Zbigniew Brzoza, dyrektor olszyńskiego Teatru im. Stefana Jaracza, nie przyznał się na pierwszej rozprawie 10 sierpnia do utrudniania prowadzenia działalności związkowej pracownikom teatru (akt oskarżenia TUTAJ). Na rozprawę przyszedł z przypiętym Krzyżem Wolności i Solidarności i z grupą wspierających go aktorów. Na schodach Sądu Rejonowego w Olsztynie czekała na niego pikieta Zarządu Regionu NSZZ „S” z wymierzonymi w niego napisami i okrzykami.
Główne tezy wystąpienia dyrektora Brzozy w sądzie:
• TO KONFLIKT MIĘDZY ŻYWYM A ZETATYZOWANYM TEATREM oraz MIĘDZY "PACZKĄ" a "OBCYM".
• BYŁA OGROMNA ROZPIĘTOŚĆ PŁAC. (70 proc. pracowników zarabiało 2,2 tys. zł. "Uprzywilejowani" - ponad 10 tys. zł, wśród nich pracownicy biura sprzedaży biletów (mieli po 20 tys zł prowizji), którzy założyli "Solidarność".
* Z POWODU SABOTAŻU BIURA SPRZEDAŻY TEATROWI GROZIŁO ODWOŁANIE FESTIWALU "DEMOLUDY".
• UCZNIOWIE STUDIUM AKTORSKIEGO MUSIELI PODAWAĆ SWOJĄ ORIENTACJĘ SEKSUALNĄ.
• „NIE BYŁO MOIM CELEM DZIAŁANIE Z ZAMIAREM ŁAMANIA ZAPISÓW USTAWY O ZWIĄZKACH ZAWODOWYCH, PRZYSIĘGAM". "ZAWIÓDŁ MNIE PRAWNIK, PRZYJACIEL, STĄD BŁĘDY"
Podczas 4-godzinnej rozprawy dyr. Brzoza (zgodził się na podawanie pełnych personaliów) złożył długie, obszerne wyjaśnienie. Sędzia Anna Szczepańska kilkakrotnie przerywała trwające 2 godziny wystąpienie, prosząc o odniesienie się do zarzutów zawartych a akcie oskarżenia. Dyrektor jednak w pełni skorzystał z prawa oskarżonego do swobodnego przedstawienia swojego stanowiska.
W związku z tym sędzia przeprosiła wezwanych 10 świadków (Lidię Okuszko, Dorotę Łapińską, Jacka Antuszewicza, aktora Dariusza Poleszaka, aktorkę Katarzyną Kropidłowską, Małgorzatę Janowską, Janusza Żwirko, Anetę Ligęzowską, Justynę Jant, Ewę Jarzębowską). Będą oni słuchani na kolejnych rozprawach. Proces ponownie ruszy 30 listopada.
Dyrektor Brzoza rozpoczął swoje wyjaśnienia od nakreślenia okoliczności, które doprowadziły go na salę sądową. Te okoliczności to konflikt dwóch form teatru: żywego z etatyzowanym - powiedział.
KONFLIKT MIĘDZY ŻYWYM A ZETATYZOWANYM TEATREM
Dyrektor Brzoza przypomniał, że jego koncepcja teatru im. Jaracza przedstawiona 10-osobowemu komisji konkursowej w październiku 2018 roku, wygrała stosunkiem głosów 10:0 (w skład komisji wchodzili: przedstawiciel organu prowadzącego Urzędu Marszałkowskiego, ministerstwa kultury i 2 związków zawodowych obecnych wówczas w teatrze, trzeci - zw. „S”: jeszcze wtedy nie istniał, został zarejestrowany 20 listopada 2018 roku – przypis A.Socha). Swój program wprowadzał mimo trudności wywołanych pandemią.
