Debata czerwiec2022 okl

logo flaga polukr

 

 

 

Prosimy Czytelników i Przyjaciół o wpłaty na wydawanie miesięcznika „Debata” i portalu debata.olsztyn.pl. Od Państwa ofiarności zależy dalsze istnienie wolnego słowa na Warmii. Nr konta bankowego Fundacji „Debata”: 26249000050000450013547512. KRS: 0000 337 806. Adres: 10-686 Olsztyn, ul. Boenigka 10/26.

czwartek, czerwiec 30, 2022
  • Debata
  • Wiadomości
    • Olsztyn
    • Region
    • Polska
    • Świat
    • Urbi et Orbi
    • Kultura
  • Blogi
    • Łukasz Adamski
    • Bogdan Bachmura
    • Mariusz Korejwo
    • Adam Kowalczyk
    • Ks. Jan Rosłan
    • Adam Jerzy Socha
    • Izabela Stackiewicz
    • Bożena Ulewicz
    • Zbigniew Lis
  • miesięcznik Debata
  • Baza Autorów
  • Kontakt
  • Jesteś tutaj:  
  • Start
  • Wiadomości
  • Polska

Polska

„Sen-trwoga” à rebours? Plan polityczny zwycięstwa Polski i wygrania pokoju na wschodzie. Część 1

Szczegóły
Opublikowano: wtorek, 10 maj 2022 09:40
Jacek Bartosiak

Tym razem zaczniemy od poezji. W czasie Świąt Wielkanocnych naprowadził mnie na ten wiersz Czesława Miłosza profesor Andrzej Nowak w swojej najnowszej książce w rozdziale opisującym zależność Polski od imperium sowieckiego po II wojnie światowej. Bardzo przygnębiająco opisał poeta wielowiekowe rosyjskie imperialne parcie na naszą część Europy od wschodu.

Orsza zła stacja. W Orszy pociąg może stać i dobę.
Więc może to w Orszy zgubiłem się, sześcioletni,
I pociąg repatriantów ruszył, zostawiając mnie

Na zawsze. Jakbym pojął, że będę kim innym,
Poetą innego języka, z innym losem.
Jakbym zgadywał swój koniec u brzegów Kołymy,
Tam gdzie dno morza jest białe od ludzkich czaszek.
I wielka trwoga wtedy mnie nawiedziła,
Ta, która miała być matką wszystkich moich trwóg.

Triepiet małogo pieried bolszym. Przed Imperium.
Które idzie i idzie na zachód, zbrojne w łuki i arkany, pepesze,
Podjeżdżając powozką, grzmocąc kuczera po plecach,
Albo jeepem, w papachach, z kartoteką zdobytych krain.
A ja nic tylko uciekam, od stu, trzystu lat
Po lodzie i wpław, w dzień, w nocy, byle dalej,
Zostawiając nad rodzinną rzeką pancerz dziurawy i kufer z nadaniami króla,
Za Dniepr, potem za Niemen, Za Bug, za Wisłę.

Ale przybywam do miasta wysokich domów i długich ulic
I trwoga mnie dręczy, bo gdzie mnie, wieśniakowi, do nich.
Bo udaję tylko, że rozumiem, o czym tak bystro traktują,
I staram się ukryć przed nimi mój wstyd, moją przegraną.

Kto mnie tutaj nakarmi, kiedy idę o chmurnym świcie
Z drobną monetą w kieszeni, na jedną kawę, nie więcej?
Uchodźca z państw urojonych, komu tu będę potrzebny?
Ściany kamienne, ściany obojętne, ściany przeraźliwe.
Porządek nie mojego, ale ich rozumu.
Teraz już zgódź się, nie wierzgaj. Nie uciekniesz dalej.
Czesław Miłosz, „Trwoga. Sen” (1918) z tomu „Kroniki”

Od panowania cara Piotra Wielkiego to specyficznie rosyjskie połączenie prymitywizmu i zapóźnienia cywilizacyjnego z potęgą wojskową, rosnącą demografią i wyspami wysokiej cywilizacji: rosyjskiej literatury, baletu, podróży w kosmos czy atomistyki, napierając w kierunku zachodzącego słońca, niszczyło i deptało rozwój narodów między dwoma morzami wewnętrznymi Europy – Bałtyckim i Czarnym. Wiersz Miłosza dobrze oddaje to poczucie cofania cywilizacji, ucieczkę, wieczny odwrót, nieszczęście, załamywanie się porządku cywilizowanego.

W roku 2022 w związku z wojną Rosji z Ukrainą i niekorzystnym dla Rosji przebiegiem działań wojennych mamy największą od 100, a może nawet i od 300 lat szansę, by odwrócić całą tę sytuację. Sen-trwoga à rebours! Czas pomyśleć nad polskim planem zwycięstwa. Tak – polskim! Ukraińcy na pewno mają swój plan i nie wyręczajmy ich. Należy się jednak zastanowić, co wojna i nowa sytuacja geopolityczna powinny przynieść Polsce, by i nasze interesy zostały obsłużone jak najlepiej.

Nasza rywalizacja z Rosją na obszarach położonych między nią a Polską zawsze miała na celu ustalenie przewagi, nigdy dobrosąsiedzkich stosunków. Mieroszewski pisał w XX wieku: „Wydaje się, że o ile Rosjanie nigdy nie doceniali Ukraińców i nie doceniają ich nadal (co widać po przebiegu wojny w 2022 roku – J.B.), o tyle zawsze przeceniali i nadal przeceniają Polaków. Widzą nas zawsze jako rywali aktywnych lub tylko potencjalnych – niemniej zawsze jako rywali”.

Litwinow mówił o odbudowie polskiego imperium w XVI i XVII wieku. Nam wydaje się to komiczne, lecz dla Litwinowa, w przeciwieństwie do tego, co my myślimy, wiek XX był ciągiem dalszym XVI i XVII stulecia, z koniecznością mierzenia się z tą samą tradycyjną problematyką, bez wyłączania problematyki polskiej. Podobnie jak carowie – Stalin, Litwinow i Breżniew uważali , że na obszarach ULB mogą panować albo Polacy, albo Rosjanie.

