Zbrodnia katyńska
- Szczegóły
- Opublikowano: piątek, 22 maj 2020 10:59
- Marek Skolimowski
14 i 15 kwietnia 1943 r. mieszkańcy głównych miast tak zwanego Generalnego Gubernatorstwa: Warszawy, Krakowa i Lwowa zostali zelektryzowani przerażającą informacją, jaką zamieściły polskojęzyczne gazety pod niemiecką kontrolą, zwane „gadzinówkami”. „Nowy Kurier Warszawski”, „Goniec Krakowski” i „Gazeta Lwowska” informowały, że żołnierze Wehrmachtu, pod Smoleńskiem, w lesie katyńskim odkryli masowe groby 12 tysięcy polskich oficerów, wziętych do niewoli we wrześniu 1939 r. i zastrzelonych przez bolszewików. Dziś już wiemy, że zamordowani w Katyniu polscy jeńcy byli uprzednio więzieni w obozie w Kozielsku i było ich ok. 4,5 tysiąca.
Ponieważ nie znano jeszcze wtedy innych miejsc kaźni Polaków, to Niemcy, na wyrost i ze względów propagandowych podali liczbę wszystkich polskich oficerów zagarniętych do niewoli przez Sowietów w 1939 r. Już po pierwszych badaniach i ekshumacji, z niemieckich głośników zainstalowanych na ulicach miast, zwanych „szczekaczkami”, podawano nazwiska pomordowanych polskich oficerów, co potęgowało przygnębienie i grozę. Sceny z odkrywanych dołów śmierci wyświetlano także w niemieckich kronikach filmowych. Pokazywanie bestialstwa sowieckiego nie szło jednak w parze z jakimkolwiek złagodzeniem terroru niemieckiego w Polsce.
Początkowo społeczeństwo polskie przyjęło te informacje z rezerwą, bo wiedziano do czego jest zdolna goebbelsowska propaganda, że chodzi jej o skłócenie aliantów i przekonanie Polaków o potrzebie współdziałania w walce ze wspólnym wrogiem – komunizmem. Jednak Polacy pamiętali o zbrodniach niemieckich podczas okupacji.
Jak było do przewidzenia, rząd ZSRR za pośrednictwem Radia Moskwa (w języku angielskim) i na łamach oficjalnego organu prasowego „Prawdy” zdecydowanie odciął się od tej potwornej zbrodni na bezbronnych jeńcach i winą obarczył Niemców, pisząc między innymi: Niemieckie zbiry faszystowskie nie cofają się w tej swojej potwornej bredni przed najbardziej łajdackim i podłym kłamstwem, za pomocą którego usiłują ukryć niesłychane zbrodnie, popełnionych, jak to widać teraz jasno, przez nich samych.
Niemcy nie szczędzili starań żeby wykorzystać propagandowo mordy popełnione przez Rosjan na polskich jeńcach wojennych, zorganizowali nawet wyjazdy oficerów - jeńców z państw alianckich do oflagów, w których przetrzymywano polskich oficerów z kampanii wrześniowej. Trzeba obiektywnie przyznać, że byli oni traktowani zgodnie z Konwencją Genewską z 1929 r. o traktowaniu jeńców wojennych.