Pierwszym zadaniem, jaki sobie postawił, było wyprowadzenie teatru „z zapaści artystycznej”|. Na dowód, iż teatr tkwił w takiej zapaści przytoczył artykuł czołowego teatrologa Wojciecha Majcherka pt. „Teatr Moralnego Dna” z sierpnia 2018 roku (nawiązanie do terminu „kino moralnego niepokoju”, którego autorem był długoletni dyrektor teatru Jaracza, a wcześniej reżyser filmowy Janusz Kijowski – przypis A.Socha):
„ Tak się składa, że w minionym sezonie miałem okazję oglądać kilka premier Teatru im. Jaracza. Nie wdając się w szczegóły ocen, mogę stwierdzić, że scena ta ma większy potencjał artystyczny niż by to wynikało z tego, co na niej zobaczyłem. Kijowski zostawił Jaracza na poziomie przeciętnego teatru prowincjonalnego, który niestety w tym stanie się zakonserwował. Czy w ostatnich sezonach teatr ten miał jakikolwiek głośny sukces? Kiedy przedstawienie Jaracza było zaproszone np. na Warszawskie Spotkania Teatralne? Jeśli mnie pamięć nie myli, zdarzyło się to w 1995 roku, gdy na festiwalu pokazana została Msza za miasto Arras – notabene w reżyserii Janusza Kijowskiego. Właściwie zasadne jest pytanie, dlaczego to Teatr im. Jaracza w Olsztynie dorobił się przywileju sceny współprowadzonej przez Ministerstwo Kultury, skoro nie mają go teatry znacznie lepsze artystycznie, mające renomę ogólnopolską i lepiej też funkcjonujące w swoich lokalnych społecznościach?”
- Zgadzam się z ta opinią – powiedział Brzoza. - Też uznałem, że przyszłość Teatru im. Jaracza, jako narodowej instytucji kultury jest zagrożona. Takich teatrów dramatycznych, poza Warszawą jest w sumie tylko kilka (4 – przypis A.Socha). Mają one za zadanie wznoszenia sztuki teatralnej na najwyższy poziom. Jest to możliwe dzięki dotacji, która wynosi w sumie 10 mln zł (40% daje Urząd Marszałkowski, 60% ministerstwo kultury. Te środki dają takim teatrom komfortową sytuację; ich sytuacja nie zależy od wpływów z biletów (w naszym przypadku to 15% budżetu) i pozwalają na prowadzenie teatru repertuarowego ze stałym zespołem (maksymalnie 32 aktorów, tylu ilu trzeba do obsadzenia „Wesela” Wyspiańskiego) i pracowniami, w których pracują rzemieślnicy o unikalnych, wyjątkowych umiejętnościach.
- Istotą takiego teatru, która sprawia, że państwo zamiast 3 wydaje na taki teatr 10 mln złotych, jest zespół aktorski - mówił Brzoza. - Zespół aktorski to jest wspólnota wartości artystycznej, czyli piękna, wartości moralnej, czyli zaufania i dobroci i prawdy. Dążenie do odnajdywanie prawdy w relacji człowieka z człowiekiem na scenie, czyli takiego zaufania, w którym można ze sobą rozmawiać w sposób pełny, żeby na każdej próbie ten sam fragment przedstawienia był żywy. To wymaga wielokrotnej pracy, reagowania na siebie, na każde mrugnięcie partnera. Tylko w takiej formule teatru można zrobić wiarygodne przedstawienie literatury realistycznej, ponieważ aktorzy są ze sobą zespoleni umiejętnością dialogowania. Ja dlatego taki teatr prowadzę, bo takie są wymagania wobec narodowej instytucji kultury.
- Teatr do którego przyszedłem dawno o tych umiejętnościach zapomniał dlatego, że się zetatyzował. Peter Brook pisał o takim teatrze „martwy teatr” pozbawiony istoty życia, poszukiwania prawdy, dostosowywania się do czasu. Praca w żywym teatrze jest wielokrotnie cięższa niż nauka roli i wypowiadania kwestii, zamiast rozmawiania z partnerem. Muzycy grający w kwartecie robią dokładnie to samo, mają ten sam zapis nutowy, a mimo to każdy koncert brzmi inaczej, na tym polega geniusz czasu i okoliczności.
