Z Arturem Steranko, aktorem Teatru im. Jaracza w Olsztynie, sygnatariusza listu 12 w obronie dyrektora Janusza Kijowskiego, rozmawia Adam Socha. Wywiad został przeprowadzony przed decyzją zarządu województwa o ogłoszeniu konkursu na stanowisko dyrektora oraz przed ogłoszeniem wyników kontroli inspekcji pracy w teatrze. Jest przedrukiem z czerwcowego miesięcznika "Debata".
- Mówią o panu „Ikona teatru Jaracza”.
Artur Steranko: Na mieście?
- Na mieście i koledzy z teatru. Jak pan trafił do Olsztyna?
Artur Steranko: Pochodzę z Kołobrzegu, a szkołę aktorską skończyłem w Gdańsku. Gdy jechałem w stanie wojennym do Olsztyna, pytałem co to za teatr? (Kierował nim Krzysztof Rościszewski). Reżyser Teatru Wybrzeże Ryszard Major powiedział mi, że to teatr poziomem stojący pośrodku między prowincjalnymi a czołowymi. I to się potwierdziło, ten teatr był i jest dobry. Teraz to się trochę popsuło, bo zaczęły się targi między Januszem a młodszą generacja aktorów. My, starsi mamy trochę inny punkt widzenia, z innej perspektywy patrzymy, bo wiemy jak wygląda życie. Każdy jest jaki jest, ludzie robią dobre i złe rzeczy, a nagle wyciąga się tylko te złe, o ile Janusz zrobił coś złego, bo nic tak naprawdę nie wiemy. Znam go od lat, jeszcze jak reżyserował u nas za poprzedniej dyrekcji, na początku lat 90. i jak kręcił serial „Kameleon” w okolicach Szczytna, to nas angażował. On dbał o teatr i o jego różnorodność. Młodzi aktorzy chcieliby od razu nie wiadomo jakich rzeczy, ale to się tak nie da nie tylko z racji uwarunkowań finansowych.
- Pan broni Kijowskiego z wewnętrznego przekonania, czy ma pan dług wdzięczności?
Artur Steranko: Każdy ma. On bardzo dużo zainwestował w młodych aktorów, nawet mam o to pretensje. Nie żyjemy w luksusie, zarobki nie są najwyższe, prosiłem: „zadbaj czasami o mnie”, a dyrektor: „O, Ty to masz u mnie najlepiej”. Ale jak jest różnica w pensji o 200-300 złotych, to cóż to za proporcje? Tym bardziej że zarabiamy licho.
- Dyrektor Kijowski odpisał mi, że w kwietniu jeden z aktorów zarobił 9.400 złotych, dzięki dużej liczbie spektakli, w których grał.
Artur Steranko: Ale to na pewno nie ja. Jak są 4 sceny w tym teatrze (kiedyś były dwie), to więcej gramy. W tym zawodzie tak jest, że przychodzą lepsi i wchodzą za ciebie na scenę. Tak jest na całym świecie. Duże pieniądze to są w filmie, w tym zawodzie nie ma równouprawnienia. To oczywiste. Tak było, jest i będzie. Janusz nie trzyma się jednej ustalonej grupy aktorów, u niego wszyscy grają na tych 4 scenach. Niskie pensje zasadnicze nie są winą Kijowskiego.
- Sam sobie zawdzięcza ataki i to z lewej strony, od Partii Razem, OPZZ, bo reklamuje się jako socjaldemokrata, który walczy o równość a rzemieślnicy z teatru skarżą się, że im nawet na opłaty nie starcza.
Artur Steranko: Ale to nie jest wina Janusza.
- Bunt wybuchł w momencie, gdy do związkowców dotarły umowy zawierane przez Kijowskiego z teatrem i kwoty tych umów. Dyrektor mówi rzemieślnikom, że nie ma pieniędzy na podwyżki, a związkowcy mają w ręku te rachunki i mówią sobie: „nie ma na podwyżki dla nas, bo wypłaca sobie, żyje w luksusie, postawił sobie piękną chałupę, on ma nowe auto, jego partnerka...”