Władze niemieckie w GG zwróciły się także do Rady Głównej Opiekuńczej i Polskiego Czerwonego Krzyża (były to jedyne polskie organizacje działające legalnie w GG) ażeby delegacje tych ciał wzięły udział w pracach ekshumacyjnych prowadzonych przez Niemców pod Smoleńskiem. Od 17 kwietnia 1943 r. polska Komisja Techniczna PCK została przetransportowana przez Niemców do Katynia. Do zakończenia prac, w czerwcu liczyła 9 osób, a w skład jej wchodzili między innymi Stanisław Skarżyński sekretarz generalny PCK. Do Katynia przyjechali także dr Marian Wodziński, lekarz medycyny sądowej a RGO reprezentował Ferdynand Goetel, autor głośnej książki Lata wojny. Komisja polska nie wchodziła w skład komisji niemieckiej. Do Katynia przyjechali i inni Polacy, między innymi prof. Leon Kozłowski, były premier II Rzeczpospolitej, który w dziwnych okolicznościach zdezerterował z armii gen. Andersa i znalazł się po stronie niemieckiej oraz znany pisarz Józef Mackiewicz, który był autorem dokumentalnej książki wydanej na emigracji Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów, z przedmową gen. Władysława Andersa. Wyjazd Polaków do Katynia nastąpił za wiedzą i zgodą Polskiego Państwa Podziemnego. Członkowie polskiej komisji jednoznacznie stwierdzili, że zabici byli ubrani w kompletne polskie mundury, mieli w kieszeniach dokumenty i listy, z których wynikało, że zostali zastrzeleni strzałem w tył głowy, wiosną 1940 r. Świadczyły o tym daty na listach od i do rodzin i na sowieckich gazetach, znalezionych przy zwłokach. Ogółem odkryto 8 masowych grobów. W sumie wiosną 1943 r. ekshumowano w Lesie Katyńskim 4243 ciał. (Komisja niemiecka podała większą liczbę) Wśród nich odnaleziono zwłoki dwóch polskich generałów: Mieczysława Smorawińskiego i Bronisława Bohatyrewicza. Obaj byli w mundurach wyjściowych, ściśniętych pasami z koalicyjkami. Mieli także wysokie, generalskie buty, co mogło być kolejnym dowodem, że mord nie miał charakteru rabunkowego. Na piersi obu generałów widniały Krzyże Virtuti Militari i liczne baretki. Niemcy pozwolili odciąć Polakom jeden naramiennik generalski z munduru Smorawińskiego i zdjąć wstążeczkę Virtuti Militari z płaszcza gen. Bohatyrewicza i zabrać do Polski. Obu generałów pochowano w oddzielnym grobie, w którym spoczywają do dziś. Z 5 generałów WP więzionych w Kozielsku, ocalał tylko gen. bryg. Jerzy Wołkowicki. Prawdopodobnie na interwencje samego Stalina, dlatego, że będąc młodym oficerem carskiej floty, na pancerniku „Imperator Mikołaj I” wykazał się bohaterską postawą w bitwie pod Cuszimą, podczas wojny rosyjsko - japońskiej w 1905 r., za co car Mikołaj II odznaczył go Orderem św. Jerzego. NKWD wiedziało wiele o więzionych polskich oficerach.
Polacy biorący udział w pracach ekshumacyjnych w Katyniu nie mieli wątpliwości, kto był sprawcą tego bezprecedensowego mordu na bezbronnych jeńcach. Co ważne, nie dali się wykorzystać propagandzie niemieckiej, mimo wywieranej presji. O wynikach swoich prac powiadomili przywódców Polskiego Państwa Podziemnego, przywieźli także (potajemnie) wiele dowodów rzeczowych pozyskanych w Katyniu. Dlatego po wkroczeniu Armii Czerwonej do Polski, w1945 r. i zainstalowaniu się nowej władzy komunistycznej byli przedmiotem szczególnego zainteresowania.
Tymczasem strona niemiecka robiła wszystko, aby sprawę Katynia zdyskontować propagandowo, tym bardziej, że zwycięstwo zaczęło powoli przechylać się na stronę koalicji antyhitlerowskiej. Szczególne niepowodzenia spotkały Wehrmacht w Rosji i Afryce Północnej. Dlatego Niemcy chcieli pokazać na przykładzie Katynia bestialstwo bolszewików i groźbę wynikającą stąd dla Europy. Tragedia pomordowanych ofiar miała tu znaczenie drugorzędne. Nastąpił najazd „wycieczek” do Katynia, do którego zwożono dziennikarzy z państw neutralnych, satelickich i okupowanych, a także żołnierzy Wehrmachtu i nawet robotników z GG. Przywieziono również amerykańskich i brytyjskich jeńców wojennych znajdujących się w niewoli niemieckiej. W sumie Katyń „zwiedziło” ok. 200 „wycieczek”.
Pod koniec kwietnia 1943 r. do Katynia przybyła grupa polskich oficerów, jeńców z kampanii wrześniowej, na czele z podpułkownikiem dypl. Stefanem Mossorem. Po powrocie ppłk Mossor złożył meldunek polskiemu starszemu oflagu, nie miał wtedy wątpliwości, że zbrodni dokonali Rosjanie w 1940 r. Niestety, po wojnie zmienił zdanie, kiedy powrócił do Polski i wstąpił do wojska. Powodem tego była na pewno chęć zrobienia kariery, a może i strach przed wszechwładną Informacją Wojskową. W „nowym” wojsku awansował na stopień generała brygady i to on zaplanował i zrealizował Akcję „Wisła”, wymierzoną w ukraińskie podziemie zbrojne w 1947 r. i przesiedlenie ludności ukraińskiej na tak zwane Ziemie Odzyskane. Mimo tego, nie ominęły go później represje stalinowskie.