- Przyszedłem do teatru zetatyzowanego, w którym aktor nie zajmuje się pracą nad rolą tylko czuwa nad swoim miejscem w hierarchii, Dąży do tego tego, w uproszczeniu, żeby w każdym momencie spektaklu zagrać to samo, co grał w innym spektaklu. W takim teatrze nie chodzi o żywy kontakt z publicznością, nie liczy się sztuka. Teatr ten grał niski repertuar, a nawet jeśli grał arcydzieła literatury światowej jak jak Anna Karenina, to grał jako wodewil a Anna Karenina jest pamfletem na warstwy rządzące Rosji, jest powieścią realistyczną a została zdegradowana do melodramatu na poziomie Mniszkówny.
Dyr. Brzoza podkreślił, że jego słowa krytyki nie odnoszą się do aktorów.
- Nigdy, w żadnym swoim wystąpieniu, nigdy nie mówiłem niż złego o aktorach , co mi się zarzuca. Mówiłem, że musieli grać w takich przedstawieniach, bo przecież to nie oni decydowali o swoich wyborach artystycznych, a jakość tych przedstawień była straszna, nie ze względu na aktorów, tylko ze względu na to, jak to zostało przygotowane.
- W półtora roku udało nam się stworzyć teatr żywy, teatr rozmowy z publicznością – dodał dyr. Brzoza. - W ciągu 2 lat , a to jest czas pandemii, teatr dostał nagrodę gombrowiczowską zbiorową, zespołową, trudno o większy sukces. Ponadto dwa przedstawienia zostały zaproszone na wrzesień na Festiwal Klasyki Polskiej do Opola, to trzeci taki wypadek w historii tego festiwalu. Na 100-lecie urodzin Moniuszki fragmenty spektaklu „Moniuszko” pokazaliśmy na dziedzińcu Pałacu Prezydenckiego, jako jedyny zaproszony teatr dramatyczny, ze względu na wartość artystyczną.
UCZNIOWIE MUSIELI PODAWAĆ SWOJĄ ORIENTACJĘ SEKSUALNĄ
- Jeden konflikt to był konflikt teatru żywego z zetatyzowanym, jeśli chodzi o rodzaj konfliktu, to jest to konflikt między swoimi a obcym, który nie był z jednej paczki kolegów. Jestem tym obcym. Działacze związku „S” zarzucali, że dyrektorem powinien być ktoś z Olsztyna.
- Około 85-90% aktorów Teatru im. Jaracza, większość 30-osobowej załogi tego teatru, to są absolwenci studium teatralnego przy teatrze Jaracza. Jak ja przyszedłem skończyło się fuksowanie w studium aktorskim, które miało miejsce we wszystkich szkołach artystycznych. Była jednak różnica miedzy fuksowaniem w innych szkołach a olsztyńskim studium aktorskim. Tutaj uczniowie przez 2 tygodnie nosili koszulki, na których mieli napisane swoje imię, miejsce pochodzenia i orientację seksualną. To było od zawsze. Zapytałem pierwszej osoby, która mi o tym powiedziała, dlaczego orientacja? „Żeby było wiadomo na kogo polować”. Inna osoba mi powiedziała: „dlatego, że byliśmy mięsem”.
- Do studium trafiają ludzie, którzy często zdawali wcześniej wielokrotnie do akademii teatralnych i nie dostawali się do nich, i studium byłą jedyną dla nich możliwością wejścia w przestrzeń zawodowego teatru. Przyjęcie do tej szkoły było złapaniem Pana Boga za nogi. Ten świat teatru od pierwszego gestu odbierał im godność. Ta hierarchia, która się ustanawiała wraz z pierwszym wejściem do szkoły była hierarchią, która potem trwała i trwa nadal.