Dalej pisał Mieroszewski: „Przewagę Rosjan potwierdziła HISTORIA, która nasze walki i powstania obróciła wniwecz. Lecz większość Polaków nie wierzy, byśmy kiedykolwiek mogli zdobyć przewagę nad Rosją, a dzieckiem tej niewiary jest mentalność satelicka i serwilizm. Można dodać, niestety, utrwalona silnie w Polakach”. Jeszcze bardziej pachniało fantazją stwierdzenie Mieroszewskiego, że można odepchnąć Rosję z rogatek Przemyśla po Smoleńsk. A przecież po 1991 roku tak się de facto stało.

Wojna na Ukrainie, kolejne zwycięstwa armii ukraińskiej, wspomaganej wojskowo i materialnie również przez Polskę, to szansa, by zepchnąć Rosję jeszcze bardziej na wschód i wypchnąć ją z systemu europejskiego na dobre, a może nawet doprowadzić do kryzysu politycznego i społecznego, smuty i rozpadu państwa. Odzyskanie przez Ukrainę Krymu i Donbasu oraz zniszczenie tak hołubionych przez Federację Rosyjską własnych wojsk lądowych mogłoby do tego doprowadzić.

Plan zwycięstwa Polski w wojnie Rosji z Ukrainą przewiduje sytuację odwrotną do tej z wiersza Miłosza. Chodzi o to, by Rosja zamiast napierać na zachód ze swoimi wpływami, jak czyniła to przez ostatnich 300 lat, zaczęła się cofać, kurczyć, ustępować pod naporem siły za Dniepr, za Don, za Wołgę, a nawet hen za Ural. By pod wpływem sankcji i na skutek przegranej wojny uciekła, rozpadła się i przestała się liczyć. Innymi słowy, by nie miała żadnych podstaw do wpływania na sytuację polityczną w Europie.

Dla polskich polityków nastał zatem czas, by wzięli kartkę i długopis i rozpisali sobie plan zwycięstwa politycznego Polski na nuty. Czyli ustalili, co musi lub powinno się wydarzyć, aby Polska odniosła z tej wojny jak najwięcej korzyści.

Jednak zwycięstwo w wojnie kinetycznej to nie wszystko. Zwycięstwo takie oznacza oczywiście odparcie inwazji, odzyskanie Chersonia, Mariupola, całego Krymu z Sewastopolem i Donbasu z kopalniami i żelazem. Oznacza ono zniszczenie wojsk lądowych Rosji, by ta na zawsze utraciła status mocarstwa mającego wpływ na architekturę bezpieczeństwa w Europie.

Dużo trudniej jest jednak często wygrać pokój, który oznaczałby stabilizację, rozwój i przyszłość. Ukraina musi wygrać pokój, by móc się rozwijać, pozyskiwać inwestorów ze świata, by mieć pełny dostęp do morza, do rynków światowych i do surowców. By Kijów był w stanie kontrolować ruch przepływów strategicznych na swoim terytorium i mógł je kształtować zgodnie ze swoimi potrzebami, a nie sztucznymi nakazami dominującego sąsiada. By mógł swobodnie decydować, z kim chce utrzymywać relacje handlowe. By nie był zależny od środków pomocowych idących równoleżnikowo z zachodniej Europy, ale by sam miał zdolności rozwojowe, również północ-południe przez Morze Czarne w świat.

Dla Polski ważne jest, by wskutek tej wojny zmienił się układ sił w Europie. Byłoby to zresztą korzystne dla wszystkich narodów pomostu bałtycko-czarnomorskiego. Ukraina powinna dołączyć do grona państw zachodnich, a nasza część Europy powinna stanowić samodzielny system gospodarczy, zakotwiczony co prawda w UE, ale zdolny do tworzenia własnych łańcuchów wartości i systemu obiegu gospodarczego. Byłoby to przełamanie dualizm na Łabie przy wykorzystaniu ogromnego potencjału Ukrainy i Białorusi oraz otwarcia na Morze Czarne i handelu skierowanego na południe.

Równie ważne jest, by Stany Zjednoczone tak wojskowo, jak inwestycyjnie pozostały w tej części kontynentu, a Szwecja i Finlandia weszły do NATO, wzmacniając potęgę i wpływy USA na Starym Kontynencie. Chodzi o to, by uniemożliwić realizację niekorzystnych pomysłów kontynentalnych Francji i Niemcom, pragnącym współpracy z Rosją. Wojskowe pokonanie Rosji takie pomysły współpracy by zniweczyło.

Tak dla Polski, jak dla Ukrainy korzystne będzie takie urządzenie spraw wewnętrznych na Ukrainie i jej systemu gospodarczego, by po pierwsze udało się złamać oligarchię, a po drugie kontrolować wpływ kapitału niemieckiego na odbudowę Ukrainy, a w szczególności na rolnictwo ukraińskie, na które Niemcy i ich koncerny mają chrapkę.

Planem optymalnym jest rozcieńczenie siły niemieckiej w NATO i UE po wygraniu wojny i złamaniu polityki surowcowej i, co za tym idzie, wysokiej marżowości gospodarki niemieckiej. Zwłaszcza że nadchodzący kryzys energetyczny i żywnościowy zredefiniuje UE na korzyść państw naszego regionu, ze złamaniem konsolidacji kontynentalnej w obliczu większej obecności Brytyjczyków i Amerykanów na pomoście bałtycko-czarnomorskim. To byłby koniec niemieckiej polityki bismarckowskiej „udawania głupiego”, czerpania surowców z Rosji (Rosja jako źródło siły politycznej Niemiec w Europie), opcji handlu z Chinami i pokojowego rozwoju Eurazji kosztem świata atlantyckiego przy jednoczesnym dostępie do rynków światowych dzięki USA i wskutek tego wszystkiego kontroli kontynentu dzięki własnej potędze gospodarczej.

Nie powinniśmy się zatem zgadzać na żaden „krzywy” rozejm proponowany przez Francję i Niemcy. Taki rozejm nie pozwoli zapewnić pokoju Ukrainie, która stanie się państwem kadłubowym, bez dobrego dostępu do morza i surowców Donbasu, bez szans na inwestycje i w stanie zamrożonego konfliktu.

Planowanie parametrów pokoju już w czasie wojny jest często ważniejsze od samej wojny, choć to jej przebieg i wynik są materiałem, z którego ostatecznie czerpie się te parametry.

