W dniu 9 maja, największego święta Rosji, trzy organizacje patriotyczne chciały powiesić na Pomniku Wdzięczności Armii Czerwonej banery o wymowie antywojennej i antyrosyjskiej. Policja wezwana przez dyrekcję Zakładu Dróg Zieleni i Transportu Urzędu Miasta Olsztyna przerwała tę akcję.
Ekipa alpinistów wynajęta przez organizacje patriotyczne zdążyła tylko zawiesić na pylonie z krasnoarmiejcem baner z flagą Polski i napisem „KATYŃ”.
Pani Henryka Nowicka ze ZDZiT wysłana na miejsce przez dyrektora, domagała się od organizatorów akcji ściągnięcia tego banera. Policjanci najpierw postraszyli alpinistów, że jeśli będą kontynuować akcję wieszania również odpowiedzą za wykroczenie. Alpiniści odmówili więc kontynuowania pracy. Organizatorzy poprosili więc prawników o opinię. Ci byli zdania, że do odpowiedzialności można jedynie pociągnąć podmiot, który wynajął alpinistów, bo alipiniści działali w dobrej wierze (nie zostali poinformowani przez organizatorów, że nie posiadają zezwolenia ZDZiT).
Policjanci słysząc to, po konsultacji z oficerem dyżurnym, przekazali alpinistom, że nie będą odpowiadać, będą jedynie świadkami w sprawie, mają nie usuwać banera z napisem „KATYŃ”, a jedynie go zabezpieczyć przed samoistnym oberwaniem i pozostawić na pylonie jako dowód w sprawie wykroczenia z art. 63a par. 1.
Alpiniści wykonali polecenie i odjechali wraz z wysięgnikiem uniemożliwiając tym samym zawieszenie banera, który miał być rozpięty między pylonami, więc organizatorzy tylko go rozwinęli, by pokazać mediom. Zapewnili, że baner ten, raczej prędzej niż później i tak zawiśnie.
Organizatorzy akcji: Wojciech Kozioł, Władysław Kałudziński i Bogdan Bachmura dobrowolnie pozwolili się spisać policji.
- Urzędnicy prezydenta Olsztyna Piotra Grzymowicza uniemożliwili nam powieszenie banera – poinformował Wojciech Kozioł licznie przybył pod „szubienice” dziennikarzy olsztyńskich mediów. - A jak widzicie, ten baner na prawym pylonie z napisem „Solidarni z Ukrainą” wisi od ponad 2 miesięcy i nikomu nie przeszkadza, urzędnicy nie domagali się zezwolenia na ten baner konserwatora zabytków i ZDZiT-u. Pan prezydent powiedział na konferencji prasowej 2 marca, że te dwa banery, bo wówczas powiesiłem dwa banery, zostały powieszone z potrzeby serca. Wychodzi na to, że bardzo lubią ten obiekt i chronią go przed wszelkimi naszymi działaniami.
- Skąd ta zmiana nastawienia prezydenta? – zapytali dziennikarze.
Wojciech Kozioł: Nie siedzę w głowie pana prezydenta, pan prezydent co tydzień zmienia zdanie w tej sprawie. Jeden ruch, który wykonał, złożenie do ministra wniosku o wykreślenie pomnika z rejestru zabytków, był ruchem fałszywym, to gra na zwłokę, że może zakończy się wojna na Ukrainie i ludzie zapomną o „szubienicach”, ale my o „szubienicach” nie zapomnimy.
- Tutaj stoją klepsydry pomordowanych dzieci ukraińskich...
Wojciech Kozioł: - Tak, to straszna tragedia dla rodziców, te tabliczki wbito tutaj też bez zgody konserwatora i ZDZiTu i jakoś nikt ich nie rusza, są wstrząsające, symboliczne i wymowne.