"NIE MIAŁEM ŚWIADOMOŚCI, ŻE ŁAMIĘ JAKIEŚ ZWIĄZKOWE ZAPISY”
Następnie dyrektor przeszedł do wyjaśniania jak doszło do tego, że nie skonsultował ze związkami zmian organizacyjnych, wprowadzenia zadaniowego czasu pracy oraz decyzji personalnych.
- Normalnie nowo powołany dyrektor ma pół roku na przygotowanie repertuaru na następny rok, ja zostałem powołany 19 listopada, środku sezonu, miałem więc sytuację skrajnie trudną. Przy tym miałem wątpliwości do zastanej prawniczki, z tego powodu, że parafowała wcześniej umowy pomiędzy żoną dyrektora Beatą Ochmańską a dyrektorem Januszem Kijowskim na tzw. konsultacje artystyczne przedstawień dyplomowych. Takich umów nie stosuje się w żadnym innym teatrze, dyrektor nie bierze za to pieniędzy, bo to należy to do jego obowiązków. Przy tym te honoraria były wyższe od honorariów reżyserów, których pan Kijowski zapraszał do współpracy i którzy pracowali miesiącami nad spektaklem. Kijowski miał obowiązek wystąpić o zgodę na zawarcie takich umów do Urzędu Marszałkowskiego. Nie miał takiej zgody.
- W związku z tym musiał zatrudnić nowego prawnika. Zatrudniłem Wojciecha Ruszkowskiego, przyjaciela z czasów warszawskich, z którym razem działałem w opozycji i robiłem z nim teatr studencki do 1981 roku. Miałem do niego pełne zaufanie i byłem przekonany, zamieszkałem u niego od listopada do marca i w domu bez przerwy dyskutowaliśmy o sprawach prawnych teatru. Byłem pewien, że gdybym coś robił nieprawidłowego w sensie prawnym, to mnie ostrzeże, albo poinformuje, jeśli nie będzie do końca czegoś pewien. Z jego poręki zatrudniłem na zastępcę Janusza Żwirko, jego przyjaciela, kanclerza Wyższe Szkoły Informatyki i Zarządzania im. prof. T. Kotarbińskiego, który prowadził własną firmę, miałem więc zaufanie do jego kompetencji.
- Jednocześnie trwały próby nowych przedstawień, które musiałem konsultować, trwały prace nad nowym regulaminem, dziennie dostawałem więc na biurko grubą tekę dokumentów do podpisu. Byłem przekonany, że wśród nich są odpowiednie pisma przygotowane przez prawnika i kadry o zwrócenie się do związków o opinię.
Dyrektor stwierdził, że o popełnionych błędach dowiedział się nie od swojego prawnika, a dopiero od inspektorów pracy podczas przesłuchania.
- Pani inspektor zapytała, dlaczego nie wysłaliśmy związkom do zaopiniowania wypowiedzenia zmieniającego umowę o pracę – tłumaczył Brzoza. - Przeraziłem się, że coś takiego mogło się stać. Natychmiast zacząłem rozmowy z pracownikami, porozumiałem się z panią Okuszko i panem Antuszewiczem i wycofali z sądu sprawę. Panią Łapińska nie przyjęła naszych warunków, dopiero zima 2020 roku inspektor PIP namówił ją do zawarcia porozumienia i udało się.
- Również, gdy od inspektora pracy dowiedziałem się, że zawarte porozumienie w sprawie dodatkowych świadczeń za pracę w okresie świątecznym są nieprawne, w ciągu kilku dni podpisałem ze związkami prawidłowe porozumienie.
- Proszę mi wierzyć, nie było z mojej strony działania z premedytacją czy zawziętości – zapewniał dyrektor Brzoza. - Natychmiast, gdy inspekcja pracy wskazała mi, gdzie naruszone zostało prawo, natychmiast naprawiałem błędy. Błędy się skończyły wraz z odejściem mec. Ruszkowskiego. Zapłaciłem niezwłocznie mandat nałożony przez inspekcję pracy. Nigdy w wolnej Polsce nie złamałem prawa, a wcześniej tylko w stanie wojennym działając w podziemiu.