Właśnie mija 100 lat od podpisania traktatu pokojowego w Rydze, który zakończył naszą wojnę na wschodzie z Rosją Sowiecką i ustalił stosunki w naszej części świata na kolejne 20 lat, w tym zlikwidował ukraińskie i białoruskie marzenia o samostanowieniu. Następnie, wraz z Teheranem, Jałtą i Poczdamem oraz końcem II wojny światowej, zamknął się także rozdział polityki jagiellońskiej państwa polskiego. Tak przynajmniej by się wydawało.

W roku 2022 zaczynamy odkurzać stare księgi i dawne strategie naszego państwa.

W roku 1921 w Rydze Polska wygrała wojnę, ale przegrała pokój. Tak można podsumować przebieg działań zbrojnych oraz negocjacji pokojowych. Zabrakło jeszcze jednej bitwy gdzieś pod Orszą czy Witebskiem w bramie smoleńskiej. Taka bitwa wypchnęłaby Rosję poza Dniepr i Dźwinę i stworzyła podstawy do stworzenia federacji z Białorusią i Ukrainą. Jednak nie było do tego wystarczających sił, zarówno politycznych, jak i wojskowych. Choć co do tego, czy tak było naprawdę, trwają wciąż rozważania. Materiały źródłowe nie dają jasnej odpowiedzi, co Józef Piłsudski (bo to on podejmował przecież decyzję) „czuł” jesienią 1920 i wiosną 1921 roku, jeśli chodzi o konkretny układ sił. To Piłsudski musiał rozważać argumenty, które miały zadecydować o wojnie i pokoju, i układzie geopolitycznym Europy Wschodniej.

Należy nie dopuścić do tego, aby prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełensky zgodził się na własną wersję traktatu ryskiego. Wtedy Polska przegrała pokój, a sam Piłsudski był traktatem ryskim rozczarowany. Jerzy Giedroyć twierdził nawet, że Piłsudski stał się po podpisaniu traktatu innym człowiekiem, zamkniętym na innych, niewierzącym w trwałość państwa polskiego. Czuł, że istnienie Polski jest tymczasowe, że nie zdołał zbudować nowej, korzystnej równowagi na pomoście bałtycko-czarnomorskim, która to równowaga usuwałaby trwale Rosję poza system europejski poprzez budowę federacji państw odgradzających ją od Europy. W wojnie na Ukrainie chodzi właśnie o to, czy Rosja będzie w środku systemu europejskiego i czy będzie sobie w nim swawolnie poczynała, czy będzie poza nim, co da szasnę na rozwój Polsce, Ukrainie, Białorusi, państwom bałtyckim itd., z poszanowaniem bliskich im praw cywilizacyjnych, o który tak pięknie wspomina Miłosz w przytoczonym wierszu.

Życzmy zatem Zełenskiemu, by starczyło mu sił i by nie został przymuszony do pokoju na warunkach niemieckich i francuskich, zwłaszcza jak nadejdzie jesień i pojawi się społeczny strach przed chłodem, brakiem surowców i niedoborami żywności dla Europejczyków, którzy tradycyjnie zapomną o wartościach i o co chodziło z tą wojną. Będą chcieli, żeby wszystko było po staremu.

dr Jacek Bartosiak, Strategy&Future

Na zdjęciu rzeka Dniepr w Kijowie. Autorstwa Dmitry A. Mottl - Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=4911961

Czytaj więcej: „Sen-trwoga” à rebours? Plan polityczny zwycięstwa Polski i wygrania pokoju na wschodzie. Część 1

Komentarz (26)

Jest sposób na zakończenie „chocholego tańca” wokół „szubienic”

Szczegóły
Opublikowano: poniedziałek, 09 maj 2022 14:46

Dzisiaj 9 maja została podjęta kolejna próba wyrażenia protestu wobec obecności Pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej w centrum Olsztyna. Interweniowała policja. Kolejne apele do prezydenta Piotra Grzymowicza i akcje nie robią na nim wrażenia. Prezydent nie chce złożyć wniosku do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków o relokację pomnika, o co apelował minister kultury Piotr Gliński, który zapewnił prezydenta, iż sfinansuje tę operację.

Jest jednak sposób na obejście prezydenta i usunięcie pomnika bez jego udziału. Wystarczy w tym celu znowelizować ustawę tzw. dekomuniacyjną z dnia 1 kwietnia 2016 r. o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy jednostek organizacyjnych, jednostek pomocniczych gminy, budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej oraz pomniki (Dz.U. 2016 poz. 744).

Ta ustawa wyłączyła spod jej działania obiekty wpisane do rejestru zabytków, a więc Pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej. Poprosiłem zaprzyjaźnionych prawników o zredagowanie noweli tej ustawy. Prawnik zaproponował dopisanie w Rozdziale 2 ustawy, do Art. 5b ust. 1 zdania: "W przypadku zgody Generalnego Konserwatora Zabytków, wojewoda może nakazać usunięcie pomnika, o którym mowa w art. 5a ust. 3 pkt 4."

Po dopisaniu tego zdania Art 5b ust. 1 brzmiałby:

„Wojewoda, w drodze decyzji, nakazuje właścicielowi albo użytkownikowi wieczystemu nieruchomości, na której znajduje się pomnik, który nie spełnia warunków określonych w art. 5a ust. 1, usunięcie tego pomnika. W przypadku zgody Generalnego Konserwatora Zabytków, wojewoda może nakazać usunięcie pomnika, o którym mowa w art. 5a ust. 3 pkt 4”.

Zwróciłem się 20 kwietnia do posła PiS z Pisza Jerzego Małeckiego z prośbą o zebranie wymaganej liczby podpisów posłów pod projektem nowelizacji i wniesienie jej do laski marszałkowskiej. Poseł pozytywnie ocenił zarówno sam pomysł, jak i zaproponowaną treść noweli. Obiecał, że po uzyskaniu akceptacji dla tej inicjatywy ze strony przewodniczącego klubu sejmowego PiS, rozpocznie działania.