Artur Steranko: Nie byłem w jego domu, więc nie wiem, czy żyje w luksusie. Niektórzy aktorzy mają droższe auta od ich aut.
Jeśli chodzi o pieniędzy, nie zaglądałem mu do portfela, ale pamiętajmy, że on pieniądze zrobił nie tylko w teatrze, ale na swojej pracy w filmie. Może ma znaczne pieniądze z tytułu funkcji w teatrze, jego partnerka też ma funkcję dyrektorską, więc pieniądze mają, a to kłuje innych ludzi w oczy. Pytałem pana marszałka, byliśmy u niego z grupą aktorów, by wyrazić swoją opinię o dyrektorze, czy są zarzuty prokuratorskie? Jak pójdzie siedzieć, wtedy można powiedzieć, że zrobił źle, ale póki takich zarzutów nie ma, to o co wam chodzi? Że się dorobił!? Dorobić to się można w filmie a nie na teatrze, do tego w Olsztynie. Ale ludzi zawistnych i ta różnica będzie kłuła.
- Czy teatr nie stał się zakładnikiem Kijowskiego? Dzięki niemu teatr został wpisany na listę placówek narodowych i zyskał dodatkowo ok. 5 mln złotych rocznie. Teraz aktorska szkoła policealna ma się stać filią Akademii im. Zelwerowicza w Warszawie. Obawiacie się, że jak Kijowski odejdzie, to ministerstwo cofnie dotację i nici będą z Akademii?
Artur Steranko: Już obcięto część dotacji.
- To marszałek obciął o 315 tys. złotych, bo urząd marszałkowski miał mniejsze wpływy, tak to tłumaczy.
Artur Steranko: Może być jeszcze gorzej, jeśli chodzi o ministerstwo. Wielu ludzi wypowiada się na temat Janusza Kijowskiego i o nas, aktorach, o naszej sprawności zawodowej i talencie i poniża nas. Będąc w strukturze teatru mówią: „co to za aktorzy?”, a o Kijowskim: „on ukradł”. Gdyby ukradł, to by siedział w pierdlu. „Czemu Steranko gra główne role? On był w Cannes, ile on musiał tego szmalu dostać, bo tam przyjeżdżają milionerzy, narkomani i pederaści”. Gra i pojechał do Cannes, bo może się uczył i ma talent? Uważam, że robimy dobre sztuki, możemy je śmiało pokazywać i konkurować z innymi, co nie jest łatwe, bo jak na festiwal jedzie teatr z Krakowa to z góry wiadomo, że on dostanie nagrodę, bo to teatr z Krakowa. Teatrowi z Olsztyna trudniej się przebić. Dlatego w tym ataku na Kijowskiego chodzi tylko i wyłącznie o zakulisowe sprawy.
- Trudno się przebić? Jak trafi się ktoś z wybitną osobowością teatralną to zrobi teatr nawet w największej dziurze, jak w Wierszalinie czy Legnicy, który zaistnieje na teatralnej mapie Polski. U nas niesamowity teatr robi Wacław Sobaszek w Węgajtach.
Artur Steranko: A ile ten teatr w Legnicy potrwa? Kiedyś był żaden teatr w Legnicy, a w Olsztynie zawsze był jakiś teatr, dlaczego chcemy to zburzyć?! Nam chodzi o wyraz artystyczny tego teatru.
- Dlaczego zburzyć? Jeśli teatr Jaracza ma poziom, ma profesjonalną kadrę, to jak przyjdzie inny dyrektor, to teatr nagle nie straci poziomu a aktorzy nie zaczną grać jak amatorzy.