- O wszystkich zmianach, które chciałem wprowadzić informowałem na spotkaniach z załogą, ze związkami zawodowymi. Te spotkania były w tajemnicy przede mną nagrywane. Ja się ich nie wstydzę, bo zawsze mówię, to co myślę. Dziwnym trafem zginął zapis zebrania ze stycznia na którym mówiłem głównie o kwestiach finansowych i o zmianie regulaminu wynagrodzeń, o wprowadzeniu dodatku stażowego, gdyż gdyż na 120 pracowników 70% zarabiało na rękę tylko 2.250 zł, tylko 30% pracowników miało pensję dwuskładnikową i osiągała ponad 10-11 tys złotych. Zapowiedziałem włączenie do obsady aktorów, którzy od dawna nie grali.
SABOTAŻ FESTIWALU PRZEZ BIURO SPRZEDAŻY
Dyrektor szczegółowo wyjaśnił, dlaczego podjął decyzję o zmianie struktury Biura Obsługi Widzów i Marketingu. Zmianie sprzeciwiła się szefowa działu Lidia Okuszko i jej podwładni Dorota Łapińska i Jacek Antuszewicz (założyli zw. "S" - przypis A.Socha).
- Zmieniłem formułę teatru z popularnego w literacki, a to wymaga od marketingu wiedzy o czym jest spektakl, co jest jego istotą, jakie pytania stawia, jaki obraz Polski przedstawia.
Zastana formuła Biura Obsługi Widzów i Marketingu, w którym był marketing, obsługa widzów i sprzedaż biletów nie sprawdzała się w nowej formule teatru – tłumaczył dyrektor Brzoza. - Pani Okuszko nie zauważyła, że instytucja teatru na świecie, ale i w Polsce się zmieniła i sprzeciwiała się zmianie, bowiem jej zdaniem struktura, która istnieje od 20 lat sprawdziła się i spowodowała wzrost dochodów. Sprzedaż biletów w teatrze literackim, to nie jest sprzedaż gwoździ, a dzieł sztuki. A biuro sprzedawało „gwoździe”, o tym świadczył dotychczasowy sposób dystrybucji biletów. Polegał on na rozprowadzaniu ich poprzez pracowników socjalnych w instytucjach i urzędach Olsztyna. Takie metody sprzedażowe były skuteczne w latach 80. XX wieku, sprzed czasów komputera i internatu. Teraz sprzedaż polega na budowaniu grupy przyjaciół teatru, którzy w swoich środowiskach stają się mecenasami teatru. Rozmawiałem z panią Okuszko często przez 2 miesiące, w styczniku i lutym 2019 roku po to, żeby przekazać jej nowe metody sprzedażowe. Byłem przekonany, że chętnie rozszerzy pole działania.
- Niestety, zawiodłem się i przygotowałem zmianę struktury. Pani Okuszko poszła na zwolnienie lekarskie i 6 września przyszło do teatru zawiadomienie, że pani Okuszko ma przedłużone zwolnienie chyba do 16 września. Wystąpiłem do pracowników tego działu, pani Łapińskiej, następnie pana Antuszewicza o przejęcie obowiązków pani Okuszko. Odpisali, że w żadnym zakresie nie przejmą obowiązków pani Okuszko. Okazało się, że szefowa przez długie lata nie przeszkoliła żadnego z pracowników biura z obsługi systemu komputerowe sprzedaży biletów i nie ma nikogo w teatrze, kto potrafiłby wpisać na stronę teatru wydarzenia. Pierwszy pułap programu komputerowego, to sprzedaż biletów, drugi to wpis wydarzeń. Sprawa przeszkolenia na II poziomie to jest kwestia jednego dnia. Gdy zapytałem obie panie kasjerki, czy znają program, okazało się, że pani Małgorzata Zdrojewska zna I pułap tego programu i chętnie pojedzie na przeszkolenie na obsługę II pułapu, ale ja potrzebowałem już przeszkolonego pracownika.
