Na wystawie w Galerii „Dobro” pt. „POLACY EUROPY: ZBIOROWY W GALERII” namalowano godło Polski – taką opinię wydał biegły z zakresu heraldyki Robert Fidura, powołany przez Prokuraturę Rejonową Olsztyn Południe.
Przypomnijmy, iż śledztwo wszczęte w listopadzie 2018 roku dotyczyło tego, czy dzieło artystów-performerów z Warszawy godzi w uczucia religijne i znieważa symbole państwowe. Śledczy mieli też sprawdzić czy „dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury (MOK) Mariusz Sieniewicz nie dopełnił obowiązków poprzez niepodjęcie działań zmierzających do usunięcia obrazów obrażających uczucia religijne i znieważających godło".
Zawiadomienie w tej sprawie złożyli do prokuratury posłowie PiS Iwona Arent i Jerzy Małecki oraz ówcześni radni Olsztyna: Dariusz Rudnik, Leszek Araszkiewicz i Jarosław Babalski.
Podnosili oni, że prezentowana w październiku 2018 roku w miejskiej Galerii Dobro wystawa "Polacy Europy" razi ich, ponieważ na jednym z obrazów dopatrzyli się "obrazu orła stylizowanego na godło Polski wraz z obscenicznym motywem fallicznym", a na kolejnym płótnie "obrazu ukrzyżowanego Jezusa Chrystusa wraz z obscenicznym motywem fallicznym".
Zarówno organizatorzy wystawy, jak i artyści twierdzili, że to co skarżący zobaczyli, to nie było godło Polski, tylko jakiś ptak, może kogut?
Prokuratura w pewnym momencie zawiesiła bezterminowo to śledztwo zasłaniając się tym, że nie jest w stanie przesłuchać jednego ze świadków-twórców obrazów, gdyż ten stale zamieszkuje w Brazylii. Tę decyzje zaskarżył do sądu radny Babalski i sąd przyznał mu rację. Wytknął prokuraturze zwlekanie miesiącami z powołaniem biegłego z zakresu heraldyki oraz ze zwróceniem się o pomoc prawną do Konsulatu Generalnego RP w Kurytybie w sprawie przesłuchania świadka.
W końcu prokuratura powołała biegłego z zakresu heraldyki Roberta Fidurę, a ten – jak poinformował mnie prokurator – nie miał żadnej wątpliwości, że na obrazie nie jest kogut czy inna ptica, tylko orzeł stylizowany na godło Polski.
Natomiast nadal Konsulat RP w Kurytybie nie przesłuchał świadka i śledztwo po raz kolejny zostało przedłużone do 13 sierpnia 2020 roku – poinformował mnie prokurator Daniel Brodowski.
Właśnie upłynęły trzy lata kadencji dyrektora MOK-u Mariusza Sieniewicza. Zgodnie z przepisami prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz zwrócił się do organizacji i stowarzyszeń związanych z kulturą, a także do ministra kultury o opinię.
"Uprzejmie informuję, że w mojej ocenie, wyłonienie nowego kandydata na dyrektora Miejskiego Ośrodka Kultury w Olsztynie powinno odbyć się na podstawie procedury konkursowej. Dlatego negatywnie opiniuję możliwość powołania na kolejną kadencję bez przeprowadzenia procedury konkursowej obecnego dyrektora MOK w Olsztynie" - odpisał Piotr Gliński.
To stanowisko ministra wywołało furię stojącej za dyrektorem Sieniewiczem „Gazety Wyborczej”, która wykreowała go na męczennika prześladowanego przez pisowski, prawicowy ciemnogród. Prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz natychmiast zapowiedział, że zignoruje opinię ministra i przedłuży Sieniewiczowi kontrakt na kolejne 5 lat, bez konkursu.
Adam Socha
Żołnierz neomarksistowskiej rewolucji
(KOMENTARZ)
Olsztynem rządzą (z krótką przerwą na początku lat 90.) ugrupowania postkomunistyczno-liberalne. Toteż nic dziwnego, że sternikami miejskiej kultury zostawali ludzie lewicy. Jednak jeszcze dyrektor Marek Marcinkiewicz, który nie ukrywał, że ma poglądy lewicowe, nie narzucał się z nimi mieszkańcom i działalność MOK-u była względnie pluralistyczna. Ostry skręt w lewo nastąpił za sprawą najpierw bardzo progresywnej Agnieszki Kołodyńskiej, która została odwołana w atmosferze skandalu obyczajowego, a następnie pisarza Mariusza Sieniewicza.