W czerwcu Niemcy zakończyli prace ekshumacyjne w Katyniu, tłumacząc to wysokimi temperaturami i byli wyraźnie „rozczarowani” liczbą zamordowanych Polaków. Liczyli na 12 tysięcy i tu się nie omylili, tylko że zamordowanych Polaków z innych obozów zakopano gdzie indziej, wtedy jeszcze nie wiedziano gdzie.
Międzynarodowa komisja lekarska, w skład której wchodziło 12 lekarzy specjalistów z 12 krajów Europy, (oprócz Niemiec) okupowanych i sojuszników III Rzeszy oraz neutralnej Szwajcarii, w protokole stwierdziła: Z zeznań świadków i ze znalezionej przy zwłokach korespondencji, notatników, gazet itp. wynika, że egzekucje miały miejsce w miesiącach marcu i kwietniu 1940 roku.
Niemcy nie osiągnęli w sprawie katyńskiej zakładanego przez siebie celu. Polacy nie pozwolili wykorzystać swojej narodowej tragedii dla celów propagandowych, okazując przy tym niezwykłą lojalność, wobec zachodnich Aliantów, którzy zresztą nie zawsze im tym samym odpłacali. Anglicy i Amerykanie „nie chcieli wiedzieć” kto był sprawcą zbrodni. Prawda bowiem była dla nich niewygodna. Priorytetem zarówno dla Franklina D. Roosevelta jak i dla Winstona Churchilla, było jak najszybsze doprowadzenie do zwycięskiego końca wojny, przy możliwie najmniejszych kosztach własnych, a do tego potrzebny był sowiecki sojusznik.
Podczas formowania Armii Polskiej w ZSRR, w drugiej połowie 1941 r., ani gen. Władysław Anders, ani Naczelny Wódz, gen. Władysław Sikorski nie uzyskali od Józefa Stalina odpowiedzi, gdzie się podziało kilkanaście tysięcy polskich oficerów zagarniętych do sowieckiej niewoli, po agresji ZSRR na Polskę, 17 września 1939 r. (Sikorski przedstawił nawet listę z nazwiskami). Odpowiedź Stalina że „może uciekli do Mandżurii” można by było uznać za kiepski żart, gdyby nie tragiczne okoliczności.
Odkrycie grobów w Katyniu oznaczało straszliwą prawdę dla żołnierzy polskich, zwłaszcza tych, od Andersa, rządu w Londynie i całego społeczeństwa. Żeby jednak rozwiać wszelkie wątpliwości polski rząd na uchodźstwie 17 kwietnia 1943 r. zwrócił się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Genewie z wnioskiem o zbadanie przez neutralną komisje zbrodni w Katyniu. Tak się niefortunnie złożyło, że niemal w tym samym czasie podobny wniosek do Genewy złożyli Niemcy. Polski rząd emigracyjny nie mógł o tym wiedzieć, bo i skąd. Reakcja sowiecka była błyskawiczna. W moskiewskiej „Prawdzie” ukazał się artykuł zatytułowany: „Polacy-współpracownicy Hitlera”.
25 kwietnia Rada Komisarzy Ludowych (sowiecki rząd) zerwała stosunki dyplomatyczne z rządem gen. Sikorskiego, zarzucając mu kontakt i zmowę z Hitlerem w prowadzeniu wrogiej kampanii przeciwko ZSRR. Stalin od dawna szukał pretekstu do zerwania współpracy z polskim rządem emigracyjnym. Miał już w odwodzie posłuszną sobie grupę polskich działaczy komunistycznych z Wandą Wasilewską na czele oraz kilkudziesięciu wojskowych, którzy zdezerterowali z Polskiej Armii gen. Andersa, na czele z żądnym kariery podpułkownikiem dypl. Zygmuntem Berlingiem, wkrótce awansowanym przez Stalina do stopienia generała majora.