- Sytuacja była dramatyczna, gdyż 2 października miał się w teatrze rozpocząć Międzynarodowy Festiwal „Demoludy”, na który otrzymaliśmy z ministerstwa 300 tys. Zł, już zostały zaproszone teatry z Chorwacji, Węgier i Słowacji, ponieśliśmy już wydatki i zaciągnęliśmy zobowiązanie. 6 września okazało się, że jeśli nie wpiszemy tych wydarzeń, to nie możemy sprzedawać biletów, w związku z tym reklama festiwalu nie może ruszyć. Nieobecność pani Okuszko całkowicie sparaliżowała system sprzedażowy, a pracownicy powiedzieli, że nie wpiszą wydarzeń w ten program. Odebrałem tę sytuację jako wyraźną odmowę świadczenia pracy. Najbardziej bałem się, że ten sabotaż zablokuje możliwości sprzedaży biletów. Wówczas zadzwoniłem do Michała Wajzera, czy jego pracownik sprzedaży może w poniedziałek pojawić się w teatrze i poprowadzić sprzedaż. Potwierdził.
- W tej skrajnej sytuacji chciałem zabezpieczyć komputery czyli największy skarb biura sprzedaży, pamięć mailingową – tłumaczył dalej dyrektor Brzoza. - Komputery mogły pracować tylko w pomieszczeniu kasowym, w którym siedziała pani Łapińska i pan Antuszewicz. Nie miałem innego wyjścia, jak ograniczyć ich zakres obowiązków i przenieść do pokoju, który jest 5 metrów dalej. Poleciłem zakupić tam dla nich kontenery biurowe. O 15.30, gdy teatr był pusty, celowo taką porę wybrałem, żeby nie robić show, skandalu i nie narażać ich na stres. Były tylko 3 niezbędne osoby. Wszedłem i poprosiłem o przeniesienie się do nowego, przygotowanego pomieszczenia. Poprosiłem pracownika administracyjnego, by wymienił zamki, informatyk odebrał hasła i zabezpieczył komputery. Zdaję sobie sprawę, że to nie było komfortowe dla pani Łapińskiej i pana Antuszewicza, ale wszystko odbywało się w sposób absolutnie spokojny, bez ponaglania, dbałem, żeby to nie odbyło się przemocowo. Przeniesienie trwało 15 minut. To była prosta czynność. Tutaj toczyła się gra o możliwość przeprowadzenia festiwalu. Gdybyśmy musieli czekać do powrotu ze zwolnienia pani Okuszko, do 16 września, to by znaczyło, że nie doszłoby do festiwalu, musielibyśmy oddać ministerstwu środki i więcej byśmy ich już nie dostali, na ten czy podobny festiwal. Znajdowaliśmy się w pułapce.
- To był najbardziej dramatyczny moment w mojej pracy w teatrze Jaracza -stwierdził dyr. Brzoza. - Nie mogłem wykluczyć, że te wszystkie działania zostały spreparowane po to, żeby nie doszło do festiwalu. Po tym zdarzeniu i wcześniejszych sposobie pracy tego Biura wiedziałem, ze zostawianie pani Okuszko, pani Łapińskiej i pana Antuszewicza w tym miejscu jest niemożliwe i dokonałem podziału na trzy biura – biuro obsługi widzów (tu trafili panie Okuszko i Łapińska oraz pan Antuszewicz), - biuro sprzedaży biletów z nową kierowniczką Justyną Jant oraz biuro promocji i edukacji.