Jednak od tamtej pory nie odbiera ode mnie telefonu i nie reaguje na SMS-y z pytaniami, co z nowelizacją? Szkoda. czyżby PiS-owi nie zależało na przeniesieniu pomnika, a tylko "na gonieniu króliczka", aby mieć pretekst do niekończących się demonstracjii i ataków na prezydenta Piotra Grzymowicza?
Adam Socha

Czytaj więcej: Jest sposób na zakończenie „chocholego tańca” wokół „szubienic”

Komentarz (19)

To nie koszmar Mackindera – to spazm słabnącego mocarstwa. Polemika z Jackiem Bartosiakiem

Szczegóły
Opublikowano: wtorek, 03 maj 2022 09:14
Bartłomiej Radziejewski

Lutowa agresja Rosji na Ukrainę uruchomiła wielkie przesunięcia geopolityczne, których skutki odczuwać będziemy długo. Właściwe ich zrozumienie to jedno z najważniejszych wyzwań tego czasu. Doktor Jacek Bartosiak przedstawił niedawno na łamach Strategy&Future efektowną interpretację tych wydarzeń.

W eseju „Koszmar Mackindera i trzy tygodnie, które wstrząsnęły światem” przekonuje – stojąc mocno na gruncie klasycznej geopolityki – że miało miejsce wielkie odwrócenie wcześniejszego biegu historii, którego istotą jest walka o hegemonię w Eurazji. Oto będąca jakoby na drodze do wielkiego wzrostu potęgi – wręcz rewolucyjnego dla globalnego układu sił – Rosja dokonała niezrozumiałego, wysoce ryzykownego posunięcia, które napotkało na zaciekły opór Ukraińców, ale też gwałtowną reakcję Stanów Zjednoczonych, w wyniku tych zaskakujących wydarzeń wracających do dominacji na „wyspie świata”. Tak twierdzi autor spektakularnego tekstu.

Jednak obok tego, że sformułował szereg tez słusznych, Bartosiak wydaje się w swoim wywodzie wychodzić z kilku błędnych założeń, piętrzących się następnie w coraz bardziej zaciemniające obraz sytuacji intelektualne konsekwencje. Z uwagi na wagę sprawy, ale też na siłę opiniotwórczą Autora jego interpretacja zasługuje na polemiczne potraktowanie.

Zacznijmy od próby przywrócenia właściwych proporcji. Nader wątpliwa wydaje się teza Bartosiaka, że „to, co się wydarzyło 24 lutego 2022 roku, to największa zmiana geopolityczna od roku 1945”. Z całym szacunkiem dla Ukraińców i dla wszystkich przeżywających emocje chwili, świat widział całkiem niedawno dwa potężniejsze przesunięcia: upadek Związku Sowieckiego i renesans potęgi Chin. Pierwsze pogrzebało wraz z ówczesnym imperium moskiewskim cały porządek dwubiegunowy, dając bezprecedensową pozycję Stanom Zjednoczonym. Drugie odesłało do lamusa „jednobiegunową chwilę” i zaczęło rozsadzać oparty na niej ład międzynarodowy. Wojna rosyjsko-ukraińska ma ogromne znaczenie, ale bardzo niewiele wskazuje na to, by miało ono być aż tak duże jak rozpad ZSRS i chiński renesans.

Być może skłania Bartosiaka do tej przesady przekonanie, że obserwujemy właśnie walkę o hegemonię w Eurazji, wobec której – powiada szef Strategy&Future – konflikt rosyjsko-ukraiński jest wojną zastępczą. To jednak w mojej opinii właśnie jeden z konstrukcyjnych błędów jego wywodu. Ale po kolei.

Samo pojęcie „hegemonii” jest w debacie o stosunkach międzynarodowych wieloznaczne i przez to dość mętne. Bartosiak nie ułatwia sprawy, nie definiując go jasno, a jednocześnie budując na nim wiekopomne wnioski. Nie od rzeczy będzie więc może zauważyć, że akurat na gruncie teorii realizmu politycznego hegemonię rozumie się dość klarownie, na dwa zasadnicze sposoby: albo jako zdolność do powodowania innymi aktorami geopolitycznymi wedle swojej woli, albo jako eliminację z danego obszaru innych wielkich mocarstw (lub supermocarstw) przez danego gracza. Pozostańmy przy drugiej, pojemniejszej wersji. Brakiem konkurencyjnych wielkich mocarstw (great powers) w całej Eurazji Stany Zjednoczone cieszyły się tylko przez kilkanaście lat „jednobiegunowej chwili” po upadku Sowietów. Potem do potęgi (z roku na rok dalej błyskawicznie rosnącej) wróciły Chiny. Ale przecież także podźwignięta z wielkiej smuty lat 90. Rosja jest przez badaczy i polityków od dawna już – znów – zaliczana do grona wielkich mocarstw. Coraz częściej do tej grupy kwalifikuje się również Indie.

Czy zatem twierdząc, że „postawa wojska ukraińskiego i wygranie wojny informacyjnej przez Kijów stwarza szasnę na odnowienie hegemonii amerykańskiej w Eurazji”, Bartosiak chce powiedzieć, że obecna wojna zmierza do wyrzucenia z grona wielkich mocarstw nie tylko Moskwy, ale też Pekinu i New Delhi? O ile w wypadku Rosji wydaje się to możliwe (choć nieoczywiste), porównywalna degradacja Chin to tytaniczne wyzwanie na zupełnie inną rozgrywkę. Z kolei w odniesieniu do Indii jawi się to na dziś jako zupełna abstrakcja.

Rzecz nie w tym, by spierać się tu zbyt akademicko o słowa, lecz by właściwie rozpoznać stawkę obecnej rozgrywki. Poza „jednobiegunową chwilą” (bardzo wyjątkową i raczej bezpowrotnie minioną) tradycyjna rola Ameryki w Eurazji nie jest rolą hegemona, ale offshore balancera („zamorskiego równoważyciela”?). Czyli zewnętrznego mocarstwa dążącego do takiej równowagi sił na superkontynencie, aby nikt nie zdobył tam regionalnej hegemonii, mogącej następnie poważnie zagrozić USA. Innymi słowy, Stany aspirowały zwykle nie do własnej hegemonii w Eurazji, ale do tego, by nikt nie zdobył hegemonii w Europie lub w Azji – a tym bardziej w obu naraz. Stąd wojny z cesarskimi Niemcami i III Rzeszą, imperialną Japonią, stąd zimna wojna z Sowietami. A także obecna rywalizacja z Chinami, które skądinąd zagroziły wystarczająco mocno amerykańskim interesom nawet bez znacznego zbliżenia się do statusu regionalnego hegemona. Również obecny konflikt Ameryki z Rosją nie wydaje się mieć wiele wspólnego z dążeniem Waszyngtonu do hegemonii w Eurazji. Jest raczej właśnie offshore balancingiem – pacyfikującym nadmierne rozpychanie się Kremla. A także broniącym mocarstwowej wiarygodności USA i prawdopodobnie przygotowującym kolektywny świat liberalno-demokratyczny na przyszłe, większe zderzenie z Chinami.