25 września 1943 r., po 3 miesiącach od zakończenia ekshumacji, Armia Czerwona oswobodziła Smoleńsk. O tym, jak wielką wagę przywiązywały władze sowieckie do sprawy katyńskiej, świadczy fakt, że natychmiast do Lasu Katyńskiego zjechały liczne ekipy „specjalistów” z NKWD, które zaczęły preparować dowody na winę Niemców. Komisarz bezpieczeństwa państwowego Wsiewołod Mierkułow (odpowiedzialny za mord na Polakach) powołał „Komisje Specjalną do Spraw Ustalenia i Zbadania Okoliczności Rozstrzelania przez Niemieckich Najeźdźców Faszystowskich w Lesie Katyńskim Oficerów Polskich”, która miała udowodnić tezę, że mordu dokonali Niemcy. Była to czysta parodia, bo już w nazwie komisji była informacja, kto dokonał tej zbrodni. Taka była sowiecka rzeczywistość. Na czele komisji stanął Nikołaj Burdenko, naczelny chirurg Armii Czerwonej, a w składzie komisji znalazł się, między innymi pisarz Aleksiej Tołstoj i duchowni prawosławni. Przed pracą komisji fabrykowano „dowody”, między innymi do zwłok podkładano podrobione listy, dokumenty, gazety, przygotowywano „świadków” itp. Opublikowany 24 stycznia 1944 r. Komunikat komisji Burdenki stał się do końca lat osiemdziesiątych oficjalną wykładnią w ZSRR i krajach bloku wschodniego, że mordu katyńskiego dokonali Niemcy. Dopiero po 50 latach kłamstw i mataczenia, ZSRR przyznał się do tej potwornej zbrodni, ale winą obarczono tylko NKWD, a nie państwo radzieckie.
30 stycznia 1944 r. żołnierze 1 Korpusu Polskich Sił Zbrojnych w ZSRR dowodzonego przez gen. Zygmunta Berlinga, postawili 2-metrowy krzyż i kapelan 1 Korpusu ks. mjr Wilhelm Kubsz odprawił nad grobami Msze św. polową, 10 miesięcy wcześniej, doły śmierci poświęcił przybyły z komisją PCK, ks. Stanisław Jasiński. Pierwsza Msza św. polowa na grobach katyńskich to piękny gest. Nie usprawiedliwia to jednak gen. Berlinga, który aktywnie wspierał kłamstwo katyńskie. Zygmunt Berling, były legionista i uczestnik wojny w 1920 r. dobrze znał Sowietów i wiedział do czego są zdolni, Po aresztowaniu w 1939 r., był więziony w obozie w Starobielsku i wiedział co spotkało jego kolegów oficerów. Sam z grupą popleczników uniknął śmierci, bo zadeklarował chęć współpracy z Rosjanami. Po sowieckiej „amnestii” służył w Armii Polskiej w ZSRR, pod komendą gen. Andersa, gdzie prawdopodobnie współpracował z NKWD. W imię egoistycznych interesów i niezaspokojonych ambicji zdezerterował, czym złamał przysięgę wojskową i przeszedł na służbę u obcych. Do końca życia kłamał o mordzie katyńskim, chociaż doskonale wiedział, kto był sprawcą. Ta jego nikczemna postawa, nie może jednak umniejszać poświęcenia i patriotyzmu jego podwładnych, polskich żołnierzy walczących i ginących za wolną Polskę, na froncie wschodnim.
Aż do końca lat osiemdziesiątych nie wiadomo było gdzie Sowieci ukryli zwłoki pozostałych pomordowanych Polaków, dlatego termin „Zbrodnia Katyńska” był symbolem i obejmował wszystkich obywateli polskich, zgładzonych przez reżim stalinowski w 1940 r. W wyniku zdradzieckiej napaści Związku Sowieckiego na Polskę, 17 września 1939 r., zwanym „Ciosem nożem w plecy”, Armia Czerwona wzięła do niewoli ok. 250 tys. polskich żołnierzy, w tym 16 723 oficerów. Mimo, że oficjalnie nie było stanu wojny, to jednak pojmanych Polaków potraktowano jak jeńców wojennych, to jest oddzielono szeregowych żołnierzy od oficerów, których osadzono w obozach. Od początku złamano jednak prawo międzynarodowe, gdyż pieczę nad obozami sprawowała nie Armia Czerwona, a policja polityczna - NKWD. Oprócz Kozielska, który przed likwidacją obozu, na wiosnę 1940 roku, liczył ok. 4,5 tys. oficerów, w tym 4 generałów i 1 kontradmirała oraz jedną kobietę, ppor. pil. Janinę Lewandowską (córkę gen. J. Dowbora-Muśnickiego), zorganizowano jeszcze 2 duże obozy dla polskich jeńców.