"OPĘTANI” GOMBROWICZA SĄ „MAŁO ŚMIESZNI”
- We wszystkich teatrach repertuarowych, w których wystawia się literaturę, kierownikami sprzedaży są osoby świetnie wykształcone albo to musi być teatrolog, albo filolog i musi ktoś go wspomagać, kto zna współczesne technologie – wyjaśnił dodatkowo dyr. Brzoza. - W tym dziale nikogo takiego nie było, pani Okuszko ma niepełne średnie, pani Łapińska skończyła szkołę policealną, pan Antuszewicz miał maturę. Nie było w Biurze osoby, która chociaż odrobinę wiedziała o teatrze i była w stanie rozpoznawać gatunki artystyczne chociaż w minimalnym zakresie. Ta sytuacja była niewytłumaczalna, żeby w teatrze państwowym, w narodowej instytucji kultury szefem biura sprzedaży był osoba która nie ma pojęcia o tym co sprzedaje, bo ona sprzedaje dzieła sztuki, to nie jest handel biletami, bo bilet może wydać automat. Biuro sprzedaży, to jest nasze „okno na świat”. Tam muszą pracować ludzie, którzy potrafią opowiedzieć co teatr gra. Widz, gdy pytał o sztukę np. o „Opętanie” Gombrowicza, to słyszał, że „jest mało śmieszna”, a o „Umarłej klasie”, że „źle przedstawia Polaków”.
- Obecnie biuro jest bez porównania lepsze, jeśli chodzi o kontakt z widzami i sprzedaż. Publiczność odmłodniała, wcześniej średnia wieku widzów to było ok. 70 lat ,w tej chwili średnia zmalała do 50. Wierzę, że będziemy jak Teatr Katona w Budapeszcie, na który się powołuję w swoim programie, teatr wielopokoleniowy, poruszający tematykę społeczną i obyczajową, zagłębiający się w język sztuki teatru, otwierający nowe przestrzenie twórczości i jednocześnie teatr z publicznością, publicznością prawdziwą, z ludźmi, którzy chodzą do teatru nie po to, żeby się rozerwać, tylko z jakimś ukierunkowaniem i w sprzedawcy szukają kogoś kto ich ukierunkuje, a nie kogoś, kto mu da bilet, bo dać bilet może automat.
Obrońca dr Paweł Łobacz zapytał dyr. Brzozę, o zarobki w biurze sprzedaży, przed zmianą struktury.
- Pensja podstawowa była taka sama, jak u 70% pracowników, z tym że państwo mieli dodatek stażowy i premię regulaminową. Do tego dochodziła 5% prowizja za sprzedaż. W dobrych miesiącach pracownicy dostawali po 7 tys złotych wynagrodzenia, natomiast w miesiącach od października do grudnia wzięli po 20 tys zł prowizji. Zadzwoniłem do dyrektora Teatru Wybrzeże, powiedział, że u niego 7 osób otrzymuje kwartalnie po 1 tys zł prowizji. Obniżyłem więc o 2% prowizję, dlatego tylko tyle, gdyż myślałem, że pracownicy muszą wykonać jakąś olbrzymią pracę, by uzyskać dużą frekwencję, więc działałem ostrożnie. Ale gdy zacząłem badam system sprzedaży zrozumiałem, że wysoka frekwencja to był wynik aktywności widzów, a nie działalności marketingowej biura. Teraz już nie ma takich sytuacji. Teraz prowizja wynosi 600 zł na pracownika i 3 tys zł dla zespołu miesięcznie.
- Poprzednia różnica w płacach wynosiła 1:5, obecnie jak 1 do mniej niż 3.
Obrońca zapytał też Kiedy powstał w teatrze zw. „S”.
Zb. Brzoza: Powstał wtedy, gdy było już wiadomo, że konkursu na dyrektora nie wygra Castellanos, tylko ja, tuż przed moim powołaniem na stanowisko. (Dyrektor Brzoza został powołany 19 listopada. Jak poinformował mnie Wojciech Kowalski, sekretarz Zarządu Regionu „S” w Olsztynie, KZ „S” w teatrze została zarejestrowana 20 listopada 2018 roku – przypis A.Socha)
Mec. P. Łobacz: Czy zw „S” zajmował się innymi sprawami niż sprawą pani Okuszko, pani Łapińskiej i pana Antuszewicza?