- Armia Czerwona, tak samo mordowała polskich oficerów w Katyniu, jak wojska Federacji Rosyjskiej dzieci, kobiety i mężczyzn w Ukrainie, strzałem w tył głowy – dodała działaczka Solidarności represjonowana w stanie wojennym Anna Niszczak, która demonstrowała pod pomnikiem trzymając napis „NIGDY WIĘCEJ RUSKA”. - Nie rozumiem prezydenta Grzymowicza. Niech ten człowiek raz się określi, czy jest Polakiem. W czasie wojny na takich ludzi wydawało się wyroki, dzisiaj naszą bronią jest kartka wyborcza i mam nadzieję, że mieszkańcy raz na zawsze skończą z tą hołotą. Najwyższy czas uczyć dzieci patriotyzmu, zwracać uwagę na to, kim my jesteśmy, w jakiej sytuacji się znajdujemy i za czym jesteśmy. Zawsze byłam, jestem i będę za ludźmi krzywdzonymi, którym się wypowiada wojnę i na nich napada. Jako więźniarka stanu wojennego mam wyobrażenie, co ci ludzie w Ukrainie przechodzą, wiem dlaczego się bronią i chcą być niepodlegli. Dlatego nie jestem w stanie zrozumieć decyzji prezydenta Grzymowicza.
O co w tym sporze z prezydentem Grzymowiczem chodzi, zapytali dziennikarze Bogdana Bachmurę.
Bogdan Bachmura: - ZDZiT nie odmówił zgody na wywieszenie banerów, tylko zażądał uzupełnienia wniosku o pozwolenie konserwatora zabytków. Odpowiadając, zwróciliśmy uwagę na to, że wisi baner „Solidarni z Ukrainą”, powieszony przez Wojciecha Kozioła 2 marca, bez pozwolenia konserwatora i ZDZiT-u, a mimo to wisi nadal. Uznaliśmy, że skoro ZDZiT nie wykonuje z jakichś nie znanych nam powodów prawa i nie zdejmuje baneru, możemy się tylko domyślać, dlaczego, to uznaliśmy, że możemy wnioskować o powieszenie naszego banera o treści „KATYŃ” oraz o treści „Ruskij mir” i z grafiką: „sierp i młot + Z = swastyka. Tę grafikę zaskarżył ZDZiT do prokuratury i prokurator uznała, że grafika ta nie nosi znamion przestępstwa, więc uznaliśmy, że taki baner możemy powiesić.
(Baner z ta grafiką został zerwany przez radną KO, szefową olsztyńskiego KOD-u Martę Kamińską i aktywistkę Lewicy Razem i LGBT Agatę Szerszeniewicz, a prezydent to usankcjonował - przypis A.Socha)
Wymieniacie się państwo pismami z prezydentem, a pomnik jak stał tak stoi, dlaczego?
Bogdan Bachmura: - Tak naprawdę jest tylko jedna droga prowadząca do jego usunięcia, wskazana prezydentowi Grzymowiczowi przez ministra kultury, wystarczy złożyć wniosek do konserwatora zabytków o relokację, minister tę operację sfinansuje. Gdyby pan prezydent otwarcie się wypowiedział przeciwko relokacji, wiedzielibyśmy na czym stoimy. Jest inaczej, pan prezydent na konferencji prasowej, w oświadczeniach, w oficjalnych pismach jednoznacznie opowiedział się za przeniesieniem pomnika. Powołuje się w liście do ministra kultury na opinię większości mieszkańców Olsztyna, którzy są za przeniesieniem pomnika, mimo to robi teraz sondaż w tej sprawie. Pan prezydent nie chce wypełnić wniosku o relokację, tylko domaga się od ministra kultury wykreślenia pomnika z rejestru zabytków, wiedząc, że to jest niewykonalne. Pan prezydent doskonale o tym wie, dlaczego mimo to nas i swój urząd pakuje w taką wstydliwą sytuację, my nie wiemy, są róźne domysły, nie chcę ich snuć, w każdym razie w taki kanał sprzeczności jeszcze żadna władza lokalna Olsztyna dotąd się nie wpuściła.
- O usunięciu pomnika mówi od 30 lat, od upadku komunizmu w Polsce, dlaczego przez tyle lat nie zdołano go usunąć?
Bogdan Bachmura: - Taka szansa była od dawna, pan prezydent przynajmniej od 2014 roku wiedział od pani Gawin, generalnego konserwatora zabytków, że ma prostą ścieżkę prawną, wystarczy złożyć wniosek do konserwatora o relokację i sprawa jest załatwiona. Ścieżka wykreślenia z rejestru zabytków jest niemożliwa. Ten pomnik miał swój moment graniczny w roku 1993, wówczas został wpisany na wniosek władz Olsztyna do rejestru zabytków i dlatego ta scieżka jest zamknięta, zostaje jedynie wniosek do konserwatora zabytków o relokację.
Parada zwycięstwa w Moskwie 9 maja 2022r., pod takim samym symbolem sierpa i młota, jak na pomniku w Olsztynie.
https://www.debata.olsztyn.pl/wiadomoci/olsztyn/8229-9-maja-policja-wezwana-przez-zdzit-wstrzymala-instalacje-antyrosyjska-na-szubienicach-najnowsze-slajd-kafelek.html#sigProId121e529afa
Poniżej korespondencja organizatorów ze ZDZiT-em.
Szanowny Pan
Marcin Szwarc
Dyrektor Zarządu Dróg, Zieleni
i Transportu w Olsztynie
Szanowny Panie Dyrektorze
Rocznica zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami i zakończenia II Wojny Światowej przebiega w tym roku w szczególnie dramatycznych okolicznościach. Coroczna defilada w Moskwie, będąca demonstracją siły rosyjskiego militaryzmu, tym razem ma być także okazją do wykazania słuszności „operacji specjalnej” na Ukrainie i służyć propagandzie militarnych sukcesów armii rosyjskiej.
Opór wobec rosyjskiej agresji przybrał w Europie i na całym świecie różnorodne formy: pomocy militarnej dla walczącej Ukrainy, sankcji gospodarczych nakładanych na Rosję oraz niezliczonych metod bojkotu i obywatelskich inicjatyw.
W centrum Olsztyna od 1954 r. stoi Pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej na którym w naturalny sposób skupiły się emocje i protesty związane z dramatycznymi skutkami rosyjskiej inwazji. Ich słuszność potwierdził prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz na konferencji prasowej 2 marca 2022 roku, nazywając powieszenie banerów przez Wojciecha Kozioła „potrzebą serca”.
Dlatego też zwracamy się do Pana w imieniu organizacji niepodległościowych oraz opozycji antykomunistycznej o zezwolenie na umieszczenie na w/w pomniku instalacji, której wizualizację załączamy do naszego pisma. Jej treść nawiązuje do baneru jaki powiesił na pylonie pomnika Wojciech Kozioł, a który stał się przedmiotem zawiadomienia złożonego przez Zarząd Dróg, Zieleni i Transportu do Prokuratury Rejonowej w Olsztynie.
Ponieważ prokuratura nie stwierdziła znamion czynu zabronionego, więc zakładamy, że treść instalacji nie będzie przeszkodą w udzieleniu stosownego zezwolenia przez ZDZiT. Nadmieniamy przy tym, że sposób mocowania instalacji nie zagraża materialnej substancji pomnika, którego – w ocenie prezydenta Piotra Grzymowicza – „wartość zabytkowa budzi uzasadnione wątpliwości”.
Nasz formalny wniosek opiera się na fundamentalnym w państwach demokratycznych prawie do obywatelskiego protestu i pokojowego demonstrowania poglądów w przestrzeni publicznej. Jego istotą jest możliwość podejmowania oddolnych, obywatelskich inicjatyw w sprawach szczególnie ważnych dla narodowych i lokalnych wspólnot, niezależnie od bieżących, partykularnych interesów i opinii władzy politycznej.
Zgadzamy się z prezydentem Olsztyna, że „w świetle trwającej napaści Rosji na Ukrainę przekaz ideowy pomnika nabiera innego znaczenia, gloryfikującego Armię Czerwoną, której spadkobiercą poczuwa się obecna, agresywna armia Federacji Rosyjskiej”. Dlatego liczymy na współpracę, ponieważ naszym wspólnym, moralnym obowiązkiem jest jednoznaczna, adekwatna do tej sytuacji reakcja.
Ponieważ naszym zamiarem jest montaż instalacji na pomniku w dniu 9 maja, prosimy Pana o możliwie szybkie rozpatrzenie naszego wniosku.
Stowarzyszenie Represjonowanych w Stanie Wojennym Regionu Warmińsko-Mazurskiego "Pro-Patria"
Związek Piłsudczyków RP oddział warmińsko-mazurski
Stowarzyszenie Historyczne im. Grota Roweckiego
Olsztyn 7 maja 2022 r
Szanowny Pan
Marcin Szwarc
Dyrektor Zarządu Dróg, Zieleni i Transportu w Olsztynie
Szanowny Panie Dyrektorze W związku z odpowiedzią jaką otrzymaliśmy na nasz wniosek o pozwolenie na powieszenie na pylonach Pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej instalacji według załączonej wizualizacji, a w szczególności wskazaniem na brakujące elementy wniosku, pragniemy podkreślić co następuje: 1. Wiszący na lewym pylonie pomnika baner „Solidarni z Ukrainą” został umieszczony bez pozwolenia ZDZiT, a tym bardziej bez zgody Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Pomimo to wisi tam do tej pory.
Wynika stąd, że ZDZiT nadał sobie przywilej oceny tego co może znajdować się w przestrzeni publicznej bez stosownego zezwolenia, a co nie może. Jeżeli takie wybiórcze stosowanie prawa przez ZDZiT wynika z pobudek moralnych, to ocena kto jeszcze i w jaki sposób może korzystać z możliwości wyrażania swoich poglądów, nie należy do tej instytucji.
Tym bardziej, że treść przedstawionej instalacji, w świetle niedawnej decyzji Prokuratury Rejonowej w Olsztynie, nie budzi wątpliwości prawnych. 2. Co do odmowy Gminie Olsztyn udzielenia pozwolenia na zamontowanie czasowej instalacji okolicznościowej na pylonach pomnika przez Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, to pragniemy zauważyć, że konserwator od początku wojny na Ukrainie nie interweniował w sprawie podobnych działań o charakterze społecznym.
Być może z podobnych pobudek dla których ZDZiT toleruje baner „Solidarni z Ukrainą”. Rzeczona odmowa udzielona Gminie Olsztyn wynika z rozbieżności pomiędzy wytycznymi Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego dotyczącymi relokacji pomnika, a rzeczywistymi działaniami prezydenta Olsztyna.
Inicjatywy społeczne są natomiast wyrazem solidarności z walczącą Ukrainą, protestem przeciwko zbrodniom popełnianym na ludności Ukrainy przez wojska rosyjskie, ale również demonstracją poparcia dla jak najszybszej relokacji pomnika.
Reasumując, nie dostrzegamy powodu, dla którego Zarząd Dróg, Zieleni i Transportu miałby w jakiejkolwiek formie ingerować w przebieg naszego protestu, bądź też podejmować próby zdejmowania instalacji. Jeżeli stanie się inaczej, potraktujemy to jako akt represji i próbę ograniczenia naszych praw obywatelskich.
Stowarzyszenie Represjonowanych w Stanie Wojennym Regionu Warmińsko-Mazurskiego "Pro-Patria".
Związek Piłsudczyków RP oddział warmińsko-mazurski.
Stowarzyszenie Historyczne im. Grota Roweckiego ZDZiT
Wyzwolili czy zniewolili?
5 maja 2022 r. były premier spotkał się ze studentami UMCS w Lublinie. I nawiązał do sprawy „wyzwolenia” Polski przez Armię Czerwoną w latach 1944-1945. Choć przypomniał, że w Gdańsku Sowieci zgwałcili 60 proc. kobiet, a w Lęborku 90 proc., to jednak uznał, że „to byli wyzwoliciele”. „No w jakimś sensie tak, bez wątpienia, uwalniali nas od nazizmu” - mówił.
Kwestia „wyzwolenia” często wraca w polskiej polityce, więc warto przypomnieć kilka faktów. Celem Armii Czerwonej i Stalina nie było wyzwolenie Polski. Celem było zajęcie jak największej części Niemiec, żeby potem decydować o ich losie, także w kontekście budowy jak najdalej wysuniętej na zachód sowieckiej strefy wpływów, a wręcz sowieckiej kolonii. Najkrótsza droga do Niemiec wiodła przez Polskę. I ta droga umożliwiała wyprzedzenie Amerykanów i Brytyjczyków, gdy chodzi o kontrolę nad terytorium Niemiec.