Artur Steranko: Otóż myli się pan, tak może się stać. Słyszałem głosy, że ten teatr należy zlikwidować jako stacjonarny i zrobić teatr, w którym będą grały swoje spektakle zespoły zapraszane z zewnątrz. Ja niedługo idę na emeryturę, to mnie ganz pomada, ale młodzi aktorzy rozjadą się w Polskę. Dadzą sobie radę, ale mnie chodzi o miasto. Rozwalić coś jest bardzo łatwo ale zbudować od nowa będzie trochę kosztowało. Dlaczego nie może być tak, że najpierw ktoś przychodzi i pokaże wspaniałe przedstawienie. Wtedy możemy rozmawiać, czy go wziąć? Ale tu nie chodzi o to, by znaleźć lepszego. To jest wojenka. Jeśli chodzi tylko o sprawy teatralne i artystyczne, to proszę bardzo, możemy się kłócić i spierać, ale wyłóżcie karty na stół, pokażcie kandydata?
- Władza nie chce zmieniać dyrektora, tylko związkowcy tego się domagają.
Artur Steranko: To po co ten szum?
- Bo pracownicy kiepsko zarabiają, czuli się pomiatani, więc powołali związek zawodowy.
Artur Steranko: Związek był zawsze, osobny aktorów, osobny pozostałych pracowników, potem się połączyły, teraz znów się rozdzieliły. Głównym zadaniem tej placówki jest tworzenie kultury w Olsztynie, regionie i Polsce. Skupmy się na sprawach kultury a o funkcje zakładu pracy niech się martwią ci, którzy zarządzają tym zakładem. My nie jesteśmy od produkcji jogurtu a od sztuki i nie naszą sprawą jest zarządzanie. My się boimy, co się stanie z teatrem w Olsztynie, jako placówką kultury. Nie boimy się o własne stanowiska, bo jesteśmy na wyjściu, w sensie stażu pracy i wieku.
- Będzie konkurs, przecież dyrektora wybiorą wybitni fachowcy od teatru. Czego tu się bać?
Artur Steranko: Jest ZASP w Warszawie, są inne instytucje kultury, jest ministerstwo. Jeśli ocenią teatr Jaracza na tle Polski, to powiedzą to samo co ja. Ja wiem, że tu chodzi o pieniądze.
- Związkowcom chodzi o pieniądze, bo nie wytrzymują finansowo.
Artur Steranko: My wszyscy nie wytrzymujemy finansowo, ale to nie jest wina Janusza Kijowskiego, tylko tego, że mamy za mało pieniędzy na teatr. To jest skandal! Niech związkowcy idą z tym do władz. Nie Kijowski rozdaje pieniądze. Ja sobie życzę, żeby moi koledzy zarabiali dużo więcej, bo są tego warci i będę o to walczył. I pewnie stąd bierze się rozgoryczenie, tylko dlaczego właśnie teraz użyto tego argumentu, nie wiem?
- Dlatego teraz, bo kończy się 31 sierpnia kontrakt dyrektora Kijowskiego, a ludzie już mieli dosyć, po 14 latach tego chorego układu, że dyrektor i zastępca dyrektora to niby nie małżeństwo, i pani wicedyrektor podpisuje umowy w imieniu teatru z panem dyrektorem. Ja nie winię o to dyrektora, tylko marszałka, bo to on sprawuje nadzór. Pani minister Zwinogrodzka odpisała mi: „jeśli układ dyrektorski był nieprawidłowy, to dlaczego marszałek nas o tym nie informował?” Marszałek powinien był wprowadzić kontrasygnowanie wszystkich umów zawieranych z Kijowskim przez np. dyrektora departamentu kultury. Byłoby to transparentne. Jak dyrektor Hass reżyserował raz w roku, to ówczesny marszałek wypłacał mu 80% średniej za wyreżyserowane wszystkie spektakle w danym roku. A tutaj dyrektor bierze 2 razy więcej niż reżyserzy z zewnątrz.
Artur Steranko: Na przepisach się nie znam. Opieram się na swoich doświadczeniach, w różnych instytucjach kultury i w filmie i wiem, że stawki są sprawą uznaniową. Ten reżyser bierze tyle a inny tyle, tak to funkcjonuje na całym świecie.