Zb. Brzoza: Tylko zajmował się sprawą pani Okuszko, pani Łapińskiej i pana Antuszewicza.
Prokurator Bartosz Berk (był w zastępstwie za prokurator Dominikę Orzechowską, która jest dysponentem sprawy) zapytał, dlaczego dyrektor w swoim wystąpieniu stale posługiwał się liczbą mnogą, mówiąc np. „myśmy podpisywali”?
Zb. Brzoza: Oczywiście ja podpisywałem i nie uchylam się od odpowiedzialności, natomiast mówiąc „myśmy” miałem na myśli proces przygotowania jakiegoś dokumentu do podpisu.
AKTORZY KONTRA PIKIETA „SOLIDARNOŚCI”
Przed rozprawą dyrektorowi Zbigniewowi Brzozie towarzyszyła grupa aktorów, w tym Irena Telesz, wieloletnia działaczka "Solidarności, honorowa obywatelka Olsztyna, aktywna uczestniczka wieców KOD-u. Brzoza przyszedł do sądu z "Krzyżem wolności i solidarności" wpiętym w klapę marynarki. Nadał mu go prezydent Bronisław Komorowski w 2015 roku, a legitymację nadania podpisał prezydent Andrzej Duda.
Na schodach Sądu Rejonowego czekała na dyrektora pikieta NSZZ "Solidarność" z udziałem wiceprzewodniczącego związku Krzysztofa Krzyżaniaka i sekretarza Wojciecha Kowalskiego. Trzymali związkowe flagi i transparenty z hasłami: "Solidarność to nie zmora, czas osądzić dyrektora" oraz "Czy w fabryce, czy w teatrze, prawo pracy waży zawsze". Skandowali tez rymowane hasła. Wśród pikietujących nie było pracowników teatru Jaracza. (Proces obserwował natomiast aktor Wojciech Rydzio, przewodniczący najliczniejszego związku w tatrze, Zw. Zaw. Pracowników Teatru im. Jaracza, tego, który wszczął bunt przeciwko poprzedniemu dyrektorowi J. Kijowskiemu).
Pracownicy teatru odkrzykiwali pikiecie m.in. "Chodźcie do teatru, zobaczcie spektakle", "Skąd wiecie, co się u nas dzieje, jak nie jesteście z teatru?".
- Przyszliśmy, by pokazać solidarność i szacunek dla obecnego dyrektora – mówił Andrzej Fabisiak. - A jednocześnie jest to swoistego rodzaju sprzeciw wobec tych, którzy atakują dyrektora i używają pomówień, manipulują faktami. W związku z tym uznaliśmy, że przyjedziemy tutaj.
- Jestem aktorką, pracuję w teatrze, czyli w miejscu, w którym ma powstawać sztuka – dodała aktorka Joanna Fertacz. - Nowy dyrektor przyszedł i te wartości nam zaproponował. Nowy dyrektor ma prawo ustawiać swój zespół, tak jak uważa. Może kogoś zwolnić, może kogoś zatrudnić.
Była także aktorka Alicja Kochańska, aktorka: - Żadna sytuacja nie miała miejsca, by dyrektor w czymkolwiek nam przeszkadzał, wręcz przeciwnie, zawsze rozmawia z nami, kiedy jest ku temu potrzeba. To człowiek na swoim miejscu, jest utalentowanym artystą. Takie osoby reprezentują jej prace, a o ich poziom nie ma żadnych wątpliwości - podkreśliła.
Adam Socha
zdj. A.Socha
https://www.debata.olsztyn.pl/wiadomoci/olsztyn/7894-linia-obrony-oskarzonego-dyrektora-teatru-im-jaracza-najnowsze-slajd-kafelek.html#sigProId168c5d7d7c
Skomentuj
Komentuj jako gość