Tymczasem teza „hegemoniczna” Jacka Bartosiaka wydaje się błędna także w drugą stronę. Pisze autor „Rzeczpospolitej między lądem a morzem”: „Realizacja marzenia Putina o Europie od Władywostoku do Lizbony z kluczową rolą Rosji jako gwaranta bezpieczeństwa takiej Europy, będącego jednocześnie koszmarem Mackindera przerażonego ideą kontynentalnej konsolidacji, która podkopałaby potęgę oceanu światowego, była dosłownie na wyciągnięcie ręki”. Naprawdę? Przecież znacznie mniejsze żądania Putina względem Zachodu poprzedzające inwazję zostały jednoznacznie odrzucone. Gdzie stąd do antyamerykańskiego, gigantycznego bloku euroazjatyckiego z kluczową rolą Rosji, gospodarczo wielkości Korei Południowej, dziesięć razy mniejszej od Chin i dziesięć razy bardziej zależnej w handlu od samej Unii Europejskiej niż odwrotnie? To była raczej sfera – co najwyżej –najśmielszych rosyjskich marzeń, a nie jakkolwiek bliskiej rzeczywistości. Trudno zresztą, żeby blady cień sowieckiej potęgi, jakim jest dzisiejszy Kreml, mógł liczyć na więcej w światowej polityce niż jego supermocarstwowy poprzednik.

Co więcej, perspektywy Rosji w przeddzień inwazji wyglądały w pewnym sensie zgoła odwrotnie, niż je Bartosiak kreśli. Zapaść demograficzna, fatalnie zmieniająca się struktura społeczna, zacofanie gospodarcze, rosnące wyzwania geopolityczne, widmo kryzysu sukcesyjnego – skłoniły nas jakiś czas temu w Nowej Konfederacji do prognozy wariantu nowej „wielkiej smuty” w czwartej dekadzie XXI wieku. Inwazja może ją przyśpieszyć o kilkanaście lat (co nie znaczy: usunąć czynniki zapaści późniejszej), ale spieramy się tu przecież także o możliwe kalkulacje Kremla sprzed 24 lutego. Twierdzę, że to właśnie widmo degradacji geopolitycznej Rosji w nadchodzących latach może istotnie służyć do zrozumienia jej postępowania, a nie perspektywa wielkiego wzrostu potęgi, jak twierdzi Bartosiak. Skądinąd nie od dziś wiadomo, że słabnące mocarstwa (declining powers) bywają szczególnie agresywne i gwałtowne.

Obaj z Bartosiakiem myliliśmy się, szacując prawdopodobieństwo tak wielkiej inwazji jako niskie. Nie byliśmy w tym zresztą specjalnie oryginalni. Jednak autor „Końca końca historii” nie wychodzi w swoim eseju poza zagłębianie się w zdumieniu, gdy o tę – kluczową przecież – kwestię idzie. „Po co Putin zrobił ten ruch? Po co rozpoczął dużą wojnę o całą Ukrainę? Niemal wszystko przed 24 lutego działo się jak w koszmarze Mackindera” – pisze. Otóż właśnie odwrotnie: nic tu nie przypominało problemu ewentualnego kontynentalnego hegemona Eurazji, przed którym drżał ojciec geopolityki. Co więcej, nadal nic go nie przypomina. Źródła naszej wcześniejszej pomyłki tkwią raczej w rosyjskiej słabości niż w sile. Poza nadmiarem racjonalizacji posunięć kremlowskich strategów, nie doceniających możliwości tak wielkiego blamażu wojskowego i geopolitycznego Moskwy, jaki dziś widzimy, umknęło nam chyba jeszcze jedno. To mianowicie, że mimo wszystkich słabości świata transatlantyckiego prozachodni kurs Ukrainy był chyba odczytywany w Rosji jako na tyle silny, że grożący trwałą utratą Kijowa. Co za tym idzie, myślano więc: „przetnijmy to, póki mamy siłę”. A w każdym razie teraz, gdy cieszymy się w Moskwie większą potęgą względną niż w prawdopodobnej przyszłości.

Bartosiak mocno oparł swoją interpretację lutowej inwazji na słynnej tezie Mackindera, że kto panuje nad Europą Wschodnią, ten panuje nad Eurazją, a kto panuje nad Eurazją, ten panuje nad światem. Miała ona wielkie znaczenie 100 lat temu, jako przestroga przed możliwym wykorzystaniem nieprzebranych potencjałów Heartlandu przez potworne imperium sowieckie. Jednak jeśli nie ówcześni polemiści, to na pewno upływ czasu udowodnił ponad wszelką wątpliwość, że dosłowne traktowanie tej tezy Mackindera nie ma większego sensu.

Związek Sowiecki panował nad Europą Wschodnią przez długie dekady – i dalej (tj. do władztwa nad Eurazją) nie doszedł. Podobnie ma się rzecz z przytaczaną przez Bartosiaka tezą Zbigniewa Brzezińskiego. „Kto panuje nad Ukrainą, ten ma przemożny wpływ na architekturę bezpieczeństwa w Europie i Eurazji oraz całkowicie zmienia układ sił na Starym Kontynencie” – reasumuje myśl wielkiego amerykańskiego doradcy i analityka prezes Strategy&Future. Ale to również było w wydaniu Brzezińskiego raczej odczytanie logiki sowieckiej niż uniwersalne prawo historiozoficzne. Ukraina jest ogromnie ważna – w szczególności dla Rosji – ale nie aż tak, by decydować o losach dzisiejszego świata. W przeciwnym razie przez ostatnie dekady nie panowałby tam tak wielki – i tak lokalny zarazem – zamęt. Natomiast Ukraina dołączająca do kolektywnego Zachodu to potencjalnie druzgocący cios dla słabnącej Rosji. I to raczej w tym niż w literalnych odwzorowaniach kontekstowych tez dawnych geopolityków należy szukać wyjaśnienia dzisiejszego kryzysu.