- Oczywiście, zależy to od talentu, klasy reżysera. Niech Kijowski bierze podwójna stawkę, ale niech te stawki negocjuje ktoś inny a nie partnerka życiowa. Niech to będzie transparentne.
Artur Steranko: Ja nie winię marszałka, bo wiem że rozpiętości zarobków w naszym zawodzie są niebotyczne.
- Mamy tapicera teatru Jaracza, nie starcza mu do pierwszego, niech pan się wczuje w sytuację tego człowieka i jego odczucia?
Artur Steranko: Ja to potrafię, jestem aktorem.
- No i tapicer widzi, że pani Ochmańska zajeżdża Subaru z napędem na 4 koła.
Artur Steranko: Ale to nie jest wypasione auto,
- A potem wypływają umowy na 20 tys. złotych za tzw. „konsultacje artystyczne”, 80 tys. złotych za reżyserię i ma pan gotowy bunt.
Artur Steranko: Podpisują tak umowy, bo ktoś musi podpisywać. Niech władza wymyśli inne standardy podpisywania.
- Tu nikt prawdopodobnie złamania prawa nie udowodni, chociaż mam opinię prawnika, że taki tandem partnerów-dyrektorów łamie przepisy. Mamy więc bunt szewców, tapicerów i krawców i coś z tym trzeba zrobić.
Artur Steranko: Przepraszam tapicerów, ale nie mogą zarabiać tyle co dyrektor. Nie można się obrażać, że tapicer zarabia mniej od dyrektora, chyba że otworzy własny zakład i będzie wtedy zarabiał, ile chce. Wiem, że aktorzy na pewno za mało zarabiają. Ale to nie jest wina Janusza Kijowskiego, przecież on nie wyciąga tych pieniędzy dla nas z bankomatu.
- Byłem sporo lat menadżerem. Kierowałem dużymi redakcjami i wiem kiedy menadżer nie ma buntu, mimo że kiepsko płaci. Jeżeli jest transparentny i szanuje ludzi.
Artur Steranko: Chce pan powiedzieć, że Janusz Kijowski nie szanuje ludzi? To nie prawda!
- Szukam powodu buntu. Sprawy finansowe omówiliśmy, teraz zastanawiam się nas sprawami ludzkimi. Tam jest skarga, że obrażają ludzi, naruszają ich godność osobistą.
Artur Steranko: To są górnolotne słowa. W zawodzie aktorskim, pan o tym nie wie i społeczeństwo też nie wie, człowiek sam siebie naraża na brak szacunku. Musi to robić, żeby zagrać dobrze rolę, a te role są często paskudne i aktor musi to przeżyć. Często doświadczyłem tego w swojej karierze, nie w naszym teatrze. Na próbach celowo się ludzi upokarza, prowokuje, żeby dobrze zagrali swoją postać. Np. reżyser chciał, żeby aktor przed zdjęciami mieszkał samotnie 2 tygodnie. To nie jest standard, ale takie przypadki się zdarzają. W naszym zawodzie często jesteśmy upokarzani, bo to jest wpisane w nasz zawód, ja tak uważam. Trzeba przeżyć i dotknąć, żeby dobrze zagrać.
- „Teatr jest instytucją feudalną”. To słowa dyrektora Kijowskiego.
Artur Steranko: Bo jest!
- Może błąd polega na tym, że Kijowski myli funkcję artysty, reżysera z funkcją kierownika zakładu? Zgodzę się z tym, że w sztuce demokracja to śmierć sztuki, ale środki jakich używa reżyser wobec aktora nie można przenosić na relacje dyrektor – sprzątaczka, kasjerka, bileterka, tapicer, księgowa itd.
Artur Steranko: Dlaczego pan mówi, że pomylił funkcje? On jest dyrektorem naczelnym i artystycznym. Pan mówi o skutku, a ja chcę mówić o przyczynie. W Teatrze Wybrzeże dyrektorem był Hebanowski, to była figura, to był artysta! Jak on coś powiedział, to tak miało być! Przepraszam, nie może przyjść tapicer i decydować w teatrze!
