Daremne żale
- Szczegóły
- Opublikowano: środa, 27 maj 2020 21:26
- Magdalena Piórek
Daremne żale, próżny trud,
Bezsilne złorzeczenia!
Przeżytych kształtów żaden cud
Nie wróci do istnienia...
(Adam Asnyk)
W 2020 r. mija 75 lat od wydarzeń kończących II wojnę światową. Była to ostatnia, pamiętana przez nas wojna w „cywilizowanej” Europie. Poza nielicznymi wyjątkami, takimi jak rozpad Jugosławii i konflikt w Donbasie, współcześni nie znają innych zmagań. Wojny, jeśli gdzieś wybuchają, rozgrywają się daleko od nas i możemy je oglądać na ekranie telewizora, siedząc wygodnie na kanapie. Nie mają na nas bezpośredniego wpływu. Wobec braku nowego konfliktu, pielęgnujemy pamięć o poprzednim. Większość z nas nie widziała II wojny światowej na własne oczy, a wydaje się, że wiemy o niej wszystko. Naziści przegrali, alianci byli stroną zwycięską, Zachód nas oszukał, a Stalin urządził nową Polskę. I właśnie tego stalinowskiego urządzania Polska nigdy Rosji nie wybaczy.
Oficjalna narracja Federacji Rosyjskiej mówi o niekwestionowanej roli Armii Czerwonej w zwycięstwie nad faszyzmem, wyzwoleniu Polski i wielkich ofiarach wśród żołnierzy. Jednocześnie pomija milczeniem polskie pretensje o 17 września 1939 r. i pakt Ribbentrop-Mołotow. Dla Rosjan wojna zaczęła się dopiero w 1941 r. wraz z agresją Hitlera na Związek Radziecki i taką narrację długie lata udawało się sprzedawać na zachodzie. Historię piszą zwycięzcy, a Polacy, mimo że znaleźli się w obozie aliantów, wcale za zwycięzców się nie mają. Bo kiedy przychodzi do rozważania o wojennych ustaleniach, przeciętny Polak ma w głowie jedną myśl: „Jałta!”.
W lutym 1945 r. na konferencji w Jałcie karty rozdawał głównie Stalin. Swoim zachodnim sojusznikom wyraźnie dał do zrozumienia, gdzie zaczynają się i kończą granice jego strefy wpływów. Stalin był konsekwentny i zdeterminowany, a jego koronny argument w postaci Armii Czerwonej zbliżał się do Berlina. Wielkiej Brytanii i Stanom Zjednoczonym zabrakło sił i chęci, by z nim skuteczniej negocjować. Decyzją Wielkiej Trójki, potwierdzoną później na ostatniej konferencji w Poczdamie, ustalono polityczny podział Europy na blok zachodni i wschodni. Terytoria, które wyzwalała Armia Czerwona miały wejść w radziecką strefę wpływów i tym samym przypieczętowano los Polski. Ustalenia wielkich mocarstw na dziesiątki lat „poukładały” Europę i zapewniły jej spokój. Dopiero upadek Związku Radzieckiego pozwolił na modyfikację wpływów i przesunął granice zachodnich interesów mocno na wschód. Ale w roku 1945 Związek Radziecki panował niepodzielnie w tej części Europy i dyktował nam warunki. Polska oparła swoje zachodnie granice na Odrze i Nysie Łużyckiej kosztem pokonanych Niemiec, ale straciła Kresy. Stalin zabrał nam Wilno, Grodno i Lwów i zwłaszcza tego ostatniego Polska nigdy nie odżałowała. Ustanawiając granice na zachodzie, Stalinowi zależało na wciągnięciu w swoją strefę wpływów Polski na tyle silnej, by mogła obronić swoją niepodległość, ale jednocześnie na tyle słabej, by w razie czego musiała się oprzeć na sile sojusznika. Naturalnym wrogiem były przecież Niemcy i nawet takiemu strategowi jak Józef Stalin nie mieściło się w głowie, że Polska mogłaby wejść w sojusz z najgorszym wrogiem. W pobliżu granic Polski i Litwy rozsiadł się Obwód Kaliningradzki, który miał pilnować interesów Rosji w regionie. Sojusznik sojusznikiem, ale Rosja cały czas pamiętała 1920 r. i z którego kierunku przyszła przegrana w wojnie bolszewickiej. Odbierając nam te tereny, Rosjanie odsunęli nasze pozycje obronne i przesunęli głębię strategiczną. W ewentualnym konflikcie z Rosją, Polsce trudniej już byłoby bronić Warszawy. Żeby zapewnić sobie bezpieczeństwo, Warszawa musiałaby odbić najpierw Kaliningrad z rąk Rosjan, co wydłużyłoby działania wojenne.