Drugi oficerski obóz jeniecki zorganizowany został w Starobielsku, na Ukrainie, 230 km na południowy wschód od Charkowa. W grudniu 1939 r. w obozie przebywało 3920 oficerów, w tym 8 generałów. Prawie połowę stanowili oficerowie rezerwy, w tym kilkunastu profesorów, ok. 400 lekarzy, kilkuset prawników i inżynierów. Przebywał tu także rotmistrz rez. Józef Czapski, malarz – impresjonista, który ocalał (podobno interweniował sam król Włoch Wiktor Emanuel) i który, po wstąpieniu do Armii Polskiej, na rozkaz gen. Andersa poszukiwał w Rosji „zaginionych” polskich oficerów, nie wiedząc, że zostali już dawno pomordowani. Napisał 2 wybitne książki wspomnieniowe: Na nieludzkiej ziemi i Opowieści Starobielskie.
Trzeci i największy obóz założono w Ostaszkowie, w okolicach Tweru ( wcześniej Kalinin) W 1940 r. liczył 6570 uwięzionych Polaków, głównie żołnierzy KOP, żandarmerii wojskowej, policjantów, oficerów wywiadu, osadników wojskowych i ziemian. Według Sowietów był to najgroźniejszy dla ZSRR element.
Początkowo władze Związku Sowieckiego zastanawiały się co zrobić z taką masą „niebezpiecznych” dla ZSRR Polaków. Stąd oficerowie NKWD prowadzili z jeńcami rozmowy sondażowe, które wykazały, że Polacy nie dadzą się zwieść obłudnej i prymitywnej sowieckiej propagandzie. Jedynie nieliczni oficerowi, głównie rezerwy, sympatyzujący kiedyś z Komunistyczną Partią Polski, wyrazili chęć współpracy i w ten sposób ocaleli. Wśród nich był także ppłk dypl. Zygmunt Berling, który rozczarowany, że nie udało mu się zrobić kariery w wojsku II Rzeczpospolitej, wyraził chęć współpracy z Sowietami. Dołączył do niego płk Leon Bukojemski i kilku innych więzionych w Starobielsku oficerów.
W listopadzie 1940 r. władze obozowe pozwoliły internowanym na wysłanie listów do rodzin zamieszkałych pod okupacją niemiecką i sowiecką. Listy jeńców docierały do rodzin do marca 1940 r., również i od rodzin, do obozów. Potem korespondencja się urwała, co stanowiło później dowód co do terminu mordów.
Decyzja o zagładzie polskich jeńców z trzech obozów zapadła na tajnym posiedzeniu Biura Politycznego KC WKP(b), 5 marca 1940 r., bo wcześniej uznano, że ... (Polacy) są w absolutnej większości aktywnymi kontrrewolucjonistami i zwolennikami odrodzenia Polski. Ponadto Stalin nigdy nie zapomniał o przegranej wojnie w 1920 r. i szczególną nienawiścią darzył kadrę oficerską WP. Ludowy komisarz spraw wewnętrznych Ławrientij Beria we wniosku do Biura Politycznego partii bolszewickiej o rozstrzelanie Polaków, określił byłych oficerów armii polskiej jako zawziętych wrogów władzy sowieckiej, pełnych nienawiści do ustroju sowieckiego. Dlatego najwyższa władza partii bolszewickiej podjęła ściśle tajną decyzje następującej treści:… znajdujących się w obozach dla jeńców wojennych 14 700 osób, byłych polskich oficerów, urzędników, obszarników, policjantów, agentów wywiadu, osadników, żandarmów i służby więzienne... oraz ....znajdujących się w więzieniach w zachodnich obwodach Ukrainy i Białorusi 11 tys. osób, członków różnorakich k-r (kontrrewolucyjnych) szpiegowskich i dywersyjnych organizacji, byłych obszarników, fabrykantów, byłych polskich oficerów, urzędników i zbiegów.
Sprawy (....) rozpatrzyć w trybie specjalnym, z zastosowaniem wobec nich najwyższego wymiaru kary – rozstrzelanie. Sprawy rozpatrzyć bez wzywania aresztowanych i bez przedstawienia zarzutów, decyzji o zakończeniu śledztwa i aktu oskarżenia.