- Ale ja nie mówię o decydowaniu. Jeśli Dejmek mówił aktorkom na próbie: „moje panie kurwy” i po paniach to ponoć spływało, to sprawa pań aktorek.
Artur Steranko: Do pań sprzątaczek tak nie może powiedzieć, ale jak Dejmek tak by powiedział do pań sprzątaczek, to należy go zwolnić, tak? Myśli pan, że w Gdańsku ludzie z personelu pomocniczego, nie płakali, nie odchodzili z zawodu? Też odchodzili.
- Ale nie można doprowadzać ludzi do tego, że nie wytrzymują psychicznie!
Artur Steranko: Boże, a kto się powiesił w tym teatrze?!
- To mamy czekać aż dojdzie do takiej tragedii?
Artur Steranko: Co to znaczy, że psychicznie nie wytrzymują, w jakim sensie?
- Wpadają w depresje.
Artur Steranko: A kto panu powiedział, że wpadają w depresję?
- Związkowcy tak twierdzą.
Artur Steranko: Mój kolega nie gra systematycznie co 3-4 miesiące, rozumie swoją sytuację i też jest w depresji. My wszyscy w teatrze jesteśmy w depresji psychicznej. Jeśli bym się, nie daj Boże obwiesił, to wszyscy zrzuciliby na kogoś odpowiedzialność. Bo Steranko nie wytrzymał sytuacji w teatrze i wpadł w depresję. I co z tego? Nic. Nie opowiadajcie mi takich rzeczy, że ludzie przez Kijowskiego w depresję wpadli. To niech jadą do innego teatru, zobaczą jaki tam jest zamordyzm. Ludzie myślą, że w teatrze jest tak, jak w każdym innym zakładzie pracy, są związki zawodowe, dbają o pracowników. Tylko jak coś się wali, to zaczyna się polska jazda, czyli: „dlaczego ty masz więcej a ja mniej”? Jakby wszyscy byli tacy samy. Żołądki mamy takie same, ale głowy mamy inne. Tak zostaliśmy skonstruowani i to nie jest moja wina, tylko Pana Boga. Jak byłem w Kanadzie z żoną, bo nie mogliśmy wyżyć finansowo (często żałowałem, że nie zostałem, specjalnie dla żony chcieli na uczelni otworzyć katedrę rękodzieła artystycznego), to zobaczyliśmy, że tam ludzie zajmują się tylko tym, by sobie dobrze ułożyć życie a nie tym, kto więcej zarabia. Tylko Polacy płaczą, że mniej zarabiają. Polska zawiść jest wszechobecna i w kraju, i zagranicą. O siebie, o sukces, że pojechał tam na wakacje a ja nie. Tak nie można funkcjonować, tu trzeba budować a nie burzyć, bo zgliszcza zostaną. Jak przyszedłem tutaj w stanie wojennym i wysiadłem na dworcu, to chciałem płakać, mała mieścina, bieda. A potem widziałem jak z roku na rok wszystko pnie się do góry. Trzeba dać się temu teatrowi rozwijać. Są słabsze i lepsze momenty ale tak się rodzi sztuka, ona się nie rodzi za biurkiem, to wymaga potu, krwi i łez.
- Po 14 latach krwi, potu i łez ludzie powiedzieli „dość”. Czy artyście wszystko wolno?
Artur Steranko: Nie, ale dajcie mu swobodę, bez tego nic nie będzie. Widzi pan co się dzieje w innych polskich teatrach, gdy ktoś z zewnątrz zaczyna się wtrącać, tak jak za komuny?
- Więc pan jest głęboko przekonany, że Janusz Kijowski może wam, jako aktorom w sensie artystycznym jeszcze wiele dać?