Nie było więc i nie ma w obecnej sytuacji niemal nic z „koszmaru Mackindera”. A napaść Rosji na Ukrainę nie jest wojną zastępczą – jak również twierdzi Bartosiak – lecz raczej walką słabnącego mocarstwa o pozostanie w drugiej lidze światowej poprzez próbę zablokowania tego, by kluczowy dla Moskwy Kijów nie stał się strefą wpływów amerykańsko-europejskich. Całość procesu lepiej zaś wyjaśniają narzędzia poznawcze realizmu politycznego – na których się tu opierałem – niż klasycznej geopolityki, zwłaszcza tak dosłownie rozumianej, jak proponuje Jacek Bartosiak.
Bartłomiej Radziejewski
prezes Nowej Konfederacji

Tekst pochodzi z portalu Strategy&Future

Czytaj więcej: To nie koszmar Mackindera – to spazm słabnącego mocarstwa. Polemika z Jackiem Bartosiakiem

Komentarz (6)

Konstytucja 3 Maja: Konstytucja polskiej wolności i jurgielt

Szczegóły
Opublikowano: poniedziałek, 02 maj 2022 21:00

„Uznając, iż los nas wszystkich od ugruntowania i wydoskonalenia konstytucji narodowej jedynie zawisł, długim doświadczeniem poznawszy zadawnione rządu naszego wady, a chcąc korzystać z pory, w jakiej się Europa znajduje i z tej dogorywającej chwili, która nas samym sobie wróciła, wolni od hańbiących obcej przemocy nakazów, ceniąc drożej nad życie, nad szczęśliwość osobistą, egzystencję polityczną, niepodległość zewnętrzną i wolność wewnętrzną narodu, którego los w ręce nasze jest powierzony, chcąc oraz na błogosławieństwo, na wdzięczność współczesnych i przyszłych pokoleń zasłużyć, mimo przeszkód, które w nas namiętności sprawować mogą dla dobra powszechnego, dla ugruntowania wolności, dla ocalenia Ojczyzny naszej i jej granic z największą stałością ducha, niniejszą konstytucję uchwalamy (…)”.

Słowa Preambuły Ustawy Rządowej z 3 maja 1791 r., która przeszła do historii jako Konstytucja 3 Maja


Każdego 3 maja Polacy w Polsce świętują rocznicę uchwalenia w Polsce w 1791 r. pierwszej w Europie i drugiej na świecie konstytucji – pisze Karol Nawrocki.

Osiemnastowieczną Konstytucję 3 maja – pierwszą w Polsce i Europie – przepełniał duch wolności. Duch wolności, którego chciał złamać rosyjski imperializm – niby inny, ale tak podobny do tego, który próbuje dzisiaj zniszczyć wolną Ukrainę.

Ulicę Świętojańską na warszawskim Starym Mieście wypełnia rozentuzjazmowany tłum. Mamy tu cały przekrój ówczesnego polskiego społeczeństwa. Są arystokraci, duchowni, mieszczanie, także włościanin i przedstawiciele mniejszości żydowskiej. Nie brakuje postaci historycznych – z królem Stanisławem Augustem Poniatowskim na czele. Nawet jednak z charakterystycznym płaszczem koronacyjnym narzuconym na ramiona monarcha niknie nieco w grupie ludzi zgromadzonych u stóp kolegiaty św. Jana. Dużo bardziej rzuca się w oczy marszałek sejmu Stanisław Małachowski, niesiony na rękach przez dwóch posłów. W prawej dłoni Małachowski wysoko unosi papierowy dokument. Wprawne oko dostrzeże napis na karcie tytułowej: „Konstytucja 3 Maja 1791”.

Właśnie tak doniosłe wydarzenie z końca XVIII wieku odtworzył sto lat później Jan Matejko. Wybitny malarz nie miał wątpliwości, że upamiętnia jeden z ważniejszych momentów w długiej historii Polski. Jest to dziś oczywiste także dla nas, gdy każdego 3 maja świętujemy rocznicę uchwalenia tamtej konstytucji – pierwszej w Europie i drugiej na świecie.

Czas słabości, czas nadziei

W ostatnią dekadę XVIII wieku Rzeczpospolita wchodziła jako jedno z większych państw Starego Kontynentu – z powierzchnią przekraczającą pół miliona kilometrów kwadratowych. Nikt znający się na polityce nie mógł jednak mieć wątpliwości, że – parafrazując Szekspira – źle się dzieje w państwie polskim. Kraj, który jeszcze dwa stulecia wcześniej przeżywał swój złoty wiek, teraz wciąż nie mógł się podnieść po licznych wojnach. Skarb świecił pustkami. Armia znacznie ustępowała wojskom sąsiadów: Rosji, Prus, Austrii. Mieszczaństwo było słabe, duża część szlachty zubożała, a chłopi pańszczyźniani nie czuli związków z państwem. Król panował, ale jego władza dawno już uległa ograniczeniu. Karty rozdawali wpływowi magnaci – oligarchowie tamtych czasów, w dużej części niechętni reformom. Dla zabezpieczenia swych partykularnych interesów niektórzy z nich byli gotowi szukać pomocy u państw ościennych. Te chętnie wykorzystywały słabość Polski. Bez pardonu ingerowały w jej wewnętrzne sprawy, a w 1772 roku podzieliły między siebie część jej ziem. Okrojona Rzeczpospolita coraz wyraźniej popadała w zależność od Rosji (patrz na dole: jurgielt).

Nie wszystko szło jednak w złym kierunku. Już w latach 60. XVIII wieku król Stanisław August Poniatowski zainicjował ambitne reformy: od edukacji, przez wzmocnienie pozycji miast, aż po politykę monetarną. Zmiany przyspieszyły po zwołaniu w 1788 roku sejmu nazwanego później Czteroletnim i Wielkim. Posłowie zrzucili rosyjski protektorat, wprowadzili podatek dochodowy i zdecydowali o rozbudowie armii. Kulminacją reform było uchwalenie Konstytucji 3 maja, oficjalnie nazwanej Ustawą Rządową.
Bóg, Naród, Wolność

„W imię Boga w Trójcy Świętej jedynego” – to pierwsze słowa preambuły tego historycznego dokumentu. Konstytucja uznawała rzymski katolicyzm za religię panującą, zarazem jednak – zgodnie z wielowiekową tradycją polskiej tolerancji wyznaniowej – mówiła wprost o wolności „wszelkich obrządków i religii”.