Tą zbrodniczą decyzję podpisali: J. Stalin, A. Mikojan, W. Mołotow. Przy nazwisku M. Kalinina i K. Woroszyłowa, protokolant napisał za (mogli być nieobecni na posiedzeniu BP). Nie wiadomo, czy podpisującym zadrżała ręka, bo była to rzecz niesłychana, skazanie prawie 26 tysięcy niewinnych ludzi na śmierć, bez postawienia zarzutów, bez wyroku sądowego i możliwości obrony.
Przed wywózką oficerów do miejsc kaźni i zamaskowania zbrodniczego przedsięwzięcie NKWD dokonała masowych szczepień ochronnych i zaopatrzyła jeńców w prowiant na drogę zapakowany nawet w czysty papier. Mówiono nieszczęśnikom, że wyjeżdżają do nowego miejsca pobytu.
Od 3 kwietnia do końca maja 1940 r. zaczęto grupami wywozić polskich oficerów z Kozielska koleją do stacji Gniezdowo koło Smoleńska, skąd dowożono ich autobusami do Lasu Katyńskiego. Polaków rozstrzeliwali funkcjonariusze NKWD ze Smoleńska nad dołami śmierci, strzałem z pistoletów w tył głowy. Według sprawozdania oficera NKWD K.P, Soprunienki, przejęto z Kozielska do rozstrzelania 4 402 jeńców. Dwa ostatnie transporty liczące 245 jeńców dojechał do obozu w Pawliszczewie Borze i ci ludzie ocaleli.
4 kwietnia 1940 r. rozpoczęła się likwidacja obozu w Ostaszkowie i trwała do 19 maja, Więźniów wieziono pociągami do Kalinina (obecnie Twer). Ze stacji kolejowej przewożono ich samochodami do miejscowego więzienia i siedziby NKWD. Wieczorem, w dolnej kondygnacji gmachu NKWD rozgrywał się ostatni akt dramatu. Po sprawdzeniu tożsamości, jeńców doprowadzano do dźwiękochłonnych cel śmierci, gdzie oprawca strzelał im w tył głowy. Rozstrzeliwania ciągnęły się całą noc. Ciała pomordowanych wywożono o świcie samochodami do lasu w miejscowości Miednoje i wrzucano do dołów wykopanych przez koparki i zasypywano. Całą akcje doglądał nijaki Błochin z centrali NKWD, Z Ostaszkowa ocalała bardzo nieliczna grupa jeńców, zaledwie 127, których przewieziono do Pawliszczewa Boru.
5 kwietnia rozpoczęła się likwidacja obozu w Starobielsku. Jeńców ładowano do pociągów i w więziennych wagonach, zwanych „stołypinkami” i dowożono na Dworzec Południowy w Charkowie. Oficerów rozstrzeliwano w siedzibie NKWD przy ul. Dzierżyńskiego (nomen omen) w piwnicach, nocą. Ciała pomordowanych przewożono samochodami do osiedla Piatichatki i w strefie leśnej wrzucano do wykopanych dołów. Zwłoki przesypywano wapnem. Tylko 79 jeńców ze Starobielska wysłano do obozu w Pawliszczewie Borze, który przeżyli.
Według sprawozdania wysokiego funkcjonariusza NKWD, K.P. Soprunienki wynika, że od kwietnia do połowy maja 1940 r., zarządom obwodowym w Smoleńsku, Charkowie i Kalininie „przekazano” 15 131 polskich jeńców z obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. Jedynie 448 uniknęło śmierci i znalazło się w Pawliszczewie Borze. Wśród wyselekcjonowanych przez NKWD oficerów znaleźli się między innymi: prof. Wacław Komornicki, (ceniony prawnik), gen. Jerzy Wołkowicki, rtm Józef Czapski, por. Bronisław Młynarski (syn dyrygenta w Petersburgu), książęta Stanisław Radziwiłł i Eugeniusz Lubomirski, por. prof. Stanisław Swianiewicz (autor głośnej książki W cieniu Katynia) i ppłk, dypl. Zygmunt Berling.
Jak dotąd nie udało się ustalić gdzie zamordowano i pochowano Polaków więzionych w zachodniej Ukrainie i Białorusi. Prawdopodobnie zostali pogrzebani we Włodzimierzu Wołyńskim i Bykowni k. Kijowa oraz w Kuropatach na Białorusi.
W 2000 r. staraniem władz Rzeczpospolitej Polskiej powstały nekropolie pomordowanych jeńców trzech obozów specjalnych NKWD w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku.
