Drogi redaktorze Tomaszu Kurs. Tak się składa, że to ja pracowałem w Obwodowej Komisji Wyborczej nr 19 w Gutkowie przy ul. Bałtyckiej, w której zjawił się wyborca, pan Mirosław, jak dowiaduję się z Twojego artykułu na „Wyborcza Olsztyn” pt. „Tajemnicze długopisy na wyborach prezydenckich. "Znak X wytarłem gumką".
Najpierw cytaty z Twojego artykułu:
„Cała sytuacja miała miejsce w Olsztynie, w komisji przy ul. Bałtyckiej, w czasie wyborów prezydenckich 2020. – Coś mnie tknęło i wziąłem ze sobą [na głosowanie] gumkę do ścierania. Potem długopisem otrzymanym z komisji wyborczej zaznaczyłem krzyżyk na karcie do głosowania i spróbowałem go wytrzeć. Okazało się, że bez problemu mogłem to zrobić – zarzeka się pan Mirosław.
I dodaje: – Poprosiłem o wezwanie przewodniczącego komisji, by zajął się tą sprawą. W tym czasie moją uwagę zwróciła starsza kobieta zasiadająca z komisji. Kiedy przyszedł przewodniczący, okazało się, że zdążyła długopisy zabrać. Twierdziła, że były potrzebne, chociaż w tym czasie głosowanie zostało wstrzymane.
Pan Mirosław przyznaje, że w tej sytuacji dowodu na nieprawidłowości nie zdobył, bo długopisów nie udało mu się zabezpieczyć. – Uważam, że ktoś podkłada takie długopisy, żeby potem można było zmienić wynik – twierdzi.
Sprawą zajęła się policja, jednak funkcjonariusze uznali, że nie stało się nic, co zakłóciłoby przebieg wyborów - potwierdza Rafał Prokopczyk, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Olsztynie.
Piotr Sarnacki, dyrektor olsztyńskiej delegatury Krajowego Biura Wyborczego, mówi, że nie słyszał o podobnych przypadkach. – Warto pamiętać, że zapewnienie długopisów leży w gestii samorządów i zdarza się, że są to tanie, niezbyt dobrej jakości przybory – mówi. – Kiedyś w Polsce był natomiast przypadek, że ktoś podrzucił do kabiny długopis, którego tusz potem znikał. Jednak u nas nie było tego rodzaju zgłoszeń”.
Koniec cytatu. A teraz jak było. O tym, że warto na wybory zabrać własny długopis mówiono w kontekście koronawirusa, jednak na fb działacze Koalicji Obywatelskiej i KOD-u siali psychozę, że wybory będą sfałszowane. Jedną z metod fałszerstwa miały być długopisy, z których tusz znika po zakreśleniu znaku „X”. Rozumiem, że długopisy były z procesorem, który rozpoznawał, jak ktoś postawił znak „X” w kratce z nazwiskiem „Trzaskowski” i wtedy podawał tusz wyparowujący? Inna możliwość fałszerstwa miała być taka, że tusz można było łatwo zetrzeć i postawić „X” przy nazwisku „Duda”.
Faktycznie, te długopisy zamówione przez PKW to nie jest górna półka, topornie piszą, ale znak X stawia się nimi bez trudu.
Około 13-ej w mojej komisji pojawił się pan około 50-tki. Upał był niemiłosierny i my, członkowie komisji, z trudem oddychaliśmy, a pot nam zalewał oczy. Pan wszedł za zasłonkę, był tam trochę dłużej niż inni wyborcy. Wyszedł wzburzony i twierdził, że długopisy są ścieralne. „No, pomyślałem, mamy pierwszą ofiarę psychozy rozsiewanej przez „totalną opozycję”. Pan zapytał o przewodniczącego komisji. Pan Dariusz wstał i zapytał, o co chodzi. Wyborca powtórzył, że postawił „naszym” długopisem krzyżyk, następnie wyjął gumkę i z łatwością krzyzyk starł. Przewidział to, więc wziął z domu własny długopis i nim postawił „X”. Przewodniczący poszedł z wyborca za zasłonkę, ja za nimi. Podał wyborcy kartkę i poprosił, żeby postawił długopisem krzyżyk, a następnie przy nim go starł. Wyborca tak zrobił, pracowicie tarł gumką. Owszem krzyżyk nieco zblakł, ale wytrzeć się nie dał. Wówczas wyborca stwierdził, że widocznie, gdy on rozmawiał z przewodniczącym, to w tym czasie ktoś z komisji podmienił długopis.