W krótkiej Ustawie Rządowej z 3 maja 1791 roku słowa „wolność”, „wolny” są odmieniane przez wszystkie przypadki i łącznie występują aż 25 razy. Pojawiają się tam „wolność osobista”, „wolność obywatelska”, ale jest też mowa o „wolnym narodzie” polskim, mającym „władzę praw sobie stanowienia” – uwolnionym „od hańbiących obcej przemocy nakazów”. Jest wolna szlachta, są wolne miasta i chłopi wzięci „pod opiekę prawa i rządu krajowego”, co stanowiło pierwszy krok ku zniesieniu ich poddaństwa. „Wolność zupełną” gwarantowano zaś wszystkim nowo przybywającym do Polski i powracającym do kraju. Wolność – od wieków ważna część polskiego DNA – w Konstytucji 3 maja jest wszechobecna.

Ten sam duch wolności towarzyszył europejskim osadnikom w Ameryce, gdy niewiele wcześniej skutecznie rzucili wyzwanie Brytyjczykom i wybili się na niepodległość. Konstytucja USA jest starsza od polskiej o cztery lata, przy czym słynne wolnościowe poprawki do niej – znane jako Karta Praw – weszły w życie dopiero w grudniu 1791 roku.

Hasła wolnościowe towarzyszyły też w tamtym czasie rewolucji francuskiej. Nad Sekwaną wzniosłe ideały mieszały się jednak z terrorem. Dostrzegł to brytyjski dziennik „The Times”, który w artykule z 9 maja 1791 roku pisał o francuskich „despotycznych demokratach”. Ich krwawej rewolucji gazeta przeciwstawiała rewolucję polską: racjonalną, liberalną, dokonującą się bez okrucieństw. Z podobnym entuzjazmem pisał o Konstytucji 3 maja wybitny filozof Edmund Burke: „Nikt nie poniósł strat ani nie został poniżony. Wszyscy, od króla do prostego robotnika, polepszyli swoje położenie”.

Ustawa Rządowa była dokumentem na wskroś nowoczesnym. Stawiała na Monteskiuszowski trójpodział władzy, posłów czyniła reprezentantami całego narodu, zrywała z anarchizującą zasadą liberum veto na rzecz decydowania większością głosów. Dawała autentyczną nadzieję, że Rzeczpospolitą uda się jeszcze uratować przed upadkiem i poprowadzić ku nowej świetności.
Wybór powtarzany każdego dnia

Niestety, te nadzieje szybko zostały zniweczone. Rok po uchwaleniu Konstytucji 3 maja do Polski wkroczyła niemal stutysięczna armia rosyjska. W roku 1793 Rosja i Prusy znów wyrwały Rzeczypospolitej pokaźny kawał jej ziem. Sejm obradujący pod kontrolą Petersburga uchylił konstytucję. Ostatnią próbą ratowania kraju była insurekcja 1794 roku. Wojska dowodzone przez Tadeusza Kościuszkę – bohatera walk o niepodległość Stanów Zjednoczonych – nie były jednak w stanie przeciwstawić się przeważającym siłom wroga. Po zdobyciu Pragi – prawobrzeżnej części Warszawy – żołnierze rosyjscy urządzili rzeź ludności cywilnej. Dramatyczne sceny, uwiecznione w relacjach świadków i przez malarzy, nieodparcie nasuwają dziś skojarzenia z masowymi zbrodniami Federacji Rosyjskiej na Ukrainie: w Borodziance, Buczy, Mariupolu i wielu innych miejscowościach.

Choć w roku 1795 Polska zniknęła z mapy Europy, pamięć o Konstytucji 3 maja przetrwała. W czasach niewoli – dziewiętnastowiecznych zaborów, II wojny światowej i rządów komunistycznych – nie było szans na oficjalne rocznicowe obchody. Gdy tylko odzyskiwaliśmy suwerenność, 3 Maja stawał się świętem narodowym. Tak było w roku 1919, po I wojnie światowej, i w roku 1990, po upadku systemu komunistycznego.

Gdy w ubiegłym roku obchodziliśmy okrągłą 230. rocznicę uchwalenia pierwszej europejskiej konstytucji, na Zamku Królewskim w Warszawie gościli prezydenci kilku krajów regionu. Był wśród nich prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, który podpisał się pod wspólną deklaracją głów państw. Chcemy – oświadczyli sygnatariusze – „by Europa była budowana na fundamencie podstawowych wartości i zasad”, takich jak „wolność, suwerenność, integralność terytorialna, demokracja, rządy prawa, równość i solidarność”.

Wolność i suwerenność nie są dane raz na zawsze – trzeba być gotowym codziennie o nie walczyć. Boleśnie dowiodło tego krótkie życie Konstytucji 3 maja. Potwierdza się to także dziś, gdy Ukraina broni się przed rosyjską inwazją.

Karol Nawrocki, prezes IPN

Jurgielt (niem. Jahrgeld) – pensja roczna, zinstytucjonalizowana forma korupcji urzędników I Rzeczypospolitej przez mocarstwa ościenne w XVIII wieku.

Jakkolwiek już w XVI wieku opłacanie polskich polityków przez inne państwa nie było niczym wyjątkowym, to pod koniec XVIII wieku wprowadzenie stałej pensji, wypłacanej przez ambasadę rosyjską stało się jednym z nieformalnych fundamentów ustrojowych Rzeczypospolitej.

Jak ujawniły dokumenty ambasady rosyjskiej, zdobyte przez Polaków w czasie insurekcji warszawskiej 1794 – najbliższe otoczenie króla Stanisława Augusta Poniatowskiego: biskup Michał Roman Sierakowski, prymas Antoni Kazimierz Ostrowski (nawet jezuita Adam Tadeusz Naruszewicz, pobierało stałą pensję od ambasadora rosyjskiego. Ten materiał dowodowy doprowadził do skazania na karę śmierci przywódców konfederacji targowickiej.

Ukrytą formą oferowania korzyści majątkowych w zamian za służbę mogła być groźba cesarzowej Katarzyny II, która w czasie wojny polsko-rosyjskiej (1792) zagroziła Stanisławowi Augustowi, że jeżeli ten nie zaprzestanie walki, to ona nie spłaci wielomilionowych długów osobistych króla. Król Polski wkrótce przystąpił do Targowicy.

