent poleciał do Katynia rządowym samolotem. Nie prezydenckim - bo takiego nie było i nie ma. Dopiero po katastrofie premier i ministrowie zaczęli nazywać ten samolot prezydenckim - mocno zaznacza Jarosław Kaczyński.
Skomentuj
Komentuj jako gość