Sądziliśmy, że na tym incydent się zakończył, ale po jakimś czasie do przewodniczącego zadzwoniła funkcjonariuszka policji wypytując o ten incydent z długopisem. Ku memu głośnemu żalowi, policja nie przyjechała i nie zabezpieczyła wszystkich długopisów do ekspertyzy. Dzięki temu moja komisja przeszłaby do historii wyborów, ale przewodniczący nie podzielał mojej nadziei, gdyż wydłużyłoby to pracę komisji. Wierzcie, że to naprawdę ciężka praca, ja zacząłem o 11.00 a zakończyłem o 24.00, dwanaście godzin non stop, w upale, nie było praktycznie chwili, żeby lokal był pusty, bez wyborców.
Teraz, co do możliwości fałszowania kart wyborczych na poziomie komisji obwodowych, to one są praktycznie niemożliwe. W komisji zasiadają bowiem przedstawiciele różnych komitetów wyborczych. Ponadto w mojej komisji liczenie głosów obserwował Mąż Zaufania z Komitetu Andrzeja Dudy.
Po zamknięciu lokalu o 21.00 zestawiamy stoły na środku i na nie wysypujemy karty z urny. Wszyscy członkowie stoją wokół zestawionych stołów, każdy widzi każdego. Następnie każdy z tej sterty wyciąga karty i sortuje na kupki z głosami oddanymi na danego kandydata. Na bok odkłada karty, które jego zdaniem są nieważne. Następnie każdy liczy głosy, a przeliczone głosy przekazuje innemu członkowi komisji do ponownego przeliczenia. Gdy nie zgadza się, następuje ponowne liczenie aż do ustalenia prawidłowej liczby kart.
Jakakolwiek próba dostawiania na karcie dodatkowego krzyżyka, w celu unieważnienia głosu, natychmiast zostałaby zauważona przez pozostałych członków komisji. Nie mówić o czynności ścierania, która trwa o wiele dłużej.
Następnie wszyscy członkowie komisji pochylają się nad kartami, które ktoś z nas uznał za nieważne. U nas były dwie takie karty, jedna na Rafała Trzaskowskiego, druga na Krzysztofa Bosaka. Powód był ten sam – kreska nie krzyżująca się w kratce.
Wracam do artykułu Tomasza Kursa, cytuję:
„Mężczyzna, który zgłosił sprawę, apeluje tymczasem, żeby zwracać uwagę na długopisy w czasie głosowania. Według niego niektórzy mogą w ten sposób próbować wypaczyć wyniki wyborów. – Apeluję, żeby przychodzić z własnymi długopisami, a nie polegać na tych dostarczonych przez komisję – mówi pan Mirosław.”
Popieram ten apel pana Mirosława, ale ze względów epidemiologicznych. Mimo, że co godzina pani dyrektor szkoły je odkaża, to strzeżonego Pan Bóg strzeże.
Do zobaczenia 12 lipca. Niech wygra Polska!
Adam Socha
KOMENTARZ
Oczywiście, najbardziej podejrzany o podrzucenie ścieralnych długopisów byłem ja. Co prawda do pracy w komisji nie zgłosił mnie Sztab Wyborczy Andrzeja Dudy, ale tylko dlatego, że chcieli mnie głęboko zakonspirować. Jednak członkowie komisji szybko mnie rozszyfrowali, że jestem dziennikarzem "Debaty", który krytycznie przed wyborami ocenił program i kandydaturę Rałafa Trzaskowskiego, więc pilnie patrzyli mi na ręce, więc kamuflaż diabli wzięli i nie miałem najmniejszej szansy na wyjęcie cudownej gumki.
Toteż nie byłem w stanie wywiązać się z tajnej misji i mojej komisji nr 19 w Gutkowie wygrał Rafała Trzaskowski - 422, II był Andrzej Duda - 355, III - Szymon Hołownia - 209.
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość