Prezentujemy trzy fragmenty z książki "Mój stan wojenny. Zapiski z lat 1981-1989" Zenona Złakowskiego, dotyczące pierwszych dni stanu wojennego. Książka ukazała się w grudniu 2021 roku.
W niedzielę, 13 grudnia 1981 roku w całym kraju wprowadzono stan wojenny.
Piękna zima, bielusieńki śnieg. Cisza w radiu i w telewizji. Jeszcze wczoraj w Gdańsku obradowała Komisja Porozumiewawcza NSZZ „Solidarność”. Dziś rządzi krajem Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego. Stało się więc to do czego władze od wielu miesięcy zmierzały z całą premedytacją. Na arenę wkroczyło wojsko. Mam wrażenie, że teraz nawet Partia została usunięta w cień. Ale to tylko wrażenie. Oni nadal realizują ideologię strachu i siły. Innych argumentów brak. Boją się przyjaciół ze wschodu. Mentalność niewolników.
Rozgłośnia zamknięta, zajęta przez wojsko. Wstrzymano nadawanie programu. Podobno już w niedzielę zgłaszali się tu gorliwi dziennikarze. W poniedziałek w Rozgłośni jest coś w rodzaju odprawy. Wojtek O. wydaje się w swoim żywiole. Ustalono dyżury, ale pomija się członków Solidarności, chyba jako element niepewny. I bardzo dobrze. Spotykam Zyzia, który wypomina mi decyzję o zapisaniu się do Solidarności. Powiedziałem, że uczyniłem to z wielkiego przekonania, a jego – Zyzia – już na pewno nic nie nauczy. Obraził się. Powiedział, że jestem taki święty. W rozmowie z Wojtkiem O. powiedziałem, że stan wojenny to tragifarsa. Jednak zarówno on jak i wielu innych członków partii jest zadowolonych z zaistniałej sytuacji – mentalność harcerska. Nie uświadamiają sobie, że może dojść do tragedii.
W środę ponownie wzywają nas do Radia i ogłaszają zasady funkcjonowania Rozgłośni jako zakładu zmilitaryzowanego. Kierownikiem zakładu, komisarzem, zostaje Wojtek O. Powołano cały sztab, w tym kierowników redakcji zmilitaryzowanych. Spotkaliśmy się w holu, gdzie pułkownik Marcin B. odczytuje bardzo długi regulamin. Jest mocno przejęty swoja rolą, tak długo czekał na taką okazję, kiedy będzie wojna i on okaże się potrzebny. Wszyscy składają podpisy, że postanowienia regulaminu przyjęli do wiadomości. Podobno z chwilą rozpoczęcia pracy przez Rozgłośnię wszyscy mają występować w mundurach – farsa! Szczęśliwie jednak póki Rozgłośnia nie nadaje własnego programu większość dziennikarzy i pracowników ma zostać w domu.
*
Ten brutalny atak sił reżimowych, które jeszcze niedawno mówiły o porozumieniu, był szczególnie podły. W pierwszych dniach obserwowałem zduszenie strajku w OZOS-ie. Już w ciągu dnia na głównej ulicy Olsztyna widzieliśmy oddziały żołnierzy, które zdążały w kierunku Zakładów. Wieczorem obserwowałem kordon milicji i wojska otaczających OZOS.
W tych dniach wraz z żoną towarzyszyliśmy, na ile to było możliwe, szykanowanej fizycznie i duchowo przez SB Grażynie Langowskiej. Na swojej maszynie wypisywałem hasła oraz informacje wskazujące na bezprawny atak reżimu Jaruzelskiego na własny naród. Ulotki te rozrzucałem po przystankach autobusowych. Krążyły w tym czasie różnego rodzaju teksty solidarnościowe, które przepisywałem na maszynie i rozdawałem znajomym. Bałem się też mocno, że mogą mnie wziąć w kamasze i wysłać do tłumienia robotniczych protestów. W końcu przez długi czas byłem w trybie alarmowym i to w stopniu kapitana. Wiedziałem jedno, że gdybym otrzymał rozkaz aby w jakiś sposób uczestniczyć w tłumieniu solidarnościowych protestów odmówię jego wykonania bez względu na konsekwencje.
*
Grażyna L. w Wigilię po raz kolejny została wezwana do prokuratury. Przesiedziała tam cały dzień. Zarzucono jej, że w nocy z 13 na 14 grudnia w OZOSie razem z Ireną Czinczołł-Włudyką przygotowała ulotki wzywające do protestu zarówno pracowników zakładu jak i mieszkańców Olsztyna. O godz. 16.00 wydano jej na piśmie orzeczenie, stwierdzające, że ze względu na szczególne niebezpieczeństwo jej czynu będzie sądzona w trybie doraźnym (groziło jej więzienie od 3 lat wzwyż) i tym samym nie może być zwolniona do domu. Dziewczyna rozkleiła się zupełnie. Kiedy zjawił się szef prokuratury, popatrzył na nią i po dwóch godzinach zmieniono orzeczenie w sposób zasadniczy. Stwierdzono, że ze względu na małe zagrożenie jej czynu będzie sądzona w trybie normalnym i może iść do domu. O godz. 11.00 w nocy przyszła do nas z Ryszardem. Poszliśmy na pasterkę. Grażyna trzymała się kurczowo Niny.
Jednak w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia wezwano ją ponownie do prokuratury, gdzie zostało przywrócone pierwsze orzeczenie o trybie doraźnym i aresztowano ją. Pozwolono jej tylko na chwilę zobaczyć się z Helenką. Później przewieziono ją do aresztu w Ostródzie, gdzie przebywała już Irena Czinczołł-Włudyka, zamieszana w tę samą sprawę ulotek. Irena podczas przesłuchań przyznała się do winy i całą sprawę próbowała wziąć na siebie. Twierdziła, że to ona w OZOS-ie napisała, powieliła i rozprowadziła ulotki. Starała się być dzielna i stwierdziła, że klimat w budynku aresztu jej odpowiada i dobrze robi na reumatyzm. Wkrótce ma być rozprawa.
W tych dniach odwiedziłem Feliksa T., chcąc u niego uzyskać poradę w sprawie adwokata dla Grażyny. W jego domu również tragedia, gdyż przydzielono go jako prawnika do sądu wojskowego. Jest straszliwie załamany, mówi, że chyba wezmą go do czubków. Rozpłakał się.
Zenon Złakowski
Skomentuj
Komentuj jako gość