Sytuacja gospodarcza i ekonomiczna Związku Radzieckiego i zamknięcie się za żelazną kurtyną wykluczyło osiągnięcie podobnego poziomu życia, jaki istniał w zachodniej Europie. Ożywienie gospodarcze naszych sąsiadów dzięki amerykańskiemu Planowi Marshalla Polskę ominęło. Związek Radziecki stać było na silną armię, czołgi, rakiety i bombę atomową, ale dla obywateli środków zabrakło. Polaków również czekało szare, siermiężne życie w PRL, poziom znacznie poniżej ich oczekiwań i ambicji. Polacy czuli się oszukani. Zawiodły nas ustalenia konferencji w Jałcie i Poczdamie, odebrano nam nadzieję, żeby „żyć i mieć lepiej”, a na dodatek warunki ustalał ktoś, kogo od zawsze uważaliśmy za gorszego. Polskie mniemanie o Rosjanach przetrwało do dzisiaj i nawet jeśli, nie jest głośno eksponowane, to w naszym myśleniu dalej istnieje, a kwestia podporządkowania się – nawet jeśli tylko tymczasowego – tkwi głęboko jak zadra. Głośno wyraził to niedawno w jednym ze swoich przemówień Władimir Putin. Zarzucił Polakom, że ci uważają Rosjan za gorszych i mniej cywilizowanych.
Czas pokazał, że Stalin okazał się lepszym architektem porządku w naszej części Europy niż sądzono. Nie zapominając o jego zbrodniach, należy przyznać, że ustalony powojenny ład mimo wszystko się sprawdził i przetrwał wichry zmian. ZSRR przestało istnieć, zjednoczyły się Niemcy, Polska weszła do UE i NATO, a granice w Europie pozostały niezmienione. Polska dalej tęskni za Kresami, ale to jest dokładnie ten sam rodzaj tęsknoty, jaką czują Rosjanie po upadku Związku Radzieckiego. Ale my swoje żale wylewamy głośniej niż oni i kompletnie nie przeszkadza nam, że mylimy adresata. Gdyby dziś wcielić nasze pretensje o Lwów, czy Wilno w czyn, to przecież nie z Rosją przyjdzie nam się o nie spierać. Nad Lwowem czuwa Ukraina, a nad pozostałymi ważnymi dla nas, utraconymi, miastami mają pieczę Litwa i Białoruś. Chcąc je faktycznie odebrać, pogorszylibyśmy sobie stosunki nie z Rosją, która dzisiaj nie ma nic do tego, ale z tymi, których uważamy za sojuszników. O dziwo, akurat Rosja o tym paradoksie głośno na razie nie mówi, ale możemy się tylko domyślać, że w odpowiednimi czasie ta kwestia jej się przypomni. Zapiekli w swoim gniewie na Rosję, nie chcemy też brać pod uwagę, że nawet gdyby Polska ustaleniami traktatów pokojowych dostała na wschodzie takie granice, jakie miała przed wojną, bez jednoczesnej rekompensaty na Odrze i Nysie, nie oznacza to, że taki stan rzeczy mógłby się długo utrzymać. Zbyt silne były dążenia niepodległościowe w Europie Środkowo – Wschodniej, żeby się łudzić, iż po upadku ZSRR nie dały o sobie znać. Związek Radziecki – gdy nie dał rady dalej już funkcjonować – po prostu się rozwiązał, ustępując miejsca niepodległości Litwy, Białorusi, czy Ukrainy. Wątpliwe, czy Polska bez słowa sprzeciwu dałaby się zredukować do państewka wielkości Księstwa Warszawskiego. Bardzo prawdopodobne, że utopilibyśmy całą naszą wschodnią granicę we krwi, a i tak byśmy stracili nasze ziemie, tym bardziej, że Rosja nie omieszkałaby skorzystać z okazji i w imię jednoczenia ziem ruskich, wesprzeć wojujące państwa w ich dążeniach. Dziś to my bylibyśmy tym przysłowiowym złym, od którego trzeba się odżegnywać, a Rosja stanowiła jedyne słuszne oparcie. Po latach okazało się, że decyzja Stalina była jedyną słuszną, a Rosja i tak traci swoje wpływy.
Celem Rosji w wygranej wojnie miało być rozciągnięcie swoich wpływów na całą Europę Środkowo-Wschodnią. Moskwa miała swoją wielką Armię Czerwoną, argument w postaci sześciuset tysięcy żołnierzy poległych o wyzwolenie Polski i argument siły. Niewiele zostało z siły tamtej Rosji, bo o dawnej pozycji Moskwa może tylko marzyć. Już nie jest głównym rozgrywającym świata, ale jednym z wielu graczy. Wciąż silnym, to prawda. Należy się z nią liczyć i brać ją pod uwagę, ale nie da się nie zauważyć, że dawne wpływy się kurczą. Straciła Ukrainę, na pocieszenie dostawszy tylko Krym. Białoruś z kolei daje wyraźnie już do zrozumienia, że trzyma z Rosją, ale tylko dlatego, że nie trafił się ktoś lepszy. Moskwa dobrze wie, że gdyby Polska tylko poprosiła, Białoruś natychmiast by zmieniła front. Rosję ograniczają jej własne wielkie przestrzenie i brak komunikacji, a także brak reform. Finanse państwa, mimo wysiłków Putina, wciąż się opierają na surowcach i są zależne od światowych cen ropy i gazu. Ostatnie zawirowania na rynku ropy naftowej dobitnie pokazały, że rezerwy finansowe Federacji Rosyjskiej w szybkim tempie mogą stopnieć do zera.