Zamordowanie ponad 15 tysięcy polskich oficerów nie miało precedensu i było największą zbrodnią wojenną na jeńcach wojennych popełnioną podczas II wojny światowej. Nie było też takiego zdarzenia podczas wielkiej wojny 1914 – 1918. Dlatego Związek Sowiecki, będąc jednym ze zwycięskich państw Wielkiej Koalicji, dokładał wszelkich starań, aby tą potworną zbrodnią obciążyć pokonaną III Rzeszę, która zresztą też miała wiele na sumieniu.
Próbowała tego dokonać tak zwana Komisja Burdenki, jeszcze podczas wojny. Kolejną próbę podjęto podczas rozprawy Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze, gdzie strona sowiecka współuczestnicząc w tworzeniu aktu oskarżenia, obwiniła Niemców o popełnienie zbrodni na polskich jeńcach wojennych w Katyniu. Władze sowieckie próbowały więc na gruncie międzynarodowym zastosować metody swojego sądownictwa, które pozwalają osądzić i skazywać każdego niewinnego. Sprawa mordu katyńskiego stała się przedmiotem przewodu sądowego przed Trybunałem w Norymberdze, o dziwo, nie powołano na świadka żadnego Polaka. Zeznawało w charakterze świadków kilku oficerów Wehrmachtu i nagle sprawę zdjęto z wokandy. W ogłoszonym wyroku MTW, 30 września 1946 r., w rozdziale dotyczącym przestępstw przeciwko jeńcom wojennym, zbrodni katyńskiej w ogóle nie wymieniono.
W PRL mord katyński była tematem tabu i był najbardziej skrywaną tajemnicą. Był jedną z głównych białych plam przekłamania historii i miał status urzędowej prawdy. Co ciekawe mało się mówiło o tej zbrodni, nawet w kontekście winy niemieckiej, po prostu sprawę Katynia starano się wyciszać. Można zadać proste pytanie, skoro sprawcami byli Niemcy, to dlaczego hasła „Katyń” nie było w polskich encyklopediach? Władze partyjno-rządowe uważały, że nie można podważać sojuszu z ZSRR, który górnolotnie nazywano, kamieniem węgielnym polskiej polityki zagranicznej. A prawda o Katyniu mogła te „przyjazne” stosunki podważyć.
Bezprecedensowa zbrodnia na bezbronnych polskich jeńcach wojennych i ukrywanie o niej prawdy położyła się cieniem na naszych powojennych dziejach. Polacy nigdy nie zapomnieli o Katyniu, żyły jeszcze liczne rodziny pomordowanych, które pielęgnowały tę pamięć. Dużą rolę w tym odegrały audycje radia Wolna Europa i różne publikacje przemycane z zagranicy. W okresie „Karnawału Solidarności” w 1980 i 81 roku zaczęły bardzo prężnie działać wydawnictwa niezależne, które przedrukowywały pozycje historyczne i pamiętniki wydawane na Zachodzie, łącznie z fundamentalną pracą Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów z przedmową gen. W. Andersa.
Początkowo w sprawach Katynia cenzura była bezkompromisowa i bezwzględna, a za rozpowszechnianie wiadomości o zbrodni można było mieć poważne kłopoty, nawet groziło więzienie. Wydawnictwa państwowe wydawały broszurki – fałszywki o Katyniu, przeważnie w sytuacji, gdy temat ten odżywał i o zbrodnie katyńską pytano na uczelniach, w wojsku, w zakładach pracy, w czasie politycznych napięć, wieców, itp. Władze dążyły po prostu do wyciszenia sprawy i nie były zainteresowane, żeby temat drążyć. Po prostu sprawa Katynia ciążyła partii i rządowi.