W czasie „wyzwalania” Polski przyjęte przez mocarstwa i realizowane były już ustalenia konferencji w Teheranie (28 listopada – 1 grudnia 1943 r.), potwierdzone i doprecyzowane w lutym 1945 r. na konferencji w Jałcie. Armia Czerwona przekroczyła granice Polski mniej więcej miesiąc po zakończeniu konferencji w Teheranie. Ani USA, ani Wielka Brytania nie poinformowały polskiego sojusznika o tym, że w Teheranie sprzedano Polskę: przesunięto jej wschodnią granicę na tzw. linię Curzona (proponując terytorialną rekompensatę) i ustalono, że po wojnie Rzeczpospolita znajdzie się w sowieckiej strefie wpływów.
Rząd Stanisława Mikołajczyka (objął funkcję premiera 14 lipca 1943 r. po śmierci w katastrofie lotniczej gen. Władysława Sikorskiego) był jeszcze przed konferencją w Teheranie naciskany, zarówno przez Wielką Brytanię, jak i USA, by zgodzić się na linię Curzona, ale nic nie mówiono o podporządkowaniu Polski Sowietom po zakończeniu wojny. Dopiero na konferencji ze Stalinem i Churchillem w październiku 1944 r. premier Mikołajczyk oficjalnie dowiedział się o prawdziwych ustaleniach konferencji w Teheranie (i 24 listopada 1944 r. postanowił podać się do dymisji, uważając, że został perfidnie oszukany). Ale dowiedział się nie od sojuszników, tylko od Wiaczesława Mołotowa, sowieckiego ministra spraw zagranicznych.
W memorandum z 16 listopada 1943 r. polski rząd odpowiedział aliantom na propozycje terytorialnych rekompensat na północy i zachodzie: „Przyznanie Polsce Prus Wschodnich, Gdańska, Śląska Opolskiego (Górny Śląsk) oraz wyprostowanie i skrócenie polskiej granicy zachodniej jest w każdym wypadku podyktowane koniecznością zapewnienia trwałości przyszłego pokoju, rozbrojenia Niemiec oraz bezpieczeństwa Polski i innych krajów Europy Środkowej. Przyznanie Polsce tych terytoriów nie może być wobec tego uczciwie traktowane jako rekompensata za odstąpienie ZSRR polskich ziem wschodnich”. Premier Churchill zbył polskie zastrzeżenia: „Nie mam zamiaru podnosić wielkiego lamentu z powodu Lwowa”.
Terytorialne przesunięcie Polski na Zachód ułatwiało Stalinowi i Sowietom kontrolowanie tej części Polski po wojnie, bo nie było tam żadnych elementów polskiej państwowości, nie było polskiej inteligencji oraz osób mających instytucjonalną pamięć o polskim państwie. A osoby, które miały tam być osiedlane, były siłą rzeczy wykorzenione, musiało upłynąć dużo czasu, żeby ukształtowały się tam trwałe więzi społeczne.
Gdy 4 stycznia 1944 r. Armia Czerwona wkroczyła na przedwojenne terytorium Polski, jej celem nie było wyzwalanie Polaków, tylko wypieranie Niemców i taka zmiany struktury społecznej na zajmowanych terenach, by po wojnie zamienić je w sowiecką kolonię. Dlatego z wielką determinacją i używając najbardziej barbarzyńskich oraz zbrodniczych metod nie tylko walczono z Armią Krajową, ale eksterminowano polską inteligencję, urzędników i tych wszystkich, którzy mogliby być zaangażowani w odbudowę niepodległego państwa. A społeczeństwo zastraszano terrorem, polowaniem na osoby szanowane w społeczeństwie, licznymi gwałtami na kobietach, rabunkami.
1 stycznia 1944 r. powołana została Krajowa Rada Narodowa, ściśle podporządkowana Moskwie, która uzurpowała sobie prawo do reprezentowania narodu polskiego na arenie międzynarodowej, dyskredytując tym samym rząd na uchodźstwie. 12 stycznia 1944 r. komendant główny Armii Krajowej gen. Tadeusz Bór-Komorowski wydał rozkaz zapowiadający wsparcie Armii Czerwonej w walce z Niemcami w miarę „naszych sił i interesów państwowych”. Akcja „Burza” zaczęła się wprawdzie 20 listopada 1943 r., ale rozmachu nabrała dopiero po wkroczeniu Armii Czerwonej na polskie terytorium. Chodziło o współdziałanie z Armią Czerwoną na szczeblu taktycznym i występowanie w roli sojusznika.
