Normalnie, jak to łamiący konstytucję faszysta, udałem się przy sobocie do filharmonii. Należy bowiem od czasu do czasu dawać upust drzemiącej w człowieku żądzy przeżyć kulturalnych. Na scenie kilku facetów wyduszało z instrumentów nieskoordynowane dźwięki, co upewniło mnie w przekonaniu, że oto odbywa się koncert jazzowy. Gwiazdą wieczoru była Aga Zaryan, osoba bliżej mi nieznana, niewątpliwie bardzo utalentowana oraz przyjemna z oblicza.
I tak wieczorek upływał sobie sympatycznie, pomimo pewnych drobnych i na pewno niezawinionych przez artystów wpadek. Zaliczam do nich momenty próby śpiewów chóralnych. Każdy z pieśniarzy zajeżdżających do naszego miasta daje się na to nabrać. Znacie na pewno ten wątek, nieodzowny przy koncertach muzyki niepoważnej. W pewnej chwili rozgrzany frontman nawołuje publikę do wspólnego śpiewu. U nas, nie licząc zaprawionej trunkami klienteli Andergrandu, nigdy nic z tego nie wychodzi. Podobnie było owego wieczoru, bo skończyło się na nieśmiałym pomiaukiwaniu z głębi sali. Olsztynianin z natury jest człowiekiem skromnym i wstydliwym.
I nie byłoby o czym wspominać, gdyby nie fakt, że doszło do tzw. incydentu. Pani artystka czegoś uparła się wygłaszać między piosenkami przemówienia – niestety, o ile piosenki wychodziły bardzo dobrze, to przemówienia nie wychodziły jej zupełnie. Publika jedne i drugie nagradzała cokolwiek wymuszonymi brawami, to jest też przypadłość olsztynianina: klaszcze w obawie, by nie być wziętym za prowincjusza, a tu przecież artysty z samej kurna stolicy przyjechali. W pewnej pani Zaryan postanowiła złożyć istotną deklarację ideową, powiedziała – cytuję z pamięci – że ponieważ jest wychowana w duchu liberalizmu to sprzeciwia się wtrącaniu Kościoła do polityki. Pomyślałem sobie, że dziwny to liberalizm, który z miejsca definiuje się poprzez wykluczenia, zakazy i niechęci. Na sali zrobiło się lekko niezręcznie, znaleźli się nawet tacy, którzy głośno protestowali przeciw sloganom pani Zaryan. Wykazując się wdziękiem, subtelnością i ogólnym poziomem kultury osobistej, artystka wytknęła takich śmiałków palcem, wykorzystując całą przewagę wynikającą z pozycji scenie i posiadania mikrofonu.
Moja Pani stwierdziła w tym momencie, że całe zajście jest niesmaczne i w ogóle artyście nie przystoi. Czy ja wiem? Może faktycznie filharmonia nie jest właściwym miejscem do skandowania partyjnych haseł. Część widowni wyglądała po wszystkim nie tyle na zniesmaczoną, co po prostu na wkurzoną. Nie odbierałbym jednak artystom, nawet muzykom jazzowym, prawa do głoszenia hołubionych poglądów, tak jak nie odbierałbym go biskupom. Inna rzecz, że akurat artyści nie powinni tego robić, zyskując szansę na uniknięcie kompromitacji. Zaskakująco często w tej grupie zawodowej dar od Boga, jakim jest talent, mylony jest z inteligencją. Znana z telewizora buźka, głośne nazwisko niekoniecznie przekładają się na umiejętność myślenia.
Bo też i niesamowite co siedzi – ba, wrze ! – w głowach tych wszystkich otwartych na świat umysłów, dozgonnych liberałów, obrońców wolności. Uchodzący za intelektualne skrzydło Platformy poseł Grupiński stwierdził ostatnio coś w tym guście, że prawnicy niepopierający konstytucyjnej wykładni Partii Miłości powinni pożegnać się z zawodem. W ustach tuza formacji walczącej o władzę brzmi to jak zapowiedź czystek kadrowych – wszystko w imię bezgranicznej tolerancji. Szeregowi tolerryści mają podobnie. Uczestniczyłem ostatnio w spotkaniu towarzyskim, gdzie grono światłych, na ogół rozsądnych ludzi z miejsca wyzwało mnie od pisowców (najgorsza obelga), moherów i proputinowców, zanim zdążyłem cokolwiek wyklarować. A chodziło o lekki tylko mój opór wobec nadrzędnej tezy przystolikowej: „tak źle to jeszcze nie było”. Ci sami ludzie, wciąż zionąć tolerancją na prawo i lewo, użalali się na swe niedole wyborcze: głosować na szuję / durnia z listy poprawnej światopoglądowo, czy przyzwoitego gościa z listy wrażej ? Rozstrzygnięcie dylematu znajdowało zawsze ten sam koniec: „no przecież nie będę głosować na PiS” (cytat ścisły).
Boże, uchowaj przed obrońcami wolności. Jako normalny faszysta pójdę ja sobie teraz na spacer i połamię jakąś konstytucję.
Kolega Melchiora
Skomentuj
Komentuj jako gość