Sytuacja uległa zmianie pod koniec lat osiemdziesiątych. W 1987 r. z inicjatywy władz PRL powołano polsko-radziecką komisje do spraw zbadania tak zwanych „białych plam” w stosunkach między dwoma państwami. Na czele polskiej komisji stanął uchodzący za „partyjnego” historyka prof. Jarema Maciszewski (jego ojciec zginął w Katyniu). Pierwsze posiedzenie komisji odbyło się w Moskwie w maju 1987 r. Radzieccy historycy chcieli rozmawiać o wszystkim, nawet o wojnie w 1920 r., ale zbrodnia katyńska nadal pozostała tematem tabu. Dla przeciwwagi wcześniej Rosjanie wymyślili termin „Chatyń”, była to wieś na Białorusi, w której Niemcy mieli wymordować mieszkańców. Nazwa była podobna do słowa Katyń i miała przykryć miejsce sowieckiej zbrodni. Bardzo dwuznaczną postawę przyjął Michaił Gorbaczow, którego tak hołubił gen. Wojciech Jaruzelski. W sprawach zbrodni katyńskiej kręcił, kłamał i mataczył, chociaż doskonale znał prawdę. Warto też wiedzieć, że na polecenie Gorbaczowa, historycy sowieccy na gwałt zaczęli szukać wątków związanych z rzekomymi mordami dokonanymi przez Polaków na jeńcach – czerwonoarmistach, podczas wojny w 1920 roku. Było to nikczemne i niskie. Na szczęście część historyków rosyjskich, skupionych w stowarzyszeniu „Memoriał” z Natalią Lebiediewą na czele, chciała dojść do prawdy o mordzie katyńskim.
Nie dało się już w Polsce dalej fałszować sprawy Katynia, tym bardziej, że cenzura wyraźnie odpuściła. W marcu 1988, poseł na sejm Ryszard Bender (związany ze stowarzyszeniami katolickimi) powiedział po raz pierwszy w peerelowskim sejmie historyczne słowa: W tej Wysokiej Izbie musi zostać wypowiedziane słowo KATYŃ, tego wymaga honor narodu polskiego. To samo powtórzył w wywiadzie dla Polskiego Radia i nie poniósł żadnych konsekwencji. 8 czerwca, podczas spotkania z ministrem religii w Moskwie, kardynał Józef Glemp upomniał się o zgodę na postawienia krzyża nad grobami pomordowanych w Katyniu Polaków. I cel osiągnął.
Przełom w wyjaśnianiu mordu nastąpił po rozpadzie ZSRR i objęciu prezydentury Federacji Rosyjskiej przez Borysa Jelcyna. Wreszcie po pięćdziesięciu latach mataczenia i zaprzeczeń władze ZSRR, 13 kwietnia 1990 r. przyznały się do autorstwa zbrodni katyńskiej, największej zbrodni na jeńcach wojennych podczas II wojny światowej. Prezydent Jelcyn przekazał kserokopie najważniejszych dokumentów dotyczących tej zbrodni. Ujawniono wreszcie miejsca pochówku pomordowanych Polaków z obozów Starobielska i Ostaszkowa, gzie przeprowadzono ekshumacje i urządzono nekropolie.
Niestety, nie udało się pociągnąć do odpowiedzialności karnej żyjących jeszcze wtedy kilkunastu sprawców, ale byli oni tylko małymi trybikami w tej zbrodniczej machinie stworzonej przez państwo sowieckie. Obecnie putinowska Rosja usztywniła swoje stanowisko i próbowała nawet obciążyć Polskę winą za rozpętanie II wojny światowej, „zapominając” kto podpisał tajny protokół do paktu Ribbentrop – Mołotow, który otworzył drogę Hitlerowi do wojny.
Marek Skolimowski
Pułkownik, absolwent Oficerskiej Szkoły Uzbrojenia w Olsztynie, Wydziału Historycznego Wojskowej Akademii Politycznej w Warszawie. Uczestniczył w pokojowej misji ONZ na Wzgórzach Golan. Od 2000 r. pracował 14 lat w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków w Olsztynie
Literatura:
J. Mackiewicz, Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów z przedmową gen. Wł. Andersa, Londyn1982
J. Czapski, Na nieludzkiej ziemi i Wspomnienia starobielskie, Warszawa
A. K. Kunert, Katyń ocalona pamięć, Warszawa 2010
A. Przewoźnik, J. Adamski, Zbrodnia katyńska, Kraków 2011
F. Goetel F. Czas wojny, Gdańsk 1990
K. Skarżyński, Katyń, Paryż 1990
Zbrodnia katyńska. Droga do prawdy, Warszawa 1992
S. Swianiewicz, W cieniu Katynia, Warszawa 1990
P. Żaryn, Ostatnia wieczerza w Ostaszkowie, Warszawa 1990
W. Anders, Bez ostatniego rozdziału, Bydgoszcz 1989
„Polska zawsze będzie krajem peryferyjnym. W naszym interesie...
https://twitter.com/JSmigowski/st...