Jurgielt upowszechnił się w Polsce w dobie saskiego upadku, a więc począwszy od początku XVIII wieku, wraz z rządami Augusta II. Do najsłynniejszych jurgieltników – w szerokim znaczeniu, czyli nie tylko pobierających wynagrodzenie, ale czerpiących ze zdrady zyski w postaci dóbr lub urzędów – należeli Adam Poniński (utrwalony na pierwszym planie na robiącym ogromne wrażenie obrazie „Reytan – upadek Polski” Jana Matejki oraz opisany przez Jarosława Marka Rymkiewicza w książce pod tym samym tytułem), Hieronim Radziejowski (przewodnik Szwedów podczas Potopu, uwieczniony w powieści przez Henryka Sienkiewicza) czy Szczęsny Potocki (jeden z przywódców Targowicy).

Wszelkie podobieństwo do grupy polityków III RP przypadkowe.

3 maja w Olsztynie odbędą się wojewódzkie obchody Święta Narodowego 3 Maja, w których udział wezmą przedstawiciele władz wojewódzkich, służb mundurowych, instytucji i urzędów oraz mieszkańcy regionu.

Program uroczystości:

10:00 – 11.00 Msza św. w intencji Ojczyzny w Bazylice Konkatedralnej Świętego Jakuba (ul. Staszica, Stare Miasto).

11:15 – 11.35 Przemarsz ulicami Staszica, Pieniężnego, 1 Maja, Mrągowiusza, Warmińską, Lanca, Linki na Plac Konsulatu Polskiego.

11:40 – 13:00 Uroczystości na Placu Konsulatu Polskiego pod Kolumną Orła Białego (podniesienie flagi państwowej, okolicznościowe przemówienia, apel pamięci, salwa honorowa, złożenie wieńców i wiązanek).

13:00 – 13:15 Defilada kompanii honorowych ul. Warmińską.

Czytaj więcej: Konstytucja 3 Maja: Konstytucja polskiej wolności i jurgielt

Komentarz (18)

Więcej artykułów…

  1. Naczelna Rada Lekarska potępiła biznes komórkowy w Polsce
  2. Nareszcie! Prezydent przenosi Pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej na cmentarz

Strona 8 z 377

  • start
  • Poprzedni artykuł
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • 7
  • 8
  • 9
  • 10
  • 11
  • 12
  • Następny artykuł
  • koniec

Komentarze

Łapiesz za słówka niczym szara, chytra baba z Radomia. Bardzo pasuje do p. Brunatnej, bardziej do ciebie, lecz najbardziej do Arniego.
Wicepremier Błaszczak opiekune...
8 minut(y) temu
Ale, przynajmniej nie dostał majątku ziemskiego za... 1% !!!
GP: Sprzedaż ośrodka „Guzianka...
14 minut(y) temu
Trzeba by prześwietlić spółkę Srebrna, która miał budować dwie wieże o fajnych "imionach".
Ciekawe kto miał być matką chrzestną wież? W zasadzie to c...
GP: Sprzedaż ośrodka „Guzianka...
2 godzin(y) temu
jesli dla kogos jest to smieszne , to znaczy ze wyznaje zasadę PO; a konkretnie ministra Sienkiewicza, który powiedział ze "Polska istnieje tylko teor...
GP: Sprzedaż ośrodka „Guzianka...
2 godzin(y) temu
youtube.com
Komando "haki". Służby PiS polują na wpadki opozycji i krytycznych...
Mój nowy kanał "Ludzie i Pieniądze": https://www.youtube.com/playl...
GP: Sprzedaż ośrodka „Guzianka...
3 godzin(y) temu
Śmieszne to jest, że temat guzianki powraca, co sugeruje, że kampania wyborcza tuż tuż i policja polityczna pod szyldem cba stara się "mieszać w tyglu...
GP: Sprzedaż ośrodka „Guzianka...
3 godzin(y) temu

Ostatnie blogi

  • Znak Bożego skąpstwa Bogdan Bachmura Malejącej od kilku lat liczbie powołań kapłańskich w naszej archidiecezji towarzyszyła zapewne nadzieja na zmianę. Pewnie dlatego dopiero teraz, gdy… Zobacz
  • O Ukraińcach raz jeszcze Adam Kowalczyk Wracam do tematu uchodźców z Ukrainy pełen niepokoju o przyszłość naszych wzajemnych relacji. Niepokój mój nie wynika z przekonania o… Zobacz
  • Tysiąc (ankietowanych) w Imieniu Wszystkich Bogdan Bachmura Jeden z forumowiczów Debaty napisał o panach Grzymowiczu i Szmicie, że „Jeden bez drugiego żyć nie może”. To bardzo trafne… Zobacz
  • Nie ma wolności bez samorządności i demokracji Zbigniew Lis Minęła 32 rocznica (27 maja 1990 r.) od pierwszych wolnych wyborów samorządowych w Polsce. Przywrócenie samorządności wspólnot lokalnych (utworzenie gmin)… Zobacz
  • 1

Najczęściej czytane

  • Wicepremier Błaszczak opiekunem woj. warmińsko-mazurskiego, Arent - pełnomocnikiem na okręg olsztyński
  • Ocalić od zapomnienia (czyny prezydenta Grzymowicza i radnej Kamińskiej)
  • Kręgi na wodzie
  • Anna Niszczak: Stanie na chodniku okazało się przestępstwem
  • Zaczęła się walka o treść tablic pod „szubienicami”. Ktoś nakleił swoją wersję informacji
  • Władze Olsztyna wezwały oddział policji i usunęły z „szubienic” flagi Polski i Ukrainy
  • Operatora Term Warmińskich licytuje komornik
  • Pod „szubienicami” prezydent Olsztyna zamontował tablicę informacyjną
  • Przywrócony do pracy sędzia Juszczyszyn złoży skargę do ETPC w Strasburgu
  • Szmit: PiS wygra wybory. Nie wie, że Annuszka już rozlała olej
  • Cz. J. Małkowski otrzymał 2.294.717 zł za niesłuszne zatrzymanie i aresztowanie. Przebił Z.Procyka
  • Co ukrywa posłanka PSL Urszula Pasławska?

Wiadomości Olsztyn

  • Olsztyn

Wiadomości region

  • Region

Wiadomości Polska

  • Polska

O debacie

  • O Nas
  • Autorzy
  • Święta Warmia

Archiwum

  • Archiwum miesięcznika
  • Archiwum IPN

Polecamy

  • Nasz Lidzbark
  • Wolne Jeziorany

Informacje o plikach cookie

Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.