Z dawnej dumy głównego wyzwoliciela Europy został tylko mit Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Rosjanie głośno podnoszą, że gdyby nie oni, Europa nie poradziłaby sobie z Hitlerem. Podkreślają swoją rolę w wojnie i uderzają w Polaków argumentami o ilości swoich ofiar poniesionych w walce o nasze wyzwolenie, zarzucając nam brak wdzięczności. Tymczasem Polska wcale nie jest taka chętna do wyrażania tej wdzięczności. Na drodze do tego stoi pamięć o zdradzie 17 września, zbrodnia katyńska i to, jak bezceremonialnie poczynali sobie z nami wyzwoliciele. Razem z wyzwoleniem przyszedł system, który upokorzył cały naród i na pięćdziesiąt lat zamknął go za żelazną kurtyną.
...Świat wam nie odda, idąc wstecz,
Zniknionych mar szeregu:
Nie zdoła ogień ani miecz
Powstrzymać myśli w biegu…
W obu narodach – polskim i rosyjskim – jest wielka potrzeba uznania. Polacy mają potrzebę, by Rosjanie uznali nasze krzywdy. Żeby uderzyli się w pierś za Katyń i zobaczyli, że „wyzwoleniu” towarzyszył gwałty, represje i brak perspektyw. Rosjanie nie potrafią tego przyjąć i domagają się z kolei, żeby uznać śmierć tysięcy ich żołnierzy, poległych na naszej ziemi. Ich dziadkowie ginęli, odbijając polskie miasta z niemieckich rąk i nie rozumieją tej skali polskiej niechęci i usuwania ich pomników. Obu stronom trudno o tym rozmawiać, bo dialog prowadzi tylko i wyłącznie do wybuchu emocji. Rosjanie chcą wdzięczności, ale im bardziej się jej domagają, tym bardziej Polacy nie chcą podziękować. Polacy uważają, że można podziękować raz, dwa, niech będzie, że i dziesięć razy, ostatecznie można się do tego odnieść na wspólnych spotkaniach polityków. Ale nikt nie ma ochoty, żeby mu na każdym kroku przypominać o długu, jaki się u kogoś zaciągnęło. Rosjanie za to są w tym dość nachalni i nie tracą okazji, żeby wciąż tą kwestię podnosić.
...Trzeba z Żywymi naprzód iść,
Po życie sięgać nowe:
A nie w uwiędłych laurów liść
Z uporem stroić głowę…
Możemy ich racje zrozumieć, gdyby oni zechcieli zrozumieć nasze. Na to się oczywiście nie zanosi i rachunek krzywd będzie ciągle podnoszony. Gdyby chodziło tylko o zabrane ziemie i pozostawienie w strefie swoich wpływów, może żal byłby mniejszy. Natomiast Polacy – chociaż żaden tego głośno nie powie, a polityk nie wyartykułuje tego wcale – podświadomie czują się upokorzeni. Bo głośne wołanie Rosjan o wdzięczność automatycznie budzi skojarzenia, że w ostatecznym rozrachunku Polska wyszła w 1939 r. na frajera i trzeba było pomocy pogardzanej dotąd Rosji, żeby wyciągnąć nas z bagna i jeszcze poukładać nam państwo. Putin częściowo miał rację, zarzucając nam, że uważamy Rosjan za mniej cywilizowanych. Bo to Polska przez wieki była wzorem dla Rosjan i to oni zazdrościli nam potencjału, możliwości i poziomu życia. Nawet dzisiaj żaden Polak za nic nie chciałby żyć tak, jak przeciętny Rosjanin, za to każdy Rosjanin – rozglądając się po polskich miastach – chciałby, żeby u niego wyglądało tak samo. Jest coś takiego w mentalności każdego narodu, że podświadomie czuje się lepszy od swego biedniejszego sąsiada. Polacy patrząc na Rosję, leczą swoje kompleksy. Wiedzą, że w geopolitycznym wyścigu Rosja okazała się górą, czego Moskwa nie waha się podkreślać. Do politycznych rozrachunków dochodzi zbiorowa, głośno nie określona świadomość, że musisz uzależniać swój byt od kogoś, kogo zawsze uważałeś za gorszego i pozbawionego twojego potencjału i możliwości. A tego żaden naród nigdy nie wybaczy.
...Wy nie cofniecie życia fal!
Nic skargi nie pomogą!
Bezsilne gniewy, próżny żal!
Świat pójdzie swoją drogą... *
Magdalena Piórek
Absolwentka Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego
* Wszystkie cytaty: Adam Asnyk, Daremne żale
Może połowa budzetu nie pojdzie wtedy na CAMPUS NIEMIECKI w Olsztynie, b...
Istotą czarnego PR jest działanie in...