Ujawniono stenogramy zapisów rejestratorów lotu Tu-154. Rozmowy załogi - jeśli są prawdziwe - nie wyjaśniają w żaden sposób przyczyn tragedii. Na 80 metrach drugi pilot powiedział: "Odchodzimy", po czym maszyna - zamiast wznosić się - zaczęła z ogromną prędkością opadać. Czytaj komentarz Tomasza Terlikowskiego
Zapis rozpoczyna się o 8:02 czasu polskiego, kończy o 8:41.
O godz. 8:11 drugi pilot mówi: "Nie no ziemię widać... Coś tam widać... Może nie będzie tragedii"...
Piloci kilka razy mówią, że w razie niekorzystnych warunkach odejdą na drugie lotnisko. O godz. 8:32 kpt. Arkadiusz Protasiuk oznajmia: "Podchodzimy do lądowania. W przypadku nieudanego podejścia, odchodzimy w automacie" [czyli na automatycznym pilocie - przyp. Niezależna.pl].
Dwie minuty później załoga naśmiewa się z języka białoruskiego i zamiast "Do swidanija" mówią "Dobroje ranieco".
O 9:11 piloci "powoli się szykują" do lądowania. Wtedy padają dramatyczne słowa: "Nie no, ziemię widać, coś tam widać, może nie będzie tragedii", wypowiedziane przez drugiego pilota.
O 9:17 dowódca załogi mówi: "Nieciekawie, wyszła mgła, nie wiadomo, czy wylądujemy". Niezidentyfikowany rozmówca, pyta wtedy: "A jeśli nie wylądujemy, to co?". "Odejdziemy" - odpowiada dowódca. O 9:23 załoga łączy się z kontrolą lotów na lotnisku w Smoleńsku. Padło pytanie o ilość paliwa. "Pozostało 11 ton" - odpowiedziała załoga. Kontroler zapytał następnie o lotniska zapasowe. "Witebsk, Mińsk" - padła odpowiedź załogi. Kontroler lotów informuje o mgle nad lotniskiem i podaje widzialność - "400 metrów".
O 9:25 załoga Tu-154 rozmawia z Jakiem-40, który właśnie wylądował z polskimi dziennikarzami na lotnisku w Smoleńsku. "No witamy ciebie serdecznie. Wiesz co, ogólnie rzecz biorąc, to pi..a tutaj jest. Widać jakieś 400 metrów około i na nasz gust podstawy są poniżej 50 metrów grubo. "Warunków do lądowania nie ma" - niemal jednocześnie informuje kontroler ruchu lotniczego ze Smoleńska."Jeśli można, to spróbujemy podejścia, ale jak nie będzie pogody to odejdziemy na drugi krąg" - odpowiada kapitan.
Drugi pilot pyta wtedy Jaka-40: "A wyście wylądowali już". "No nam się udało w ostatniej chwili wylądować. Natomiast powiem szczerze, że możecie spróbować, jak najbardziej. Dwa APM-y są, bramkę zrobili, także możecie spróbować. Jeżeli wam się nie uda za drugim razem, to proponuję lecieć do Moskwy, albo gdzieś" - odpowiada załoga Jaka-40.
O 9:26 kapitan informuje dyrektora Mariusza Kazanę, że "w tej chwili, w tych warunkach, które są obecnie, nie damy rady usiąść. Spróbujemy podejść, zrobimy jedno zajście, ale prawdopodobnie nic z tego nie będzie". Następny fragment jest częściowo niezrozumiały. Kapitan pyta, "co będziemy robili?". W stenogramie nie ma odpowiedzi na to pytanie, kolejną wypowiedzią są słowa kapitana, że "Paliwa nam na tak dużo nie starczy". "No to mamy problem" - odpowiada Kazana. "Możemy pół godziny powisieć i odejść na zapasowe - Mińsk albo Witebsk" - proponuje kapitan.