Artur Steranko: Ja Janusza Kijowskiego poznałem zanim był dyrektorem. Pan Jerzy Skolimowski robiąc „Cztery noce z Anną” był starszy od Kijowskiego i nie był wypalony. W Cannes go oklaskiwali na stojąco. Pytałem mojego opiekuna, czy zawsze każdemu klaszczą? Nie, jak się nie podoba, to tupią, gwiżdżą i wychodzą, więc proszę mi nie mówić, że jak ktoś ma 70 lat, to już nic nie jest wart.
- Ja tylko pytam, czy Janusz Kijowski może coś jeszcze panu dać i teatrowi, i nam, widzom?
Artur Steranko: Jestem człowiekiem skromnym i ja się całe życie uczę, ciągle coś nowego odkrywam. Warto stawiać na człowieka. Nie wiem, czy Janusz Kijowski popełnił błąd, ale moja wiara w każdego człowieka jest duża, taką mam strukturę, bo ja pochodzę z Żubraczego koło Cisnej, więc może ja mam trochę taką krew niepokorną, więc to może z tego powodu. Babcia była Austro-Węgierką, nazwisko miała Wasser. Jak pierwszy raz w życiu pojechałem do Żubraczego, by zobaczyć, gdzie ojciec się wychował, to już domu nie znalazłem, trawą zarosło. Odkryłem tam w sobie górala. Wychowałem się nad morzem, ale tak mnie morze nie fascynuje jak góry. Może na starość przeniosę się w słowackie Tatry?
- Muszę przyznać, że jest pan wspaniałym obrońcą dyrektora.
Artur Steranko: Bo ja jestem przekonany do tego co mówię. Znam go długi czas, tu nie chodzi o to, że mam pewien dług wdzięczności, ale znam go jako człowieka.
- Mówią, że zmienił się po remoncie teatru, nawet ludzie mu życzliwi mówią, że wcześniej spotykał się z zespołem, śpiewał i grał na gitarze na imieninach.
Artur Steranko: Miałem też żal, bo wcześniej przyjeżdżał do naszego ośrodka nad jez. Dadaj, ale był dużo młodszy i był na progu kariery dyrektorskiej, ale to były inne czasy, inne okoliczności, o co innego nam wszystkim chodziło. Potem teatr, remont, trzeba chodzić do władz, szukać pieniędzy i już nie ma czasu, by jechać nad Dadaj z nami, by wypić piwo i popływać. Czas się inaczej rozkłada. Życie się zmienia. Tam nie ma światła, wody bieżącej, przedtem nam to nie przeszkadzało, ale dzisiaj przeszkadza.
- Jego pełne pogardy ataki na polityków innej opcji, na wyborców PiSu też rzutowały na obraz teatru. Od ludzi kultury i sztuki jednak czegoś innego wymagamy, powinni nas podnosić do góry.
Artur Steranko: Nie czytałem tego co Janusz wypisuje. Bo jestem impulsywny i bym nie wytrzymał, ten język jest tam brutalny bo wszyscy tam się takim językiem posługują. Jak wszyscy będą rzucać mięsem, a ja powiem „przepraszam bardzo pana, chyba pan się myli”, to wyśmieją mnie. Powołali mnie do wojska do czynnej służby na 2 lata (wiem, komu to zawdzięczam), do Oleśnicy. Po roku dzięki staraniom żony i teatru przenieśli mnie do Olsztyna, do saperów. W dzień przychodziłem grać do teatru, a po przedstawieniu wracałem do jednostki. Salutowałem na bramie i kładłem się na pryczy. Któregoś razu wracam, salutuję sierżantowi i melduję, a on się wychylił z budki i do mnie: „ty k..., ty k... ch... Steranko, ty kurwa”. Tylko jedno słowo normalne powiedział (śmiejemy się), więc niech mi pan nie mówi o fb, bo ja wiem co tam się dzieje. Jakby na mnie zaczęli pluć…
- Ale nikt na niego nie pluł, to on atakuje. Pisarz Mariusz Sieniewicz w ogóle go nie zaczepiał, to po co go obraził pisząc, że „teatr utrzymywał go przez 11 lat”, po co napisał „chamy” a propos Gromka, Bergmann i Jarzębowskiej? Ludzie mają swój honor. Łatwo obraża innych, a czy jest czuły na swoim punkcie?