Swoje credo Sieniewicz wyłożył w licznych wywiadach. Czytamy w nich:
„Chowamy się za Boga, religię, Polskę, budujemy poczucie urojonej wspólnoty. Zawracamy do XIX wieku odwołując się do haseł narodu i ciągłego zagrożenia. Chcemy być silnym, dumnym narodem, a społeczeństwem jesteśmy marnym – egoistycznym, krótkowzrocznym, roszczeniowym, zamkniętym na innych. Demokrację mamy de facto gdzieś, można nas kupić. A jednocześnie jest ten nieszczęsny polski katolicyzm…”
I dalej:
„Wymyśliliśmy sobie historię Polski, jako kraju niezwykle tolerancyjnego, otwartego, jako kraju, który nie splamił się niczym złym w stosunku do swoich mniejszości, tych wszystkich strasznych rzeczy, które robiliśmy jako kolonizatorzy, większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów”
Obywatel Mariusz Sieniewicz ma prawo do swoich poglądów, jednak nie może ich narzucać mieszkańcom Olsztyna o innej tożsamości, jako dyrektor samorządowej placówki kultury. A tym bardziej być żołnierzem rewolucji neomarksistowskiej. Jej założenia wyłożył marksista włoski Antonio Gramsci. Polega ona na „marszu przez instytucje”, czyli przejmowaniu w pierwszym rzędzie placówek kultury i edukacji, by za ich pomocą zmienić świadomość społeczeństwa i narzucić mu totalitarną władzę, oczywiście pod chwytliwymi hasłami tolerancji, otwartości i równości, którym to wartościom na przeszkodzie ma stać chrześcijaństwo.
Do współpracy Sieniewicz zaprosił Emilię Konwerską, zmienił nazwę Galerii „Rynek” na „Dobro” i powołał ją na kierownika. Jak Konwerska sama informuje na swoim blogu, jest feministką, działaczką lewicy, była członkinią partii RAZEM i startowała w 2015 roku z listy tej partii do parlamentu. Przedstawia się też jako literaturoznawczyni, krytyczka literacka i filmowa, autorka Krytyki Politycznej.
Jako mieszkaniec Olsztyna należę do katolickiej mniejszości, więc rozumiem, że wśród zapraszanych twórców, pisarzy, publicystów nie mogą być tylko osoby związane z chrześcijańskim nurtem kultury. Jednak dyrektor powinien uwzględniać ich przynajmniej proporcjonalnie. Niestety, przez 3 lata tylko raz udało mi się być uczestnikiem pluralistycznej debaty. MOK zaprosił Andrzeja Ledera autora kultowej dla lewicy książki „Prześniona rewolucja”, wydanej przez „Krytykę Polityczną i konserwatywnego publicystę Tomasza Gabisia autora polemicznej książki wobec książki Ledera. Zapowiadała się twórcza, ożywcza dyskusja. Niestety, prof. Lederowi w ostatniej chwili coś wypadło i nie mógł przyjechać. Tomasz Gabiś dotarł z Wrocławia.
Podziękowałem wówczas publicznie na tym spotkaniu kierownikowi Muzeum Nowoczesności panu Arturowi Sobieli za zorganizowanie tej debaty i prosiłem o przekazanie dyrektorowi Sieniewiczowi mojej nadziei, że jest ona jaskółką zapowiadającą więcej takich pluralistycznych debat. Wszak w Polsce nie tylko istnieje redakcja „Krytyki Politycznej”, ale także Klubu Jagiellońskiego, Teologii Politycznej czy Kronosu.
Dyskusja w zamkniętych sektach jest jałowa i nudna. Niestety, takie wydarzenie miało miejsce w MOK-u pierwszy i ostatni raz. Myślenie sekciarskie zwyciężyło. W zasadzie jedynie środowisko "Debaty" organizuje w Olsztynie publiczne debaty zapraszając na nie osoby z różnych stron ideowych.
Adam Socha
PS. Przypominam, że nadal obowiązuje zakaz kolportażu „Debaty” w punkcie Informacji Kulturalnej MOK przy ul. Dąbrowszczaków, wydany przez miłośnika i obrońcę wolności słowa pisarza i dyrektora Mariusza Sieniewicza.
Skomentuj
Komentuj jako gość