Przez następne dwie minuty piloci próbują dowiedzieć się jeszcze od załogi Jaka-40, jak grube są chmury nad lotniskiem w Smoleńsku. "Z tego, co pamiętam, na wysokości 500 metrów jeszcze byliśmy nad chmurami" - odpowiada załoga Jaka. Piloci Tu-154 dowiedzieli się także o dwóch próbach lądowania rosyjskiego Iła, który ostatecznie nie wylądował w Smoleńsku i sam był bliski katastrofy.
O 9:30 dyrektor Kazana mówi, że "nie ma jeszcze decyzji prezydenta, co dalej robić".
"Najgorsze tam jest, że jest dziura, tam są chmury i wyszła mgła" - mówi drugi pilot.
O 9:32 piloci zeszli na wysokość 1000 metrów. "Podchodzimy do lądowania. W przypadku nieudanego podejścia, odchodzimy w automacie" - mówi dowódca.
O 9:35 kontrola lotów, pyta: "500 metrów, na wojskowym lotnisku lądowanie wykonywaliście?" "Tak, oczywiście" - odpowiada dowódca Tu-154. Stewardessa zameldowała, że pokład jest gotowy do lądowania.
O 9:36 stenogram pokazuje dosyć długą rozmowę, która jest oznaczona jako "niezrozumiała". Nie wiadomo też, kto tę rozmowę prowadzi. O 9:37 Tu-154 wykonuje "czwarty krąg", jak informuje kontrolę lotów polski dowódca. "Wkurzy się, jeśli jeszcze (niezrozumiałe)" - takie słowa padają o 10:38. trzy minuty przed uderzeniem samolotu o ziemię. Nie wiadomo, kto je wypowiada, ani do kogo się odnoszą.
Następnie kontroler lotów pyta, "czy po próbnym podejściu starczy paliwa na zapasowe lotnisko". "Starczy" - odpowiada kapitan.
Najbardziej zagadkowy moment występuje przy pierwszym (i ostatnim) podejściu do lądowania. Wysokość decyzyjna, na której piloci powinni przerwać podejście, to 70 metrów. Następuje odliczanie: "100 metrów", "90". Gdy pada "80", drugi pilot mówi: "Odchodzimy", po czym... samolot dalej się zniża (na autopilocie, na którym - przypomnijmy - samolot miał odejść), a załoga ani słowem nie komentuje tego niezrozumiałego zachowania. Szybkość obniżania się Tu-154 jest na tym etapie ogromna: ok. 14 metrów na sekundę (samolot, lądując, powinien zniżać się dwa razy wolniej). Gdy maszyna jest na wysokości 20 metrów, kontroler z wieży krzyczy: "Odejście na drugi krąg", w tym momencie Tupolew zahacza o drzewa, a piloci (drugi pilot? nawigator?) krzyczą "K...!!". Zapis się urywa.
Z ujawnionego zapisu dowiadujemy się, że załoga otrzymała od Rosjan zgodę na lądowanie. Wiele słów i zdań zostało oznaczonych jako "nieczytelne", w stenogramie bardzo mało jest np. rozmów między pilotami a wieżą lotów. Stenogramy budzą mnóstwo pytań i wątpliwości. Nie wiemy m.in. dlaczego załoga zignorowała własną komendę ("odchodzimy!"), dlaczego kpt. Protasiuk po wypowiedzeniu słowa "Włączone" (w odniesieniu do reflektorów) zamilkł i po zejściu poniżej 150 metrów nie odezwał się już do samego końca ani słowem?, i dlaczego samolot obniżał się z tak dużą szybkością.
Zapisy rejestratorów lotu są do pobrania TUTAJ.
www.niezalezna.pl/ onet.pl
Czytaj komentarz Tomasza Terlikowskiego
Nie tak znowu drobna różnica
Ilość kłamstw, dezinformacji, fałszywych tropów w sprawie smoleńskiej stawia włosy dęba na głowie. I bardzo utrudnia przyjęcie w dobrej wierze informacji czy "dowodów" przekazywanych nam przez Rosjan. Powodów jest wiele, ale ja zwrócę uwagę tylko na jeden, może mało istotny, ale doskonale pokazujący, jak często wprowadzano nas celowo w błąd w minionych tygodniach.
Skomentuj
Komentuj jako gość