Rząd RP na uchodźstwie nie uznawał nielegalnych w świetle prawa międzynarodowego aneksji dokonanych po 1 września 1939 r. na terytorium państwa polskiego, więc oddziały Wojska Polskiego i reprezentanci administracji cywilnej Polskiego Państwa Podziemnego miały występować wobec Sowietów jako przedstawiciele legalnych władz Rzeczypospolitej na jej gwarantowanym traktatami terytorium. Tyle że po Teheranie Sowieci mieli gdzieś traktaty, prawo i ustalenia. Sowieckie służby bezpieczeństwa (przede wszystkim NKWD i Smiersz) dokonywały aresztowań, rozstrzeliwań całych oddziałów Armii Krajowej, egzekucji schwytanych żołnierzy, a tych aresztowanych przymusowo wcielano do Armii Berlinga. Z kolei oficerów wywożono w głąb Rosji.
Nawet polscy dowódcy razem z Sowietami zdobywający Wilno zostali podstępem zwabieni na „negocjacje”, aresztowani i wywiezieni w głąb ZSRR. W wielkiej obławie polowano potem na żołnierzy AK, a gdy ci zamknięci w obozie w Miednikach odmówili wstąpienia do armii Berlinga, też zostali wywiezieni do obozów w głąb ZSRR. W okręgu lubelskim trzy dywizje Armii Krajowej, współpracujące wcześniej z Armią Czerwoną, zostały otoczone, zaś zatrzymanych żołnierzy wysłano albo na wschód, albo do obozu koncentracyjnego na Majdanku.
Wskutek działań sowieckich służb bezpieczeństwa w więzieniach i obozach zamknięto 50 tys. żołnierzy AK uczestniczących w akcji „Burza”. Od listopada 1944 r. wzmogły się sowieckie pacyfikacje na Kresach, urządzano obławy na żołnierzy Armii Krajowej, deportowano Polaków ze zdobytych miast. Na porządku dziennym były gwałty, torturowanie zatrzymanych, grabieże. Wszystko po to, żeby w już po wojnie w polskiej kolonii nie było oporu przed Sowietami. A ponieważ oporu nie udało się stłumić, były następne zbrodnie, gwałty, tortury i grabieże. W ich wyniku życie straciło co najmniej 50 tys. Polaków, a dziesięć razy więcej było poddawanych różnego rodzaju represjom. Tak właśnie wyglądało „wyzwolenie” Polski.
Każdy polski polityk, który mówi o wyzwoleniu Polski, niezależnie od zastrzeżeń, wpisuje się w rosyjską propagandę i bezcześci pamięć ofiar „wyzwolicieli”. A to, że na obecnym terytorium Polski zginęło 400 tys. żołnierzy Armii Czerwonej nie wynika z tego, że wyzwalali, tylko z faktu, że na naszych ziemiach walczyli z Niemcami, żeby ostatecznie zdobyć Berlin i dojść jak najdalej na zachód. A zginęło aż tylu, bo w strategii Stalina i Armii Czerwonej ludzie się nie liczyli. Własnych żołnierzy traktowano jak mięso armatnie. Owszem z terenu Polski Sowieci Niemców przepędzili, ale przecież idąc na zachód nie mogli sobie pozwolić na pozostawienie wroga na tyłach.
Niestety za wroga Sowieci uważali też żołnierzy Armii Krajowej i wszystkich tych, którzy choćby luźno byli związani z Polskim Państwem Podziemnym albo sympatyzowali z rządem na uchodźstwie. A jako wyzwoliciele Sowieci bywali często okrutniejsi od Niemców, żeby stłumić wszelki opór wobec ustanowienia w Polsce sowieckiej kolonii, w różnych okresach cieszącej się pozorami autonomii. Takie to było „wyzwolenie” i tacy „wyzwoliciele”. Donald Tusk oczywiście to wszystko wie, więc tym gorzej dla niego, gdy „wyzwolenie” uznaje, mimo pewnych zastrzeżeń.
Skomentuj
Komentuj jako gość