Artur Steranko: Jak raz coś przykrego powiedziałem Januszowi, to był tak wściekły, tak walnął pięścią w stół, że sobie rękę złamał.
- No widzi pan.
Artur Steranko: Trudno, żebyśmy wszyscy byli lebiedzy. Jeden jest taki, drugi taki.
- No to płaci za to.
Artur Steranko: Ja też zapłaciłem, bo przestał się ze mną kontaktować. Trudno, takie jest życie. Nie wiadomo jakim ja bym był dyrektorem, gdy musiałbym utrzymać swoją pozycję, więc miał może swoje prawo moralne, by tak napisać na fb. Może to też kwestia wieku, zmęczenia, nagonki w internecie.
- Nim z krytyką wystąpili związkowcy, to on całymi latami atakował ludzi inaczej myślących na fb.
Artur Steranko: My mamy biedę, mówię to oficjalnie i niech to w końcu dotrze do oficjeli województwa, że teatr jest biedny finansowo. Niech was nie myli piękna fasada. Najłatwiej jest znaleźć kozła ofiarnego. Jak przychodził Kijowski do teatru, to wszyscy byli w niego zapatrzeni, wszyscy zadowoleni, a teraz...
- A gdybyście wspólnie wystąpili z Kijowskim do władz, cały zespół?
Artur Steranko: Proszę mi nie mówić o wspólnocie w teatrze, bo jej nie ma i nie tylko w naszym. Taki teatr jaki poznałem, jak tu przyszedłem, takich teatrów już nie ma, one nie istnieją. Ludzie liczą pieniądze, kto ile wyszarpie dla siebie. Trzeba się do tego przyzwyczaić, bo inaczej już nie będzie. I ten kto jest sprytniejszy, to wywalczy, a kto słaby zginie. Brutalny świat.
- I niech to będzie pointa.
Artur Steranko: Niech będzie i pozdrawiam czytelników.
Rozmawiał Adam Socha
Szanowny Panie,
Piszę do Pana na prośbę męża. W związku z mającym się ukazać wywiadem zajrzałam na stronę Debaty. Znalazłam tam taką treść /cytuję/:
"Wielu aktorom miał pomóc – wg jej słów - w trudnej dla nich chwilach. Najwybitniejszego aktora teatru miał po wylewie zawieźć do dobrego szpitala w Warszawie i przy nim czuwać. Aktor wyzdrowiał".
Dementuję tę wypowiedź.
Po wylewie na skutek pęknięcia tętniaka szpital olsztyński skierował mojego męża do szpitala w Warszawie, ponieważ tu nie było dla niego ratunku. Szpital warszawski przyjął mojego męża w stanie krytycznym /lot helikopterem/. Ruszyłam za nim do Warszawy i poszukując noclegu w stolicy wertowałam zabrany w pośpiechu kalendarz męża. Znalazłam tam m.in. telefon do Pana Janusza Kijowskiego, który wówczas nie był jeszcze dyrektorem teatru. Sytuacja ta miała miejsce znacznie wcześniej. W taki sposób Pan Janusz Kijowski dowiedział się o pobycie mojego męża w warszawskim szpitalu. Zaoferował pomoc związaną z moim jednodniowym noclegiem u swoich znajomych /potem nocowałam w innym miejscu/, odwiedzał mojego męża w szpitalu i faktycznie służył pomocą ilekroć o to poprosiłam, za co jestem mu wdzięczna.
Uprzejmie proszę o sprostowanie tej nieprawdziwej, cytowanej powyżej informacji.
Pozdrawiam serdecznie
Grażyna Jaśkiewicz-Steranko
Skomentuj
Komentuj jako gość